Zapewne każdy z nas miał okazję oglądać łóżkową scenę w jakimś filmie. Zazwyczaj wyglądają one bardzo przekonująco, jednak doskonale wiadomo, że w celu nadania im autentyczności są odpowiednio "podkręcone". Koniec końców efektem jest kawał dobrej, często podniecającej widza roboty, z którą wiąże się sporo pytań, na które znaleźliśmy odpowiedź.
Oczywiście, że nie - to tylko gra. Tak samo jak Christian Bale w rzeczywistości nie jest Batmanem, tak filmowe sceny seksu nie są prawdziwym stosunkiem. Filmy z tymi prawdziwymi stanowią zupełnie inny gatunek kinematografii. Skoro podstawę mamy za sobą, możemy nieco bardziej zagłębić się w temacie.
Nie do końca. Podczas nagrywania sceny istnieje pewien kontakt intymny, jednak zwykle istnieje pewna bariera, na przykład w postaci cielistej bielizny. W filmach wykorzystuje się specjalnie do tego celu przystosowane elementy, które mają na celu uchronić aktorów przed wystawieniem swoich narządów na widok publiczny.
Dobre pytanie! Wierzcie lub nie, ale tego typu piłki wykorzystywane są podczas filmowania scen imitujących pozycje, w których to kobieta jest na górze. Genialne, nie uważacie?
Nie, choć robienie tego pod odpowiednim kątem jest kluczowym elementem. Przynajmniej tak twierdzą panie... Biorąc całą sprawę zupełnie poważnie, reżyser ma za zadanie nagrać scenę pod takim kątem, by wszystko wyglądało tak realistycznie, jak tylko się da. Ten aspekt może zaważyć na tym, czy efekt końcowy okaże się sukcesem lub porażką.
Cóż, istnieje coś takiego, co w Hollywood lubią nazywać "filmową magią". Zespoły zajmujące się post-produkcją mają za zadanie dodać odpowiednie cienie i efekty, dzięki którym widz zobaczy dokładnie to, co chce zobaczyć. Tak jak Michael Bay potrafi wyczarować bardzo realistyczne wybuchy, tak ekipy filmowe mogą zrobić to samo ze scenami łóżkowymi.
Wszystko zależy od konkretnego filmu, ale zwykle dba się o zapewnienie jak największej prywatności. Zazwyczaj na planie zostają aktorzy, operatorzy kamer i osoby odpowiedzialne za garderobę. Nazywa się to "planem zamkniętym".
Aby zrobić to dobrze, najczęściej potrzeba kilku prób. Sceny podzielone są na kilka mniejszych części, aby aktorzy czuli się bardziej komfortowo bez potrzeby ciągłego rozbierania się.
I tak, i nie. W takich sytuacjach naturalnie występuje pocenie, jednak aby nadać aktorom wyglądu nieco bardziej spoconych przez seks, ich skórę spryskuje się mieszanką wody różanej i gliceryny.
Zazwyczaj za tym nie przepadają. Z myślą o tym, że twoje ciało będą oglądać miliony widzów wiąże się spora bariera psychologiczna. Mało kto podczas filmowania czuje się komfortowo. Raczej nikt nie czeka na nie z niecierpliwością.
Zależy to oczywiście od reżysera, jednak za najlepszą praktykę uznaje się wcześniejsze zaplanowanie każdego szczegółu. Wszystkie detale ustala się z aktorami przynajmniej 24 godziny przed planowanymi zdjęciami, by upewnić się, że nie mają problemu z odegraniem sceny. Zazwyczaj dokładny plan znany jest aktorom wiele tygodni wcześniej.
Jasne, że tak. Za każdym razem, kiedy w scenie nie widzisz twarzy, prawdopodobnie patrzysz na dublera.
Jeśli aktorzy podczas sceny łóżkowej przykryci są kołdrą, najprawdopodobniej od pasa w dół są ubrani. Dzięki temu artyści są mniej zestresowani, a to z kolei prowadzi do tego, że efekty ich pracy wyglądają o wiele autentyczniej.
Czasami aktorzy nalegają na wykorzystanie sztucznych genitaliów, aby zachować choć cień prywatności. Może to być podyktowane problemami z pewnością siebie.
Trudno wyobrazić sobie brak wzwodu, kiedy leżysz akurat na jęczącej z rozkoszy Megan Fox, jednak z obecnością wielu osób w studio i koniecznością podchodzenia do tematu kilka razy postawione namioty należą do rzadkości.
Tak, nazywa się to seksem symulowanym. Całkiem bezpośrednie, prawda? No cóż, wszystko musi mieć swoją naukową nazwę...
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą