Cześć.
Najpierw offtopic: nie pisałem na tym forum od dosyć dawna. Obiecałem sobie nawet, że już pisał nie będę, po tym, jak jeden z dyskutantów na użytek sporu ze mną najbezczelniej w świecie naprodukował nieistniejących faktów. Nie będę rzucał nickami, bo tu nie o obsmarowywanie tyłka chodzi: dość niech będzie tego, że w XVI w. szkolnictwa wojskowego w Polsce (ani nigdzie w Europie, o ile mi wiadomo) nie było, i żaden ze wspomnianych w dyskusji polskich na uniwersytecie sztuki marsowej nie zgłębiał (a Zamoyski kształcił się tam na dyplomatę... a wodzem był cokolwiek cienkim). Kto pamięta dyskusję, niech raczy sobie przypomnieć, która ze stron odwoływała się do kłamstwa, byle tylko utrzymać swoje stanowisko. Od Szanownego Oponenta zaś żądam przeprosin.
Do ad-remu.
Pewne rzeczy są przez nas uważane za bezwzględnie złe, np. kradzież, zabójstwo itp. Podobnie z etykietą, niektórych rzeczy po prostu nie wypada robić. Zwłaszcza, jeśli pretenduje się do miana elity i arbitrów elegancji...
U nas jednak kierunek implikacji na głowie stoi: przyzwoite jest to, co robią arbitri elegantiarum!
Normy przyzwoitości egzekwuje się jedynie wówczas, gdy łamią je oponenci. Tygodnik, zgłaszający pretensje do "przewodzenia inteligencji" Polityka (proszę mi nie insynuować sarkazmu- sami nazywają swoje dodatki "Niezbędnikami inteligenta"!!), TVN24 (też telewizja elitarna), i środowisko pewnej gazety są najlepszymi tego przykładami.
Oczywiście, bardzo brzydko było ze strony JE Lecha Kaczyńskiego określić pewną dziennikarką mianem małpy. Wccz. Ludwik Dorn też zachował się nie najlepiej rzucając w sporą grupę ludzi określeniem "wykształciuchy". Uchodzą tedy za chamidła. A całkiem niesłusznie: bo było to drobne uchybienia w porównaniu z...
Stan faktyczny:
Pewien rysownik pracując dla wspomnianego tygodnika, budował dowcip swoich rysunków na niskim wzroście prezydenta i premiera, oraz nabijaniu się z ich nazwiska. Pewien sędziwy profesor nazwał tychże "dewiantami psychicznymi" (proszę porównać wagomiar z "wykształciuchami!!!) i "dyplomatołkami". Inny zaś publicysta nazwał dyrektora pewnego radia "łajdakiem bez honoru".
Gdyby teraz jakiś głupi konserwatysta wierzący w obiektywne normy przyzwoitości miał się do tego odnieść, musiałby powiedzieć, że:
- rysownik stara się ukryć swój brak polotu w sposób chamski nadzwyczajnie; wyśmiewanie się z czyjegoś nazwiska czy wzrostu jest bowiem naganne, co wie większość dzieci w podstawówkach.
- zachowanie profesora nie licuje z jego tytułem, a sposób wyrażania opinii jakim się posłużył był najzwyczajniej w świecie nieprzyzwoity
- publicyście zaś, w dawnych dobrych czasach nikt by ręki nie podał.
I zrobiłby bardzo głupio, ponieważ:
- ten rysownik to p. Andrzej Mleczko.
- publicysta to p. Daniel Passent.
- zaś profesor to nikt inny jak Władysław Bartoszewski, czujący się w być w prawie pouczać wszystkich o naturze przyzwoitości!
Przykłady można mnożyć. Wspomnę jeszcze tylko jednego redaktora naczelnego, który dzielnie walczył z, jak to sam nazywał, dyskursem nienawiści, a dla swoich przeciwników miał zawsze szeroki wachlarz bluzgów, że tylko "głupkowatych, dwudziestoletnich olszewików" wspomnę. Nazwisko pomijam przez litość.
Pytanie do wszystkich: jakim cudem to się stało, że lwia część społeczeństwa tak dalece wprawiła się w sztuce dwójmyślenia, że nie widzi chamstwa w zachowaniu tych, których ma za elitę? Dlaczego tam implikacja, o której wspominałem na początku stoi na głowie?
Na zakończenie dwie uwagi:
1) proszę o skupienie się raczej na problemie, niż na osobach i stronach z nim związanych
2)mam jeszcze kilka przykładów, ale pominąłem: nie dotyczą bowiem etykiety, ale kompetencji (a raczej niekompetencji). Nie mniej, powyższa lista w żadnym razie nie pretenduje do miana kompletnej.
Najpierw offtopic: nie pisałem na tym forum od dosyć dawna. Obiecałem sobie nawet, że już pisał nie będę, po tym, jak jeden z dyskutantów na użytek sporu ze mną najbezczelniej w świecie naprodukował nieistniejących faktów. Nie będę rzucał nickami, bo tu nie o obsmarowywanie tyłka chodzi: dość niech będzie tego, że w XVI w. szkolnictwa wojskowego w Polsce (ani nigdzie w Europie, o ile mi wiadomo) nie było, i żaden ze wspomnianych w dyskusji polskich na uniwersytecie sztuki marsowej nie zgłębiał (a Zamoyski kształcił się tam na dyplomatę... a wodzem był cokolwiek cienkim). Kto pamięta dyskusję, niech raczy sobie przypomnieć, która ze stron odwoływała się do kłamstwa, byle tylko utrzymać swoje stanowisko. Od Szanownego Oponenta zaś żądam przeprosin.
Do ad-remu.
Pewne rzeczy są przez nas uważane za bezwzględnie złe, np. kradzież, zabójstwo itp. Podobnie z etykietą, niektórych rzeczy po prostu nie wypada robić. Zwłaszcza, jeśli pretenduje się do miana elity i arbitrów elegancji...
U nas jednak kierunek implikacji na głowie stoi: przyzwoite jest to, co robią arbitri elegantiarum!
Normy przyzwoitości egzekwuje się jedynie wówczas, gdy łamią je oponenci. Tygodnik, zgłaszający pretensje do "przewodzenia inteligencji" Polityka (proszę mi nie insynuować sarkazmu- sami nazywają swoje dodatki "Niezbędnikami inteligenta"!!), TVN24 (też telewizja elitarna), i środowisko pewnej gazety są najlepszymi tego przykładami.
Oczywiście, bardzo brzydko było ze strony JE Lecha Kaczyńskiego określić pewną dziennikarką mianem małpy. Wccz. Ludwik Dorn też zachował się nie najlepiej rzucając w sporą grupę ludzi określeniem "wykształciuchy". Uchodzą tedy za chamidła. A całkiem niesłusznie: bo było to drobne uchybienia w porównaniu z...
Stan faktyczny:
Pewien rysownik pracując dla wspomnianego tygodnika, budował dowcip swoich rysunków na niskim wzroście prezydenta i premiera, oraz nabijaniu się z ich nazwiska. Pewien sędziwy profesor nazwał tychże "dewiantami psychicznymi" (proszę porównać wagomiar z "wykształciuchami!!!) i "dyplomatołkami". Inny zaś publicysta nazwał dyrektora pewnego radia "łajdakiem bez honoru".
Gdyby teraz jakiś głupi konserwatysta wierzący w obiektywne normy przyzwoitości miał się do tego odnieść, musiałby powiedzieć, że:
- rysownik stara się ukryć swój brak polotu w sposób chamski nadzwyczajnie; wyśmiewanie się z czyjegoś nazwiska czy wzrostu jest bowiem naganne, co wie większość dzieci w podstawówkach.
- zachowanie profesora nie licuje z jego tytułem, a sposób wyrażania opinii jakim się posłużył był najzwyczajniej w świecie nieprzyzwoity
- publicyście zaś, w dawnych dobrych czasach nikt by ręki nie podał.
I zrobiłby bardzo głupio, ponieważ:
- ten rysownik to p. Andrzej Mleczko.
- publicysta to p. Daniel Passent.
- zaś profesor to nikt inny jak Władysław Bartoszewski, czujący się w być w prawie pouczać wszystkich o naturze przyzwoitości!
Przykłady można mnożyć. Wspomnę jeszcze tylko jednego redaktora naczelnego, który dzielnie walczył z, jak to sam nazywał, dyskursem nienawiści, a dla swoich przeciwników miał zawsze szeroki wachlarz bluzgów, że tylko "głupkowatych, dwudziestoletnich olszewików" wspomnę. Nazwisko pomijam przez litość.
Pytanie do wszystkich: jakim cudem to się stało, że lwia część społeczeństwa tak dalece wprawiła się w sztuce dwójmyślenia, że nie widzi chamstwa w zachowaniu tych, których ma za elitę? Dlaczego tam implikacja, o której wspominałem na początku stoi na głowie?
Na zakończenie dwie uwagi:
1) proszę o skupienie się raczej na problemie, niż na osobach i stronach z nim związanych
2)mam jeszcze kilka przykładów, ale pominąłem: nie dotyczą bowiem etykiety, ale kompetencji (a raczej niekompetencji). Nie mniej, powyższa lista w żadnym razie nie pretenduje do miana kompletnej.
--
Kim jest ten ktoś? Sprawdź koniecznie na
www.ronpaul2008.com