Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

7 ciekawostek o prezydentach, którzy coś zrobili

57 133  
167   26  
Dziś nie będzie o najsłynniejszym polskim tiktokerze, a o prezydentach z innych stron świata. Zarówno tych, którzy zasłużyli się pozytywnie, jak i tych, którzy po dziś dzień przeklinani są na każde wspomnienie.

#1. Abdou Diouf i walka z AIDS

186266307aa35db1.png

Abdou Diouf, drugi prezydent Senegalu, wyróżniał się mocno na tle afrykańskich standardów. Przede wszystkim władzę objął po zwycięstwie w uczciwych, jak się wydaje, wyborach – choć nie obyło się po nich bez protestów. Do tego przegrawszy po 19 latach urzędowania, po prostu ustąpił ze stanowiska, oddając fotel konkurentowi i nie krzycząc przy tym o fałszerstwach czy nie domagając się zaprzestania głosowania. Ale Diouf ma na koncie wiele innych osiągnięć, w tym jedno naprawdę imponujące.

Odpowiednio wcześnie wprowadzony program zapobiegania AIDS, polegający na wymogu rejestracji prostytutek oraz edukacji młodzieży na temat bezpiecznego seksu, sprawił, że podczas gdy w wielu innych krajach Afryki wirus zebrał naprawdę potężne żniwo, w samym Senegalu odsetek zarażonych utrzymał się na poziomie poniżej 2%.

#2. Canaan Banana i walka z wiatrakami

186266108aeeca02.jpg

Wyśmiewanie się z czyjegoś imienia czy nazwiska jest w bardzo złym tonie – ofiara żartów (i często bezinteresownej złośliwości rodziców bądź losu) niczym przecież w takim wypadku nie zawiniła. I choć zdecydowanie wypadałoby, to jednak czasem trudno powstrzymać się od przynajmniej uśmieszku. Na przykład wtedy, kiedy na czele Zimbabwe staje Canaan Banana. Pierwszy prezydent kraju był postacią kontrowersyjną, ale z perspektywy czasu ocenianą raczej pozytywnie – przynajmniej jeśli ograniczyć się do jego politycznej działalności. I to nawet pomimo takich przebłysków jak w 1982 roku, kiedy oficjalną ustawą zakazał obywatelom… strojenia sobie żartów z jego nazwiska.

Choć w Zimbabwe mogło to przynieść jakiś skutek, to poza granicami stanowiło wodę na młyn dla znudzonych dziennikarzy. Hasło „bananowa republika” zyskało nowe znaczenie, a sam prezydent – zmarły w 2003 – powinien chyba się cieszyć, że nie doczekał ery memów.

#3. Borys Jelcyn i walka o pizzę

1862662a9dd72d73.jpg

O co tu robić aferę, że jakiś prezydent wskoczył na krzesło w japońskim parlamencie – co przecież nikogo nawet szczególnie nie zaskoczyło… I tak daleko mu do Borysa Jelcyna, niegdysiejszego prezydenta Rosji. Jelcyn słynął z zamiłowania do wysokoprocentowych trunków oraz specyficznej relacji z Billem Clintonem. W noc po ich pierwszym spotkaniu w Waszyngtonie w 1994 roku kompletnie pijanego Jelcyna, samego, odzianego wyłącznie w bieliznę, znaleziono na Pennsylvania Avenue. Co tam robił?

Próbował złapać taksówkę, by… pojechać po pizzę. Nic nadzwyczajnego, można by powiedzieć. Ale kiedy następnej nocy sytuacja się powtórzyła i Jelcyn znów zdołał wymknąć się z hotelu bez ochrony, w stanie wiadomym i celu identycznym, Amerykanie zdali sobie sprawę, że najwyższy czas trochę popracować nad bezpieczeństwem swoich wysokich rangą gości.

4. Élie Lescot i walka… ze wszystkimi

186266424cff8594.jpg

Nie trzeba mieć na nazwisko Banana, by nie być traktowanym poważnie na arenie międzynarodowej. Przekonał się o tym Élie Lescot znany z tego, że… nie, właściwie to zupełnie nieznany. Kim był? Prezydentem Haiti, który zastąpił na stanowisku Sténio Vincenta (ten z kolei ustąpił głównie pod wpływem amerykańskich nacisków). Lescot „rządził” w latach 1941-46, podczas których oficjalnie wypowiedział wojnę Japonii, Niemcom, Włochom, Bułgarii, Węgrom oraz Rumunii.

Jak wiadomo, w historii nie zapisały się waleczne starcia haitańskich żołnierzy z Bułgarami czy Węgrami – ale to szczegół. Jeszcze bardziej wymowny niech będzie fakt, że Lescot traktowany był tak poważnie, iż na deklarację wojny zareagowała… wyłącznie Rumunia. Pozostałe kraje wezwane do walki przez Haiti nawet nie wysiliły się na odpowiedź.

#5. Thomas Sankara i walka z wokalistą

1862665bdefe2705.jpg

W wielu zespołach zdarzają się tarcia. Muzycy się nie dogadują, przychodzą i odchodzą, zmienia się skład grupy – czasem dochodzi nawet do tego, że z pierwotnego zespołu nie zostaje nikt. Ponieważ – podobno – „muzyka łagodzi obyczaje”, to rzadko kiedy robi się naprawdę poważnie. Chyba że w grę wchodzi już nie tylko muzyka… W 1987 roku prezydent Burkina Faso (najpierw Górnej Wolty), Thomas Sankara, został zamordowany podczas przewrotu zorganizowanego przez Blaise’a Campaoré (który na najważniejszym stanowisku w kraju umościł się na 27 lat, aż wreszcie zmuszono go do odejścia).

Nie pierwszy i nie ostatni przewrót w Afryce, można by powiedzieć. Pikanterii jednak dodaje fakt, że Sankara i Compaoré to dobrzy znajomi, którzy przez lata występowali na scenie jako Tout-à-Coup Jazz. Sankara grał na gitarze, Compaoré był natomiast wokalistą.

#6. Pedro Lascuráin i walka z czasem

186266627580c2f6.png

Władimir Putin postawił sobie najprawdopodobniej za cel rządzenie dożywotnie… ale i tak nie zostanie najdłużej urzędującym prezydentem, bo w tej kwestii nikt nie będzie w stanie pokonać nieżyjącego już przecież od dawna Kim Ir Sena. Ten bowiem ogłoszony został „wiecznym prezydentem” – i to już trudno byłoby w jakikolwiek sposób przebić. Ciekawsza wydaje się więc konkurencja przeciwna – a w tej mistrzem okazał się Meksykanin Pedro Lascuráin. „Rządził” – w zależności od wersji – od piętnastu do pięćdziesięciu minut. Tak czy inaczej, uwinął się w mniej niż godzinę. Jak to się stało?

A tak, że zanim został prezydentem, był ministrem spraw zagranicznych. 19 lutego 1913 roku Victoriano Huerta siłą zmusił do ustąpienia ze stanowiska prezydenta Francisco Maduro. Generał postanowił jednak nadać przewrotowi pozory legalności – i stąd na urząd skierowany został minister, który podjął dwie decyzje. Pierwszą – o mianowaniu Huerty nowym ministrem spraw zagranicznych. Drugą – o własnym ustąpieniu ze stanowiska. Tym samym Huerta formalnie stał się pierwszym do objęcia urzędu. Został prezydentem Meksyku i… sam nie rządził wcale długo. Zaledwie niecałe półtora roku.

#7. Rodrigo Duterte i walka z przestępczością

1862667cb45440c7.jpg

Czy cel uświęca środki? To dylemat filozoficzny – wcale niełatwy do rozwikłania. Ale filozofią nigdy przesadnie nie przejmował się Rodrigo Duterte, niezwykle kontrowersyjny prezydent Filipin, a wcześniej burmistrz Davao. Zasłynął niezwykle bezwzględną walką z przestępczością, która faktycznie przyniosła efekt. Nie wspominając o skutkach ubocznych… Na czym polegała strategia Duterte?

Na przyzwoleniu, wspieraniu, a być może nawet na kierowaniu działalnością zorganizowanej grupy zabójców, którzy mieli za zadanie wyeliminowanie elementu przestępczego ze społeczeństwa – funkcjonujące za zgodą prezydenta oddziały rozstrzeliwały handlarzy narkotyków, ale też ich klientów, podobnie jak inne osoby podejrzewane o działalność niezgodną z prawem. Nietrudno się domyślić, jak niewiele trzeba, aby tego rodzaju partyzantka wymknęła się spod kontroli. Dla Duterte jednak „śmierć kilku (…) niewinnych osób była ofiarą, jaką był gotów ponieść”. Populistyczny i nacjonalistyczny prezydent oprócz „oczyszczenia społeczeństwa” i odbudowy infrastruktury Filipin postawił sobie za cel również odsunięcie się od USA i Unii Europejskiej, by w zamian nawiązać „niezależne” relacje z Chinami czy Rosją.
3

Oglądany: 57133x | Komentarzy: 26 | Okejek: 167 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało