Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Młody ratownik medyczny w karetce X

35 424  
320   19  
A dziś Was zaskoczę! No chyba że jesteście na moim insta, to wiedzieliście, że właśnie piszę ten tekst i nie trzeba będzie na niego czekać miesiąc lub więcej. Dziś trzy krótkie historie.

Czarnoprochowiec



Jak on znalazł się w bocznych drzwiach karetki?

Dyżur miałem ze swoim przyjacielem, z którym śmigam na mistrzostwa. Dostaliśmy późnym wieczorem wezwanie do "dostał gazem po oczach, duszność".
Gdzieś na ulicy, na obrzeżach miasta, gdy dojeżdżaliśmy na miejsce zdarzenia, czekał na nas jeden jegomość na rowerze i "zaprowadził" ulicę dalej. Wychodzę, pytam co się stało i naszym oczom ukazuje się również drugi jegomość, który na bank dostał w twarz gazem. Odpowiada, że dostał od tego co jest na rowerze gazem i teraz jest mu duszno. Łapię lekkie zdezorientowanie, bo teoretyczny agresor dalej na miejscu, ale po chwili okazuje się, że to sąsiedzi i z tego co mówi teoretyczny agresor doszło do nieporozumienia i jest OK.

W międzyczasie, gdy patrzę na mojego poszkodowanego, zauważam, że ma schowane ręce, w których coś trzyma. Skupiam wzrok bardziej na tym czymś. Orientuje się, że przypomina mi to broń, a dokładniej rewolwer. Chowam się bardziej do karetki i pytam:
- Czy może pan to odłożyć?
- Tak, tak, już odkładam - odpowiada i kładzie przedmiot przypominający broń obok karetki, po czym odchodzi.

Pytam pana, co to jest. On mówi, że to jest jego czarnoprochowiec.

Szybko i bezpiecznie zawijam broń do karetki, próbując ją zabezpieczyć (jak widzicie na zdjęciu, jest odbezpieczony). Szybko okazało się, że raczej nie jestem chyba ekspertem, bo kurek się zablokował i nie może wrócić do pozycji bezpiecznej. Odkładam czarnoprochowca w boczne drzwi z drugiej strony (tam właśnie zrobione jest zdjęcie).
Szybko informuję dyspozytora, że mamy broń i potrzebujemy patrol policji.

Zaczynam przeprowadzać wywiad z teoretycznym agresorem. Opowiada, że chciał przywitać się z sąsiadem, który otwierał garaż. Jako że było ciemno i sąsiad się tego nie spodziewał, wystraszył się, odepchnął go i pobiegł do auta po broń. W tym momencie agresor chciał się obronić i psiknął sąsiadowi gazem pieprzowym w twarz. No OK, powiedzmy - omyłeczka taka.

Rozmawiam z panem, który dostał gazem. On opowiada trochę inną historię. Czyli z "sąsiadem" ma dość dużo problemów. Jest mechanikiem i w garażu ma dość dużo drogiego sprzętu. Wrócił wieczorem do domu i gdy otwierał garaż, aby wjechać samochodem, ktoś miał go uderzyć. Odwrócił się i odepchnął napastnika, który był w kominiarce, a następnie pobiegł do swojego auta po broń. W tym momencie dostał gazem po oczach. Jak na początku mówił, że strzelał do "sąsiada", tak później, gdy panowie porozmawiali chwilę, już mówi, że nie strzelał. No nic, to sobie ogarnie policja. A co z policją? Uroki dużych powiatów. Trzy patrole, najbliższy jechał do nas 18 minut. Zostawili oni rozbój i przyjechali. Szybciej nie mogli... Nie wiem, co by było, gdyby pan nie chciał odłożyć swojej broni. Znaczy wiem. Wsiedlibyśmy do karetki i odjechali jak najszybciej w pizdu, oczekując na policję.

Tak że nigdy nie wiadomo, co może się trafić. Zawsze warto pamiętać o swoim bezpieczeństwie!

Wyważanie drzwi

Czyli wezwanie jakich dużo. Jesteśmy dysponowani zazwyczaj my, policja i straż. Pewna osoba mówi, że ktoś nie otwiera drzwi i coś mogło się w środku stać. Teraz jest bardziej dramatycznie, ponieważ wzywa 15-latka do swojej koleżanki, która dostała od niej wiadomość na komunikatorze, że wzięła za dużą ilość leków i chce się zabić.
Jedziemy w K1 przez miasto, a dojeżdżając do adresu widzimy, że chwilę przed nami zjawia się patrol policji.

Upewniam się, czy straż również jest zadysponowana. Dostaję info od naszego dyspozytora, że straż także została wezwana. No nic, wbiegamy na 3. piętro z całym sprzętem za chłopakami z patrolu. Dochodzimy do drzwi. Chłopaki pukają, nikogo w środku nie słychać.
Szybko ustalamy wersję, że nie ma co czekać, tylko trzeba spróbować wywalić drzwi. Zależy nam na czasie. Chłopaki uzyskują zgodę dyspozytora i "robią Amerykę", czyli próbują z buta wyważyć drzwi. Niestety, drzwi ani drgnęły. Ale próbują, póki nie przyjedzie straż (już myślałem, że jak Ameryka, to na 100% będą strzelać w zamek - oczywiście żartuję). No ale pojawiają się strażaki.

Chuligan nic nie da, trzeba wyważać drzwi rozpierakiem - takim, który się pompuje.
Bawią się z drzwiami z 10 minut. Drzwi z każdej strony ryglowane. No - forteca. Z każdą minutą stres we mnie narasta, bo przecież tyle minut dla dziewczyny, która może być w NZK (nagłym zatrzymaniu krążenia), to wyrok i bilet w jedną stronę.



Ale w końcu udaje się dosłownie zdemolować drzwi i zgnieść je na wiór.
Wbiegamy do mieszkania, od razu je przeglądając. Pusto. Raczej żaden pokój nie wygląda na pokój 15-latki, bo widzimy różowy pokój z małym łóżeczkiem dla dziecka. Patrzymy po zdjęciach rodziny. Młoda dziewczyna, młody facet i małe dziecko. 15-latki brakuje. Domyślamy się, że to nie ten adres...
Dzwonię do naszego dyspozytora, on oddzwania do dziewczyny na głośnomówiącym tak, abym słyszał i rozpoczyna się rozmowa:
- Tutaj dyspozytor numer 01. Dzwoniła pani i zgłaszała, że koleżanka chce się zabić. Jaki to był adres?
- Dzień dobry, Krzywa 12b/4.
- Jesteś pewna, że to krzywa 12b/4?
- No, teraz w sumie tak myślę, że może to było 12a/8?
- BOŻE, dziecko, zdajesz sobie sprawę, że właśnie jakaś rodzina nie ma drzwi? Czy ty sobie żartujesz? Wyobrażasz sobie, że teraz będziemy chodzić po każdej klatce i wywalać drzwi?
- Bo ja ze stresu już nic nie pamiętam.
- Czy masz numer telefonu do jej mamy? Bo koleżanka dalej ma wyłączony telefon, tak?
- Tak, ma wyłączony, już daję.

Nasz dyspozytor ustalił adres od matki, czyli 12a/8. Matka teoretycznej osoby poszkodowanej wraca szybko z pracy, a my wybiegamy z jednej klatki i wbiegamy w drugą. Staramy się wbiec, ale oczywiście drzwi do klatki są zamknięte. Jako że 2x wozy straży, 1x ZRM i 2x patrol policji to dość dużo i jeszcze robią dużo hałasu, to oczywiście na balkonach i przed blokiem pełno ludzi. Dzwonimy pod adres domofonem - nikt nie otwiera. Krzyczę do kogoś na balkonie, aby podał swój numer i otworzył drzwi. Tak się dzieje.

Gdy wbiegamy, mijamy babcię, która krzyczy do nas: "NO CHYBA ZWARIOWALIŚCIE, ŻE I TU BĘDZIECIE DEMOLOWAĆ?!". Niestety - będziemy. Podbiegamy pod numer 8. Najpierw strażaki pociągają za klamkę. OTWARTE!

Wbiegamy. Siedzi przerażona dziewczyna z psem na kolanach. Pyta, co się dzieje. Informuję ją, że jej koleżanka twierdzi, że chce się zabić.
- Wiesz coś o tym?
- Boże, nie, ja jej tylko napisałam, że wzięłam swoje leki, bo źle się czuję dziś i idę spać (dziewczyna miała rozpoznaną depresję).

Pokazuje mi wiadomość - no nic o samobójstwie. W tym momencie oczywiście od mamy 9999 połączeń nieodebranych. Oddzwania i uspokaja mamę.

Pewnie Was zastanawia, co będzie z drzwiami sąsiadów, którzy pewnie byli na wakacjach czy gdzieś? Jeśli nie uda się ich zamknąć, to zabezpiecza je policja. A kto zapłaci za wymianę? My, podatnicy. A jednak wywalanie drzwi gdy nie ma nikogo w środku jest dość częste.

"Zrób to dla mnie, tato, chcę, żebyś był zdrowy"

Na koniec krótka historia. Chłop chłopu nie może przemówić do rozumu żadnym argumentem, a jego 7-letni syn jednym słowem składa tatę na kolana.

Dostajemy wezwanie: "NN (nieznany), lat 40, padaczka w sklepie Żabka".

No, o czym myślimy? Wiadomo, że obywatel świata chciał kupić swój lek (czyli alkohol), ale nie zdążył i dostał drgawek. Podjeżdżamy na miejsce. Chłop nie wygląda na bezdomnego. On nie wie, co się stało. Dziewczyny z Żabki informują, że pan robił zakupy. Nagle upadł i dostał ataku padaczki. Jedna z nich mówi, że na pewno to padaczka, bo jest po kursie PP (pierwszej pomocy) . Podłożyły mu ubrania pod głowę i czekały, aż ustanie (ŚWIETNIE! ZNAJOMOŚĆ PP RATUJE ŻYCIE!). Dziękuję dziewczynom za świetną postawę i udzielenie pierwszej pomocy, po czym zabieramy pana do karetki.

Prawdopodobnie był to atak padaczki, bo pan nie ogarnia co się dzieje. Ciężko się z nim dogadać. Zazwyczaj tak bywa, że osoba po ataku musi do siebie dojść, raz krócej, raz dłużej. Nagle ktoś nam wali w karetkę. Jakiś mały chłopiec. Mówi, że to jego tata.

Tata potwierdza i mówi, że byli dziś razem na meczu i jego syn strzelił dwie bramki. Syn zaczyna płakać, uspokajam go i mówię, żeby pobiegł po mamę. Jak się okazuje, mieszkają w bloku, który jest nad sklepem i tata zszedł po zakupy. Przybiegła żona mężczyzny. Pan mniej więcej doszedł do siebie, pamięta, co robił, ale nie pamięta np. jaki jest dziś dzień czy miesiąc. Namawiam go, aby pojechał z nami na neurologię (każdy pierwszy atak drgawek musi być diagnozowany w kierunku padaczki, zazwyczaj jest to pobyt na oddziale, obserwacja i badania. Bo atak drgawek może wywołać bardzo dużo czynników. Nie tylko choroba, jaką jest padaczka).

Pan upiera się, że nie. Staram się go namówić, odpowiada: NIE. Żona stara się namówić, kolejne: NIE. W tym momencie jego syn siada mu na kolana i mówi:
Tato, posłuchaj pana i mamy. Zrób to dla mnie, chcę, żebyś był zdrowy. Chcę, żebyś dalej uczył mnie grać w piłkę.

Tacie stają łzy w oczach. Patrzy na mnie.
Jedziemy.

Wydaje mi się, że jego upór był spowodowany tylko i wyłącznie tym, że jeszcze nie doszedł do siebie i nic do niego nie docierało, ale miłość dziecka dotrze zawsze.

* * * * *

Dziękuję za uwagę. Standardowo zapraszam na mój profil na Instagramie Mlody Ratownik IG, na którym zebraliśmy się już w ponad 6500 osób! Tam jestem bardziej aktywny. Oczywiście po ukazaniu się artykułu pojawi się standardowo Q&A. Na 30 kwietnia planuję również LIVE! Także zapraszam!

Zapraszam Was również na mój profil na YT Mlody Ratownik YT, trochę zaniedbany, ale niedługo ruszę i tam.

Pozdrawiam serdecznie! Trzymajcie się!

<<< W poprzednim odcinku

5

Oglądany: 35424x | Komentarzy: 19 | Okejek: 320 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało