Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Forum > Inteligentna jazda > Być albo nie być...świadkiem
queen_of_chocolate
Wczoraj jakieś dwa metry od bramy wjazdowej do mojego domu facet wjechał traktorem w drzewo. Pominę komentarz dotyczący akcji policji i pogotowia. Po pierwsze musiałoby paść kilka niecenzuralnych słów, po drugie nie o tym chcę pisać.
Jedną z pierwszych osób, które były na miejscu wypadku był kierowca samochodu jadącego za traktorem. Opowiedział mi dokładnie jak to się stało, jednak gdy tylko zjawiła się policja i funkcjonariusz zapytał czy ktoś z nas to widział, wycofał się cichcem, wsiadł do samochodu i odjechał.

Z jednej strony uważam to zachowanie za godne potępienia (może kierowca sam nie pamięta, albo nie jest w stanie powiedzieć co się stało, może był jeszcze inny uczestnik ruchu, który spowodował wypadek i uciekł). Opowiedzenie o tym co się stało może pomóc nie tylko policji i jest to nasz obywatelski (tfu) obowiązek.

Z drugiej strony sama byłam kiedyś świadkiem wypadku (opisywałam to kiedyś na narzekalni). Kilkakrotnie mnie wzywano na sprawy sądowe ponad 100km od domu, w godzinach pracy lub zajęć na uczelni. Zwracano mi tylko część kosztów i ani razu nie zapytano mnie o nic (raz sprawa była przeniesiona na inny termin, o czym dowiedziałam się na miejscu, innym razem obeszło się bez przesłuchiwania świadków itd., itp.)

Za każdym razem kiedy wspominam ostatnią przygodę z sądem, zarzekam się, że następnym razem odwrócę głowę żeby nic nie wiedzieć, albo będę udawać ślepą, głuchą i nienormalną.
Wczorajsze zachowanie kierowcy-świadka lekko mnie zirytowało.
Zaczęłam się zastanawiać jak ja bym zareagowała będąc świadkiem kolejnego wypadku i jakoś nie mogę się zdecydować.

Co wy o tym sądzicie?

--
Skydiving is a high risk activity that may result in loss of job, spouse, sobriety and large amounts of money.

subaryta
subaryta - Superbojownik · przed dinozaurami
Bycie świadkiem może być upierdliwe. Najpierw przesłuchują na policji/prokuraturze. Potem sprawa trafia do sądu i znowu to samo, do tego straszą odpowiedzialnością za składanie fałszywych zeznań. Nie daj boże, żeby sprawa była w innym mieście, wyznaczona np. na 8:30. Sprawy często spadają z wokandy, albo np. oskarżony składa wniosek o dpp i świadków sąd nie słucha. Jak się nie przyjedzie, to potrafią grzywnę przyłoży. Nie no, o wiele wygodniej nie być świadkiem.

--
gdyby internet mógł śmierdzieć, śmierdziałby :lasowym

tilliatillia
Dwa razy byłem świadkiem na rozprawie po wypadkach drogowych.
I było podobnie jak w Twoim wypadku. Od tamtej pory nigdy więcej...
Jeśli trzeba pomóc - oczywiście, pomogę. Jeżeli sprawa nie jest poważna (nikt nie zginął, nie został poważnie ranny itd.) zrobię co będę mógł i opuszczę miejsce zdarzenia.
Natomiast gdyby komuś stała się poważna krzywda na pewno zostanę i będę zeznawał. Może i procedury są durne, ale ludzkie życie i zdrowie jest ważniejsze. Sprawcy takich zdarzeń powinni zostać ukarani.
Z trochę innej beczki - 3 razy w życiu dzwoniłem na policję, gdyż widziałem pijanego kierowcę. Za każdym razem jechałem za nim do momentu zatrzymania przez patrol. Nigdy nie miałem z tego powodu nieprzyjemności, wszystko przebiegało sprawnie i anonimowo.
Telefon na 112 - opis sytuacji - rozłączenie się - za chwilę telefon zwrotny z policji - zatrzymanie. Nikt nigdy mnie nie pytał o moje dane itd.
Kilka dni temu znowu widziałem pijanego kierującego sporym autem (VW Transporter). Zadzwoniłem na policję, dyżurny zaczął mnie wypytywać o dane osobowe: imię i nazwisko, adres zameldowania, nr. telefonu, tablice rejestracyjne mojego pojazdu, marka i kolor! Jakiś absurd! Odmówiłem odpowiedzi na te pytania, podałem numer rejestracyjny śledzonego samochodu, dokładny opis i kierunek, w którym jechał. Rzecz miała miejsce w 12 tysięcznej mieścinie (komisariat na miejscu).
Jechałem za tym samochodem przez 20 minut (SIC!!!) i nikt nie zareagował. Nikt do mnie nie dzwonił ani nie próbował zatrzymać kierującego.
W końcu facet w VW wjechał na jakieś podwórko, zadzwoniłem ponownie pod 112 i poinformowałem pana policjanta gdzie jest ten człowiek. "Zajmiemy się tym". Teraz ? Po 20 minutach?

Trochę się rozpisałem, ale nie w tym rzecz. Chciałem tylko podać przykład podobny do Twojego przypadku. Jeśli następnym razem zobaczę pijanego kierowcę - też zadzwonię na policję. Mam nadzieję, że zajmie im to mniej czasu niż ostatnio.
Są sytuacje, w których powinno się reagować, bez względu na potencjalnie przykre czy uciążliwe konsekwencje.

--
tylko spokojnie.

neoque
neoque - Superbojownik · przed dinozaurami
Ja kiedyś byłem świadkiem kradzieży paliwa ze zbiorników na stacji paliw (późny wieczór). Po powrocie do domu (jakieś 3 minuty później) telefon na Policję (to nie była jeszcze epoka telefonów komórkowych ;)). Przyjechali, owszem...rano kiedy zawiadomili ich pracownicy tejże stacji po przyjściu do pracy.

Swoją drogą te kradzieże są chyba zwyczajowe, bo ostatnio przez przypadek natknąłem się na ogłoszenie o chęci sprzedaży tego przybytku przez Orlen.

Bycie świadkiem pewnie bywa uciążliwe, ale jeśli twoje zeznania mają być istotne dla sprawy, to powinno się to traktować w kategoriach obowiązku. Przy okazji zapytam o ten częściowy zwrot kosztów dojazdu. Być może jestem słabo zorientowany, ale zdaje się, że przedstawiasz rachunek lub inny dokument uwiarygodniający koszty tudzież utracone dochody i otrzymujesz zwrot, więc nie bardzo rozumiem, co oznacza "częściowy zwrot kosztów"?

--
Nie mam nic przeciwko ruchom kobiet. Byle były rytmiczne.

queen_of_chocolate
:neoque
Świadkowie dostają zwrot kosztów na podstawie biletów PKP/PKS/innej komunikacji. Jeżeli świadek przyjeżdża samochodem, to dostaje zwrot w wysokości kosztu przejazdu najtańszym środkiem komunikacji.

Nie wyobrażam sobie jechać 40km autobusem (1,5h), przesiadać się na pociąg i jechać jakieś 120km (razem z czekaniem pewnie z 3-4h) i w ten sam sposób wracać, kiedy mogę pojechać samochodem, zrobić 100km w 2h (razem z szukaniem sądu w obcym mieście).

Nie ma czegoś takiego jak "zwrot utraconych dochodów", nikogo nie obchodzi też, że jest środek sesji egzaminacyjnej i następnego dnia mam arcyważny egzamin.

Poniekąd to rozumiem, gdyby zwracano całe koszty na podstawie np.faktury, to przyleciałabym wynajętym helikopterem. ;)

Cała sprawa kosztów podróży nie ruszyłaby mnie tak bardzo, gdyby nie to, że jeździłam tam kilka razy, a ani razu nie byłam przesłuchana, ba, Wysokiego Sądu nie widziałam na oczy!

Jak już mowa o działaniu policji: mieszkam dokładnie na przeciwko posterunku policji, przy oświetlonej ulicy. Kiedy włamywano mi się do domu (jeszcze wtedy niewykończonego) i wyrywano okno ze ściany oraz wynoszono co kosztowniejsze przedmioty, policjant który pełnił wtedy nocną służbę "nic nie widział, nic nie słyszał".

--
Skydiving is a high risk activity that may result in loss of job, spouse, sobriety and large amounts of money.

Wathgurth
Wathgurth - Potworny Rymarz · przed dinozaurami
Z policją, jak z każdą inną służbą.

Jak mi kiedyś próbowali wyrwać z ręki telefon, szarpałem się z typem i wrzeszczałem. Facet mi się wyrwał, ale zdążył przybiec policjant i dwóch sokistów (bo to koło dworca było) i złapali tego @#$**. Byłem im wdzięczny i do dziś miło wspominam tą część zdarzenia.

Był to późny wieczór. Pojechaliśmy razem (policjanci, złapany typ i ja) na komisariat. I tam zaczęły się cyrki. Zaprowadzono mnie do jakiegoś gliniarza bezmundurowego, co siedział za biurkiem, z fajką w łapie (przez całe 2 godzinne przesłuchanie jarał). Mimo iż kilka razy wspominałem, że zaraz mam ostatni autobus do domu, przesłuchanie trwało w najlepsze. Wreszcie mnie wypuścili. Mimo biegu - autobus mi spierdzielił i 20 km na nogach.

Następnego dnia kazali mi się zgłosić "po odbiór telefonu". Okazało się, że muszę jeszcze raz złożyć zeznania ("mam jeszcze tylko kilka pytań") Gliniarz (inny niż poprzednio) zadawał pytania tendencyjnie i w taki sposób, by uzyskać odpowiedzi, jakie chciał. Przesłuchanie zakończyło się telefonem do kolegi "przesłuchałem go tak, że zrobimy z tego napad". Efekt - następne 8 godzin spędzone na komisariacie i zakończone wizytą w prokuraturze, w celu wyjaśnienia rozbieżności w zeznaniach. Tam, na szczęście, już kogoś zainteresowało, jak było naprawdę, i skąd te rozbieżności w zeznaniach)

Na rozprawę (pół roku później) zaproszeni byli: policjant, sprawca, obaj sokiści i ja. Pojawiłem się tylko ja i sokiści. Sprawcy najwyraźniej nie udało się doprowadzić, mimo, że, jak się okazało, był poszukiwany listem gończym. Na szczęście sprawę umorzono i miałem spokój.

Z jednej strony wdzięczny jestem policjantom, którzy mi pomogli na dworcu. Z drugiej - wolę unikać wszelkich kontaktów typu "składanie zeznań" z władzą. Co do świadkowania - pewnie bym nie odmówił, choć wolałbym nie

Pozdrawiam.

chmm
co do byciem świadkiem, to nigdy nim nie byłem, byłem za to oskarżonym w sprawie o pobicie (sic)

a sytuacja wyglądała tak

odprowadzałem moją lubą po sylwestrze (godzina ok. 4:00) i zasiadłem na przystanku co by poczekać na pierwszy autobus do domu gdy napatoczył się niezwykle agresywny osobnik. Szczegóły pominę, no może poza tym, że do najbliższej komendy było jakieś 1,5km a cała sytuacja miała miejsce dokładnie pod kamerami monitoringu miejskiego. Kiedy uspokoiłem pana próbującego po pijaku mnie pobić (parę chwytów, nie został nawet uderzony) czekałem na policję 40min, po czym zakuto mnie razem z tym kolesiem i potraktowano jak prowodyra bójki

jaki z tego wniosek?

jakbym pobił tego typka i ulotnił się z miejsca to nikt by nawet nie wiedział, że ja to ja, a tak ciągali mnie po posterunkach w celu składania wyjaśnień

i bądź tu obywatelu uczciwy
Forum > Inteligentna jazda > Być albo nie być...świadkiem
Aby pisać na forum zaloguj się lub zarejestruj