Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Wakacyjna miłość, dziwne owłosienie i inne anonimowe opowieści

62 073  
381   110  
Dziś przeczytacie także m.in. o podnoszeniu ciśnienia, dowiecie się jak błyskawicznie rozwalić długoletni związek, poznacie niezwykle wyrozumiałego ojca, będzie też wspomnienie z pracy na Wyspach.

#1.


Długie miesiące katorżniczych ćwiczeń, rygorystyczna dieta, odżywki, masaże, joga. Do tego codzienne wstawanie o piątej rano, aby przed pracą przebiec 8 km. Wszystko to po to, aby spodobać się chłopakowi, który co roku przyjeżdża na wakacje w to samo miejsce, co ja. Moja przemiana była ogromna. Zrzuciłam 15 kg! Jak mnie zobaczył, to zmrużył oczy, coś w głowie przeprocesował, a następnie z radosnym uśmiechem krzyknął: „Ania! Zmieniłaś fryzurę?”.
Nie to jednak mnie załamało. Otóż miłość mojego życia przyjechała na urlop z dziewczyną. Żeby tego było mało, to okazało się, że jego wybranka jest o 20 kg cięższa niż ja przed tym, jak zabrałam się za odchudzanie.

#2.

Dawno, dawno temu, mojemu dziadkowi dość mocno spadło ciśnienie. Wezwano pogotowie, ale okazało się, że lekarz nie może podać dziadkowi leków na podwyższenie ciśnienia, bo razem z innymi lekami, które dziadek brał, mogłoby to go zabić.
Chwila konsternacji, po czym lekarz mówi:
- To ja już się będę zbierał, i tak panu nie pomogę, a pewnie są jakieś pilniejsze przypadki.
Oczywiście blefował, ale dziadek tak się tym zdenerwował, że ciśnienie się mu podniosło i wróciło do normy.

Tak że tego, kiedy coś wydaje się głupie, ale działa, to nie jest głupie, czy jak to tam szło.

#3.


Mieszkam z dziewczyną. Mamy kota i psa o imieniu Benek. Średnio się lubią, kot ciągle dokucza psu. Któregoś razu obudziłem się w nocy i strasznie chciało mi się pić. Poszedłem do kuchni i wzięło mnie na heheszki. Mamy na lodówce notatnik promocyjny. Wziąłem długopis i bardzo nieskładnie i koślawo napisałem na kartce:
„Drodzu ludzia, kochaciu kota bardzie niz mni, ja odchodzu, żegnajci, Benek”.

Wróciłem do sypialni, obudziłem dziewczynę i mówię jej: "Zszedłem na dół napić się wody i znalazłem przy lodówce kartkę od Benka, on chyba uciekł" i podałem jej kartkę.

Myślałem, że zacznie się śmiać, ale ona w półśnie zaczęła ją czytać, a później wybuchła takim płaczem, jakiego nigdy nie widziałem. Beczała jak dziecko. Osłupiałem i zacząłem ją zapewniać, że to tylko żart. Była ostro wkurzona. Położyliśmy się spać, a ja nie mogłem opanować śmiechu. Udało mi się nie wydawać z siebie żadnego odgłosu, ale znacie to uczucie, gdy próbujecie powstrzymać się od śmiechu? Tak, leżałem obok niej i trząsłem się próbując się powstrzymać, a ze mną całe łóżko, przez jakieś pół godziny...

#4.

Dziś przyciąłem moje włosy w nosie, usunąłem garść kłaków wyrastających z uszu oraz ogoliłem moje stopy, których poziom zarostu porównywalny jest do tego, którym mogli pochwalić się pieprzeni hobbici. Na koniec wyskubałem sobie kępkę szczeciny łączącej moje dwie, krzaczaste brwi. Spojrzałem z zadowoleniem w lustro. Wyglądałbym pewnie niczym młody bóg, gdybym miał brodę. Ale niestety jej nie mam, bo mi nie rośnie...

#5.


Opowiem Wam o tym, jak czasem nawet 7-letni, szczęśliwy związek można zniszczyć w ciągu 15 minut.

Z Tomkiem poznałam się na pierwszym roku studiów. Był trzy lata starszy, przystojny, inteligentny, z poczuciem humoru, które doprowadzało mnie do łez. Miły, dobry facet, który dostając awans na kierownika działu, po 6 latach związku zmienił się w chama, prostaka, osobę, z którą ciężko mi było przebywać wśród znajomych z powodu jego ciągłego wywyższania się. Pewnego dnia został zwolniony, a po kilku tygodniach ja awansowałam w pracy i nastąpiło to:

- Kierowniczka. Proszę cię. He, he.
- O co ci chodzi?
- Cieszysz się, jakbyś nie wiadomo co osiągnęła.
- Bo osiągnęłam?! Gdy ty dostałeś awans, otwieraliśmy szampana. W czym mój sukces jest gorszy od twojego?
- Ta. Dadzą ci kilka tysięcy, a ty będziesz się cieszyć jak niepełnosprawna.
- Że co proszę? Nie zagalopowałeś się trochę?
- Prawda jest taka, że gdyby nie ja, nie osiągnęłabyś nic. A teraz jeszcze cieszysz się nie wiadomo z czego. Masz przełożonych debili. Zorientują się, że niepotrzebnie cię wybrali, jak tylko coś spieprzysz.

Po tych słowach już nie wytrzymałam. Wykrzyczałam mu:
- To nie jest moja wina, że cię wylali, więc nie wyżywaj się teraz na mnie, bo sobie nie zasłużyłam! Doskonale wiesz, że na wszystko zapracowałam sama. Nie skończyłeś za mnie studiów, nie nauczyłeś się języków i nie znalazłeś mi pracy! Wszystko zrobiłam sama i nie wydaje mi się, żeby zostanie kierownikiem nie było powodem do radości! Tobie jedyne co mogę przyznać to to, że mnie wspierałeś, ale na pewno to jak wygląda moja kariera zawodowa nie jest twoją zasługą! Teraz jesteś wielce oburzony, że cię wywalili. Bycie kierownikiem nie uprawnia cię do darcia mordy na ludzi i grożenia zwolnieniem, jeśli nie zostaną po godzinach. Jedyne co teraz umiesz robić, to siedzieć na kanapie i żłopać piwsko, zamiast szukać...
Tu mi przerwał. Uderzeniem. Sytuacja skończyła się tak, że z podbitym okiem próbowałam złapać oddech i odsunąć od siebie jego ręce, które ściskały moją szyję. Nigdy nie widziałam w jego oczach tyle nienawiści, a jeszcze pół roku wcześniej te same oczy patrzyły na mnie pełne miłości i czekały, aż powiem „tak”.

Gdy w końcu otrzeźwiał i mnie puścił, wybiegłam z domu. Zrobiłam obdukcję. Tak na wszelki wypadek. Jak się okazuje, nie znam tego człowieka i nie mam pojęcia, do czego jeszcze jest zdolny.
Tego samego dnia pierwszy raz zapłaciłam lekarzowi za wypisanie zwolnienia lekarskiego, bo żadne fluidy, pudry i korektory nie były w stanie zakryć tego siniaka.
Wyprowadziłam się od niego dwa dni po tej sytuacji. W asyście dwóch przyjaciółek.

Reakcja niektórych osób z mojego otoczenia (w tym rodziny)?
„Uderzył cię tylko raz. Nie rób z siebie takiej księżniczki”.
„No a ślub? Przecież już rezerwowaliście salę? Nie szkoda ci kasy?”

Nie szkoda.

#6.

Poligon w połowie listopada. Pierwszy w tym roku przymrozek, szron na trawie. Gdzieś tak 3-4 stopnie na minusie.
Dowódca plutonu podał temat zajęć, omówił wszystkie czynności itd. Miał przejść do podania "warunków bezpieczeństwa". Zwykle to standard - zakaz celowania do ludzi i sprzętu, zakaz przeładowywania broni bez komendy, rozkładania broni itd. Ale nie tym razem.

"Podaję warunki bezpieczeństwa! Kategorycznie zabraniam dotykania językiem metalowych elementów broni!".

Miło, jak dowódca wierzy w inteligencję swoich żołnierzy...

#7.


Mieszkam z tatą. Mam 18 lat. Około tydzień temu powiedziałam mu, że mam ochotę na krupnik, na co odpowiedział, że będzie w piątek.
Szczęśliwa przychodzę do domu i co widzę? 0,7 krupnika i karteczkę "Baw się dobrze, zostawiam ci wolną chatę :*".


PS Miałam ochotę na zupę.

#8.

Kilka lat temu pracowałem w wakacje w jednym z malowniczych, szkockich miasteczek. Miasteczko to, jak zresztą wiele na Wyspach, dotknięte jest plagą śniadych panów, którzy znani są ze swojej miłości do zwierząt (zwłaszcza kóz), pracowitości (w pobieraniu zasiłków) i jeszcze paru innych szlachetnych zajęć, które często się nadają na pierwsze strony gazet, ale z jakiegoś powodu nie tak łatwo się ich doszukać (podobno zarówno dziennikarze, jak i wydawcy nie chcą zostać oskarżeni o rasizm. Dziwne, nie?).
Jednak to miasto nie zatraciło jeszcze swojej dumy i charakteru, o czym miałem szansę się na własne oczy przekonać.

Wracając o godzinie 22 ze swojej zmiany, byłem świadkiem sytuacji, gdzie grupa wyżej opisanych przeze mnie młodych panów (spora grupa, dobre 10-12 osób), zaczęła dosyć agresywnie zaczepiać parę miejscowych dziewczyn, które gdzieś zmierzały przez miasto. Zebrali się wokół nich i zaczęli coś pokrzykiwać. Mówię nieźle po angielsku, ale dla mnie to brzmiało, jakby charczeli i warczeli. Zacząłem delikatnie udawać się w tamtym kierunku, aczkolwiek nie ukrywam, że nie miałem zamiaru wskoczyć na ratunek, niczym rycerz na śnieżnobiałym rumaku, tylko po to, żeby dostać dwie kosy pod żebro i zejść zapomniany na chodniku, z małą wzmianką w pojutrzejszej gazecie (pewnie "agresywny Polak zadźgany w bójce", gdzieś w okolicach ostatniej strony).

Aż tu nagle, w krótkiej chwili wydarzyło się coś absolutnie niebywałego.

Dwójka młodych Szkotów, która paliła sobie przed barem nieopodal, zaczęła krzyczeć w stronę napastników (ciężko to zacytować, bo to jakaś portowa odmiana szkockiego i to chyba nawet nie stało obok angielskiego) coś w rodzaju ''eyy yaar wankers! leave 'is guurrls alone'', po czym jeden od razu ruszył w ich stronę (jeden na ponad 10 gości), a drugi wpadł do pubu i krzyknął ''mates, therree some guys outside tryin to rape arrr girls!!''. I to, co się wtedy wydarzyło, utknęło mi w pamięci na zawsze.

Z baru wypadła (i wytoczyła się, bo niektórzy, pomimo młodej godziny, wcześnie zaczynali) grupa chyba ze czterdziestu facetów (przedział wiekowy mniej więcej 20-70 lat), z krzesłami, kijami bilardowymi, butelkami, kuflami i czymkolwiek ciężkim, co im wpadło w ręce. Zaraz za nimi wypadło jeszcze kilka kobiet, ale wtedy faceci przystąpili już do pełnej szarży na wroga. Oglądaliście "Braveheart"? Jak Mel Gibson leciał ze swoją bandą rozdupić Anglików? To wyglądało mniej więcej tak samo, tylko inna broń i nie mieli pomalowanych twarzy. Krzyczeli jakieś kompletnie mi obce bluzgi, które brzmiały jakby rzucali klątwy. Ten chłopak sprzed pubu, który jako pierwszy pobiegł w stronę napastników, właśnie upadał przytłoczony przewagą, dalej machając rękami jak szalony i musiał się nieźle zdziwić, gdy nagle przeciwnicy zamiast go kopać, zaczęli spierdzielać gdzie pieprz rośnie. Piękne.
9

Oglądany: 62073x | Komentarzy: 110 | Okejek: 381 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało