Zadajesz pytania tak proste, dla mnie trochę infantylne, w stylu "a dlaczego? a po co", tak jakbyś nie mógł sam skłonić się do refleksji nad tym i przemyśleć to, tylko po prostu wrzucasz na forum wszystko co Ci przyjdzie do głowy, aby tylko udowodnić, że masz jakiś argument. No ale spróbuję Ci na nie odpowiedzieć.
Jak wiadomo w starym testamencie sytuacja narodu wybranego była trudna - musieli walczyć o swoje przetrwanie i spotykali się z wieloma trudnościami. Ponieważ nie byli gotowi na miłowanie bliźniego, byli "trudnym" narodem, to Bóg ujawnił im się w grozie, majestacie i chwale.
Jak stwierdził sam Mojżesz - po mnie przyjdzie większy prorok, wypatrujcie go. Na czas wypatrywania dał im nakazy (Prawo Mojżeszowe), aby mogli czekać na jego przyjście - że pozwolę sobie tak to kuriozalnie porównać, jak kromkę chleba na drogę. Masz, idź, żyj o niej, ale dopiero kiedy dojdziesz do końca dane Ci będzie się najeść. Tak samo przychodzi Chrystus i daje Żydom nowe przykazanie.
Jednak zauważmy, że sam Jezus mówi, że "nie przyszedłem by unieważnić stare prawo, ale by je wypełnić". Czy wobec tego sam sobie przeczy? Oczywiście, że nie. W przytoczonym fragmencie gra on na sumieniach żydów, którzy gotowi byli ukamienować tę kobietę. Bo o to tu w tym wszystkim chodzi. Czy byłbyś w stanie zabić człowieka? Czy ja byłbym? Bóg dba o swoje interesy, jest nieomylny i sprawiedliwy - jest też istotą wszechmocną, więc zrobienie czegokolwiek nie powinno być dla niego problemem. Wobec tego zostawmy wypełnianie prawa Bogu, a sami powstrzymajmy się przed wydawaniem osądów - bo jesteśmy tylko ludźmi.
Wyjątkowo popełniłem dla Ciebie ten krótki wywód, ale nie bez celu. Zauważ, że ty możesz wytaczać takie argumenty praktycznie z rękawa, a ja je mogę równie łatwo po odpowiednich przemyśleniach odeprzeć - bo gdyby ktoś niepodważalnie udowodnił, że Boga nie ma, to po prostu bym w niego nie wierzył. Jednak jak wiemy nikomu dotąd się to nie udało, choć wielu próbowało.
W tym miejscu chciałem napisać, że proszę cię abyś nie pisał takich argumentów, bo po 20 stronach tematu będziemy w tym samym miejscu, ale w sumie - dlaczego nie. Doszedłem do dość ciekawych wniosków pisząc tę wypowiedź, w pewien sposób rozwinęło mnie to. Jeśli chcesz, pytaj dalej, a ja będę starał się na miarę moich skromnych możliwości odpowiedzieć. Zachęcam Cię też do samodzielnego przemyślenia tak zadanych pytań, może to być bardzo rozwojowe
Odnosząc się do dalszej części twojej wypowiedzi:
I tak, ja biorę sobie te słowa do serca. Czasami. Czasami nie - jestem tylko człowiekiem, wiele rzeczy robię pod wpływem emocji - raz jestem z siebie dumny, raz mi wstyd. Ale staram się być coraz lepszy. Nie możesz też generalizować, że katolik w Polsce jest taki, a taki, robi to i to - bo generalnie, to (wybacz suchara) Ty i twój pies macie po 3 nogi, a o zmartwychwstanie najłatwiej w Jerozolimie. Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi i ocenianie całości na podstawie jednego przypadku jest tak samo bez sensu jak ocenianie jednego przypadku na podstawie całości
Dalej:
"Tak na dobrą sprawę najlepszym i najbardziej sprawiedliwym rozwiązaniem byłoby, żeby (...)"
Najlepszym i najbardziej sprawiedliwym rozwiązaniem było by, gdyby wszyscy ludzie żyli wg przykazań Chrystusa
Nie wiem, czy rozwiązanie które proponujesz było by najlepszym - księża byliby "dostępni" tylko dla prawdziwie wierzących osób, ale czy to dobrze? Rozumiem twój punkt widzenia, ale z mojego wolę ogólnonarodową zrzutę na kościół niż na walki o prawa homoseksualistów. To co proponujesz jest oczywiście najbardziej "fair", ale jak każde rozwiązanie ma plusy i minusy - jest grupa ludzi, która na pewno ucierpiałaby z powodu zmniejszenia "dostępności" kościoła.
"Ale z dwojga złego lepsza dobrowolnie odprowadzana na ten cel część podatku niż dojenie wspólnej kiesy."
To dziwne wydają mi się twoje poglądy. Chyba, że to zdanie miało brzmieć
"Ale z dwojga złego lepsza możliwość nie pozwolenia na dojenie mojej części, niż (...)"
Bo jeśli nie, to do ciekawych wniosków możemy dojść