Szukaj Pokaż menu

Rodzynki (z) wykładowców - Gimnazjaliści polscy

31 609  
3   49  
A jak klikniesz, to zobaczysz...Nie tak dawno Gimnazjaliści męczyli się na testach kończących ich 3-letni etap życia. Nie bądźcie zbyt krytyczni dla nich w komentarzach - pamiętajcie że i Wy też byliście na podobnym etapie życia i Was też takie rzeczy śmieszyły :) A dziś zobaczycie co ich spotkało przez ten okres - dowiecie się co znaczy "Yeah madafaka", czy gimnazjalistka powinna być dostępna oraz czy można spotkać minus dwie krowy.

Lekcje dla tych z kalkulatorem w głowie

Informatyka:
- Jako że wasi rodzice na ostatnim zebraniu skarżyli się, że nic nie robicie tylko siedzicie w internecie, to w tym tygodniu zrobimy Powerpointa, w przyszłym Excela i znów będziecie mogli siedzieć na czacie.

Mgr K., Matematyka:
K. tłumaczy nam co to są liczby naturalne. Oczywiście wszyscy dobrze wiedzą co to są liczby naturalne, ale...

Kącik kibica IV

23 998  
1   35  
By łatwiej było wygrać...Sędziów bierzemy na tapetę. Sprzedał czy kupił? Wziął, żeby nie widzieć, czy brał by widzieć wszystko? Ano, poczytamy, zobaczymy...

- Czy są uczciwi sędziowie?

- Som, som!!! Na przykład mój tata jest! Na przykład nigdy nie zdziera za mecze, jak prezes daje ileśtam to nigdy nie podwyższa, zawsze uczciwie bierze co dajom.

- Witam, Komenda Miejska Policji w Rawiczu się kłania, Wydział Gospodarczy. Namierzyliśmy Pańskie IP i wkrótce będzie wszczęte postępowanie wyjaśniające w stosunku do Pańskiego ojca.

- Ejj nooo, ja tylko żartowałem!

* * * * *

- Jak myślicie ile sędziowie biorą za meczyk tak mniej więcej?

Medyczne opowieści doktora Cornugona VII

33 838  
13   34  
Weź pigułkę! Weź pigułkę! ;)Znasz medyczną definicję twardziela? Jeśli nie, to dzisiaj poznasz kilku prawdziwych... ;)

Przypomniałem sobie miłe lata studenckie. Po którymś tam roku miałem staż zwany również praktyką na chirurgii twardej (zwanej również urazowo - ortopedyczną) gdzie pełno było połamanych członków, również ówczesnej PZPR (ciekawe ilu bojowników pamięta jeszcze cio to).
Jako, że właśnie miała być operowana jakaś szycha, więc do operacji stawu biodrowego i złożenia złamania szyjki kości udowej (notabene: do urazu doszło podobno w czasie obrad któregoś tam zjazdu partii, więc musieli nieźle tankować) przygotowało się dwóch konkurujących ze sobą o prymat "złotej rączki" docentów. Każdy z nich oczywiście preferował inną technikę, inne podejście, inną szkołę chirurgii, i zgadzali się praktycznie tylko w tym, że skórę trzeba zdezynfekować przed pierwszym cięciem.

Oczywiście nikt ze stałych rezydentów nie chciał wchodzić na trzeciego członka zespołu operacyjnego (tego, co trzyma tzw. haki - czyli narzędzia do rozwierania ran), bo porównywano to do dobrowolnego wchodzenia między młot a kowadło. Padło więc na studenta, w mojej osobie, który to student dwóm docentom odmówić nie mógł.

Po pół godzinie operacji miałem serdecznie dość i cały czas szeptałem zdrowaśki pod wspólną intencją: kończcie waćpanowie, bo ja się kończę. Na zmianę, raz jeden, raz drugi przestawiali mnie, bo raz temu coś tam zasłoniłem, raz drugiemu źle rękę podłożyłem, znów tamtemu tętnicę przytrzymałem, a jak rękę przełożyłem to jeszcze oberwałem imadełkiem. Dynamizatory wszelakie leciały pod moim adresem co chwila, a po dojściu do istoty problemu operacyjnego panowie również wzajemnie zaczęli się pouczać, nie przebierając w słowach.

W końcu gdy wreszcie wzięli się za otwarcie dojścia, jeden uparł się by zrobić to jednym dość dużym a topornie wyglądającym dłutkiem chirurgicznym, drugi zaś wolał własną rękę. W końcu narządkiem sztywnym się nie udało, więc drugi docent z wyrazem triumfu za maską chirurgiczną wsadził rękę i zrobił co należało w kilka sekund. Zadowolony z siebie obwieścił więc swoje zwycięstwo rywalowi słowami:
- Widzisz! Nie ważna jest wielkość, tylko technika!
Na co drugi do mnie się zwracając:
- Patrz, jeszcze jeden z kompleksem małego chu..a!!

* * * * *

Rotacyjnie co jakiś czas każdy lekarz obejmuje funkcję konsultanta, czyli mówiąc po prostu idzie na oddział o innym profilu by dzielić się swoja wiedzą z miejscowymi. W ramach takiej to właśnie funkcji zaniosło mnie dziś na ginekologię, gdzie pewna rycząca sześćdziesiątka o wadze średniego kaszalota miało przejść pewną kosmetyczną operację " kobiecą ". Ponieważ cierpiała na kilka interesujących schorzeń serca, wraz z anestezjologiem postanowiliśmy, że nie będziemy babci usypiać do zabiegu, tylko znieczulimy ją jak to się laicko mówi " od pępka w dół ".

Ponieważ anestezjolog był młody, a kaszalot miewał dziwne skoki ciśnienia uprosił mnie (znacie mnie już chyba z miękkiego serca ) bym został z nim przynajmniej przez pierwszych kilkanaście minut zabiegu.
Pani przygotowana, leży sobie w pozycji horyzontalnej, rozkraczonej. Zespół operacyjny, gotowy, instrumentariuszki rozłożyły wszystkie narzędzia do krojenia, rozwierania, szycia i wycinania i….. tylko głównego operatora w osobie ordynatora oddziału brak. 

Po kilku minutach czekania ktoś przyniósł wieść że ordynator został pilnie wezwany do manager’a szpitala w sprawie długów oddziału i że kazał czekać.
Czekamy więc zabawiając się i kaszalota rozmową.
Po prawie półgodzinie zjawia się wreszcie wkur..ony ordynator i myśląc, że pacjentka uśpiona w drzwiach się odzywa:

- "Nie dość, że przez ten jeb..ny fundusz zdrowia zaraz zbankrutujemy, to jeszcze ku..a muszę tę starą tłustą rurę oglądać i z jej syfem się paprać !!! Czy ja poszedłem na te pierd…ne studia by w studniach wykopki urządzać??"

W nastałej ciszy pacjentka lekko uniosła głowę i spojrzała ordynatorowi głęboko w oczy.
Ordynator zrobił w tył zwrot i wyszedł z sali. Po pół godzinie przyszedł zastępca i mogliśmy wreszcie zacząć zabieg.

* * * * *

Na studia medyczne idą jak wiadomo sami twardziele. Tacy, co nie mdleją na widok krwi, nie puszczają "literata" na widok różnych odchodów ludzkich, a widok zwłok (lub nawet ich rozkawałkowanych części) nie robi na nich najmniejszego wrażenia. To samo tyczy się oczywiście zapachów - tak przyjemny zapach ludzkiego moczu jest niczym w porównaniu na przykład do zapachu kilkudniowej (w przypadku nieboszczyka) żółci zmieszanej z innymi płynami ustrojowymi (np. wysiękiem zapalnym).

Na którymś tam roku studiów mieliśmy niewątpliwa przyjemność chodzenia w ramach zajęć praktycznych na blok operacyjny, gdzie wykonywano drobne zabiegi, jak na przykład pobieranie fragmentów tkanek do badań laboratoryjnych. Często, jeśli materiału było mało, a można było go pobrać większą/grubszą strzykawką pacjenta znieczulano albo miejscowo, albo krótkotrwale ogólnie.

Na jedną z takich biopsji zaprowadziła nas asystentka, która akurat miała zajęcia z nami. W małej salce o wymiarach 4 na 4 metry, wokół stołu, na którym położono pacjenta, stłoczyło się następujące grono: Lekarz, instrumentariuszka, pielęgniarka, asystentka i piątka studentów. Jak się domyślacie powietrza zaczęło brakować w normalnych warunkach, a tu dodatkowo w grę wchodziły różne dodatkowe aromaty medyczne. Oczywiście wszyscy w ubrankach sterylnych, pomieszczenie zamknięte ze względów higieniczno-epidemiologicznych czy jakichkolwiek innych. Słowem - mordownia.

Lekarz sprawnie znieczulił pacjenta, a następnie po stwierdzeniu braku kontaktu z wyżej wymienionym rozpoczął wkłuwanie się igłą rozmiaru sporego gwoździa do talerza biodrowego pacjenta. Przy "wchodzeniu" do jamy szpikowej talerza biodrowego następuje z reguły charakterystyczne "chrupnięcie" - tak też było i w tym przypadku, z tym że pacjent odruchowo lekko wierzgnął nogą, przewracając przy okazji stojącą na stoliku zabiegowym buteleczkę ze znieczulaczem. Ponieważ wszyscy wpatrzeni byli w doktora i jego ogromną igłę tkwiącą do połowy w biodrze pacjenta nikt na tę drobnostkę uwagi nie zwrócił. Znieczulacz więc bez żadnych przeszkód zaczął parować do dusznej atmosfery zabiegówki…..

Bardzo szybko u wszystkich pojawiło się uczucie osłabienia, niewielkie nudności, osłabienie nóg czy zawroty głowy. No, ale na medycynie są w końcu sami twardziele więc nikt nic nie mówił tylko cierpiał w milczeniu. Kolega bez żenady oparł się z lekka na pielęgniarce jakby chciał z bliższej odległości zobaczyć igłę, instrumentariuszka oparła się oboma łokciami o stół, dało się słychać kilka głębszych westchnień. Każdy oparł się o co mógł i z modlitwą w oczach patrzył na postępy lekarza. A lekarz też jakby się zaczął nagle śpieszyć, gruby pot zrosił mu czoło, a ręce drżeć… no ale jakby to wyglądało jakby zemdlał przy studentach przy tak prostej biopsji!! Na medycynie są sami twardziele!! Więc zaparł się nogami o stół i przycisnął mocniej… chrupnęło po raz drugi.

Kumpel z pielęgniarką zwalili się jako pierwsi na stół ku lekkiemu oniemieniu już nieźle znieczulonego zespołu. Sekundę później dwóch moich kolegów cicho osunęło się pod ścianami. Ja puściłem skromnego pawia i stoczyłem się pod stół. Dopiero wtedy lekarz zwrócił uwagę, że coś jest nie tak i krzyknął: " Chodu!!"
Nie zdążył. Zrobił jeden jedyny krok, gdy również dopadło go prawo powszechnego ciążenia. Wszyscy rozpoczęli szaleńczy wyścig do drzwi (niby dwa metry a jednak), którego nikt nie ukończył. W pomieszczeniu pozostała cicha masa ciał słodko pochrapujących…

Zbudził mnie docierający z baaaaardzo daleka krzyk. Z głową ciężką jak po trzydniowej imprezie udało mi się zlokalizować źródło w postaci pacjenta, który zbudziwszy się jako pierwszy dawał wyraz swemu niezadowoleniu z powodu gwoździopodobnej igły dalej tkwiącej w jego biodrze. Na szczęście okrzyk było słychać poza zabiegówką i chwilę potem wszystkie "ciała" wyniesiono na korytarz. Samych twardzieli rzecz jasna.

c.d.n.

13
Udostępnij na Facebooku
Następny
Przejdź do artykułu Kącik kibica IV
Podobne artykuły
Przejdź do artykułu Martin A. Couney uratował tysiące dzieci, bo nie wiedział, że to niemożliwe
Przejdź do artykułu Lansky: Wspomnienia kierownika wesołej budowy II
Przejdź do artykułu Znajdź różnice - profesjonalny poradnik
Przejdź do artykułu Lansky: Wspomnienia kierownika wesołej budowy I
Przejdź do artykułu Oczekiwania kontra rzeczywistość VIII - największa profanacja pizzy
Przejdź do artykułu Lansky: Kierownik po godzinach
Przejdź do artykułu 15 zawodów, które już nie istnieją
Przejdź do artykułu Romeo i Julia to książka o...
Przejdź do artykułu Autentyki XCVIII - Lubisz chodzić w stringach?

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą