To jedna z tych historii, w której bohater najpierw klepie biedę,
ale potem, dzięki swojej odwadze i inteligencji, dochodzi do
wielkiego majątku, po drodze zostawiając na współczesnej historii
wyraźny odcisk. O przekręcie, który to został koncertowo wykonany przez pewnego polskiego Żyda, można by było nakręcić niezły
film. I nawet wiemy, która wytwórnia mogłaby takie dzieło
wyprodukować!
Nazywał się Szmul Gelbfisz i przyszedł na świat w 1879 roku w
rodzinie warszawskich chasydzkich Żydów. W domu panowała bieda.
Ojciec Szmula Aaron Dawid Gelbfisz miał swój niewielki
geszefcik – zajmował się handlem meblami, jednak bardziej od
zarabiania pieniędzy interesowało go studiowanie Talmudu. Jego syn
wychowywany więc był w atmosferze judaistycznego mistycyzmu, edukował się w ortodoksyjnej, żydowskiej szkole, a językiem hebrajskimi
posługiwał się w mowie i w piśmie.
Uczył się również języka
jidysz, którym posługiwała się jego matka. No i mówił też po
polsku.
Pewnego razu, kiedy
mały Gelbfisz razem z innymi dzieciakami bawił się na ulicy,
ulicą przejeżdżał na swoim koniu pewien bogacz. Za swym panem podążał sługa na ośle. Na znak swojego pana, pomagier rzucił na bruk
garść monet. Umorusane szczyle pobiegły pozbierać te „dary”.
Scenę tę młody Szmul zapamiętał na całe życie – widok
człowieka zbyt bogatego, aby „upilnować” swe pieniądze zrobił
na nim kolosalne wrażenie.
W 1895 roku 43-letni
Aaron zmarł, pozostawiając swoją żonę z szóstką dzieci i bez
żadnych środków do życia. Rodzinie pomagała ciotka Szmula,
oferując dzieciakom różne, zazwyczaj marnie płatne, zajęcia.
Chłopak nie chciał jednak kontynuować żywota biedaka. Miał
zaledwie piętnaście lat, kiedy uciekł z domu.
Z Warszawy pieszo
udał się do Niemiec. Tam przez krótki czas pracował w fabryce
rękawiczek, ucząc się sekretów tego fachu. Długo jednak miejsca
tam nie zagrzał – wkrótce trafił na statek płynący do Anglii.
Na miejscu, już jako Samuel Goldfish, zaczął żebrać, a noce
spędzał śpiąc gdzieś po krzakach i znajdując schronienie w
parkach i melinach. Londyn nie był dla niego. Ruszył więc na
pieszą wycieczkę w głąb kraju. Imał się różnych zajęć –
handlował narzędziami, innym razem sprzedawał gąbki, a gdy już nie
było innej możliwości zdobycia pieniędzy, kradł jedzenie.
Kiedy dotarł do
Liverpoolu, jakimś cudem udało mu się zdobyć fundusze, za które
mógłby kupić bilet do USA. Goldfish czasem opowiadał, że pomocną
dłoń wyciągnął do niego pewien zamożny Anglik, który widząc
nieszczęśliwego chłopaka, zasponsorował mu tę podróż. Innym
zaś razem Samuel wspominał o swojej ciotce, która zrobiła mu taki
prezent.
Chłopak najpierw trafił do Kanady, a dopiero stamtąd
przedostał się do celu swojej wyprawy.
Samuel był absolutnie
zafascynowany Nowym Jorkiem – miastem, gdzie gazety wychodziły w
każdym europejskim języku, a właściciele fabryk desperacko
szukali ludzi do pracy.
To właśnie tam młody, marzący o wielkiej
karierze ubogi imigrant dowiedział się o sporej polskiej
społeczności zamieszkującej jedno z pobliskich miast. Mowa o
Gloversville – nazwa tej miejscowości wywodziła się od istniejącego tam przemysłu
związanego z produkcją rękawiczek. Były tam dziesiątki fabryk,
warsztatów i sklepów tylko i wyłącznie z tym produktem. Jeśli na
początku XX wieku mieszkałeś w Stanach Zjednoczonych i zgodnie z
ówczesną modą nosiłeś rękawiczki, to raczej na pewno
wyprodukowano je w Gloversville!
To
właśnie tam Goldfish postanowił dorobić się forsy.
Początkowo szło mu
tak sobie, miał bowiem opinię mruka i dość powolnego pracownika. Na szczęście co tydzień otwierały się nowe fabryki,
więc Samuel mógł zawsze bez trudu znaleźć zatrudnienie. W
końcu znalazł robotę w przedsiębiorstwie Lehr and Nelson, gdzie
zajmował się wykonywaniem skórzanych wykrojów. Sam poznał tam
paru wpływowych ludzi – w tym Abe’a Lehra, syna właściciela
fabryki, którego tatko chciał przyuczyć do zawodu i nakazał mu
pracować fizycznie u boku swego rówieśnika, Goldfisha.
Młodzieniec nie chciał brudzić sobie rąk fizyczną pracą, więc
pozwalał Samuelowi brać nadgodziny i szczodrze wynagradzał go za
krycie mu tyłka przed ojcem.
Samuel za dnia
pracował, w nocy uczył się języka angielskiego (podobno z dość
marnym skutkiem – do końca życia jego znajomość tej mowy
pozostawiała dużo do życzenia).
W 1901 roku, parę
miesięcy przed otrzymaniem obywatelstwa, Goldfish zebrał
wystarczającą ilość pieniędzy, aby spróbować swych sił we
własnym rękawiczkowym biznesie. Spotkawszy Charlesa Sesonske,
młodzieńca z Kijowa, który podobnie jak on miał pewne
oszczędności i również planował zainwestowanie ich w
Gloversville, Sam zaproponował mu spółkę. Panowie wynajęli
pomieszczenie, zatrudnili szwaczkę, kupili parę płatów skóry.
Przedsiębiorstwo to padło po kilku miesiącach – słabym punktem
okazała się dystrybucja, a produkty dwójki nieopierzonych
biznesmenów „ginęły” gdzieś w zalewie towarów oferowanych
przez konkurencję.
Samuel nauczył się,
że jeśli ma sprzedawać rękawiczki, to musi robić to gdzieś poza
Gloversville. Został więc handlarzem zatrudnionym przez Ralpha
Mosesa – właściciela Elite Glove Company. Jak się szybko okazało, Samuel miał wielki talent do nawijania makaronu na uszy i w
krótkim czasie zyskał opinię doskonałego sprzedawcy. Wkrótce
firma bardzo się rozwinęła, a co za tym idzie, Goldfish miał
nie tylko pełne ręce roboty, ale i pełne kieszenie pieniędzy!
Szły za tym też awanse – Samuel piął się po szczeblach
kariery. Do szczęścia nie potrzeba mu już było zbyt wiele.
Niestety, wkrótce
nad rękawiczkowym biznesem zawisły czarne chmury. Oto bowiem
kongresmen Oscar Underwood złożył projekt ustawy, który miał w
krótkim czasie zrujnować całe Gloversville! Polityk proponował,
aby o 60% obniżyć cło sprowadzanych z Europy rękawiczek. Takie
posuniecie sprawiłoby, że cały przemysł rękawiczkowy w USA mógł
po prostu paść, bo ludzie zaczęliby kupować tańsze, importowane
produkty. Prezydent Woodrow Wilson pozostał głuchy na protesty
przedsiębiorców i podpisał ustawę, na której wszyscy biznesmeni
związani z tą branżą mieli dużo stracić.
Wszyscy – oprócz
Samuela Goldfisha. Ten bowiem wpadł na szalony pomysł. Skontaktował
się on z producentem we Francji i wynegocjował atrakcyjną cenę
dużej dostawy damskich, modnych rękawiczek do USA. Warunkiem
nawiązania współpracy była jednak dość nietypowa forma
pakowania tego produktu. Goldfish zażyczył sobie, aby rękawiczki
wysłano do dwóch różnych amerykańskich portów. Do jednego miały
dotrzeć jedynie lewe rękawiczki, a do drugiego – tylko te prawe.
Kiedy już wielkie skrzynie z zakupionym towarem dotarły do kraju,
Samuel nie zgłosił się po ich odbiór. Znał bowiem amerykańskie
prawo, zgodnie z którym taki „bezpański” towar, po 6 miesiącach zalegania w magazynie, zostaje
wystawiony na licytację. I tak
też stało się tym razem. Jak można się było spodziewać –
nikt nie chciał kupić, nawet za marne pieniądze, tysięcy
rękawiczek do noszenia na „dwóch lewych rękach”. Nikt, oprócz
osoby, która wiedziała, gdzie szukać brakujących par…
Samuel
był prawdopodobnie jedynym osobą zainteresowaną kupnem tego trefnego produktu i z całą też pewnością stał się obiektem drwin innych osób
biorących udział w licytacjach porzuconego, zamorskiego towaru.
Ominąwszy płacenie jakiekolwiek cła, Goldfish skompletował
wszystkie pary i sprzedał rękawiczki za bardzo niską cenę,
dorabiając się na tym przekręcie wielkiej fortuny!
Mocno wzbogacony
Goldfish doskonale wiedział, że taki numer mógł udać się tylko
raz i że wypadałoby teraz zainwestować pieniądze w coś innego. To
się nawet dobrze składało, bo Samuel od dłuższego czasu z
wielkim zainteresowaniem obserwował rozwój kinematografii i bardzo
chciał mieć swój wkład w biznes, który jego zdaniem mógł
mieć przyszłość!
Razem ze szwagrem Jesse Laskym otworzył
wytwórnię Jesse L. Lasky Feature Play Company, a już rok później, w 1914 roku nakręcony został „The Squaw Man” –
rewolucyjny, wieloaktowy film, uznawany dziś za jeden z pierwszych
westernów w historii, który okazał się wielkim hitem i zarobił (obłędne
jak na tamte czasy) 250 tysięcy dolarów!
Niedługo potem
panowie połączyli swoje siły z Adolph Zukor’s Famous Players.
Zanim firma ta przekształciła się w
Paramount Pictures, Goldfish
odszedł z niej, aby nawiązać współpracę z Edgarem i Archibaldem
Selwynem – producentami sztuk wystawianych na Broadwayu. Każdy z
mężczyzn wyłożył na stół po 75 tysięcy dolarów – w ten
sposób do życia powołana została firma Goldwyn Pictures
Corporation (nazwana od członów nazwisk wspólników). Zresztą
wkrótce Samuel Goldfish oficjalnie zmienił swoje nazwisko na
Goldwyn! W 1923 roku sprzedał swoje udziały i opuścił wytwórnię.
Nowym wspólnikiem Selwynów został Marcus Loew, który to kupił
przedsiębiorstwo amerykańskiego filmowca Louisa B. Mayera i
połączył je z Goldwyn Pictures Co. W ten sposób powstał
działający do dziś gigant, czyli
Metro-Goldwyn-Meyer!
Samuel Goldwyn –
polski Żyd, który położył podwaliny pod dwie wielkie wytwórnie,
bez których nie byłoby Hollywood, oczywiście nie zrezygnował z rozwijania
swej kariery i dał się poznać jako producent współpracujący z
najlepszymi filmowcami i najwybitniejszymi amerykańskimi aktorami.
Aż do początków lat 60. Samuel Goldwyn Studio wydało na świat
wiele znakomitych dzieł, które na stałe zapisały się w historii kinematografii!
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą