Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Forum > Inteligentna jazda > Zapach szkła...
izizik
Zapach szkła- czy siedzi w każdym z nas?
Ale do czego właściwie piję?
Jakiś czas temu odkryłem oczywistą oczywistość lecz nie do końca oczywistą: człowiek to tak naprawdę zbiór paradygmatów stanowiących filtr przez który postrzegamy świat, i które to określają nasze zachowanie.
Do pewnego dnia żyłem sobie w wesołej, idealistycznej, rzeczywistości w której najwyższe wartości miały rację bytu. Sądziłem, że istnieje to wszystko, za walczą/umierają bohaterowie książek i filmów. Bzdurą dla mnie było to, że mogą nami kierować podstawowe instynkty. Tym samym nie doceniałem siły socjologii i manipulacji.

Całkiem niedawno się obudziłem...
Wiecie jak to jest, kiedy jednego dnia dla człowieka jesteś całym światem, a następnego już traktuje Ciebie jako "koło zapasowe" w razie gdyby? I to wszystko pod przykrywką "miłości"? Wiem, wiem- to truizm. Istnieje takie proste powiedzenie: dopóki sam nie upadniesz na samo dno, dopóty nie poczujesz jak tam jest. Żeby sięgnąć szczytu, trzeba odbić się od dna. Mogę powiedzieć, że już szybuję ale często spoglądam na ziemię.

Ale do czego zmierzam?
Dostałem szkołę życia i teraz postrzegam świat przez pryzmat samoświadomości- jestem samoświadomy tego, że jestem człowiekiem. Rządzą mną instynkty, wzorce zachowania których znakomita większość ludzi nie widzi, podświadomość. Każdy z nas jest niepowtarzalnym egzemplarzem "biomaszyny"- powierzchniowo. Możemy też to nazwać charakterem. Jednak, czym jest charakter?
Dla mnie to tylko mapy które określają nas w różnych sytuacjach życiowych (tak jak pisałem o tym wcześniej). Na poziomie "kręgosłupa duchowego" jesteśmy tacy sami. Te same potrzeby.
Jedna z moich sztandarowych zasad to:
Do niczego się nie przywiązywać, niczego nie pragnąć. Pragnienie powoduje cierpienie, zaś samo ono nie jest środowiskiem samodoskonalenia ale jedynie bodźcem który mówi nam, że nasz model postępowania jest niewłaściwy. Ja jestem na pierwszym miejscu. Brzmi to egoistycznie tymczasem na dłuższą metę jest najzdrowszym podejściem to życia jakie mógł wypracować człowiek. Będę w stanie uszczęśliwić innych gdy sam osiągnę pełnie szczęścia.
Większość idei którym do tej pory hołdowałem straciła wartość.
Nie powiem, żyje mi się teraz lepiej. Od kiedy postawiłem siebie na pierwszym miejscu mojej hierarchii wartości mam większy wpływ na swoje życie.
Chwilami jednak tęsknie do starego świata. Boję się, że nigdy nie będę w stanie zaufać drugiej osobie tak jak robiłem to do tej pory, i że będę ją postrzegał jako istotę którą rządzą mechanizmy na które łatwo wpłynąć.
Mam w sobie "zapach szkła"- tęsknotę za czymś, co jest oparte na emocjach, bezwarunkowym oddaniu i temu brzydkiemu słowu na "M"
Starsi bojownicy, jak to jest w życiu? Jestem marzycielem który nie wierzy we własne marzenia? A może jest gdzieś tam cienka czerwona linia za którą wszystko wygląda inaczej?

--
Wiedza, a nie wiara.

lysy2
Ten temat to chyba pasuje do wątku "jak to jest z tą miłością".
Na temat Twojego sposobu widzenia świata i miłości wypowiem się raczej krytycznie, bo to że "Będę w stanie uszczęśliwić innych gdy sam osiągnę pełnie szczęścia. (...) Do niczego się nie przywiązywać, niczego nie pragnąć. " to nie tylko egoizm, ale pustka. Egoizm jest wskazany, ale w zasadzie tylko po to, aby też samemu czerpać z uczucia (jednocześnie je dając). Taka zasada wzajemności. Uważam, że nie można być szczęśliwym nie mając pragnień i kogoś z kim te pragnienia można dzielić.
Sam parę razy spadłem, ale dalej szukam tego co da mi pełnię szczęścia. Pragnę tego i mimo, że mogę spaść znowu, to nie zmieniam postawy, bo wtedy byłbym pusty i wypalony.
Na pytanie kim jesteś nikt z nas nie odpowie - sam musisz sobie odpowiedzieć.

--
Jechać - nieważne dokąd. Ważne żeby bokiem...

izizik
Bardziej mam na myśli światopogląd niż konkretnie miłość. Obcowanie z drugim człowiekiem.
Owszem, to egoizm- jednak KAŻDY z nas kieruje się egoizmem w swoim życiu. Świetnie opisał to De Mello- mamy 3 formy egoizmu:
egocentryzm, dobroduszność i egoizm wynikający ze strachu przed konsekwencjami.

Czerpanie czegoś, dając coś to siebie to jest podstawowa potrzeba każdego człowieka- mamy potrzebę i ją zaspokajamy. Czy to można bezpośrednio nazwać egoizmem? Nie wiem, według mnie nie.

Ja jestem szczęśliwy, polegam na sobie i znam swoją wartość. Mam swoje cele w życiu, które ustawicznie realizuję ale żebym czegoś pragnął? Nie. Przy czym, żebyśmy się zrozumieli- jestem dać z siebie wszystko żeby osiągnąć swoje zamierzenia, ale jeśli nie wyjdzie to trudno. Mam nauczkę i dużą porcję doświadczenia.
Kierując się pragnieniem (emocjami a nie logiką) spalam siebie, porażka zada mi zbyt wiele bólu.

A teraz ja wypowiem się krytycznie o Tobie
Dlaczego uzależniasz swoje szczęście od czynników zewnętrznych? Szukasz tego, co da Tobie "pełnię" szczęścia. Jesteś inteligentną osobą i widać, że jesteś świadomy kim jesteś ale uważam, że tak naprawdę szukasz SWOJEGO szczęścia a nie jego pełni. Czy czułbyś się szczęśliwy, gdyby wszyscy się od Ciebie odwrócili? Ludzie odchodzą, emocje się wypalają a Twoje zasady zawsze będą z Tobą. Twoje "ja" zawsze będzie z Tobą.
Twoja postawa- właściwie jej brak. Czy to czasem nie jest brak postępu? Zmiana siebie to nie jest pustka i wypalenie- to ewolucja. Tymczasem brak modyfikacji swojego podejścia, pomimo, że już okazało się niewłaściwe, to ignorancja.
Bynajmniej, ja nie odczuwam pustki i wypalenia, wprost przeciwnie- jak nigdy chce mi się żyć

Odpowiedzi na to kim jestem nie szukam, bo to i tak nic nie zmieni.
Jestem ciekaw Waszych opinii, postów o tym kim Wy jesteście.
Miłego dnia

--
Wiedza, a nie wiara.

KrissDeValnor
KrissDeValnor - Superbojowniczka · przed dinozaurami
tak, tak.. tak to jest, młody człowiek jest pełen ideałów, wierzy w to że zawojuje świat, że jest w stanie przenosić góry i że gdziekolwiek nie sięgnie to wszystko jest w stanie złapać...
potem zderza się z rzeczywistością a tu niespodzianka... i cały świat ideałów wywraca się do góry nogami. Miałam kilka takich zderzeń z rzeczywistością, i ciągle się z nią biję... w liceum kiedy to okazało się że nie mam prawa do własnego zdania, własnych decyzji, decyduje ten kto ma władzę, w tym momencie rodzice. Potem studia na których przekonałam się że nie jestem w stanie przenosić gór, a niektóre góry przenoszą mnie i moją wytrzymałość nerwową w inne światy... niekoniecznie lepsze.
Potem zniknęłam z pola widzenia na rok, uciekłam z domu, tak po prostu.. Bo ja sobie poradzę sama, bo pokażę że nie potrzebuję, bo udowodnię swoją wartość wszystkim (szkoda że nie sobie), i znowu jak łomem w łeb... rok wycięty z życiorysu, prokuratura, policja i wielka walka rodziny żeby mnie odnaleźć i ściągnąć do domu...
Powoli zaczęłam wracać do siebie, wracać do starych przyjaciół i rozmawiać z nimi, zaczęłam w końcu studia o jakich zawsze marzyłam, powoli układałam w sobie wszystko tam gdzie powinno być. I kiedy wszystko zaczynało się klarować, BACH!!! Związek... cud miód ultramaryna, 1,5 roku wielkiej miłości, oświadczył się po czym ze mną zerwał. Znowu upadłam na glebę....


od tego czasu minęło 5 lat, to co tutaj napisałam to telegraficzny skrót wszystkiego, wyczyściłam wiele spraw, przeprosiłam tych, których w którymś momencie zawiodłam, zaczęłam wierzyć w siebie a nie tylko wmawiać sobie że wierzę. Bardzo powoli dążę do celów jakie sobie stawiam, nauczyłam się słyszeć ludzi a nie tylko słuchać. Dziś to ja jestem oparciem dla przyjaciół a nie oni dla mnie. Mam zasady, których nie naruszam ale są one totalnie inne niż te sprzed 10 lat... a priorytety? też wywrócone o 180 stopni..

Życie co chwilę próbuje mnie przygnieść ale właśnie przez tą samoświadomość i nabytą na podstawie doświadczeń umiejętność odróżniania tego co ważne od pierdół potrafię na tyle szybko wyciągnąć ręce w obronnym geście że łapię strop zanim mnie wbije w ziemię.

Nie determinuje to we mnie postawy biernej wobec życia, wręcz przeciwnie, mam pragnienia, które staram się realizować, mam nadzieje, które trzymają mnie przy dobrej myśli, mam siłę która pozwala mi walczyć. I nie boję się upadków, bo wiem że zawsze wstanę.

a tworzenie sobie tarczy ze swojej bierności? czy pozwala poczuć prawdziwy smak życia? czy nie stwarza możliwościom innych dróg, takich że nas te możliwości omijają?

i nie mylmy egoizmu z postawą asertywną!

ot i tyle w temacie

bearserker1
Ech... wypowiem się, głównie dlatego, że masz podobny sposób postrzegania świata. jest on także niebezpieczny... patrząc na siebie w systemie "tak mnie świat ukształtował więc taki jestem", nie czujesz się w gruncie rzeczy odpowiedzialny za swoje czyny, nie obwiniasz sie, łatwo więc stracić sumienie (to tak ku przestrodze).
Widzę siebie, jako trybik ukształtowany przez świat i zdarzenia losowe w ten czy inny sposób, ale nie tracę nadzieji na znalezienie gdzieś trybiku idealnie (lub prawie idealnie) dopasowanego do mnie, jednocześnie wiem, że muszę dawać z siebie 100% w każdym związku inaczej nigdy nie zadziała jak powinno, więc na tyle na ile ta świadomość ma siłę pchać mnie do przodu to pcha. jednocześnie wiem, że w każdej chwili może się coś zepsuć, więc jestem gotowy na cios, ale jakbym miał się za każdym razem przejmować tą ewentualnością, to tylko bym sam sobie kłody pod nogi rzucał w tym temacie i w sumie to że chcę żeby było dobrze psuło by mi wszystko (np. ktoś mnie zdradził kiedyś, więc następnej dziewczyny pilnuję jak pies, ona tak nie może żyć i tracę kolejną).
Wiedząc że nie upilnuję, a skoro i tak zależnie od wiatru coś się może zepsuć w każdej chwili, olewam temat, wierzę, póki wyraźnych dowodów brak, że jest jak powinno być i czerpię radość z każdej chwili wspólnej, jeżeli nie wyjdzie, to nie mam żalu, bo i o co i do kogo, do trybika za to że coś nas do siebie przyciągło a się okazało że nie pasujemy do siebie?
Chcę przez to powiedzieć, że tak, wybaczę człowiekowi każdą podłość, będę się go wystrzegał lub izolował w razie konieczności, ale moralnie jest wobec mnie czysty.

--
Drowband Training Compilation 2 lata w 2 minuty

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
Każdy człowiek tworzy swoją własną rzeczywistość i nie wszystkie wnioski mogą być wyciągnięte na przykładzie innych ludzi. Jakbyśmy nie poznali "ludzkość", ludzkie przypadki i ludzkie zachowania, to zawsze może nam się zdarzyć sytuacja, której nie znamy rozwiązania, którą musimy rozwikłać samemu.

Odnośnie poszukiwania miłości, to sprawa jest dosyć głębsza i nie da się jej rozwiązać w kilku zdaniach, lecz jedno jest pewne. Jeśli podejdziemy do tego z tak dużym sceptycyzmem, to szanse na jej znalezienie są bardzo małe. Po nieszczęśliwym zauroczeniu bardzo często owy sceptycyzm następuje, na bardzo długi okres i najczęściej w tym okresie możemy odrzucić tą prawdziwą miłość. Być może to okrutne, co teraz napiszę, lecz potrzebna jest pewna doza naiwności by się zakochać. Podczas gdy staramy się ją odkryć, nie możemy tworzyć wątpliwości, bo kolokwialnie mówiąc, zabijemy ją. Nie da się uczuć nauczyć, czy ich tworzyć na zawołanie. Co najwyżej możemy się oszukiwać, lecz wcześniej czy później przejrzymy na oczy, co najczęściej okazuje się bolesne.

Nie da się również "postanowić", że uszczęśliwianie drugiej osoby nastąpi dopiero wtedy, gdy sami będziemy szczęśliwi, bo nie taka jest istota miłości i jest to jej dokładnym zaprzeczeniem. Cała treść miłości zawiera się w słowie "wspólnie", tak więc wszystkie emocje czujemy ze swoją drugą połówką, a uszczęśliwianie następuje z obu stron równocześnie.

Być może odbieram miłość zbyt naiwnie, ale taka moja natura;) Pozdrawiam!

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
Ja trochę krótko napiszę, ale więcej nie chcę powiedzieć.
Bez obrazy dla nikogo, ale nie sądzisz że jeśli jesteś taką biomaszyną, działasz jak zaprogramowany na instynktach to nie za bardzo różnisz się od jakiegoś zwierzaka?
To chyba właśnie emocje(czy pozytywne, czy negatywne) robią z nas ludzi. Ludzi jako kogoś myślącego i kochającego, a nie jako kawałek mięcha.

--
HELL YEAH!

TheAlmightyOne
To raczej proste. Mating ritual. Główną i jedyna wartością życia ludzkiego jest posiadanie potomstwa i zapewnienie mu najlepszych możliwych warunków do dalszego płodzenia. Czy to pieniądze, czy to władza, czy to joemonster - wszystko można, bez naciągania, podpiąć pod rozmnażanie właśnie. Analizowanie wzorców ludzkich zachowań na podstawie posiadanych już wiadomości staje się tylko kwestią doświadczenia. Możecie mówić o wartościach wyższych itp. ale prawda jest jedna. Nie jest ani smutna, ani tragiczna. Po prostu jest. A miłość? Bezwarunkowa nie ma prawa istnieć. Czym jest? Do tego każdy może dojść sam.

The_Unspeakable
Też się często zastanawiałem jak to jest w tym życiu, że wszystko jest takie bezobrazowe pozbawione emocji i pejoratywne. Może i jestem młody ale dostałem od losu (przez los rozumiem wszystko i wszystkich tych którzy przewinęli sie szybciej lub wolniej przez moje dotychczasowe jestestwo) nie raz soczystego kopniaka. Pokazał mi on niejednokrotnie, że wszystkie te pielęgnowane przeze mnie wartości (jak przyjaźń czy miłość) są w rozumieniu większości ludzi tylko i wyłącznie luźno traktowanymi sugestiami, które z moja ukształtowaną definicją nie miały nic wspólnego.
Też przez to sam się obudziłem, jednakże w moim przypadku problem polega na tym, że ja zawsze robiłem coś dla innych byłem zawsze dla innych i zawsze inni byli dla mnie. Do pewnego czasu, kiedy zauważyłem, że podstawowe i główne dla mnie wartości, zostały zdefiniowane przez innych w sposób skrajnie odmienny, Zacząłem się zastanawiać o co walczę. Przyjaciel był dla mnie osobą ważniejszą od rodziny, ktoś inny zaś przepraszam za wyrażenie "przyjacielem sobie mordę wycierał". Miłość według mojej genezy to odwzajemniane uczuie łączące dwie dusze... dla kogoś innego było to po prostu zauroczenie lub sympatia.
W końcu obudziłem się, zobaczyłem jak świat naprawdę wygląda... i teraz jestem zawieszony pomiędzy zasadami, które wyznawałem a tymi ogólnie przyjętymi... nie chce rezygnować ze mnie na rzecz ogólnie przyjętego apatycznego wdzianka obojętniaka.


Co do mojego i cudzego szczęścia... to zależy od punktu widzenia... dla jednych dążenie do własnego szczęścia jest wartością podstawową, dla innych zaś dawanie szczęścia innym. Ani jedno stwierdzenie ani 2 nie jest błędnym, to poprostu obrana droga i żadna z nich nie jest ani egoistyczna ani absurdalnie altruistyczna.

Mimo tego jeżeli chcesz dążyć do szczęscia samemu, to i tak jest to w pewnym stopniu syzyfowa praca, nie wszystkie warunki można wypełnić samemu, zawsze jest potrzebny w którymś podpunkcie "ten ktoś inny". Nie da się osiągnąć szczęścia samodzielnie, da się to za to zrobić z udziałem innych osób, jednakże jest to droga dużo trudniejsza i nie wszystkim udaje się ją przebyć w sposób właściwy.

Dochodząc do konsensusu nie można rezygnować z siebie na rzecz innych i na rzecz ogólnie przyjętego wzorca człowieka (bo nie po to rodzisz sie sobą by umierać czyjąś kopią). Nie można też patrzeć na własne szczęscie i budować domów na piasku, bo własne szczęście jest nie do osiągnięcia samemu (wszak jesteśmy tym kim jesteśmy dla innych) Ładna myśl podsumowująca mi wyszła Rodzisz się sobą nie po to by umierać czyjąś kopią, jednakże nie byłbyś sobą gdyby nie to że jesteś zlepkiem wszystkich.

--
Świat na trzeźwo jest nie do przyjęcia...

MarkizDeRetarde
Moze wkrotce jak znajde troche czasu napisze jak to wyglada z perspektywy czlowieka, ktory wychowal sie wlasnie na tych (polskich) idealach, a wchodzic w doroslosc musial w postmodernistycznej i liberalnej Europie. Tutaj, to co przyjales, izizik, jest standardem przekazywanym ludziom od dziecinstwa - tzn. stawianie wlasnego ja i wlasnego rozwoju zawsze na pierwszym miejscu.

Los obdarzyl Cie introspekcja, z tego co piszesz, a to wielka umiejetnosc, jesli uzywana wlasciwie.
Tutaj mam taka ciekawostke psychologiczna. Stworzona dawno temu przez Polaka, Kazimierza Dąbrowskiego. Psychologia dzisiejsza, pelna determinizmu i deskryptywnych modeli rozwoju (a nie normatywnych), dostalaby trzech atakow serca na raz po przeczytaniu takich "fanaberii". A jednak dla mnie, jako kogos, kogo wychowano "na ludzi" (czlowieka wrazliwego, pokornego, pelnego wartosci), takie opisanie rozwoju charakteru i osobowosci o wiele bardziej przekonuje niz dzisiejszy belkot (z tego powodu zostaje lekarzem a nie psychologiem)

https://pl.wikipedia.org/wiki/Dezintegracja_pozytywna
Powiedzcie jak to do Was trafia.

Moj dunski (nieglupi) znajomy zlapal sie za glowe i powiedzial ze jestesmy skazeni katolickim uwielbieniem cierpienia, jesli uwazamy takie brednie za cos godnego uwagi
Forum > Inteligentna jazda > Zapach szkła...
Aby pisać na forum zaloguj się lub zarejestruj