Te fotografie niczym specjalnym nie wyróżniają się od innych zdjęć. Gdy jednak poznasz ich historię, poczujesz się nieswojo

#1. Ocalona

W 1961 roku rodzina z Wisconsin wybrała się na wycieczkę łodzią. Trasa miała prowadzić z Lauderdale aż na Bahamy. Nikt nie mógł przewidzieć, że Julian Harvey - sympatyczny kapitan, który miał bezpiecznie dowieźć swoich klientów na miejsce, okaże się mordercą. Człowiek ten z zimną krwią zabił swych dorosłych pasażerów oraz ich dwóch synów, a następnie zatopił swoją łajbę pozostawiając na niej ciągle jeszcze żywą 11-letnią dziewczynkę – Terry Jo. Dziecku udało się wydostać z łodzi i przez 4 dni dryfowała na ratunkowym pontonie, podgryzana przez ryby, obolała od poparzeń słonecznych i dręczona halucynacjami.
Dziewczynkę zauważył marynarz pewnego greckiego frachtowca. Zanim wciągnął ją na pokład jednostki, zrobił jej zdjęcie. Sama akcja ratunkowa została utrudniona przez wygłodniałe rekiny, które długo nie pozwalały zbliżyć się do pontonu.


Julian Harvey, który zatapiając swoją łódź, pragnął wyciągnąć pieniądze z ubezpieczenia, składając zeznania policji, dowiedział się, od stróżów prawa, że Terry Jo przeżyła. Miał wówczas rzec: „To cudowna wiadomość!”. Chwilę później udał się do hotelu w Miami, gdzie popełnił samobójstwo.

#2. Karta kolekcjonerska z wizerunkiem znanego koszykarza i… dwóch morderców

Lyle i Erik byli dzieciakami bogatych rodziców, którzy to zadbali o to, aby ich pociechy opływały w dostatki. Rodzina Menedezów mieszkała w willi zbudowanej w jednym z najzamożniejszych zakątków Beverly Hills, a dzieciaki żyły sobie jak dwa pączki w maśle. Kiedy chłopcy nieco podrośli zaczęli zastanawiać się, jak to fajnie by było, gdyby rodzice nagle zniknęli i zostawili im całą fortunę. Te idylliczne wizje miały szansę na realizację – wystarczyłoby przecież, aby ktoś posłał mamę i tatę do piachu...
20 sierpnia 1989 roku Lyle i Erik wkroczyli ze strzelbą do sypialni państwa Menedezów. Ojciec zginął od pierwszej kuli, natomiast rodzicielka zbudzona hukiem zerwała się z łóżka i usiłowała ratować się ucieczką. Wybiegając z sypialni została postrzelona w nogę i po chwili straciła równowagę poślizgnąwszy się na kałuży własnej krwi. Przed tym, jak ostatni pocisk rozerwał jej czaszkę, kobieta podziurawiona została przez kilka kul wystrzelonych w ręce i klatkę piersiową. Zanim bracia zadzwonili po policję, przestrzelili zwłokom kolana, aby morderstwa wyglądały na mafijną egzekucję.
21-letni Lyle i 18-letni Erik nie byli nawet podejrzewani o dokonanie tej zbrodni. Zostali sierotami z wielką fortuną, którą to krótko po zabiciu swoich rodziców zaczęli wydawać na drogie zegarki, luksusowe samochody, zakup restauracji, zatrudnianie prywatnych trenerów i egzotyczne wycieczki. Czasem też wpadli na mecz koszykówki kupując sobie miejsca w pierwszych rzędach. Na jednej z takich imprez znalazł się fotograf, który robił zdjęcia na potrzeby wydania serii kolekcjonerskich kart ze znanymi sportowcami.


Na fotografii przedstawiającej Marka Jacksona – zawodnika drużyny New York Knicks zobaczyć można braci Menedez. Niedługo potem Lyle i Erik zostali aresztowani i trafili do pierdla. Na zawsze.

#3. Nieświęty Mikołaj

Człowiek, który pozuje do zdjęcia w stroju świętego Mikołaja to Bruce McArthur - słynący z uprzejmości ogrodnik, który poza sezonem zakładał na siebie czerwone wdzianko, doklejał brodę i pozował z dziećmi do zdjęć w jednym z kanadyjskich centrów handlowych. Od 2010 roku, mężczyzna ten za pośrednictwem aplikacji randkowej umawiał się na spotkania homoseksualnymi facetami. Następnie zabijał ich, zwłoki rozczłonkowywał i ukrywał je w dużych donicach na terenie prywatnych posesji, na których pracował. Z częścią ze swoich ofiar McArthur – wielki miłośnik brutalnego seksu i klimatów sado-maso, wcześniej utrzymywał intymne kontakty. Obecnie Bruce siedzi w pierdlu skazany na dożywocie za zabicie ośmiu osób.

#4. Ostatnie zdjęcie ukochanego

Nie do końca wiadomo co było powodem wściekłości Jodi Arias. Według jej obrońców, dziewczyna była zmuszana przez jej chłopaka – Trevisa Alexandra do spełniania jego seksualnych fantazji. Gdy po raz kolejny Jodi odmówiła mu seksu analnego, doszło między kochankami do szarpaniny… Rodzina Trevisa twierdzi jednak, że przyczyną kłótni była chorobliwa zazdrość jego partnerki, która nie mogła pogodzić się z faktem, że spotykał się on z inną kobietą. Jaki by jednak nie był główny impuls, który sprawił, że Arias wpadła w furię, to trzeba przyznać, że dziewczyna zakończyła swój związek z Alexandrem w wyjątkowo okrutny sposób. Chwyciwszy za nóż zadała mu bowiem 27 ciosów, a następnie poderżnęła gardło wbijając nóż tak głęboko, że uszkodziła swej ofierze rdzeń kręgowy. Na koniec dobiła mężczyznę strzałem w głowę. Zanim znaleziono martwego Trevisa, jego zakrwawione ciało przez pięć dni leżało pod prysznicem. Dokładnie tym samym, pod którym Arias chwilę przed jego śmiercią zrobiła mu zdjęcie.


To ostatnia fotografia żywego jeszcze mężczyzny, którą udało się odzyskać ze sformatowanej pamięci aparatu fotograficznego znaleziono na miejscu zbrodni. Na kolejnych widać już broczące krwią ciało ofiary.

#5. Mem z kotem

To zdecydowanie jeden z popularniejszych ostatnio memów i pewnie nie tylko ja parę razy parsknąłem śmiechem przy kolejnym spotkaniu z wrzeszczącą kobietą i zupełnie niewzruszonym sierściuchem. Nieco mniej wesoło robi się jednak, gdy poznamy historię fotografii z rozhisteryzowanej pani.


To Taylor Armstrong - jedna uczestniczek programu The Real Housewives of Beverly Hills. Zdjęcie to jest kadrem z drugiego sezonu tej produkcji i pokazuje scenę, w której dochodzi do awantury, po tym jak dziewczyna opowiedziała reszcie koleżanek o swoim przykrym epizodzie z życia: Mąż Taylor psychicznie i fizycznie znęcał się nad nią i kobieta wystąpiła o rozwód. Załamany tą wiadomością mężczyzna postanowił odebrać sobie życie i powiesił się w swoim domu.
Kłótnia wybuchła w momencie, kiedy kamera zarejestrowała jedną z uczestniczek plotkującą na ten temat z innymi babkami, a Armstrong zdała sobie sprawę, że rzeczy, które kobiety mówią mogą zostać źle odebrane przez jej aktualnego męża.

#6. Szczęśliwi astronauci

Oto zdjęcie astronautów zbierających siły przed swoja misją, która to miała być próbnym, załogowym lotem i inauguracją programu Apollo. Panowie taplają się w basenie koło modułu dowodzenia. W tej samej kapsule niedługo potem spłoną żywcem.


27 stycznia 1967 roku, zgodnie z planem, przeprowadzono naziemną symulację lotu. Astronauci weszli do modułu i zostali przypięci pasami, a trzy godziny później zamknięto właz. Wkrótce pojawiły się pierwsze problemy – w kabinie panowało zbyt wysokie ciśnienie, były też pewne kłopoty z łącznością. O 6:30 doszło do chwilowej awarii elektryczności, a parę sekund później w module pojawił się ogień. Ekipa ratunkowa zdołała dostać się do kabiny dopiero pięć minut później, kiedy pożar wewnątrz zdołał już zgasnąć. Wszyscy obecni wewnątrz astronauci zginęli, a próby ich ratowania nie miały sensu, bo roztopione kombinezony były tak gorące, że nie dało się ich dotknąć.

Źródła: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8