Czy magia naprawdę istnieje? Można w nią wierzyć lub nie, ale nie sposób zaprzeczyć, że sztuczki magiczne mogą przyprawić o ból głowy niejednego sceptyka, mamroczącego pod nosem „jak oni to robią?!”
#1. Przepołowienie piłą
Ten numer jest obowiązkowy w dorobku każdego szanującego się magika. Zestawienie zaczynamy jednak, jakżeby inaczej, od Davida Copperfielda. Trik zaprezentował w nietypowy sposób, symulując ucieczkę, która nie poszła po jego myśli. Ogromne ostrze spadło, przecinając go z impetem na dwie części. Dalsza historia to już klasyka gatunku. Zaprząta nam głowy tylko jedno pytanie: czy kiedy magik jest przepołowiony, jego moc ulega pomnożeniu czy podzieleniu przez dwa?
Teraz coś, co dosłownie mrozi krew w żyłach. W 2000 roku David Blaine postanowił wykonać numer, który nazwał „zamrożony w czasie”. W tym celu postawiono dla niego na Times Square w Nowym Jorku masywny blok lodu, który na jakiś czas miał się stać jego przytulnym domem. Lekko ubrany, drżał jeszcze przed wejściem do tej swoistej trumny. Kiedy już się w niej znalazł, wodę podawano mu przez specjalną rurę i w podobny sposób odprowadzano mocz.
Wytrzymał dokładnie 63 godziny, 42 minuty i 15 sekund przed pokrojeniem lodowej bryły piłami łańcuchowymi. Po wszystkim owinięto go w koce i zawieziono do szpitala. Jak później przyznał, minął miesiąc, zanim mógł spokojnie stanąć na nogi. Powiedział też, że podobnych numerów w przyszłości nie planuje. Jego rekord został pobity 1 stycznia 2010 r. przez Heziego Dayana, który wytrzymał w lodowym bloku 64 godziny.
Lody przełamane i stopione, więc czas na przechadzkę po wodzie. Tego zadania podejmuje się Criss Angel i na oczach widzów kąpiących się w basenie człapie ostrożnie po powierzchni.
Żywioły potrafią siać niezwykłe spustoszenie. Ktoś zatem wpadł na pomysł, że nieźle byłoby wziąć np. tornado, połączyć je z ogniem i wrzucić do środka Davida Copperfielda. Chyba że on sam to wymyślił. Najważniejsze, że dał radę, chociaż jego pełne zadumania i lekkiego szoku spojrzenie pod koniec mówi… „a gdybym tak jeszcze dodał trzęsienie ziemi i gaszące mnie pod koniec tsunami…”
Sprawić, aby Statua Wolności zniknęła widzom z oczu, nie tylko tym na miejscu, ale i w przekazie na żywo tym przed telewizorami? Żaden problem, przynajmniej dla Davida Copperfielda. Po opadnięciu kurtyny widzimy tylko lampy, które wcześniej oświetlały pomnik. W widoku z helikoptera widać też, jak dwa snopy światła przeszukują miejsce w którym powinna być Statua, ale nie napotykają na żadną przeszkodę.
I znowu ten zwariowany David. W tym numerze magik postanowił polatać nad samym Wielkim Kanionem. A może on wisiał w miejscu i to kanion się pod nim przesuwał? Z tym facetem to wszystko możliwe. Efekt robi jednak niesamowite wrażenie, zwłaszcza przy akompaniamencie porywającej piosenki Bonnie Tyler. Pamiętajmy też, że działo się to ponad 25 lat temu.
Połowa tego triku jest dosyć prosta i niejeden się o tym przekonał, idąc nocą ciemną uliczką i spotykając grupkę początkujących magików. Jednak David Blaine, prócz usunięcia przypadkowej dziewczynie dwóch zębów (czy ona wygląda na przestraszoną?), potrafił je również wstawić w mgnieniu oka z powrotem. I to nie byle jak, bo… zresztą zobaczcie sami.
Połknięcie miecza samo w sobie jest już nie lada wyczynem, doprowadzającym niektórych do omdlenia. Dla Thomasa Blackthorne’a to jednak za mało. Oto jego popisowy numer – połykanie młota pneumatycznego. I teraz wyobraźmy sobie prezentera, który go zapowiada i mówi: „przed państwem gwóźdź programu…”
Kolejny numer Krzysia Anioła (Criss Angel), tym razem dużo bardziej mroczny, z wykorzystaniem trumny, warstwy gleby i opłakującej go matki. Trochę czasu mu to zajmuje, ale w końcu wydostaje się na powierzchnię cały i zdrowy. Nekromanta? A może współczesny „wannabe Jesus”? Po tym numerze i przechadzce po wodzie nie wiadomo już, w kogo wierzyć bardziej.
Słynny trik, który dla niektórych magików okazał się ostatnim. Wersja zaprezentowana przez Penna i Tellera jest jednak udoskonalona do tego stopnia, że nawet ci martwi pod ziemią łapią się za głowę i nie mogą wyjść z podziwu. Dwaj wirtuozi strzelają do siebie w tym samym momencie kulami, które wcześniej oznaczyli widzowie. Laserowe celowniki skierowane w usta i szklane płytki, przez które przelatują kule, potęgują efekt. Po wszystkim w ich ustach, jak gdyby nigdy nic, są oznaczone kule, a w magazynkach oznaczone również wcześniej łuski. Niemożliwe? A jednak!
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą