Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Forum > Inteligentna jazda > Gruby problem?
atitta
atitta - Babcia Straszy Prąciem · przed dinozaurami
Shinee, całkiem możliwe, że gdybym do tej pory spotykała się z reakcjami o których piszesz, zawzięłabym się i stosowała dietę. Nie mówię, że moja postawa jest jedyną słuszną. Po prostu taki jest mój wybór. Nie spotykam się z ostracyzmem towarzyskim ze względu na swoją figurę. Gdyby towarzystwo chciało mnie w swoich szeregach tylko dlatego że jestem szczupła, bądź nie chciało mnie bo szczupła nie jestem to w nosie z takim towarzystwem.
Zgadzam się z tym, ze należy pilnować dzieci, bo one o sobie nie decydują i to jest zadanie rodziców, żeby naprowadzić dzieci na właściwy tor. Pilnuję swoich dzieci. Kiedy dorosną to będzie ich wybór czy chcą jeść i tyć czy chcą stosować dietę.
Natomiast kiedy jestem dorosła, i to że wyglądam jak wyglądam jest moim świadomym wyborem, bo utyłam od jedzenia, którego sobie nie potrafię odmówić bo je lubię- to moja sprawa i nikogo innego. Tak samo jak to że palacze śmierdzą i mają żółte zęby jest ich wyborem a nie rzucają bo lubią palić. Na temat palaczy nikt nie wrzuca postów na IJ.
Moja postawa, że nie wyglądam jak supermodelka i nie zamierzam z tego powodu umrzeć jest moją postawą i mam do niej prawo. Tak samo postawa ludzi, którzy wyglądają jak ja i spędza im to sen z powiek zasługuje na poszanowanie.
Ile ludzi tyle zdań. Ludzi uszczęśliwiają najróżniejsze rzeczy, być może dla jednych kluczem do szczęścia jest idealna sylwetka (tylko jeszcze według jakich kanonów idealna?), dla mnie szafa pełna butów bo je lubię. Ja nikomu nie mówię, że każda kobieta powinna mieć szafę pełna butów bo to bzdura. Innej może wystarczyć pełna szuflada czerwonych szminek i jak ona mi powie, że koniecznie muszę taką mieć to też powiem że to bzdura.

--
Mrrrrr.... Wiesz co jest najbardziej przerażające? Zdychanie w poczuciu że się tak naprawdę nie żyło...

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
OSH - Superbojownik · przed dinozaurami
Ja się też dorzucę, przeczytałem pobieżnie ten wątek i powiem tak: mnie się akurat tak przewrotkie złozyło w zyciu, że obie moje partnerki nie były wcale szkieletami. nie nazwałbym ich tez przesadnie otyłymi, owszem, miały nadwagę, ale wcale jak wieloryby nie wyglądały. Co ciekawe, ja wygladam jak szkielet i wcale nie przesadzam (182 cm wzrostu/55 kg wagi). I przed poznaniem kazdej z tych dziewczyn moim ideałem była szczupła wysoka dziewczyna. Ale to się zmieniło i teraz wcale mi te kilka kilogramów więcej u kobiety nie przeszkadza (oczywiście, w rozsądnych granicach, nie tylko z powodu wyglądu, ale i zdrowia). Doszedłem do wniosku, że jednak bardziej przyjemnie jest mi poczuć w ramionach pełne ciało kobniety, a nie wychudzony szkielecik, bo przez tę chorą modę na odchudzanie się coraz więcej dziewczyn wyglada jak szkielety i jeszcze mówią, że ważą za dużo!! Reasumując: dziewczyny!! nie przejmować się aż tak bardzo! Kobieta ma wyglądać jak kobieta a nie jak wieszak!!!

Bajo
Bajo - Superbojownik · przed dinozaurami
Też jestem gruby !!! odkąd pamiętam miałem nadwagę, przy wzroście około 180cm ważę -+ 100kg. Zaakceptowałem siebie takim jakim jestem i jest mi z tym dobrze. Jestem pewnym siebie mężczyzną, i nie mam raczej żadnych kompleksów. oceniam się jako całkiem przystojnego a do tego ubieram się ekstrawagancko - lata 20-40 ubiegłego wieku (patrz zdjęcie w profilu) jednak wciąż mam problemy z podrywaniem kobiet tylko dlatego że jestem trochę większy niż to czego one oczekują. jeżeli chodzi o ciało mężczyzny to kobieta postrzega je w taki sam sposób jak mężczyzna postrzega ciało kobiety. Liczy się pierwsze wrażenie to jak wyglądasz, jak sie prezentujesz, ile jest w tobie mięśni i jak bardzo przypominasz Apolla.Muszę przyznać że jest to bardzo nieprzyjemne, gdyż kobiety zazwyczaj nie chcą nawiązywać znajomość z mężczyznami otyłymi, dlatego też zbliżenie sie do którejkolwiek z nich jest nie lada wyzwaniem. od września przechodzę do ćwiczeń, nie na diety które wywołaja efekt jojo ale do ćwiczeń fizycznych które pozwolą mi spalić nadmiar tłuszczu. moją podstawową motywacja nie jest jednak podryw ale zdrowie, bo ono jest najważniejsze, jeżeli chodzi o stosunki damsko-męskie to najważniejsze jest twoje wewnętrzne piękno, i jeżeli ktoś je zauważy wtedy jest wart twojej przyjaźni czy miłości. Najważniejsza jest jednak samoakceptacja co nie oznacza ze trzeba przestać nad soba pracować! wręcz przeciwnie ! skoro znamy nasze wady to wiemy co musimy zmienić ale starajmy sie to robić w sposób humanitarny dla naszego ciała !


... To się wyżaliłem - to pewnie przez to piwko z lodem.

pleban2
To i ja się 'dorzucę'....

Gdyby od piwa się tyło, to ważyłbym obecnie ok.365 kg....(a do 70 mi troszku brakuje)

Apel: Najdroższe Nasze Bojowniczki: Chłop nie pies... na kościach leżał nie będzie!!!

Jestem w stanie pojąć dietę, czy tam jakoweś 'idne' odchudzanie, która jest prowadzona we względach zdrowotnych...

No ale żeby po to, aby upodabniać się do tych śmisznych szkieletorów, którym i tak się wydaje, że są zbyt grube???

Podam swój przykład: nagle chciałem być grzeczny i zdrowy... z dnia na dzień przestałem pić piwo i palić papierosy....(bolesny eksperyment).
Skończyło się na dwudniowym zatwardzeniu i huśtawce nastrojów...

Przykład to drastyczny, ale nie warto się zmieniać 'na siłę'...

--
"Nieudana to uczta co się kończy przytomnie, Jeśli goście w otchłanną nie zapadną się głąb, Kiedy jeden za drugim zdoła sobie przypomnieć Komu nakładł po pysku, kto mu złamał nos, wybił ząb."

leeloo_darkness
Mam nadwagę (nie jakąś straszną, ale widoczną) i nie jestem z tego powodu szczęśliwa, ale jak pomyślę sobie, że miałabym zrezygnować z mojego leżącego trybu życia, kalorycznych posiłków i cały czas się kontrolować to żyć mi się odechciewa. Wolałam być grubsza i nauczyć się akceptować siebie niż być szczupła i cholernie nieszczęśliwa. Najbardziej śmieszy mnie postawa moich koleżanek. Oczywiście, że akceptują mnie i to jak wyglądam (i bez nadwagi sporo bym się od nich różniła :P), ale cały czas podświadomie żałują mnie i tego jak mi musi być źle chodzić w rozmiarze 44. No ale kto katujący się dietami żeby zmieścić się w XS może zrozumieć takie pulchne zadowolenie z siebie? Grunt to żyć w zgodzie ze sobą.

tytezterefere
Ja się tak zastanawiam, skąd się w ogóle wzięła społeczna nagonka na osoby "lepiej zbudowane"? W telewizji nie uświadczycie praktycznie żadnej lepiej zbudowanej aktorki/piosenkarki/prezenterki (a jeśli już, to jest to typ kochanej mamusi, której można wybaczyć kilka dodatkowych kilogramów lub np. Queen Latifah lub Monica Belucci, choć niestety gdyby zaczynały swoje kariery w Polsce, to mogłoby im to nie wyjść...), w szkołach chude dzieciaki dokuczają tym grubszym (ileż ja razy płakałam, będąc dzieckiem, że mnie w szkole ktoś wyśmiewał, bo byłam grubsza...), w sklepie ciężko kupić coś seksownego na rozmiar powyżej 42, ewentualnie "pomocne" panie ekspedientki kierują klientki na dział z odzieżą ciążową lub na dział z ogromnym oznaczeniem "XXXL", czy coś w ten ząb...
W dzieciństwie byłam małym pączuszkiem i było mi z tym dobrze - biegałam z koleżankami i kolegami, dobrze się bawiłam, jadłam słodycze i było fajnie. Moja starsza siostra też była grubaskiem do momentu pójścia do 4 klasy podstawówki - chodziła do klasy sportowej, więc dzięki częstszym wfom, wyjazdom na zawody sportowe itd. schudła. Aczkolwiek nadal nie miała figury modelki - szerokie ramiona, budowa tzw. "prostokąt", dużo mięśni pokrytych niedużą (ale jednak!) warstewką tłuszczyku. I śliczna buzia - wyglądała jak Drew Barrymore Miała mnóstwo znajomych, wszyscy ją lubili, ale oczywiście ktoś musiał to zepsuć. Nasz ojciec i młodszy brat ciągle się z nas wyśmiewali, przezywali "grubasy", "pączuchy" itd., a moja siostra się tym coraz bardziej przejmowała. Doszła do tego mania odchudzania mojej mamy (mnie odchudzała od 6 klasy podstawówki, kiedy to przy wzroście 165cm ważyłam 68kg i byłam najwyższą i najgrubszą dziewczyną w klasie), brak zainteresowania ze strony chłopaków (a właściwie brak innego zainteresowania, niż koleżeńskie) i... siostra zaczęła się odchudzać, głodzić, ćwiczyć codziennie (po kilka tysięcy brzuszków, bieganie, rower itd.). W efekcie z 75kg przy wzroście 178cm spadła w najgorszym momencie do 38kg... Ojciec i brat się w końcu uciszyli, chyba zrozumieli, znajomi tak samo, ale jednak siostra już nigdy nie wróciła do dawnej formy (teraz, po około 6 latach choroby, waży 58kg, ma wychudzoną twarz, więcej kompleksów niż przed chorobą), jest dużo bardziej nieszczęśliwa, niż gdy była grubsza, boi się zbliżyć do jakiegokolwiek mężczyzny, bo się wstydzi.
Teraz ja... W liceum urosłam do 175cm i troszkę zrzuciłam. Nadal byłam jedną z najgrubszych dziewczyn w klasie, nadal moja mama powtarzała mi w kółko o dietkach, ale każde moje podejście do diety kończyło się atakiem furii mojego ojca i ostrzeżeniami o tym, że trafię do zakładu zamkniętego, gdzie mi wybiją z głowy pomysły dot. anoreksji. Ciekawie, prawda? W liceum poznałam pierwszą wielką miłość... Oczywiście dzięki niemu nabawiłam się kompleksów, bo zawsze mi powtarzał, że tu mam za dużo, tam za miękko, a w jeszcze innym miejscu mi się wylewa. Od tego czasu jeszcze się nie wyleczyłam z tych kompleksów, bo nie potrafię. Poszłam na studia i w ciągu pierwszych trzech miesięcy schudłam do 56kg... Byłam wiecznie niezadowolona, dalej wszędzie widziałam u siebie za dużo tłuszczyku, piersi miałam małe - wstydziłam się swojego wyglądu chyba bardziej, niż wcześniej. Później poznałam obecnego chłopaka, przy którym wróciłam do dawnej figury, z którą teraz mi bardzo dobrze. Nigdy nie miałam wymiarów 90x60x90, bo nie mam takiej możliwości - moja budowa mi to uniemożliwia. Mam czasami problemy z kupieniem sobie ubrań, ale kto nie ma?
Nadal trochę narzekam na swoją figurę, w tym momencie jestem na diecie, bo na drugim roku studiów przybyło mi ponad 10kg (miałam możliwość codziennie gotować pyszne obiadki i jakoś tak mi się odłożyło... ), ale nie mam zamiaru się głodzić. Mam lekką oponkę, nie mam chudych nóg, tyłek...też jest za co złapać - najważniejsze, że nie czuję się z tym źle Nigdy nie będę super-laską, nigdy nie będę miała idealnej figury, ale przyzwyczaiłam się do tego i nie jest mi już z tym tak źle.

:mroczka, jeżeli czujesz się lepiej po schudnięciu, to dobrze Jeśli nie...to przestań, bo nie warto. Znam trochę dziewczyn, które mają trochę więcej tu i ówdzie i z tym nie walczą, czują się z tym dobrze. Najważniejsze, żebyś się dobrze czuła we własnej skórze, nie najważniejsze, żeby ludziom coś udowodnić. Nic na siłę, nic wbrew sobie, bo to się może źle skończyć i później będzie to trudno naprawić.

--
Veni, Vidi, Vilson. Uprzejmie informuję, że odpowiedzialność ponosić mogę jedynie za to, co sama napisałam. Nie za czyjeś domysły, dopowiedzenia, nadinterpretacje, halucynacje, takie sytuacje.

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
DJWW - Superbojownik · przed dinozaurami
To i ja się dorzucę.

Zanim przyjechałem do wawy, miałem praktycznie rzecz biorąc całkiem niezła sylwetkę. Kaloryfera na brzuchu nie było, ale i tak codzienna siłownia albo basen (czasem jedno i drugie) dawały ładną muskulaturę (efekt psuło jedynie wklęśnięcie mostka, ale i tak było nieźle). No i wtedy nie ćwiczyłem, żeby schudnąć, ale żeby przybrać (na tej zdrowej) wadze. W najlepszym okresie miałem 75/176, przy czym tłuszcz był tylko symboliczny.

Wszystko zmieniło się na studiach - warszawiacy znają tutejsze ceny. W mojej ówczesnej sytuacji finansowej nie było nawet mowy o siłowni, czy basenie, wszędzie dojeżdżało się autobusami (spacerek z tarchomina do centrum raczej odpadał), a wszystkiego dopełniały jeszcze obiady gotowane o 19, po powrocie z zajęć (12 zł za obiad w uczelnianej knajpie było za drogo).

Na efekty nie trzeba było długo czekać. Teraz ważę ok 95 kg i dopiero teraz (po przytyciu) zacząłem zauważać, ze kiedyś miałem lepsze powodzenie u dziewczyn, lepszą kondycję, czy więcej motywacji do wszystkiego. Sam też z resztą nie lubię (wizualnie) grubych dziewczyny (tak, słowo "gruby" znajduje się w słowniku języka polskiego i nie widzę powodu, żeby go nie używać).

Teraz sytuacja mi się poprawiła i kilka razy już zaczynałem coś z tym robić. Niestety należę do osób niecierpliwych, które przy braku szybkich, widocznych efektów tracą motywację.

W tym tygodniu znowu mam zamiar zacząć chodzić codziennie na basen - może tym razem będę miał trochę więcej wytrwałości. Jak ktoś się chce dołączyć - no problemo ;)

--
Jestem księciem z bajki. W końcu Shrek to też bajka...Free speech includes the right not to listen, if not interested.
Robert Heinlein

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
Witam wszystkich. To Ja mam nadwage po raz pierwszy w zyciu, zawsze samoistnie mi sie trzymalo w normie. Nie mam stresow, nie jestem zagoniona, przestalam palic i ten stan sie objawia dodatkowymi kilogramami - 20 w dwa lata. Powiem wprost- nie jestem otyla, niewiele osob zauwaza te dodatkowe kilogramy, moj Ukochany mowi, ze wygladam cudnie. Ale ja sie zle czuje, bola mnie plecy i stawy, nie podobam sie sobie. I to jest chyba (poza zaburzeniami jedzenia, kiedy to sie czlowiek gubi w samopodobaniu) jedyne kryterium, ktore sie liczy. Teraz sie czuje ociezala i musze to zmienic. Ktos inny ma moim miejscu i z moja waga czulby sie wysmienicie. Ale mnie ona denerwuje, bo lubie robic rzeczy, przy ktorych te dodatkowe kilogramy mi przeszkadzaja. A jesli ktos woli plywanie niz jazde na rowerze po wertepach, a do tego kocha jedzenie i nie odczuwa fizycznych dolegliwosci, to niech wazy ile chce. Jak bedzie mu z tym dobrze to na bank amanci/tki sie w kolo zakreca. A na marginesie "grube jest piekne" slyszalam w okresleniu do siebie w swoich najchudszych czasach, kiedy mi moim zdaniem obojczyki sterczaly na wszystkie strony. Natomiast na marginesie z drugiej strony to bedzie mi strasznie brakowalo falujacego biustu. Nikt mi nie powie ze to nie jest powazny atut.

--
Jest wery gut, a będzie jeszcze bardziej

herofan
herofan - ^^S^^u^^p^^e^^r^^b^^o^^j^^o^^w^^n^^i^^ · przed dinozaurami
No to moze teraz ja. ;)
Ja mialem zawsze jeden problem. Bylem chudy. Konczac 8 klase podstawowki wazylem 39 kg. Do tego bylem jednym z najnizszych w klasie. W techniku w ciagu dwoch lat z najnizszego, stalem sie jednym z wyzszych w klasie... Ale dalej bylem przerazliwie chudy... Przy wzroscie 180 cm wazylem okolo55 kg. Na komisji poborowej dostalem kategorie B (niedowaga 25kg). Najlepsze bylo to, ze rok pozniej wazylem 5kg wiecej i dostalem kategorie A bez paragafu (co wydalo mi sie troche dziwne). Tak wiec idac do wojska wazylem 60kg. Co moge powiedziec o kuchni w wojsku to to, ze jest strasznie kaloryczna... w ciagu miesiaca przytylem 10 kg... Po miesiacu, trafilem na kuchnie... ;) To byly czasy ;) Tak wiec po wosjku udalo mi sie dobic do 75 kg... ;) Waga mniej wiecej sie u mnie nie zmienia... Najgorsze jest to, ze dalej mam chude rece i nogi... I ogolnie nie widac po mnie bym mial te 75kg...
Ale jakos sie juz tym nie przejmuje... ;)

anchedonia
zawsze byłam"pączuszkiem". w podstawówce i gim. ludzie mi ubliżali z tego powodu poniżali rzucali we mnie czym popadnie wyzywali. ch***owe 9 lat "gruba świnia" "sumo" z perspektywy czasu śmieszy mnie ich "zabawa" gdy siadałam na krześle a oni udawali że powstaje trzęsienie ziemi czy coś. nienawidziłam ich i siebie. wylądowałam przez to u psychiatry i psychologa w 2 klasie gimnazjum. jakiś czas chodziłam do nich ale w końcu przestałam z przeświadczeniem "po co mam tam chodzi i tak pozabijam wszystkich którzy mnie wyzywali" straszsznee no nie? ;p przechodziłam przez etap oddawania ukochanemu kibelkowi wszystkiego co zjadłam. to plus problemy natury sercowej spowodowały u mnie depresję. a teraz? hm. wkurzam się kiedy idę do sklepu i wszystko jest za ciasne. ale nie na swoje sadełko tylko na ludzi że są takimi ignorantami i nie produkują rozmiarów od 40 w górę. ;p czasami siadam i myślę że dobrze by było trochę schudnąć przecież to duże obciążenie dla serca, stawów i kręgosłupa. ale nie chce mi się. miewam momenty załamania kiedy patrze w lustro i wrzeszczę na całe gardło teksty w stylu "ty durna gruba świnio jesteś śmieciem" jednak najczęściej olewam swoje ciało ;p dobrze się w nim czuję. lubię swój wielki okrągły zadek.
a i chciałam zauważyć że jest mało dziewczyn szczupłych które mają naturalne duże piersi. a wśród otyłych jest ich pełno

pees. poczułam się trochę urażona tekstem Mrocznej Elfki

--

Nimradil
Nimradil - Superbojowniczka · przed dinozaurami
Wątek lekko stary, ale mnie wnerwia parę w nim nieścisłości, to se pozwolę na komentarz. Po pierwsze - otyłość a kilka wałeczków tu i tam to nie to samo. Jak ktoś ważył 80 kilo a schudł do 60 i prawi morały o byciu otyłym, to mnie krew zalewa, bo to kompletnie nie jest porównywalne do walki z koszmarną nadwagą, rzędu 200kg. I proszę nie mylić kobiety grubej z kobietą o wyjątkowo kobiecych kształtach, ktoś tam za przykład grubasa podał Monicę Belucci - człowieku - w jakim wszechświecie ona jest gruba?! To jest po prostu kobieta pełną gębą, jak Scarlett Johanson - szerokie biodra, duży biust i wspaniale wcięta talia. Czytając, wciąż się natykałam na zdanie, że 70 kilo to już otyłość, co jest chyba najbardziej kretyńskim stwierdzeniem, jakie znam. Odnoszę wrażenie, że u większości ludzi waga do 60kg jest normą, natomiast gdy ktoś waży 70 to może już się ciąć, bo przecież się niczym nie różni od 200kilogramowego osobnika. To jedna skrajność, druga to gadanie, że kilka dodatkowych kilogramów to nie grzech, i owszem, kilka, ale przepraszam bardzo, żadna zdrowa, zadbana, piękna kobieta o pełnych kształtach nie waży 150kg! To nie jest normalne, to już jest nadwaga pełną gębą i należy to niestety przyznać.

A problemy z akceptacją własnego ciała to nie jest tylko domena ludzi otyłych. Tego się można nabawić bez względu na wagę czy wiszący brzuch. Czynników jest taka nieograniczona masa, że ciężko w ogóle określić właściwe powody. I takie stereotypowe dyrdymały typu "zaakceptuj siebie" to można sobie włożyć, bo mają dokładnie taką samą zawartość merytoryczną i zastosowanie w praktyce jak stwierdzenie, że bycie dobrym jest jednak chyba lepsze od bycia złym.

I na zakończenie :anchedonia, kobiety otyłe mają "naturalnie duże piersi", bo biust jest zbudowany między innymi z tkanki tłuszczowej, zatem jasne jest, że jak tyjesz, to się robi większy. Czyli nie ma się dużych piersi, ale więcej na nich tłuszczu. Poza tym z cyckami jak z dupą - liczą się proporcje. Grubsza kobieta może i ma duży biust, ale posiada również duży zad, duży brzuch i duże uda, zatem ten biust się wtapia w otoczenie. Nie uderzam personalnie do nikogo, po prostu mieszkam w UK, gdzie laski się szczycą tym, że mają duże piersi, jakby to był jakiś genetyczny ewenement, a nie skutek wpieprzania frytek z majonezem o każdej porze dnia i nocy. Wkurza mnie po prostu gadanie, że duże jest piękne, bo choć gardzę wieszkowatością lasek na okładkach czasopism, to jednak 150 kilo to nie jest więcej do kochania, tylko nasza swojska, dobrze znana - gruba dupa.

Ave.

--
Kłamstwo jest poniżej prawdy, fikcja artystyczna powyżej. Hugo Dionizy Steinhaus
Forum > Inteligentna jazda > Gruby problem?
Aby pisać na forum zaloguj się lub zarejestruj