Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Najgłupsza zabawa z dzieciństwa XIV

24 696  
40   3  
Kliknij i zobacz więcej!I kolejny rzut głupich zabaw. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że można mieć ich aż tyle...

Zabawa w napad:
Raz walkę rozpoczynałam ja, innym razem moja młodsza siostra, lecz zawsze koniec wyglądał tak samo: kneblowałam ją własnymi skarpetami.

Huśtawkowe drzewo:
Zbierały się wszystkie dzieci z okolicy, ok.10 osób, pod dość okazałym dębem (dodam, że wszystko działo się na wsi i place zabaw były nam obce). Najwyższa osoba miała za zadanie dosięgnąć gałąź - a nie było to takie proste, naciągaliśmy ją jak najbliżej ziemi. Jedna osoba siadała okrakiem na szczycie konara, reszta bokiem po jego długości, tak aby na tzw. trzy cztery jednocześnie zeskoczyć.
Działało to na zasadzie katapulty i wrażenia były niesamowite. Najgłupsze było to, że wzbijaliśmy się w powietrze na wysokość do 6-7 metrów, a zdarzały się upadki bądź zaczepianie się spodni przy zeskoku. Byliśmy najbardziej potarganymi i pociętym od gałęzi dzieciakami w okolicy.

by wnenia @

* * * * *

Na naszym osiedlu był plac zabaw z huśtawkami, karuzelami i wszystkim tym, na czym można było nabawić się kalectwa. Huśtawki były dość wysokie i metalowe. Trzeba było rozbujać się jak najwyżej (najlepiej "pod belki" ) i zeskoczyć jak najdalej. Na ubitą ziemię bywało twardo, więc sypaliśmy zeskok z piasku. Jak ktoś źle wyliczył to zamiast w dal skakał w górę, a huśtawka ma to do siebie, że wraca i trzeba uważać na głowę. Karuzela, sześcioramienna, metalowa, na betonowej podstawie, była oddalona o kilka metrów i zlokalizowana na wprost huśtawki. Żeby nie trafić w metalowe pręty, ustawialiśmy ja tak, aby siedziska były lekko z boku, a skok kończył się pomiędzy ramionami karuzeli, ale przed betonowym fundamentem.
Jak to się stało, że wszyscy żyjemy? Nie wiem.

by robils @

* * * * *

Pamiętam jak pacholęciem będąc, w wieku przedszkolno-zerówkowym, często kiedy zjawiali się znajomi był ogromny problem z wyborem zabawy. Toteż ostatecznie każdy miał obowiązek zgłosić pomysł, a następnie losowało się co będziemy robić. W ten sposób narodziło się wiele dość niestandardowych zabaw.
Przykładem mogą być Zbuntowane Wieszaki. Gra polegała na tym, że część osób zostawała wieszakami, a część ludźmi. Wieszaki stały z rozstawionymi szeroko ramionami, zaś ludzie brali wszystko co mieli ze sobą (kurtki, bluzy, plecaki) i wieszali na nich. Wieszaki rozmawiały ze sobą jaką to mają ciężką dolę, następnie dogadywały się, że czas zrobić bunt, po czym zrzucały z siebie cały ładunek i goniły ludzi. Złapany przez wieszaki człowiek stawał się jednym z nich i pomagał łapać pozostałych. Fabuła była zawsze taka sama, ale potrafiliśmy się bawić w to po 3 razy jednego wieczoru.
Inny przykład to zabawa pod wiele mówiącą nazwą Krowy w swoich wspaniałych, latających maszynach. Wszyscy biorący udział byli krowami i musieli wymyślić sobie wehikuł, którym się poruszają. Tak więc część krów latała zwykłymi samolotami, część balonami, kolega nawet zawsze miał sterowiec. Nie chodziło o nic konkretnego, ale do dziś pamiętam te dialogi: "Krowo Marcinie! Co słychać?" "A witam, witam, krowo Krzyśku, strasznie wicher dzisiaj wieje, znosi mój samolot na zachód".
Jeszcze inną dość surrealistyczną zabawą, w jaką często bawiła się moja koleżanka, były Słonice. Polegało to na tym, że ona oraz jej siostra ustawiały do góry nogami kilka krzeseł na stoliku po czym siadały pod nim i udawały słonice. Tyle że nie były to zwykłe słonice, bowiem ich głównym zajęciem było wysiadywanie pluszaków.
Jeszcze inną historią były nasze rozgrywki w kamień-nożyce-papier. Mieliśmy całą ligę z pełną punktacją, wiele przerw w szkole poświęciliśmy omawianiu taktyk, niejeden turniej się zorganizowało, kolega był oficjalnym sędzią i pilnował porządku... Nie byłoby to może aż tak dziwne, gdyby nie fakt, że wszystko to trwało przez jakieś pół semestru... Trzeciej klasy liceum...

by Lynx @

* * * * *

Ta zabawa nazywała się "Dobra kobieta" .
Miałam wtedy z 5 lat. Razem z moją siostrą i jej koleżanką spotykałyśmy się na podwórku. Była dobra kobieta i zła kobieta. Moja siostra była obiema postaciami. Ona gdzieś się chowała, a ja razem z jej koleżanką szukałyśmy jej. Gdy ją znalazłyśmy mówiłyśmy "Dobra kobieto, która jest godzina?". Potem ona się wściekała (na niby) i porywała swoją koleżankę. Więziła ją albo w piwnicach, albo w korytarzu. Potem chodziła po podwórku i ja musiałam szukać jej koleżanki i uważać na nią. Gdy spotkałam moją siostrę, krzyczałam "O nie! Dobra kobieta!", a ona mnie uspokajała i mówiła "Nie! Ja jestem Zła kobieta! Pomogę ci szukać twojej koleżanki!" (więc wychodziło na to, że dobra kobieta była zła, a zła kobieta była dobra). Gdy ją znalazłyśmy "Zła kobieta" poszła sobie. Potem uciekałyśmy przed dobrą kobietą i szukałyśmy magicznego kwiatka (stokrotkę). Gdy go znalazłyśmy szukałyśmy dobrej kobiety i rzucałyśmy w nią nim, a ona umierała i wszystko dobrze się kończyło. W każdym razie ta zabawa była naprawdę poplątana.

by ola-333 @

* * * * *

Nie wiem jakim cudem wpadłem na ten pomysł.. Stałem w ogrodzie z kolegą i wydawało mi się że fajnie będzie jak porzucamy do siebie rzutką (dartem/strzałką) jakby to była piłka tenisowa. Koniec nadszedł szybko, kiedy brudny, zardzewiały szpic wbił się w rękę kolegi.

U kumpla na Kaszubach robiliśmy domki na drzewie gdzie popadnie. Na jednym z nich, zrobionym na bagnach, wpadłem na kiepski pomysł - należało chwycić się gałęzi nad głową i stopniowo przesuwać się w stronę jej końca, tak żeby w końcu opuścić domek. Kto zawiśnie najdalej, wygrywa.
Wisiałem już naprawdę daleko i zafascynowało mnie, że ta gałąź jest tak wytrzymała. Zacząłem się na niej huśtać, żeby pokazać kolegom, że nic im nie grozi. Wtedy gałąź pękła. 4 metry, które dzieliły mnie od ziemi, przebyłem dość szybko, lądując w śmierdzącej wodzie. Przez jakieś pół minuty nie mogłem złapać oddechu; kolegom zdążyłem powiedzieć tylko, że chyba umieram. Dziwne że tylko ja się w to bawiłem, ale to chyba znaczy, że wygrałem?

Bieszczady, lato, stary PGR. Wykorzystywaliśmy elementy miejscowej architektury do zabawy. Stare stajnie świetnie służyły za bazy/schrony itp. Pamiętam, że o jednej z nich chodziła plotka, że były tam przeprowadzane eksperymenty na zwierzętach. Kiedyś w nocy ruszyliśmy z siostrą i jej koleżankami na wyprawę badawczą. Kiedy dziewczyny weszły do środka udałem, że muszę zawiązać buta, a kiedy doszły do połowy budynku, zamknąłem drzwi i zablokowałem je kamieniem wielkości melona. Dziewczyny z piskiem rzuciły się do drzwi, ale to co zrobiły przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Potraktowały drzwi z buta, z rozpędu. Niestety stałem zaraz za nimi.. W efekcie padłem na ziemię powalony impetem. Wstałem i stwierdziłem, że mam zeza. Wszystko widziałem podwójnie przez jakieś 15 minut. Do mamy iść nie mogłem, bo za takie zabawy po nocy dostałbym jeszcze opierdziel, więc w samotności rozważałem jak to będzie do końca życia widzieć podwójnie...

by kajtom @

* * * * *

"Czarownica"

Wymyślona w czasach podstawówki "czarownica" była modyfikacją berka. Otóż jedna osoba wybierana była na czarownicę, reszta chętnych do zabawy stanowiła jej ofiary. Ofiary uciekały przed czarownicą, chowały się pod ławkami (bawiliśmy się w to w sali lekcyjnej), wskakiwały na parapet, etc... Gdy jednak czarownica kogoś złapała, jej ofiara była zmuszona wczołgać się pod drewniany stojak, stojący w kącie sali i jeść tam wyimaginowany groch z kapustą. Ponieważ pomiędzy dwoma nogami stojaka było niewiele miejsca, a w "czarownicę" często bawiła się niemal cała klasa, po pewnym czasie ofiary były upychane coraz dalej i dalej w wolny kąt. Czarownica czasami wyciągała kogoś ze swojej kryjówki i mianowała pomocnikiem, na to jednak miały szansę tylko osoby siedzące pod stojakiem. Ci stłamszeni w kącie nie mieli innego wyboru, jak siedzieć uwięzionymi pomiędzy szafkami a grupą głupiutkich dzieci i ścianą. Zabawa skończyła się, gdy jedna z osób zaklinowała się jakimś cudem w tym ciasnym kącie, a wychowawczyni zabroniła zabawy w "czarownicę". Długo mieliśmy do niej o to żal...

"Podcinanie"
Zabawa dosyć prosta. Na ogół byliśmy zgraną klasą, ale zdarzały się kłótnie między dziewczynami i chłopakami. Nie mogłyśmy z nimi konkurować siłą, więc postanowiłyśmy być sprytniejsze. Czasami ukrywałyśmy się w różnych zakamarkach i kątach korytarza. Zanim biegnący z szybkością błyskawicy kolega zdążył się spostrzec, leżał jak długi, podcięty nogą przez jedną z dziewczyn. Skończyło się, gdy oni zaczęli robić to samo nam.

"Chore dzieci"
Również z podstawówki. Chętne do zabawy osoby dzieliły się na dwie drużyny. Jedna grupa stanowiła tzw. "chore dzieci"- udawali oni ludzi ogarniętych gorączką lub chorobą psychiczną, obijali się po ścianach, kładli na podłodze, wykrzykiwali "Widzę tu wielkie słonie! Czemu mam siano na głowie?! Aaaaa, boję się, gorąco mi! A teraz mi zimno!". Druga grupa starała się wybić tamtym ich chorobę z głowy słowami "Ty debilu/ Ty głupku/ Ty bezmózgu - jesteś zdrowy!". Jaki w tym był sens, do dziś nie wiem...

"Okienko"
W szkolnej łazience, w jednej z kabin nie było szyby, tylko pusty otwór. Wytypowana osoba wchodziła do tej kabiny, stawała na sedesie, wyglądała przez "okienko" i robiła wszystko, by rozśmieszyć resztę, czyli widzów. Głupie miny, kawały, udawanie, że wpadło się do sedesu - wszystkie chwyty dozwolone. Widz, który pierwszy zaczął się śmiać wymieniał się z osobą, która rozśmieszała i tak wkoło, aż do dnia, gdy wstawiono brakującą szybę...

by czarownica7 @
 
 A czy Ty także masz takie wspomnienia z dziwnych zabaw? Podziel się tą wiadomością ze mną. Kliknij w ten link, a w temacie wpisz Najgłupsza zabawa. Znaczek @ za nickiem oznacza osobę, która nie posiada konta w serwisie Joe Monster.

Oglądany: 24696x | Komentarzy: 3 | Okejek: 40 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

09.05

08.05

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało