To zadziwiające, jak bardzo filmowy seans potrafi niektórych widzów
pochłonąć. Dość tu przypomnieć wysyp zafascynowanych licealnymi
wampirami ze „Zmierzchu” małolat, którym ekranowa fikcja
poważnie myliła się z rzeczywistością, albo stada miłośników
„Niewolnicy Izaury”, którzy gotowi byli zlinczować aktora
grającego rolę ciemiężcy tytułowej bohaterki. Czasem jednak
niezdrowa obsesja filmową produkcją może doprowadzić do
wylęgnięcia się w głowach kinomanów znacznie gorszych pomysłów.
#1. „Pierwsza krew” – być jak John Rambo
Odrzucony przez
społeczeństwo, cierpiący na stres pourazowy weteran z Wietnamu –
John Rambo zagościł na kinowym ekranie w 1982 roku i od razu zrobił
piorunujące wrażenie na widzach. Do tego stopnia, że znalazło się
kilku, którzy bardzo chcieli – wzorem filmowego osiłka – doświadczyć
życia w lesie. Problem w tym, że postać grana przez Stallone’a
oprócz ukrywania się w dziczy prowadziła też partyzanckie walki
z całym zastępem policji. I tak też krótko po premierze
„Pierwszej krwi” pewien świr ubrany w wojskowe ciuchy zastrzelił
stróża prawa, a następnie uciekł w chaszcze myśląc, że przeżyje
przygodę rodem z dużego ekranu. Tak się jednak nie stało –
facet został szybko zastrzelony.
To nie był jednak
jedyny przypadek, kiedy małoletni, samozwańczy żołnierze „bawili
się” w takie leśne eskapady. Przynajmniej kilku takich kinomanów
znajdowano w różnych zakątkach USA. Jednego z usmarowanych farbą
maskującą, odzianych w umorusane wojskowe wdzianko fanbojów
przez dwa tygodnie ścigano po tym, jak kryjąc się w lesie,
ostrzelał za pomocą procy Bogu ducha winną dziecięcą wycieczkę
szkolną.
#2. „Koszmar z ulicy
Wiązów” i „Piątek, trzynastego” – kiedy slashery wejdą zbyt
mocno
Slashery to
wyjątkowo wdzięczny rodzaj kina grozy – nie ma tu przesadnie
skomplikowanej fabuły czy zbędnych dłużyzn, a posoka wesoło
sobie tryska z ekranu, ku radości widzów. W 2004 roku Daniel
Gonzalez – wielki fan takich produkcji, jak „Koszmar z ulicy
Wiązów” i „Piątek, trzynastego” – nażarł się narkotyków i w
ciągu trzech dni zamordował cztery osoby. Podczas jednego z napadów
zabójca miał na sobie hokejową maskę, która to, jak wiadomo, jest
rozpoznawczym znakiem Jasona Voorheesa.
Daniel zatrzymany został po
tym, jak jeden z sąsiadów ostatniej jego ofiary powiadomił
policję o nagim mężczyźnie ufajdanym krwią, który w amoku
biegał po osiedlu. Szybko okazało się, że Gonzalez jest
regularnym świrem – mimo że stwierdzono u niego schizofrenię i
zespół paranoidalny, morderca skazany został na dożywocie.
Usłyszawszy wyrok, Daniel jeszcze na sali sądowej usiłował
przegryźć sobie żyły. Został jednak odratowany. Żywota dokonał
niedługo potem, już w swojej celi, gdzie pochlastał sobie
nadgarstki za pomocą ostrej krawędzi połamanego pudełka po
płycie kompaktowej.
#3. „Wywiad z
wampirem” – inspiracja do picia ludzkiej krwi
W 1994 roku Daniel
Sterling i jego dziewczyna poszli do kina na „Wywiad z wampirem”.
Mężczyzna tak bardzo był zafascynowany tym seansem, że krótko po
jego zakończeniu oznajmił swojej ukochanej, że zamierza ją zabić
i wypić jej krew. Kobieta uznała tę deklarację za żart. Nie
wiedziała jednak, że jej chłopak cierpi na chorobę afektywną
dwubiegunową, a historia problemów psychicznych w jego rodzinie jest
dość bogata. U Daniela kłopoty z głową pogłębiały się już
od lat, a konkretnie od czasu, kiedy jego matka popełniła
samobójstwo.
Sterling zadał
swojej dziewczynie siedem ciosów nożem, a następnie przez długie
minuty pił jej krew. Ostatecznie jednak zadzwonił na numer alarmowy
i usiłował wmówić policjantom, że jego ukochana padła ofiarą
ataku z rąk psychopatycznego Murzyna. Ranna niewiasta przez niemal
dwa tygodnie walczyła o życie w szpitalu. Tymczasem Daniel
oskarżony został o próbę morderstwa i na długie lata trafił za
kratki.
Zupełnie jak para
psycholi ze słynnego filmu Olivera Stone’a – dwójka kochanków
z Oklahomy odbyła krwawą trasę po całym stanie, po drodze rabując
sklepy i dokonując całej masy mniej lub bardziej karygodnych
czynów. W jednym z alkoholowych sklepów, które odwiedzili,
zapłacili jego właścicielowi celnym strzałem z pistoletu.
Dotarłszy do Luizjany, wpadli z wizytą do marketu spożywczego i
ciężko ranili sprzedawcę (mężczyzna do dziś jest
sparaliżowany), a następnie wrócili do swojego rodzinnego miasta,
aby pochwalić się urlopowymi rekreacjami przed swoimi znajomymi.
Niedługo potem para miłośników kina Stone’a została
aresztowana. W 2010 roku dziewczyna, oskarżona o usiłowanie
zabójstwa, spędziwszy za kratkami 15 lat, wyszła na wolność.
Tymczasem jej facet takiego
prezentu od losu nigdy nie dostanie – skazany został on na
dożywocie.
#5. „Pociąg z forsą”
– film, który zainspirował podpalaczy
W całkiem
sympatycznym akcyjniaku z 1995 roku pojawia się postać przestępcy,
który polewa benzyną kioskowych sprzedawców, a następnie podkłada
ogień, smażąc tym samym swoją uwięzioną w budce ofiarę.
Krótko po premierze „Pociągu z forsą” policja doniosła o
siedmiu przypadkach napadów wyraźnie inspirowanych filmem. Jeden z
tego typu incydentów skończył się tragicznie – 50-letni
mężczyzna został żywcem podpalony, a ponad 75% jego ciała
doznało poparzeń trzeciego stopnia. Chociaż udało się uratować
mu życie, po kilku tygodniach pobytu w szpitalu nieszczęśnik zmarł.
#6. „Taksówkarz” –
niezdrowa obsesja małoletnią Jodie Foster, która prawie pozbawiła USA głowy państwa
To jeden z
głośniejszych przykładów na to, jak kinowy seans może zryć
banię człowiekowi, którego bania jest już dostatecznie zryta…
Niejaki John Hinckley Jr., fanatyczny członek organizacji nazistowskiej, obejrzał „Taksówkarza” – głośny
film z Robertem De Niro – i poczuł silną obsesję postacią
12-letniej prostytutki graną przez młodziutką Jodie Foster.
Mężczyzna wysłał do aktorki dziesiątki listów, wierszy i
najszczerszych deklaracji miłości. Nie będąc w stanie zaimponować
swojej artystce, John, wzorując się na bohaterze
filmu, postanowił dokonać zamachu na życie polityka.
Trzeba
przyznać, że Hinckley był w tym działaniu cholernie ambitny, bo
zamiast ukatrupić, dajmy na to, burmistrza jakiegoś małego
miasteczka, facet ten uznał, że najlepszym celem dla niego będzie Jimmy Carter. I być może plan ten zostałby wdrożony w życie, gdyby nie to, że na lotnisku w Nashville, mieście, które prezydent odwiedzał, Hickley został zatrzymany z trzema pistoletami w walizce. Broń mu skonfiskowano i zmuszono do zapłacenia kary. Większe konsekwencje go jednak nie spotkały. Niedługo potem nową głową państwa Stanów Zjednoczonych został Ronald Reagan, więc John postanowił kolejny raz spróbować szczęścia. Tym razem mu się udało... 30 marca 1981 roku oddał sześć strzałów do
prezydenta, który w obstawie ochrony wychodził z hotelu Hilton w
Waszyngtonie. Reagan został lekko ranny, natomiast cięższe
obrażenia odniósł jeden z policjantów oraz pracownik Secret
Service.
Najbardziej jednak oberwało się Jamesowi Brady’emu –
politykowi, który towarzyszył Reaganowi. Jedna z kul przeszła
przez czaszkę mężczyzny, uszkadzając mu mózg. Od tego czasu Brady
był częściowo sparaliżowany, miał trudności z mówieniem i do
końca życia jeździł na wózku inwalidzkim.
Mimo bardzo poważnych zarzutów Hinckley nie trafił za kratki. Uznano go za niepoczytalnego i do niedawna jeszcze siedział w zamkniętym szpitalu dla obłąkanych. Miejsce to opuścił w 2016 roku i zamieszkał u swojej 90-letniej matki.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą