Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Ziemskie wody skrywają wiele tajemnic - niektóre z nich wyrzucane są na plaże!

101 031  
471   28  
Ziemskie oceany i rzeki skrywają wiele tajemnic. Większości z nich raczej nie poznamy (w każdym razie nie za naszego życia), czasem jednak wody odkrywają rąbek swoich sekretów, wyrzucając na plaże rzeczy, które wprawiają ludzi w osłupienie.

Jajeczka z niespodzianką

Dla dorosłych największą frajdą w jajeczkach z niespodzianką jest czekolada, natomiast dzieciaki bardziej interesują się zawartością plastikowych pojemniczków znajdujących się wewnątrz słodkiej skorupy. Tym razem morze postanowiło sprawić radochę tym ostatnim. Oto bowiem w 2017 roku na malutkiej niemieckiej wyspie Langeood położonej na Morzu Północnym plaże zapełniły się takimi właśnie kolorowymi pudełeczkami. Zawierające niewielkie zabawki jajeczka pierwotnie znajdowały się w pięciu potężnych kontenerach, które to wpadły do wody w chwili, gdy statek towarowy spotkał się z potężnym sztormem.


W tej historii zaskakująca jest reakcja władz wyspy. Zamiast zatrudniać służby sprzątające do ogarnięcia zaśmieconych plaż, zaproszono dzieciaki z lokalnych przedszkoli do zbierania łupów. Wkrótce potem dołączyło do nich mnóstwo innych osób – wszyscy mieli ponoć niezłą radochę.

Worek odciętych ludzkich dłoni

W marcu 2018 roku pewien rybak z syberyjskiej miejscowości Chabarowsk zobaczył na wybrzeżu rzeki Amur ludzką dłoń wystającą ze śniegu. Trudno sobie nawet wyobrazić, jak mężczyzna zareagował, gdy okazało się, że kończyna nie tylko nie należy do znajdującego się pod zaspą lokalnego pijaczka, ale i została ona urżnięta jakimś ostrym narzędziem. Żeby tego było mało, wokół walało się więcej tego typu „skarbów”. Większość dłoni spoczywała w worku wyrzuconym na brzeg rzeki. Wezwane na miejsce służby zabezpieczyły łącznie 54 takie fragmenty ludzkiego ciała.


Od razu pojawiły się pogłoski o tym, że to robota mafii, a niektórzy wręcz twierdzili, że stoi za tym jakiś psychopatyczny świr, który morduje swoje ofiary, a następnie okalecza ich zwłoki. Sprawę dość szybko wyjaśnił Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej. Okazało się, że dłonie pochodzą z lokalnego laboratorium kryminalnego. Ktoś nie zdawał sobie sprawy, że to ważne dowody i postanowił worka się pozbyć. Najwyraźniej w Rosji tradycja wyrzucania śmieci do lasu lub do rzeki ma się dobrze…

Niezidentyfikowany stwór

Rok temu na meksykańską plażę Destiladeras ocean wyrzucił wielkie truchło stworzenia, które przypominało skrzyżowanie delfina z węgorzem. W przeciwieństwie do innych przedstawicieli oceanicznej fauny, ta istota pozbawiona była płetw oraz oczu. Specjaliści, którzy dokonali oględzin tego tajemniczego mieszkańca wód, wysnuli hipotezę, że jest to zwierzę, które żyje w najgłębszych, dochodzących do nawet kilometra, rejonach uskoków morskiego dna. Tak czy inaczej – jeśli tak faktycznie jest, to stworzenie to nie zostało jeszcze sklasyfikowane.
Być może też truchło należy do delfina, który urodził się ze zdeformowanym ciałem, a za resztę efektu odpowiada zaawansowany stan rozkładu zwierzęcia.


Tymczasem za wersją mówiącą o odkryciu nieznanego dotąd mieszkańca oceanicznych głębin stoi też fakt, że w tej okolicy nie pierwszy już raz znajdowano stworzenia nieznane dotąd nauce.

Listy miłosne z II wojny światowej

Niedługo po tym, jak huragan Sandy w 2012 roku przeszedł przez wschodnie wybrzeże USA, pewna kobieta znalazła wyrzucone przez morze i związane różową taśmą kartki papieru. Po dokładnej ich analizie okazało się, że jest to listowna korespondencja, jaką w latach 1942-1947 prowadziła ze sobą para zakochanych. Lynn Farnham był wówczas w wojsku, a jego dziewczyna Dorothy Fallon niecierpliwie czekała na powrót wybranka swojego serca. Przez ten cały okres para komunikowała się ze sobą za pomocą tych właśnie listów. W jaki sposób trafiły one do morza? – tego nie wiadomo.


Kobieta, która znalazła te kartki, przeprowadziła jednak śledztwo i udało się jej poznać dalsze losy zakochanych – para wzięła ślub zaraz po wojnie i doczekała się dwójki dzieci. Niestety, Lynn od jakiegoś czasu jest już martwy. Podobnie zresztą jak syn państwa Farnham. Dorothy tymczasem ma już 92 lata, mieszka w domu spokojnej starości i straciła kontakt ze swoją córką. Listy, które morze wyrzuciło po przejściu huraganu trafiły do siostrzenicy Lynna, która z wielkim wzruszeniem przyjęła ten rodzinny skarb.

„Rzygi” wieloryba warte 180 tysięcy dolarów

Ken Wilman, mieszkaniec angielskiej miejscowości Lancashire, przechadzał się ze swoim psem po plaży, kiedy to nagle czworonóg zlokalizował leżący na piachu brejowaty przedmiot. Znalezisko cuchnęło wyjątkowo parszywie, więc Ken czym prędzej złapał na smycz swojego podekscytowanego odkryciem pupila i wrócił do domu. Ciekawość kazała mężczyźnie pobuszować w Internecie i znaleźć odpowiedź na pytanie „Czym, do cholery, była ta śmierdząca galareta?”. Kiedy Wilman się tego dowiedział, natychmiast pognał z powrotem na plażę, błagając wszelkie możliwe bóstwa o to, aby bijący po nozdrzach paskudnym fetorem przedmiot ciągle tam był.


Okazało się, że ta ważąca niecałe 3 kg substancja to ambra – wydzielina z przewodu pokarmowego kaszalota. Surowiec ten, po oczyszczeniu, jest bezwonny i ma zastosowanie w branży perfumeryjnej jako utrwalacz zapachu. Kiedyś ambrę pozyskiwało się podczas patroszenia wielorybów. Dziś, kiedy kaszaloty są objęte ochroną, korzysta się z syntetycznych lub roślinnych zamienników, a „oryginalna” wydalona przez kaszalota ambra ma bardzo dużą wartość. Ken miał sporo szczęścia, znaleziona przez jego psa cuchnąca galareta warta była… 180 tysięcy dolarów!

Ludzkie „zwłoki"

Wielka mi rzecz! Znalezienie wyrzuconego przez morze topielca jest równie łatwe jak zlokalizowanie muszelki na plaży. No, dobra. Może jednak trochę trudniejsze, ale w dalszym ciągu tego typu makabryczne „znaleziska” nie są niczym nadzwyczajnym. W listopadzie ubiegłego roku pewna kobieta zauważyła leżące na piasku jednej z plaż Florydy ludzkie ciało. Pokryte ono było glonami i muszelkami. Topielec ten pozbawiony był głowy i rąk, co mogło wskazywać na to, że człowiek ten padł ofiarą jakiejś upiornej egzekucji.


Podczas gdy jeden z zebranych wokół zwłok gapiów, którzy zajęci byli robieniem trupowi zdjęć, dzwonił na policję, ktoś podszedł do nieboszczyka nieco bliżej i odkrył, że to… manekin. Posejdon jeden wie, co ta naturalnych rozmiarów figura robiła w wodzie, ale pewno jest jedno – musiała tam być bardzo długo.

Wspomnienia z lat 80.

Przez 30 lat mieszkańcy Bretanii, regionu w północno-zachodniej Francji, co rusz natrafiali na wyrzucone przez ocean stacjonarne telefony w kształcie Garfielda – bohatera popularnej w latach 80. serii komiksów oraz kreskówek o pewnym grubym, leniwym kocie. Setki, jeśli nie tysiące takich aparatów były zabierane z plaży zarówno przez Francuzów, jak i wczasowiczów, którym od dekad już nieprodukowany aparat telefoniczny przypominał czasy młodości.


Tajemnicą jednak pozostawało, skąd pochodziły te przedmioty. I dopiero niedawno, dzięki pracownikom organizacji sprzątającej wybrzeże, udało się znaleźć rozwiązanie tej zagadki. Telefony pochodziły z kontenera, który ponad 30 lat temu zaginął podczas transportu statkiem i jakimś cudem prądy morskie skierowały go do jednej z pobliskich, niedostępnych od strony lądu, jaskiń. W wyniku uderzenia w kontenerze zrobiła się dziura, skąd przez ostatnie dekady do wody wpadały kolejne egzemplarze znajdujących się wewnątrz telefonów.

5

Oglądany: 101031x | Komentarzy: 28 | Okejek: 471 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało