Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Dziwna randka z Tindera, groźby na cmentarzu i inne anonimowe opowieści

59 264  
336   34  
Dziś przeczytacie m.in. o tym, jak się czuje „ta trzecia”, będzie też o kruchości życia i bardzo nieudanej randce.

#1.

Spotkałam mężczyznę, który od samego początku mi się spodobał. Takie wielkie wow na pierwsze przypadkowe spotkanie. Zaczęło się od SMS-ów, później spacery, wieczorne spotkania... Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie fakt, że był w związku. Był to związek partnerski, nie mieli dzieci, mówił, że się im nie układa, że traktuje ją jako przyjaciółkę, nie mieszkali razem. I stało się, weszłam w taki "układ". Myślałam, że jego uczucia w stosunku do mnie są szczere. Minął rok, a nic się nie zmieniło, dalej spotykaliśmy się potajemnie. To z nią spędzał święta, imprezy, wakacje. Dotarło do mnie, że byłam po prostu kochanką...


Inaczej to sobie wyobrażałam. Na początku gdy zaczęliśmy się spotykać myślałam, że zmieni swoje życie. Niestety tak się nie stało, ale chyba nie umiałam odpuścić i tak tkwiłam w takich relacjach. Dużo się kłóciliśmy, miał do mnie o wszystko pretensje, kłótnie też były wynikiem tego, że nie umiałam sobie poradzić z całą tą sytuacją... Tak zwyczajnie po prostu chciałam być kochana i szczęśliwa.

Wiem, że źle zrobiłam, w ogóle nie powinnam wchodzić w ten związek, ale stało się. Wspólna praca w jednej firmie nie ułatwia, aby zapomnieć i ruszyć dalej. Jeszcze fakt, że on mnie obwinia, że to ja go zostawiłam, że on jest bardziej poszkodowany sprawia, że jeszcze mi ciężej na sercu... Nie wiem co zrobić aby zapomnieć i ruszyć dalej.

#2.

Rok temu 1 listopada, tuż przed godziną 9:00, stoję na parkingu przy kościele. Nagle podbiega do mnie mama mojej przyjaciółki i prosi o pomoc, ponieważ jej ojcu coś się stało. Biegnę za nią do mieszkania, wchodzę, widzę - starszy pan leży na podłodze. Sprawdzam puls, oddech - nieprzytomny, ale oddycha - układam w pozycji bocznej. Mija minuta i zauważam brak oddechu, bez zastanowienia rozpoczynam RKO. Po jakichś 20 min przyjeżdża karetka, widzę, że ratownik stoi już za mną przygotowany, więc po dokończeniu "serii" uciśnięć mówię "zmiana". Nie chcąc robić tłoku i dając miejsce ratownikom odchodzę do pomieszczenia obok, po chwili słyszę "nie żyje".
Poczułem się wtedy bezsilny, bezradny, jakby ktoś mi nóż w plecy wbił. Lekarz mówił, że mimo starań nie było szans.

Jestem strażakiem, widziałem już wiele krwi i ludzkich nieszczęść, typu poszkodowani w wypadkach, wisielcy, ale nic mnie tak nie dobiło jak ta sytuacja, gdy osoba, którą znałem umiera na moich oczach. Której rodzina patrzyła na mnie w trakcie akcji z wielką nadzieją, że będzie dobrze. Czułem się beznadziejny, wychodziłem ze spuszczoną głową, wtedy mama przyjaciółki mnie przytuliła i powiedziała, że dziękuje mi, że się starałem, to mnie trochu podniosło na duchu.
Jak widać życie, choć piękne, tak kruche jest.

#3.

Ach, Tinder... Od kiedy korzystam z tej aplikacji, moje życie obfituje w naprawdę dziwne sytuacje. Teraz jeszcze bardziej nie jestem w stanie zrozumieć płci przeciwnej. Parę razy dostałem kosza, trafiło się też kilka randek, które były zupełnym niewypałem, a raz umówiłem się z niewiastą, która na zdjęciach wyglądała niczym smukła bogini, a na spotkaniu pojawiła się istota o kształcie arbuza. Najdziwniejszą schadzkę miałem jednak wczoraj.

Dziewczyna była miła i szalenie zabawna. Poszliśmy do restauracji, wypiliśmy kilka kieliszków. Gadka kleiła się – cały czas rechotaliśmy i zachowywaliśmy się, jakbyśmy znali się całe życie. Zauważyłem też, że dziewczyna jest nie tylko urocza, ale i bardzo ładna. No i chyba „chętna”. Zaczęła mnie obmacywać pod stołem, szeptać różne sprośności do ucha i zachowywać się tak, jakby dalsza część randki miała się odbyć w sypialni. Po chwili takich pieszczot pani rzekła: „Muszę do łazienki. Za momencik wracam… i może pójdziemy do ciebie?”. Skinąłem głową i odprowadziłem ją wzrokiem do toalety. Tyle że zamiast tam wejść, dziewczyna zdecydowanym krokiem podeszła do drzwi restauracji, wyszła z knajpy, wsiadła do taksówki, którą musiała zamówić w czasie naszej rozmowy, i pojechała w siną dal.

Nie mam zielonego pojęcia co się stało, a próba ogarnięcia tej sytuacji moim małym męskim rozumkiem sprawia, że mózg mi się gotuje...

#4.

Gdy miałam cztery latka, moi rodzice się rozwiedli. Sąd ustalił widzenia z tatą co tydzień w sobotę. Tata znalazł sobie nową żonę, którą nawet polubiłam. Starali się o dziecko, niestety jego nowa żona była bezpłodna. Postanowili więc spróbować metody in vitro. Za pierwszym razem nie udało się zapłodnić, za drugim udało się, ale dziecko niestety zmarło po urodzeniu.

W pewną sobotę poszłam z nową żoną taty na cmentarz, na grób jej zmarłego dziecka. Jako sześcioletnie dziecko nie rozumiałam za bardzo po co tam mnie zaprowadziła. Zaczęła mi opowiadać, że jak będę niegrzeczna, to też będę leżeć w takim grobie, że pewnie pójdę do piekła i moje zwłoki spalą. Gdy skończyła mi opowiadać te rzeczy kazała mi się przeżegnać, nie chciałam tego zrobić, ponieważ się bałam. Gdy odmówiłam, zaczęła mówić, że to dziecko zacznie mnie nawiedzać i że jak komuś o tym powiem, to w nocy zabierze mnie do piekła.


Jak wróciłam do domu, nic nie powiedziałam mamie. Przez pół roku moczyłam się w nocy. Mam uraz do dziś, a cmentarzy unikam.

#5.

Latem pracowałam jako kelnerka w jednej z restauracji nad morzem. Jak to w sezonie, mieliśmy oblężenie. Jednymi z klientów, z którymi miałam do czynienia było małżeństwo z kilkuletnią córką. Niby nic nowego, ale ta sytuacja była inna.

Dziewczynka już na pierwszy rzut oka była upośledzona. Gdy zajęli miejsca, a rodzice zajęli się czytaniem menu, mała kręciła się i wierciła, rozsypywała sól i pieprz na obrus, wkładała sobie do buzi serwetki. Na szczęście rodzice interweniowali, nim się zadławiła. Po chwili dziewczynka wstała i zaczęła biegać po całej sali. Mnóstwo ludzi, czy to zajmujących miejsca, czy idących do toalety, ja spisująca zamówienia i przede wszystkim dziewczyny roznoszące jedzenie i napoje. Nietrudno więc było o to, by dziewczynka kogoś przewróciła. Jej rodzice kompletnie nie reagowali, byli zajęci rozmową. Dodam, że inni dorośli widząc ile osób kręci się po sali, pilnowali swoje dzieci. Widziałam też krzywe spojrzenia innych klientów.

Najpierw jedna z dziewczyn zaprowadziła małą do kącika dla dzieci - mamy tam klocki i puzzle. Dziewczynka nie zainteresowała się jednak i wróciła do biegania po sali. Po chwili stało się to, co było do przewidzenia - wpadła na jedną z kelnerek. Na szczęście koleżanka niosła tylko zimne napoje, ale całą bluzkę miała mokrą. Ponieważ przyjmowałam zamówienia obok stolika, który zajmowali rodzice dziewczynki, podeszłam do nich, delikatnie zwróciłam uwagę na to co się właśnie stało i poprosiłam by pilnowali córki.

No i się zaczęło. Matka nakrzyczała na mnie, że ich dyskryminuję, nie dostrzegam, że jej córka jest bardzo chora, że innym rodzicom nikt nie zwraca uwagi (bo nie było powodu), a w ogóle to wszystko wina tego, że nie mamy specjalnego miejsca dla takich dzieci jak jej córka. Następnie wstała, zabrała córkę i poszła "szukać lokalu, gdzie nie dyskryminują niepełnosprawnych". Jej skrępowany mąż przed odejściem wybąkał przeprosiny.

Nikogo nie dyskryminuję - szefowa sali nakazała nam grzeczną interwencję w podobnych sytuacjach. Postąpiłabym identycznie, gdyby sytuacja dotyczyła zupełnie zdrowego dziecka.
Możecie mnie hejtować, ale moim zdaniem nie powinno się chodzić w takie miejsca jak restauracja z dzieckiem, nad którym nie umiemy zapanować. Obojętnie, czy jest ono zdrowe czy chore.

#6.

W czasie liceum w klasie maturalnej złamałam nogę, a wiadomo - przed maturą miesiąca wolnego od szkoły sobie nie mogłam zrobić.
Tato zaczął wozić mnie do szkoły autem, a odbierał a to wujek, a to mama.
Schody zaczęły się, i to dosłownie, w szkole.
Trudno było mi wejść na drugie lub trzecie piętro o kulach, poprosiłam o pomoc kolegę, który nawet nie odpowiedział i pobiegł dalej. Myślę - trudno, jakoś spróbuję, a tu
nauczyciel matematyki podaje moje kule mojej koleżance, a mnie bierze na ręce i jak gdyby nigdy nic niesie na drugie piętro na polski. Jakoś wydukałam podziękowania, próbując to przyswoić.
Przez cały miesiąc nosili mnie na zmianę nauczyciel matematyki razem z wuefistą.

Po maturze obaj nauczyciele dostali ode mnie po dobrym alkoholu i dużym dziękuję :)

#7.

Pewna "wiodąca marka" specjalizująca się w wysokoprocentowych trunkach wydała kiedyś edycję limitowaną wódki z "grającą nakrętką", czyli taką menelską pozytywką grającą w momencie odkręcenia butelki. Na takie urządzenie naciął się mój świętej pamięci dziadek.

Mój dziadek - czyli prosty chłopina podbiegający pod dziewiąty krzyżyk na karku. Wychowany w duchu niezbyt rozwiniętej wsi, przeżywszy dwie wojny, za nic miał sobie nowoczesne wynalazki. Jedyne czego oczekiwał od jesieni swojego życia to spokój, i sporadyczny papierosek. No i wódeczka od czasu do czasu. Jego schemat dnia był prosty i powtarzalny. Rano dziadek wstawał o piątej rano, mył się, ubierał, po czym przypomniawszy sobie, że od dwudziestu lat nie ma już pola do uprawy, siadał na kanapie i drzemał sobie do około ósmej. Po drzemce szedł do sklepu po chleb, wypalał po drodze papieroska, pogadał z sąsiadami, z panią sklepikarką, i tak mu czas mijał do południa. Czasem chodził na grób swojej żony czy na mecz lokalnej drużyny piłkarskiej. Ot, spokojne życie seniora. Nie lubił komputerów i innych nowoczesnych wynalazków. Dla niego "za komuny było prościej". Może biedniej - ale ogarniał na czym świat stoi, a nowoczesność go nie obchodziła.


Czy powiedziałem, że mieszkał ze swoim synem, czyli moim wujkiem Włodkiem? A więc tak właśnie było, wujek opiekował się dziadkiem, starał się ograniczać jego nałogi i generalnie ograniczał mu jego swobody obywatelskie. Tak przynajmniej twierdził dziadek.

Pewnego razu podczas zjazdu rodzinnego, po fajnym wieczorze spędzonym z bliskimi, dziadek miał kłopoty ze spaniem. Kręcił się w łóżku, stękał, jęczał, aż w końcu w głowie zaświtał mu plan - po wódeczce lepiej się śpi, więc po kieliszku jego kłopoty miną. Problemem było to, że wujek Włodek spał koło komody z trunkami, która była w tym czasie dla dziadka strefą zakazaną. I tutaj nadchodzi osobista relacja mojego wujka:

"Obudziłem się, bo słyszałem, że dziadek wstał z łóżka, ale udawałem, że śpię, bo chciałem zobaczyć co zrobi, bo rzadko wstawał w nocy. Dziadek podkradł się po cichutku do komody z alkoholem, otworzył drzwiczki, wyciągnął flaszkę, odkręcił nakrętkę… I zaczęła z niej grać kolęda "Cicha noc". Dziadek struchlały po cichu pod nosem zamruczał: "Włodek, ten sk%#@ysyn, nawet tu alarm zamontował…"
7

Oglądany: 59264x | Komentarzy: 34 | Okejek: 336 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało