Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
Napisy.org padły, tłumaczy i autorów strony zatrzymano, akcja spektakularna. Fajnie.
Parokrotnie ze strony korzystałem -fanem filmów nie jestem, ale od czasu do czasu obejrzeć można. Pomijając źródło pochodzenia filmu - przydatna to sprawa. Ja natomiast chciałem poruszyć po raz chyba kolejny sprawę piractwa i prawa autorskiego.
To jakie jest ono w obecnej formie częściowo mi nie odpowiada. Konkretnie:
- ograniczona licencja na oprogramowanie - w myśl której producent za nic odpowiedzialności nie bierze.
- podatek w urządzeniach do nagrywania i nośnikach na poczet przyszłych strat twórców. Traktowanie jak przestępce ma się chyba nijak do zasady domniemania niewinności?
- podział na "cele własne" i "uzyskanie korzyści majątkowej" przy karaniu za przestępstwo kradzieży intelektualnej. Zabijając dla własnej przyjemności dostanie mniej niż robiąc to na zlecenie? A jak oba na raz?
- ograniczenia typu "plik mogę przegrać 15 razy" które wyegzekwuje na mnie DMR. Dziękuję, że mogę cię chociaż posłuchać.
- traktowanie jak przestępstwa modyfikacji np. konsoli PlayStation 2. Jak sobie odkurzacz przerobie żeby mi butelki otwierał to też mnie wsadzą?
- Ograniczeń typu "najbliższa rodzina, użytek osobisty". Paranoja, komu mogę puścić płytę, a komu nie. Jak będę wiózł kogoś w samochodzie obcego to złamie prawo odtwarzając jakąś tam płytę CD?
- Brak regulacji w kwestii plagiatów - gdzie kończy się plagiat a zaczyna modyfikacja? Wszak wiele techniawy ma ten sam rytm..
No i największe - brak rozwiązać w kwestii Internetu - jakieś cudem działające sklepy z mp3 (które często podpadają pod punkt 4) to jednak mało.
A co wkurza Was?

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
Nuratar - Superbojownik · przed dinozaurami
Mnie niepokoją kolejne zakusy właścicieli praw autorskich do jego dodatkowego zaostrzania pod pozorem "harmonizacji", "ujednolicania" (i temu podobnych pierdół) umów międzynarodowych (np. w ramach WTO) - zawsze jest to ujednolicanie "w górę", zaostrzające. Najlepszym przykładem jest tu casus Myszki Mickey (wydłużenie okresu ochrony własności intelektualnej), czy aktywnie omawiane na forum naukowo-bibliotekarskim sprawy monopolizacji rynku wydawnictw naukowych przez kilku wydawców (Elsevier, Springer, Wiley etc.).
Ale najbardziej mnie rozsierdza indolencja na naszym, Polskim, poletku - od lat nie jesteśmy w stanie stworzyć instytucji zajmującej się z urzędu negocjowaniem umów i przygotowaniem licencji dla środowiska akademickiego... Szkoły wyższe albo łykają co im podetknie wydawca, albo trzeba się bawić w każdorazowe organizowanie konsorcjów, za co dodatkowo płacimy niemałe pieniądze (firmie, albo instytucji, która jest koordynatorem).

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
luc_ek - Superbojownik · przed dinozaurami
Po kolei:

* co ma licencja programu do gwarancji producenta? To są dwie odrębne sprawy. Ja w licencji na sprzedany program mogę napisać, że nie wolno instalować kopii na więcej niż 1 stanowisku (a co mi tam... zastrzegę sobie, że można w celach niezarobkowych... niech mają ), ale nie biorę odpowiedzialności za niewłaściwe użytkowanie programu, a tym bardziej skutki nieuprawnionego majstrowania przy nim. I co mi zrobisz?
* co do podatku się zgodzę (choć przyznam się, że dowiedziałem się o tym dopiero po aferze z napisami). Jeśli sporządzam kopie własnych dokumentów (np. zdjęcia, filmy kręcone własnym sprzętem) traktuje się mnie jak pirata własnej twórczości. Hmmm...
* znów się nie zgodzę. Podział jest rzeczą dobrą, bo stawia utwór w świetle dobra kulturalno-edukacyjnego a nie stricte handlowego (a o tym wydawcy zdają się jakby zapominać ). Nie będzie dla mnie, jako twórcy, problemem, jeśli ktoś spiraci mój program żeby się go nauczyć (jeśli mu się chce, może nawet w tym celu napisać cracka), albo płytke ze zdjęciami mojego autorstwa da koledze do przegrania. Problem będę widział wtedy, jeśli ktoś z tego procederu będzie trzepał kasę. To już jest niefajnie. Ale to chyba kwestia cywilna.
* DRM jest w tej chwili rzeczą sporną i zdaje się, że niektórzy wydawcy zarzucili tą technologię na własnych podwórkach. Poza tym DRM jest niczym innym, jak przymusowym ograniczaniem dotychczasowych licencji na korzystanie z utworów. Nie wiem czy jest to niezgodne z prawem (również konsumenta), ale być powinno. Poza tym.... jeśli ktoś nie chce, żebym słuchał muzyki/oglądał filmy to po jaką cholerę bierze się za jej wydawanie? Bo do tego to wszystko zmierza - potencjalnego konsumenta traktuje się jak przestępcę.
Nie zgodzę się również na przyrównywanie przestępstw do siebie (fajny i tani chwyt, ale bezsensowny) - sam sobie odpowiedz: czy jeśli ktoś ukradnie Ci kanapkę na przerwie to zaboli Cię tak bardzo, albo jeszcze bardziej, jakby ktoś zgwałcił i zabił Twoją matkę albo siostrę?
Fakt, przestępstwo to przestępstwo. Tyle tylko, że jego kryterium leży w prawie, prawo jest ustalane przez ludzi, a punkt widzenia tych, zależy od punktu ich siedzenia.
* to zależy na czym ta modyfikacja ma polegać. Prócz oczywistej utraty gwarancji raczej nikt nie powinien się przyczepić o majstrowanie. Chyba, że korzystając z urządzenia/ modyfikując je łamiesz prawo (np robiąc z długopisu pistolet, podpadasz pod ustawę o broni i amunicji)
* nie chodzi o odtwarzanie (choć to ciekawy przykład - odtwarzając utwór w obecności obcej osoby to jakby odtwarzanie publiczne ). Chodzi o użyczanie. Jeśli mam płytę mogę ją pożyczyć koledze/ wujkowi. Co z nią zrobi to już nie mój biznes (chyba, że ją zniszczy )
* plagiat jest be. Tego nie trzeba chyba tłumaczyć. Modyfikacja zdaje się dotyczy fragmentów/warstw utwóru, zaś plagiat całości (bądź znacznej większości), ale prawnikiem nie jestem, więc głowy nie dam.
Ze sklepów internetowych nie korzystam (w celu kupowania mp3), ale uważam to za rozsądny i przyszłościowy pomysł dystrybucji. Jeśli tylko jest możliwość wyeliminowania z "łańcucha pokarmowego" wszelkich pośredników, organizacji pobocznych itp w celu odcięcia im dopływu środków to obiema rękami, to jestem za. Tak, tak... najbardziej wkurza mnie fakt, że na czyjejś pracy zarabiają ludzie i organizacje, które potrafią jedynie krzyczeć, wymagać i stawiać warunki (coś jak w polityce ). Warunki, które mają służyć jednostronnej korzyści. Wszystkie zaiksy, foty i inne nie służą niczemu prócz własnym interesom. Nie chcę tu głosić teorii spiskowych wielkich korporacji i twórców - niewolników przykutych łańcuchami w podziemiach wytwórni (choć może nie jest to do końca takie nieprawdopodobne), ale stanowią one istne enklawy w normalnych, demokratycznych krajach. Wpływają na władze, które wprowadzają regulacje, służące interesom "przedstawicieli".

Wyobraźcie sobie sytuację: gdzieś w jakimś kraju istnieje organizacja reprezentująca interesy producentów sznurówek. Organizacja ta wprowadza normy (które są legalizowane przez władze kraju) dot. rozmiaru otworków w butach. Obuwie nie spełniające norm staje się nielegalne, a ich producentów wysyła się do paki na 5 lat. Dodatkowo, Organizacja wprowadza normy dot. sposobu chodzenia przez użytkowników obuwia, który jest kompatybilny z wprowadzonymi na rynek sznurówkami. Po ulicach krążą patrole policji i przedstawicieli Organizacji sprawdzając, czy każdy obywatel ma legalne obuwie i czy chodzi prawidłowo. Jeśli przypadkiem urwie nam się sznurowadło, musimy wymienić całą parę obuwia (prawo zabrania dokupienia zapasowej pary sznurowadeł, albo zastąpienia ich sznurkiem. Zresztą, sznurowała są dostępne jednie z obuwiem). Sandały i gumiaki podrożały, bo w cenie uwzględniają opłaty uiszczane na rzecz Organizacji.

Orwell? Nie, nie... To się dzieje naprawdę, właśnie w tej chwili

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
pietshaq - Szkielet Szachisty · przed dinozaurami
Na wstępie proponuję coś podobnego jak w mojej polemice z em w innym wątku: numerowanie sensownych całości, do których można się odnosić.

A mnie się wydaje, że wszystkie te afery biorą się z tego, że do większości ludzi nie dociera przynajmniej jeden z dwóch faktów:

F1. Własność intelektualną można ukraść.
F2. To, że ktoś mi ukradnie moją własność intelektualną, nie oznacza, że ja przestałem ją mieć, ale mimo wszystko jest możliwe, że ktoś mi ją ukradł.

To, co mnie irytuje, to:

1. Podatek w urządzeniach - rzadko to robię, ale tym razem przyznaję 100% racji Maksymusowi.

2. Podział na "cele własne" i "uzyskanie korzyści majątkowej", choć tylko częściowo, i tylko dlatego, że w przypadku celów własnych okrada się twórcę z jednej jednostki korzyści, a przy uzyskiwaniu korzyści majątkowych z nieokreślonej ich ilości, przy czym za jednostkę korzyści przyjmuję korzyść twórcy ze sprzedaży jednej legalnej kopii.

3. Ograniczenia DRM-u. A właściwie nie tyle ograniczenia, co fakt, że samo posiadanie urządzenia do ich obchodzenia jest przestępstwem karnym. Nie odwołując się do przykładu o sznurówkach, który nie spełnia faktu F2 odniesionego do twórczości, przypomina to sytuację, w której autor strony WWW zastrzega, że może być ona oglądana tylko w Operze 9.0. Moim zdaniem powinien mieć prawo co najwyżej na miarę swoich umiejętności tak zabezpieczyć stronę, żeby w innej przeglądarce wyświetlała napis "Takiego wała, kup se operę". Zresztą taki "wyścig zbrojeń" powoduje kolejne udoskonalenia techniczne. Umówmy się: ani nowoczesne drzwi antywłamaniowe, ani zabezpieczenia antycrackerskie nie byłyby tak dobre, jak są, gdyby nie włamywacze.

4. Karanie modyfikacji konsoli. To już totalna bzdura. Moim zdaniem to, co zrobię ze swoją rzeczą, powinno być tylko moją sprawą, o ile nikomu innemu tym nie szkodzę (na przykład jeżdżąc po drogach niezarejestrowanym składakiem, ewentualnie niszcząc swój majątek celem utrudnienia egzekucji komorniczej z tego majątku, ale na to i tak są paragrafy w kodeksie karnym). Nawiasem mówiąc, z podobnych przyczyn uważam za bzdurę zakaz niszczenia pieniędzy.

5. Ograniczeń typu "użytek osobisty", ale tylko dlatego, że jest to niedoprecyzowany termin w prawie. Nie mam ponadto pomysłu, jak go doprecyzować. Moim zdaniem ograniczenie powinno być następujące: dopóki nie zabierasz kasy twórcy, możesz robić to, co robisz. A zabierasz kasę twórcy wtedy, kiedy powodujesz, że ktoś, kto w innym wypadku kupiłby legalną kopię, z powodu Twoich działań tego nie zrobi.

6. Co do ograniczonych licencji na oprogramowanie, uważam, że prawem programisty jest napisać, co mu się żywnie podoba, ograniczyć swoją odpowiedzialność od wszystkiego i nie pozwalać na nic. Pod warunkiem, że znasz i w pełni akceptujesz treść licencji przed zakupem programu. Ale nie trafia do mnie tłumaczenie typu: "nie mam wyboru, muszę użyć tego programu, a nie ma go na innej licencji". Oczywiście przy okazji jestem przeciwnikiem tego, żeby w jakiejkolwiek sytuacji używanie jakiegokolwiek konkretnego programu było obowiązkowe. Zawsze powinna być inna droga dla tych, co nie akceptują żadnej licencji - być może znacznie bardziej upierdliwa, ale możliwa.

7. Co do plagiatów, to jest to w miarę jasne. Nie wolno naruszać niczyich praw autorskich, które automatycznie chronią każdą "działalność twórczą o indywidualnym charakterze". Sprawa jest dla mnie prosta (i o ile wiem, tak ją interpretują prawnicy): jeśli z dzieła skopiujesz to, co było tam twórcze, naruszasz prawa autorskie. Jeśli zaś skopiujesz tylko elementy techniczne (na przykład API do bazy danych z jakiegoś OpenSource'a), to nie naruszasz praw autorskich (choć możesz je naruszać np. do komentarzy w kodzie), tylko ewentualne licencje lub prawa patentowe, a te ostatnie nie chronią z automatu.

8 (Last but not least). Mnie niemożebnie irytuje jedna rzecz, najwyraźniej będąca efektem jakichś umów z radiostacjami: to mianowicie, że nigdy się nie zdarza, żeby jakakolwiek radiostacja puściła jakikolwiek kawałek od początku do samego końca, nie zagadując go ani trochę, ani nie nachodząc jednym kawałkiem na drugi - tak, żeby można go było nagrać i żeby odsłuchujący nie wiedział, że to z radia. Dla mnie słuchanie czegoś takiego to tak, jakby ktoś mnie zmuszał, żebym zaczął jeść lody, zanim jeszcze skończę schabowego i przez jakiś czas jadł naraz jedno i drugie. Kiedyś robiło tak radio Złote Przeboje, ale i oni zeszli na psy (dane dla wersji warszawskiej).

Pozdrawiam,

--
Pietshaq na YouTube

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
Kvak - Superbojownik · przed dinozaurami
Hmm... Wydaje mi się, że warszawskie Antyradio czasem puszcza całe utwory? (Przynajmniej wydaje mi się, że w sobotniej audycji Kosy słyszałem całe kawałki, i to nawet po naście minut).

1. Ja osobiście mam o wiele bardziej "anarchistyczne" poglądy, mianowicie: autor jakiegoś utworu powinien mieć prawa:
a) Uznanie autorstwa - oczywiście najgorszym (wulgaryzm) jest sytuacja w której ktoś bierze cudzy utwór i nakleja na nim swoją etykietkę. Tutaj nie ma żadnych odstępstw, chyba że autor się zrzeknie prawa (co oczywiście powinno być możliwe zawsze).
b) Zakaz użytku komercyjnego - to jest takiego, który przyniesie zysk używającemu. Na przykład co innego gdy np. Excela użyje uczeń by narysować wykres wg danych z przeprowadzonego doświadczenia na pracę domową, a co innego gdy firma będzie używała go do analiz bankowych itd.

2. Nie uważam kopiowania muzyki czy filmów za coś moralnie złego. Przekopiowanie ciągu bitów z jednego komputera do drugiego to naprawdę coś innego niż kradzież samochodu czy pierścionka. To bardziej jak: Zeniu pomalował sobie rower w czerwono-białe paski i dorzucił zielone fale w poprzek. Ja sobie pomaluję rower identycznie. Czy jestem złodziejem, czy ukradłem coś Zenkowi? Zenek ma swój rower i swoje paski.

2a. Poza tym uważam, że sztuka powinna być wolna. Artyści z głodu nie umrą, kasę zgarną za koncerty i cały ten merchandise. Poza tym prawdziwy fan kupi płytę, bo będzie chciał mieć ładne pudełko, z wkładkami, nadrukiem na płycie i kolekcjonerską naklejką. Wielu artystów ma takie podejście do rzeczy: "Nie mamy nic przeciwko udostępnianiu naszej muzyki w internecie. Nasza umowa z wydawcą zabrania nam jednak udostępniać utwory za darmo. Chcemy jednak dotrzeć do jak największej liczby osób, by trafić do nich z naszą sztuką/naszym przekazem/itp." Nie wiem, może jestem dziwny, naiwny albo głupi, ale chyba dla prawdziwego artysty ważniejsze będą tysiące fanów na koncercie, wpatrzone jak w święty obraz, niż kolejne dolary na koncie?

3. Programy komputerowe - wg 1b. Nie uważam, że ktoś kto użyje płatnego oprogramowania (np. Photoshopa) by zrobić sobie sygnaturkę na forum albo przerobić zdjęcie jakiegoś polityka postępuje źle. Oczywiście, np. w tym przypadku możnaby posłużyć się Gimpem. Jednakże używając Photoshopa zdobywa się doświadczenie, które następnie będzie można użyć w pracy zawodowej. I tu używanie "pirackiego" oprogramowania przestaje być ok. Jeśli osiągam zysk (a raczej: przychód) dzięki używaniu cudzego programu, to część pieniędzy - cena licencji - się jednak autorowi należy.

4. Gry komputerowe - tutaj nie mam usprawiedliwienia. Są wersje demo, żeby zobaczyć, czy gra działa/podoba się (chociaż tutaj twórcy często oszukują, zaniżając wymagania, "ufajniając" załączony epizod etc.). A grać nikt nie musi, to "bonus".

Uważam jednak częściowo za fair taką sytuację: Zenek jest bardzo wybredny, jeśli chodzi o gry. Jedna na wiele mu się podoba na tyle, by go przykuć do krzesła na dłużej. Wersje "pirackie" traktuje jako wersje demo. Jeśli gra wciągnie go na dłużej niż jedno-dwa podejścia, kupuje oryginał. Jak nie, usuwa "piracką" wersję. Czemu nie użyć dem? Z ww. powodów, dema często są oszukane. Nie zawsze też są dostępne, ew. nie ukazują pełnego obrazu gry. Tak naprawdę nikt tu nic nie traci: gdyby nie było "piratów" w sieci, Zenek i tak by nie kupił gry, co do której nie jest przekonany (poszedłby do kolegi który grę ma i by pograł u niego, albo coś w tym guście).

5. Napisy, teksty piosenek, tabulatury, tłumaczenia, covery - nie przesadzajmy. Nikomu korona z głowy nie spadnie, jeśli te rzeczy będą legalne i dostępne. Tym bardziej, że są to rzeczy, nad którymi ludzie spędzili wiele czasu i poświęcili temu swoją własną "inwencję twórczą". Przypomina mi się amatorskie tłumaczenie Harrego Pottera. Nie znam liczb, ale podejrzewam, że przez ukazanie się tego tłumaczenia w internecie, polski wydawca nie sprzedał zbyt wielu kopii mniej. Podejrzewam, ze strata wynosiła zero...

--

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
bareu - Superbojownik · przed dinozaurami
Odniosę się do jednego z punktów dyskusji - dozwolonego użytku prywatnego.

Piszesz Maksimus007, że drażni cię "podział na 'cele własne' i 'uzyskanie korzyści majątkowej' przy karaniu za przestępstwo kradzieży intelektualnej. Zabijając dla własnej przyjemności dostanie mniej niż robiąc to na zlecenie?"

Po pierwsze: Porównanie takie, jak to już luc_ek zauważył, jest grubym nadużyciem.

Po drugie: Dozwolony użytek prywatny jest buforem, stworzonym po to, żeby prawo nie było martwe. Jakoś nie wyobrażam sobie możliwości egzekwowania prawa, zakazującego kopiowania czy pożyczania jakichkolwiek utworów (prawo takie chroniłoby twórców w pełni). Problemem jes tu niemożliwość postawienia czytelnej granicy. Przepis mówi tu o osobach pozostających w "związku osobistym, w szczególności pokrewieństwa, powinowactwa lub stosunku towarzyskiego." O ile w określeniu pokrewieństwa czy powinowactwa nie ma większych kłopotów, to pojawiają się one przy stosunkach towarzyskich - dla jednego tydzień znajomości wystarczy, dla innego rok to za mało. Tutaj jest pole do popisu dla "papug."
W tym samym poście piszesz o "traktowaniu jak przestępstwa modyfikacji np. konsoli PlayStation 2. Jak sobie odkurzacz przerobie żeby mi butelki otwierał to też mnie wsadzą?" Toż to właśnie jest w pewnym sensie użytek własny. Co innego, gdybyś zaczął taką modyfikację sprzedawać. Bardzo prawdopodobne, że uznano by to za naruszenie praw patentowych.

Podsumowując, rozgraniczenie między użytkiem własnym a uzyskiwaniem kożyści majątkowej z takiego procederu jest całkiem uzasadnione.

P.S. Kilka artykułów dla zainteresowanych:
https://www.prawnik.net.pl/pwi/faq2.htm
https://dobreprogramy.pl/index.php?dz=8&a=130
https://dobreprogramy.pl/index.php?dz=8&a=133
https://dobreprogramy.pl/index.php?dz=8&a=134

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
:luc_ek - punkt 1 6 - " ale nie biorę odpowiedzialności za niewłaściwe użytkowanie programu" - tylko że tu nie o niewłaściwe chodzi ale o użytkowanie w ogóle. W myśl tego program może nam zrobić co chce, jak chce, wyczyścić dysk i nie mamy prawa mieć pretensji. Nawet legalnie sprzedawane w tym kraju gry z CDProjektu w licencji mają to właśnie, że producent nie bierze odpowiedzialności za niewłaściwe działanie, za szkody etc. Z drugiej strony żeby się upewnić, że program jest przyjazny trza by go zdekompilować - co nomen omen też jest zabronione. Kupujący jest więc w sytuacji bez wyjścia - albo kupi kota w worku,albo wcale.

4 - bzdura? Owszem,ale prawdziwa. Na zachodzie zdarzają się przypadki, że ktoś reklamuje się, że przeprowadza modyfikacje konsol i paru już takich do paki wpakowano. Nie wydaje mi się, żeby ani w Polsce, ani za granicą konsole były sprzedawane inaczej niż chleb czy paczka gwoździ - kupujesz i twoje - producent nie ponosi odpowiedzialności za niewłaściwe użycie.
W Polsce był przypadek zatrzymania kogoś za zmodyfikowaną konsolę, jednak sprawa bardzo szybko ucichła i nie wiem jak się potoczyło to dalej.
Nie wiem czy to jakieś naciski od sztabu prawników MS i Sony..

8. Heh, też to kiedyś zauważyłem. Ale wydaje mi się, że przyczyna jest bardziej prozaiczna - końcówki utworów rzadko jakieś superwspaniałe są (mówie o tych końcowych sekundach), a crossfadeing zapobiega pojawianiu się ciszy i sprawia, że jakoś to brzmi jak całość - miksowanie co do sekundy byłoby trudne, jeśli nie niemożliwe.
I o ile dobrze pamiętam to prawo pozwala mieć rzeczy, które były kiedyś nadawane publicznie przez radio czy tv - w ramach użytku osobistego etc. - czy jeśli więc siągne mp3 z nagraniem które było puszczane w radio - z tym, że w radio z tym nakładaniem a ja mam wersję bez to czy to legalne?

5. u i któryśtam u :luc_ek . "Chodzi o użyczanie. Jeśli mam płytę mogę ją pożyczyć koledze/ wujkowi." - w ręku trzymam płytę z napisem "Unauthorising copying, hiring, lending, public performance (...) strictly prohibited" - z tego mi wynika, że hiring tyczy się wypożyczania z lending pożyczania np. znajomym. Oba mają kaluzulę 'strictly prohibited' ;)

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
luc_ek - Superbojownik · przed dinozaurami
Nieeee... teraz to mnie dobiłeś!

Wyobraź sobie sytuację, gdy za każdym razem, gdy chcę pożyczyć znajomemu, albo bratu płytę pytam wydawcy o zgodę... i tak samo robi X osób
Dlatego właśnie polskie prawo rozgranicza użytek własny i komercyjny. Jeśli skopiujesz sobie płytkę, pożyczysz komuś, albo wystawisz głośniki przez okno nikt cię nie będzie ścigał. Problem będzie wtedy, gdy zaczniesz czerpać z tego kasę (wypożyczalnia, sprzedawanie kopii itd.).
Co do programów - fakt, programista może sobie napisać co chce, ale uwierz mi - nikt nie ma interesu, żeby pisać celowo wadliwą aplikację. W dobie internetu wieść o niej się szybko rozniesie. Inna sprawa, że w środowisku programistów takich osobników się tępi (jeśli się taki zdarzy). Ktoś może próbować wykradać jakieś informacje, szpiegować itd (wirusy, trojany), ale zwykle będzie zależało mu na tym, żeby pozostać niezauważonym w systemie. Pisanie programów, które mają za zadanie mieszać w komputerze jest pozbawione sensu i raczej nikt się za to nie bierze... chyba, że Ty chcesz
Inna sprawa, że raczej nikt nie wyda kasy na program, który nie ma gwarancji działania
A CDProjekt słusznie pisze, że nie bierze odpowiedzialności za wadliwe działanie. Oni nie są autorami kodu wykonywalnego, a jedynie zasobów (zlokalizowane teksty, kwestie mówione itp). Z tym należałoby się zwrócić do studia, które grę napisało. Na koniec życzę szerokiej drogi w sprawdzaniu "przyjazności" programów przez ich dekompilację ;)

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
:luc_ek - no to po co ten napis tam jest i co ma znaczyc?

A CDProejkt to jednak przedstawiciel w Polsce danego developera/studia/korporacji. Polscy przedstawiciele np. chińskich producentów odkurzaczy mimo, że sami ich nie produkują muszą zapewnić gwarancje czy chociażby instrukcję - chociaż nie oni produkują.
Reprezentują i sprzedają produkt więc muszą za niego brać odpowiedzialność - nie za same tłumaczenia (bo nie je sprzedają).

Czy taka możliwość modyfikacji czy programowania jest i czy się opłaca - jest - czy się opłaca - to inna sprawa. Co więcej program to tylko ciąg instrukcji które ktoś napisał - źle ulożone mogą być niebezpieczne. I chyba wielkim odkryciem nie będzie jak powiem, że napisać coś co żyje w systemie i zbiera informacje to nie jest wielka sztuka...
No i np. błąd w konstrukcji samochodu czy nawet laptopa oznacza odpowiedzialnośc producenta - na przykład była akcja wymiany baterii w laptopach Della, wymiana zasilaczy w PS2 - bo wyprodukowane były wadliwie. NIe, to nie były dobre gesty - to był/jest obowiązek firm.

A dekompilacja to wiadomo, że abstrakcja, ale SoftIce daje radę ;) I tu nie chodzi o sprawdzanie i zabawe w kotka i myszkę ale o fakt, że jeśli ktoś napisał coś wadliwie to ponosi za to odpowiedzialność...

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
luc_ek - Superbojownik · przed dinozaurami
OK. W porządku, jeśli zamierzasz przed każdym pożyczeniem kumplowi czy komuś z rodziny płyty, pytać wydawcę o zgodę to Twoja sprawa (chyba, że nie zamierzasz nikomu pożyczać, ale to też Twoja sprawa )
Wydawca gry w danym kraju NIE jest przedstawicielem producenta/wykonawcy gry. Wydawca dostał licencję na wydanie/zlokalizowanie tej gry u siebie na konkretnych zasadach. Ekipa pracująca nad zlokalizowaną grą nie grzebie w kodzie tylko podmienia zasoby, wobec czego NIE może brać na siebie odpowiedzialności, że w binariach jest błąd. Od tego jest pierwotny wydawca/wykonawca (to oni wydają wszelkie łaty - wydawca krajowy może je ew. zlokalizować). Podobnie z przedstawicielstwem handlowym chińskich odkurzaczy. Oni mogą przyjąc reklamację, ale sprawę przekazują do producenta (jeśli kupiłeś grę od polskiego wydawcy też masz prawo wyegzekwować u nich gwarancję, ale nie możesz ich obciążać odpowiedzialnością za usterki np. w sądzie).
Źle ułożone instrukcje? Sorry ale
Jeśli piszesz w wysokopoziomowym języku raczej trudno jest "przypadkowo" albo omyłkowo wklepać kod do formatowania dysku, usuwania ważnych informacji i ogólnie mieszania w komputerze i to jeszcze tak, żeby odbyło się to bez wiedzy systemu/użytkownika. W trybie rzeczywistym jeszcze można było robić różne cuda, ale w trybie chronionym nieprawidłowy kod, który mógłby coś poważnie zepsuć się nie wykona - procesor i system wychwytują wiele błędów: od dzielenia przez zero, przez błędy segmentacji, do systemowego zarządzania pamięcią. Na dobrą sprawę, to jedynym, nagminnym i niezamierzonym błędem w kodzie jest dopuszczenie do wycieku pamięci (nawet o przeciekanie stosu trzeba się bardziej postarać, albo być całkowicie zielonym w temacie), ale ryzyko w tym jest takie, że po pewnym czasie działania programu skończy się wolna pamięć i program się wyłączy, i nic innego się nie stanie.
Można oczywiście pisać niskopoziomowo, ale z reguły programista chce sprawdzić jak działa cudo, nad którym tyle pracował i albo się zna na tym co robi i nie dopuszcza możliwości błędu, albo testuje na jakiejś wirtualnej maszynie.

Owszem - kupując jakiś sprzęt dostajesz nań gwarancję (inaczej zastanowiłbym się nad kupnem), ale czy jesteś pewien, że kupując program komercyjny za ciężkie pieniądze w licencji nie ma nic o gwarancji? (Pomijając fakt, że firma raczej nie może pozwolić sobie na wadliwe działanie swojego produktu. Zresztą - zwykle jest też pomoc techniczna). Brak gwarancji dotyczy IMHO z reguły małych, darmowych programów, ale nikt nikogo nie zmusza do używania tychże.

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
pietshaq - Szkielet Szachisty · przed dinozaurami
Ja tylko do "W myśl tego program może nam zrobić co chce, jak chce, wyczyścić dysk i nie mamy prawa mieć pretensji." - nie może. A w każdym razie nie do końca, choć w sądzie jesteśmy w trudnej pozycji.

Detal jest taki: najczęściej z uwagi na to, że programy sprzedawane są w różnych krajach, licencja (ta sama) podlega różnym jurysdykcjom, i dlatego się pisze, że "ogranicza się odpowiedzialność producenta w maksymalnym zakresie dozwolonym przez prawo". Nie wiem, jak jest w innych krajach, ale w Polsce nie można znieść ani ograniczyć odpowiedzialności od winy umyślnej. Jeśli więc program czyści Ci dysk, bo się okaże, że miał to robić, a Ty kupowałeś go jako zupełnie inny program, to żadna licencja nic producentowi nie pomoże. Tylko że tu właśnie pojawia się trudność: bardzo trudno jest udowodnić winę umyślną, a rażące niedbalstwo to w tym wypadku za mało.

Pozdrawiam,

--
Pietshaq na YouTube

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
wisz-nu - Superbojownik · przed dinozaurami
:maksymus (1 post)
2. podatek od potencjalnego lamania praw autorskich - to jest ciekawa kwestia. Przypomina mi sie kiedys publiczna dyskusja o zalegalizowaniu prostytucji. Glownym argumentem za (oprocz "kontroli jakosci" - obowiazkowe badania lekarskie "uslugodawcow") byla i mozliwosc opodatkowania tej szarej strefy. Argumentem przeciw bylo stwierdzenie, ze kiedy panstwo bedzie pobieralo czesc pieniedzy za te uslugi, to stanie sie sutenerem. Wiec moim zdaniem, w tej sytuacji jest analogicznie ciagnac zyski z tej tzw. "kradziezy" panstwo (a za nim i organizacje typu ZPAV) staje sie paserem.

[Tak na marginesie polecam teksty Waglewskiego poruszajace kwestie tego podatku, zwlaszcza:
https://prawo.vagla.pl/node/7220
https://prawo.vagla.pl/node/7196 (listo do KOPIPOLU)
https://prawo.vagla.pl/node/7274 (odpowiedz KOPIPOLU na powyzszy list)]

4. DRM - twierdzenie, ze pliki z nalozonymi ograniczeniami DRM sa sprzedawane, to oszustwo. Tak naprawde one sa wypozyczane. Bo pomimo posiadania kopii pliku masz ograniczone mozliwosci korzystania z niego. Poaz tym DRM jest narzedziem monopolizacji - programy na itvp ograniczone DRMem mozna ogladac tylko posiadajac Windowsa. Co kluci sie z "misja" telewizji publicznej i zasada neutralnosci swiatopogladowej panstwa.
Poza tym ograniczenia nalozone DRMem nie chroonia przed piractwem, bo pirat nie ma oporow przed lamaniem tych zabezpieczen. One utrudniaja zycie ludziom, ktorzy chca byc uczciwi.
Zwlaszcza, ze w wielu przypadkach te same utwory sprzedawane sa na plycie cd bez zadnych zabezpieczen. Ale ostatnio powoli sie cos zmienia, nawet Apple dopuscil do sprzedazy utwory nie zabezpieczone

Rzad Finlandii ostatnio spojrzal na te kwestie realnie:https://jakilinux.org/newsy/bylo-sobie-css-w-finlandii/

I podobnie jak przy podatku od piracenia, tak DRM (oraz Trusted Computing) jest wyrazem traktowania wszystkich uzytkownikow z zalozenia jako zlodziei.
warto przeczytac: pogadanka o DRM dla MS
A sa inne rozwiazania, np. opisane tu:https://jakilinux.org/newsy/filmy-bez-drm-za-to-z-identyfikatorem/

7. Z tego co pamietam, to w muzyce chyba powzyej 4 taktow to zwyczajowo uznaje sie za plagiat. Ale ilosc nut jest ograniczona, zespoly powstaja masowo, wiec niedlugo naprawde trudno bedzie stworzyc cos na tyle nowego, zeby nie byc posadzanym o plagiat. Pomijam juz kwestie, ze czasem mozna popelnic plagiat nieswiadomie. Ot, cos kiedys uslyszysz, zapomnisz i podczas komponowania wplecie ci sie motyw, o ktorym bedziesz swiecie przekonany ze sam to wymysliles...

Kvak: absolutnie zgadzam sie z punktem 1. (nie wymaga komentarza)
oraz 2 Traktowanie skopiowania utworu jako kradziezy, to ewidentna manipulacja:
czy ktos, kto namaluje idealna kopie Mony Lisy ukradnie ja z muzeum?
Ponadto skoro mozna to ukrasc, to powinna istniec mozliwosc zwrotu wlasnosci...
Juz blizsze prawdzie jest porownanie (choc tez nieadekwatne) jest do jazdy na gape. Ten co jedzie nie placac, nie jest zlodziejem. Bo co tu kradnie - miejsce w autobusie? przejazd? [I nie twierdze, ze jazda na gape jest moralnie dobra]

pkt 3 i 4 - tu jest ciekawa kwestia - piszesz przy grach, ze czesciowo jest fair traktowanie niektorych tzw. pirackich jako dema, bo jakby mu sie nie spodobala, to i tak by jej nie kupil. Bardzo podobnie wyglada czasem kwestia z filmami, bo tez nie mozna ufac trailerom.
No i podobnie mozna spojrzec na sprawe programow - dopoki uzywasz np. photoshopa do rzeczy ktore mozna zrobic innymi programami, np. gimpem, to tez jest prawie fair. Bo mozesz uzyc darmowego odpowiednika i osiagnac ten rezultat, wiec zasadniczo producent nie ma utraconych zyskow. Ale jesli uzyjesz funkcji, ktore w programie darmowym sa niedostepne, to juz tworca ponosi potencjalna strate...

Nasuwa sie jeszcze jedno pytanie: A co z abandonware? Program nie wspierany przez producenta, nie wydawany... jednak nadal chroniony licencja, wiec nadal jego uzywanie jest nielegalne. Ale przeciez, jak nie wydaje, to i nie ponosi z tego tytulu strat...
Wiec, moim zdaniem, w momencie kiedy Windows 98 przestal byc wspierany przez MS, to jego uzytkowanie (przynajmniej prywatne) powinno juz stac sie legalne.
Z drugiej strony w przypadku gier firmy czasem po latach wracaja do dawnych tytulow, i np. na komorce mozna sobie pograc w Dooma 1, robia remake'i poprawione graficznie, itp.

:luc_ek 2: piszesz: Co do programów - fakt, programista może sobie napisać co chce, ale uwierz mi - nikt nie ma interesu, żeby pisać celowo wadliwą aplikację. W dobie internetu wieść o niej się szybko rozniesie.
Przeciez programy Microsoftu roja sie od bledow nielatanych, byla kiedys afera z backdoorami, a i tak dopiero od niedawna ich popularnosc zaczyna spadac, tylko ze raczej jest to spowodowane innymi czynnikami (glownie nalotami policji), niz kiepska jakoscia.

Pisanie programów, które mają za zadanie mieszać w komputerze jest pozbawione sensu i raczej nikt się za to nie bierze...
jestes pewien?
poczytaj:https://www.idg.pl/news/107240.html
I przypomnij sobie DRM i Trusted Computing. Przeciez to jest wlasnie to, o czym twierdzisz, ze nikt sie za to nie bierze.

PS. polecam bardzo ksiazke Lawrence'a Lessiga "Wolna kultura" pisalem o niej tu

--
Wszelkie prawa zastrzeżone. Czytanie niniejszego tekstu bez pisemnej zgody surowo wzbronione.

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
luc_ek - Superbojownik · przed dinozaurami
:wisz-nu - zauważ proszę delikatną róznicę pomiędzy komercyjnym oprogramowaniem, wydawanym przez duże firmy, a darmowym (często do tego OS) softem , tworzonym przez niewielkie grupy zapaleńców, albo wręcz indywidualnie. Miałem na myśli tych drugich - ktoś napisał fajny, przydatny program (który niekoniecznie musi ustępować komercyjnemu odpowiednikowi), udostępnił za free binaria i źródła, powiedział "róbta co chceta", a Ty jeszcze chcesz go ścigać po sądach... Używasz na własną odpowiedzialność - jeśli się nie podoba, kup sobie wersję komercyjną, może będzie lepsza, bez dziur i podejrzanego kodu wykradającego informacje
Z drugiej strony, jak napisałem w poście powyżej, jeśli wydajesz ciężkie pieniądze na oprogramowanie masz moralne prawo wymagać na nie gwarancji. Jeśli takowych nie ma - nie kupujesz, nie używasz i koniec. Niestey, przeciętny użytkownik nie jest świadomy tego, że ma wybór, i że nie musi być specem od informatyki, aby mieć kontrolę nad własnym komputerem. W efekcie o kierunku rozwoju i działań decydują nie potrzeby użytkowników, a widzimisię firmy. I gdzie tu wolny rynek?
O DRM się już wypowiedziałem.
Co do Trusted Computing - podoba mi się idea stworzenia jednolitego środowiska, w którym nieporządany kod się nie wykona. Absurdem natomiast jest fakt, że o tym standardzie ma decydować komercyjna organizacja/ firma (odsyłam do przykładu z produkcją sznurówek), albo, co gorsza, władze państwowe. W ogóle absurdem jest, że pewne, ogólnie obowiązujące normy ustala jedna, lub parę wpółpracujących firm nastawionych na zysk, zamiast niezależnej organizacji użytkowników i producentów oprogramowania.
Inwigilacja? Władza dużo może, ale dziwi mnie fakt, że w obliczu jawnego łamiania praw i prób legalizacji przestępstwa w wolnym i demokratycznym kraju, nikt takiej władzy nie podziękował i nie postawił jej pod ścianę...

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
pietshaq - Szkielet Szachisty · przed dinozaurami
:wisz-nu

2. Bardzo mi się podoba postawienie sprawy z paserstwem

4. Ciężko mówić o neutralności "światopoglądowej" w przypadku systemów operacyjnych, ale oczywiście masz mnóstwo racji.

"Ten co jedzie nie placac, nie jest zlodziejem." - tu się nie zgodzę. Gapowicz jest złodziejem. Wyobraź sobie, że firma zakłada sobie jakiś stały zysk, po czym kalkuluje koszty, liczbę sprzedanych biletów i w oparciu o to ustala cenę jednego biletu. I teraz wyobraź sobie tę kalkulację dla faktycznych warunków oraz tę samą kalkulację dla warunków, w których nie ma gapowiczów. Odpadają na przykład etaty kontrolerów. Ergo - firma przy takich założeniach może sobie pozwolić na sprzedaż biletów na te same trasy po niższej cenie, albo zachowując cenę zyskiwać więcej. W pierwszym przypadku okradzeni są wszyscy podróżni płacący za bilety, w drugim firma.

Żeby być złodziejem, nie musisz fizycznie wsadzić ręki do kieszeni ani włamać się na konto. Wystarczy, że masz więcej niż byś miał jako uczciwy człowiek, a ktoś inny ma przez to mniej (nawet jeśli nie wiadomo kto to). Zresztą inne pytanie: czy jeśli nie płacisz za przejazd nie autobusem, a taksówką, jesteś złodziejem czy nie?

:Kvak
Co do stwierdzenia, że sztuka powinna być wolna: moim zdaniem niekoniecznie. Powinna być taka, jak sobie zażyczy autor. Ty uważasz, że prawdziwemu artyście zależy na dotarciu do jak największej grupy fanów. Można się z tym zgadzać, ale kto Ci powiedział, że prawo tworzenia i nagrywania muzyki mają tylko "prawdziwi artyści"? Są ludzie, którzy robią to tylko dla kasy i mają pełne prawo trzepać z tego kasę jak z każdego innego sprzedawanego produktu. Jeszcze raz powtórzę: w przypadku czegoś takiego, jak prawa autorskie, możliwa jest sytuacja, że autor zostanie okradziony mimo, że ma to wszystko, co miał przed kradzieżą. Bo kradzież to nie tylko odejmowanie od wartości majątku, ale również zmniejszanie wartości tego majątku w stosunku do jego wartości w sytuacji, gdyby wszyscy postępowali zgodnie z przepisami.
Druga rzecz: uważam, że autor nawet epopei narodowej powinien mieć prawo dać dzieło do przeczytania paru osobom, a potem je spalić. Powinien też mieć prawo na przykład zastrzec, że dzieło nie ma prawa nigdy stać się lekturą szkolną, oraz że w takim wypadku natychmiast tracą moc wszelkie umowy umożliwiające komukolwiek jego powielanie w jakiejkolwiek formie. Bo to jego dzieło. Powiem więcej: takie samo prawo powinien mieć autor na przykład formuły na skuteczną szczepionkę przeciwko AIDS, oczywiście przy założeniu, że inne umowy nie stanowią inaczej (na przykład mogące wynikać z faktu, że autor ów został przez kogoś dofinansowany celem stworzenia tego dzieła).

Innymi słowy: jak coś jest moje, to jest moje. I nieważne, czy to samochód, czy tekst literacki. Dopóki jest moje, tylko ja mam prawo decydować, kto może tego używać, a kto nie, i na jakich zasadach. Powiem nawet, że kradzież utworu jest gorsza niż kradzież samochodu choćby dlatego, że ułatwia kolejne kradzieże tego samego utworu, dlatego że nie ma górnej granicy strat artysty oraz dlatego, że kosztem artysty może się dorobić (w sensie: nie zapłacić za coś, co kosztuje) dużo więcej osób. Nie mam usprawiedliwienia dla piractwa. "I tak by tej gry nie kupił?" Może i nie - ale wtedy nie miałby satysfakcji nawet jednorazowego spróbowania tej gry. A co jeśli wypuszczę grę, o której wiem, że bawi setnie, ale tylko za pierwszym razem? Też uważasz, że Zenek-wybredny pirat nie przyprawi mnie o straty?

Pozdrawiam,

--
Pietshaq na YouTube

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
t0n10 - Superbojownik · przed dinozaurami
, zgadzam się z tobą całkowicie.

Mnie irytuje tylko o całkowicie bezzasadne istnienie takich tworów jak ZAiKS, który rości sobie prawo do pobierania haraczu za własność innych.

Ale chciałem powiedzieć o modyfikacjach konsol.
Są dwie strony tego konfliktu, pierwsza która twierdzi, że ingerencja w soft służy tylko do odpalania pirackich iso na sprzęcie, a było nie było i Sony i Ms zarabiają TYLKO na opłatach licencyjnych, więc im więcej piratów na dany sprzęt, tym mniej producentów kupuje licencje i korporacje mniej zarabiają. Druga strona twierdzi, że chce mieć wolność wyboru, tworzenia i używania darmowego oprogramowania.
Niestety ludzi korzystających tylko z darmowego softu na konsole jest
mało w porównaniu do dzieciaków ściągających pirackie wersje oryginałów. Więc producenci stosują tu zasadę domniemania winy.
Co do nie brania odpowiedzialności za niewłaściwe użycie, a który producent weźmie za to odpowiedzialność??
Jeśli używasz czegokolwiek w sposób jakiego producent nie przewidział w umowie, robisz to na własną rękę i to jest Twój problem.
Widzę już producentów samochodów biorących odpowiedzialność za małolactwo rozbijającymi się brykami 200 km/h po mieście.

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
:luc_ek "OK. W porządku, jeśli zamierzasz przed każdym pożyczeniem kumplowi czy komuś z rodziny płyty, pytać wydawcę o zgodę to Twoja sprawa (chyba, że nie zamierzasz nikomu pożyczać, ale to też Twoja sprawa )" - moja, nie moja. Nieważne. Pytanie, co na to prawo i czy pożyczając tą płytę kumplowi stoje w zgodzie z prawem i jak się do owej sytuacji prawnej ma wspomniany już tekst na płycie.
"Jeśli piszesz w wysokopoziomowym języku raczej trudno jest "przypadkowo" albo omyłkowo wklepać kod do formatowania dysku (...)" - hah właśnie wysokopoziomowe języki i frameworki to największe zagrożenie - gdyż tam błąd w częsci bazowej kończy się katastrofalnie dla całego softu potomnego - zresztą nie pomne, ile było wykorzystań stack overflow czy buffor underproof - i to właśnie dzięki językom takim jak C, gdzie strstr będzie mielił aż do swojego ukochanego 0x0 ;]

:t0n10 - tak, tylko ciągle to łamie (jak dla mnie) zasadę, że co kupiłem to moje i mogę z tym robić co chce - z tym, że nie zawsze moge mieć pretensje do kogoś poza sobą. Czy to przerabiając rower czy konsole.

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
pietshaq - Szkielet Szachisty · przed dinozaurami
:maksymus007 - dużo zgody, pomijając fakt, że z Twojej wypowiedzi wynika, iż klasyfikujesz C do języków wysokopoziomowych. Z tym się pozwolę sobie nie zgodzić ;) Moim zdaniem C to po prostu względnie strukturalny assembler.

Zgoda natomiast z poglądem "co kupiłem to moje" itd... - oczywiście w granicach niezabierania wolności innym ludziom. W ogóle uważam, że zasada domniemania winy nie powinna nigdy i nigdzie mieć miejsca, czy to w przypadku przerabiania konsol, czy to w przypadku na przykład molestowania seksualnego w pracy w USA. Z drugiej jednak strony niekiedy powinno to działać tak, żeby nie naruszać innych niczyich praw. Na przykład: kupiłeś płytę z programem, więc jest Twoja. Możesz - a przynajmniej moim zdaniem powinieneś móc - przekopiować ten program na Twój dysk i dokonać w jakimś pliku swojego dysku zmiany, w wyniku której program będzie twierdził, że jesteś jego autorem. Ale nie powinieneś móc tego komukolwiek pokazywać z takim podpisem, bo naruszasz już prawa autorskie, a konkretnie prawo do autorstwa dzieła, tym razem jedno z tych, które uważam za sensowne.

Ogólnie prawo autorskie i patentowe to bardzo śliska materia i dalece niezerojedynkowa, więc można tak dyskutować do upadłego.

Pozdrawiam,

--
Pietshaq na YouTube

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
luc_ek - Superbojownik · przed dinozaurami
Prawo, przynajmniej polskie, uwzględnia dozwolony użytek własny. Napis może sobie być, ale ogranicza uprawnienia, gwrantowane przez ustawę (która w tym wypadku stoi wyżej niż jakiś tam sobie napis na okładce). Jeśli pożyczysz, albo nawet przegrasz płytę koledze nikt się do ciebie nie przyczepi, bo działasz w ganicach dozwolonego użytku osobistego. Nie możesz tylko brać za to kasy. Koniec, kropka.
Tak na dobrą sprawę każdy system operacyjny jest swego rodzaju frameworkiem (platformą). Jeśli piszę aplikację, powiedzmy w WinAPI, i korzystam z jakiejś umieszczonej w nim funkcji, mam udostępniony jedynie jej interfejs. Nie wiem co dokładnie ona robi, ale mam prawo być przekonany, że robi to, co jest opisane w dokumentacji. Jeśli jest inaczej nie mogę, jako autor programu, brać odpowiedzialności na siebie, bo winę za ew. szkody ponosi autor frameworku/API. Załóżmy, że ktoś napisał jakiś program na platformę .NET (w Delphi, albo w C#), który, okazuje się, że działa wadliwie bo w platformie jest dziura. Do kogo będziesz miał pretensje - do autora programu, twórców platformy? A może do siebie, bo przecież autor mógł zastrzec, że nie odpowiada za błędy. Skoro Cię ostrzegł korzystasz z programu na własną odpowiedzialność. Zresztą - jeśli kiedyś ktoś będzie się rzucał do ciebie, bo twój program mu coś namieszał, choć było to z twojej strony niezamierzone to napisz, czy zmieniłeś zdanie.

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
wisz-nu - Superbojownik · przed dinozaurami


4. Ciężko mówić o neutralności "światopoglądowej" w przypadku systemów operacyjnych

to mi sie udal tekst... tak to jest jak sie nie ma czasu czytac co napisalem... chodzilo mi o neutralnosc technologiczna, a ta zbitka o "neutralnosci swiatopogladowej" to efekt czytania zbyt duzej ilosci tekst o innej bolaczce Polski - zwiazkach wladzy z Kosciolem...

Gapowicz jest złodziejem. - rozpatrujac rzecz prawniczo - jazda na gape to "krótkotrwałe użycie", nie kradziez.

Wyobraź sobie, że firma zakłada sobie jakiś stały zysk, po czym kalkuluje koszty, liczbę sprzedanych biletów i w oparciu o to ustala cenę jednego biletu. I teraz wyobraź sobie tę kalkulację dla faktycznych warunków oraz tę samą kalkulację dla warunków, w których nie ma gapowiczów. Odpadają na przykład etaty kontrolerów.
Spojrz na to od strony uzytkownika - nie masz biletu, nie masz przy sobie forsy na bilet. Wskakujesz do autobusu, wysiadasz kawalek dalej. Strata dla firmy zasadniczo zerowa (o ile nie sa to godziny szczytu i nie wcisnales sie na miejsce kogos, kto skasowalby bilet) - gdybys nie jechal na gape, poszedlbys pieszo, wiec nie ma tego spodziewanego zysku, zuzycie autobusu czy paliwa tez jest znikome, a autobus i tak bedzie jechal w tym kierunku, nawet jesli bedzie calkliem pusty.
Fakt, ze dla firmy jakas strate w tym przypadku generuja kanarzy, bo trzeba ich oplacic, ale oni z reguly tez przynosza zyski, bo ich zarobki zaleza w duzej mierze sa procentem wynikow. Kanarzy zaczeliby przynosic straty, kiedy wszyscy zaczeliby placic za przejazd;)

Ergo - firma przy takich założeniach może sobie pozwolić na sprzedaż biletów na te same trasy po niższej cenie, albo zachowując cenę zyskiwać więcej. - podobne rozumowanie prezentowal Gutek w swojej wizji - twierdzil, ze gdyby nie bylo pirackich filmow, filmy dostepne legalnie bylyby tansze... tylko jakos nie wierze w te wizje.

No wlasnie a propos firmy oferujacej przejazdy - czy praktyki monopolistyczne przypadkiem tez nie nosza znamion oszustwa jako doprowadzenie do "niekorzystnego rozporządzenia mieniem"? A dumping?
Bo przeciez teoretycznie wlasciciel firmy powinien moc oferowac swoj produkt/usluge za tyle ile mu sie podoba...

Wystarczy, że masz więcej niż byś miał jako uczciwy człowiek, a ktoś inny ma przez to mniej (nawet jeśli nie wiadomo kto to).

to wygrana w DL tez sie kwalifikuje...

Zresztą inne pytanie: czy jeśli nie płacisz za przejazd nie autobusem, a taksówką, jesteś złodziejem czy nie?

Nie. To jest wyludzenie, nie kradziez. Jestem wiec wtedy szalbierzem lub oszustem. W przypadku jazdy na gape tak naprawde tez;)

A jak juz nazywac wszystko kradzieza... to podatki w sumie tez nia sa;)

--
Wszelkie prawa zastrzeżone. Czytanie niniejszego tekstu bez pisemnej zgody surowo wzbronione.

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
pietshaq - Szkielet Szachisty · przed dinozaurami
:wisz-nu - weszliśmy w jakąś kazuistykę, w dodatku nawet mało prawną, a bardziej językową. Możemy zrobić sobie tutaj mikrokonkurs oratorski, tylko czy o to chodzi? Sądzę, że intencją posta nie jest wyłapywanie subtelnych różnic między wyłudzeniem a kradzieżą, tylko kwestia granicy praw autorskich w ogólności, na przykładzie szczególnego przypadku.

Wygrana w Dużym Lotku się nie kwalifikuje. Uczciwość nie ma nic wspólnego ani ze szczęściem, które każdy ma prawo mieć, ani z podatkiem od chciwości, jaki płaci każdy grający w tego typu gry. Akurat jest to jeden z nielicznych podatków, którego wysokość nie jest regulowana odgórnie, a mimo wszystko społeczeństwo jakoś się od płacenia nie miga ;)

Praktyki monopolistyczne są zakazane, dumping też. Przyznaję, że nie do końca się z tym zgadzam. Co do niekorzystnego rozporządzania mieniem, to warto zagłębić się w tej kwestii w prawodawstwo USA, gdzie możesz mieć odpowiednik naszej jednoosobowej działalności gospodarczej, nie zatrudniać nikogo i ryzykować własnym majątkiem do wysokości całej jego wartości, i nawet przy okazji nie narażać nikogo na straty (na przykład nie bierzesz nigdy od nikogo nic na kredyt), a i tak za celowe działanie na szkodę takiej firmy możesz iść do pudła na 20 lat. Ale ogólnie z niekorzystnym rozporządzeniem mieniem - nawet własnym - już rozważałbym, czy taki zakaz na pewno powinien być zniesiony. Chodzi po prostu o to samo, o co w przypadku osób fizycznych, a o czym wspomina kodeks karny: nie wolno Ci tak rozporządzać mieniem, z którego spodziewasz się lub powinieneś się spodziewać egzekucji na poczet należności, żeby tę egzekucję utrudnić, uniemożliwić lub zmniejszyć skuteczność (np. zmniejszając wartość mienia).

Pozdrawiam,

--
Pietshaq na YouTube

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
:luc_ek "Napis może sobie być, ale ogranicza uprawnienia, gwrantowane przez ustawę (która w tym wypadku stoi wyżej niż jakiś tam sobie napis na okładce)." - ale wprowadzanie w błąd też jest karalne. I kwalifikuje się to pod sąd. Bo płyta może i ma napis angielski ale i polskiego dystrybutora.
Czyżby kolejne przewinienie firm fonograficznych?

- czy zaliczymy C do wysokopoziomowych czy nie - korzysta on z gotowych bibliotek które pisane są najcześciej przez kogoś innego. I to tu jest problem.

"Zresztą - jeśli kiedyś ktoś będzie się rzucał do ciebie, bo twój program mu coś namieszał, choć było to z twojej strony niezamierzone to napisz, czy zmieniłeś zdanie." - średnio raz na tydzień się ktoś rzuca,ale jak na razie dlatego, że nie łaska było przeczytać instrukcję ;)
Poza tym droga taka jest stosowana np. w budownictwie - pozywa się firmę która jest głownym wykonawcą, a jeśli okazuje się, że zawinił np. podwykonawca jakiejś części to postępowanie jest kierowane przeciwko niemu (wyłączająć takie sprawy jak czy wykonawca miał kontrolować jakość etc). Nie widzę problemu by coś takiego stosować tutaj. Nie CreateWindow ci formatuje dysk to w te pędy do MS

Co do reszty - to dziwinie pewien jestem, że wszelkie kalkulacje firm przewozowych zakładają że pasażerowie bez biletu się zdarzają. Koszty oczywiście ponoszą ci, co za bilet płacą, bo płacą więcej.
Co do kwalifikacji to co powiecie na "niezapłacenie za wykonaną usługe"?

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
wisz-nu - Superbojownik · przed dinozaurami

fakt, zagalopowalem sie, w dodatku zaczal mi wychodzic off topic, ale chodzilo mi o to, ze zarowno skopiowanie filmu, czy jazda na gape nijak mi nie pasuje do kradziezy. W dodatku takie naciaganie mi przypomina cos co kiedys czytalem o niewolnictwie w USA. Przed wojna secesyjna powszechnie uwazano, ze ucieczka niewolnika z plantacji to kradziez. Uciekajac niewolnik ukradl sam siebie siebie swojemu wlascicielowi.

Poza tym te wyliczenia... miliardowe straty "tworcow" filmu spowodowane tym ze X ludzi go obejrzalo na komputerze sa wirtualne.
Gdyby nie bylo mozliwosci ogladania tych filmow na komputerze, to tworcy filmu zdecydowanej wiekszosci tych pieniedzy by i tak nigdy nie zobaczyli. Gdyby tak mialo byc, to oni takie zyski osiagaliby przed powstaniem Internetu
Z drugiej strony, gdyby nie pirackie kopie filmu, czesc ludzi nie zdecydowaloby sie pojsc do kina, wiec w jakims stopniu to sie wyrownuje

ciekawa sprawe poruszyl VaGla u siebie na forum:
Tak jak można mieć wątpliwości co do prawnych gwarancji oglądania, tak wątpliwość może budzić prawo do zysku. Chodzi mi o to, że jeśli stosunki społeczne powodują, iż dana działalność zysku nie przynosi, to manipulacja prawem w tym względzie jest niejako wbrew tym społecznym stosunkom, a więc prawo nie przystaje. Nieprzystające prawo jest złym prawem i nie jest to moja myśl. Ja to u siebie starałem się obrazować przykładem złotego pisaku - ile kosztuje zloty piasek w mojej dłoni i ile może kosztować wiedząc, ze stoję na plaży złotego piasku. Czy mam prawo domagać się od państwa, by gwarantowało mi zysk, gdy oferuję złoty piasek stając na plaży złotego piasku? Temat jest trudny i ja nie znam odpowiedzi na pytania związane ze zmianami stosunków społecznych (zwłaszcza w czasach globalizacji, gdzie aparat państwa nie jest już wystarczający w wielu przypadkach do suwerennego kształtowania relacji między jednostkami), ale wiem, ze człowiek bardziej naturalnie jest skonstruowany do pozyskiwania i rozpowszechniania informacji (oczy, uszy, aparat mowy) niż do posiadania jakiegokolwiek mienia.

--
Wszelkie prawa zastrzeżone. Czytanie niniejszego tekstu bez pisemnej zgody surowo wzbronione.

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
luc_ek - Superbojownik · przed dinozaurami
Fakt, umieszczenie takiej klauzuli jest wprowadzeniem w błąd, nie jest jednak prawdą, że nic się z tym nie robi:https://prawo.vagla.pl/node/7292

Co do odpowiedzialności za programy: nie podoba mi się pomysł wprowadzenia do prawa przepisów, które by wymuszały wzięcie na siebie przez producenta odpowiedzialności. W przypadku urządzeń techniczych sprawa jest nieco inna - urządzenia się zużywają, parametry techniczne muszą spełniać pewne normy jakościowe (w tym bezpieczeństwa) i co najważniejsze - wejście w posiadanie urządzenia wiąże się zwykle z wydatkiem, wobec czego naturalna wydaje się ochrona interesów konsumenta, który "płaci i wymaga" (z tego samego powodu zawsze mam opory przed kupowaniem rzeczy używanych - gwarancja się jednak może przydać, choć wszystko oczywiście zależy od indywidualnych kalkulacji).
Tymczasem, spora część oprogramowania to darmowe, amatorskie produkcje (wyobraź sobie, że sąsiad w garażu montuje odkurzacze. Jeśli chcesz używać jego wyrobów, robisz to na własną odpowiedzialność. Możesz mieć do niego pretensje, że wywaliło Ci korki, ale do sądu z tym nie pójdziesz). Ponadto kod wykonywalny się nie zużywa (chyba, że się w nim grzebie ) i, chyba najistotniejsze, nie obowiązują żadne normy jakościowe! Jeśli aplikacja składa się z modułów "podwykonawców" absurdalna wydaje się konieczność kontroli ich jakości: moduły skompilowane trzeba by deasemblować (powodzenia życzę), albo, jeśli są dostępne, analizować źródła ("Obyś cudzy kod poprawiał!"). Podobnie ma się sprawa z frameworkami. Udzielenie zapłaty za program też IMHO nie jest podstawą do wymagania gwarancji, a to ze względu na mnogość licencji. Zapłatą może być piwo dla autora (Beerware), opłata za uzywanie binariów, albo opłata za "obsługę". Przypadek pierwszy nie wymaga komentarza, drugi jest najczęściej spotykany (tu faktycznie płacimy za program). W przypadku trzecim nie chodzi o sprzedaż kodu (skompilowanego lub nie), ale obsługę, pomoc techniczną, dodatki, zwrot kosztów dystrybucji itd. (sam program może być darmowy/ OS). Trudno jest wymagać prawnie jednakowej gwarancji we wszystkich trzech przypadkach (ten ostatni można jeszcze bardziej podzielić), więc, aby nie komplikować sytuacji, kwestię gwarancji należy zostawić jako umowę pomiędzy stronami. W tym miejscu jeszcze raz należy podkreślić, że nie istnieje coś takiego, jak konieczność korzystania z danego programu - tak jak to zaznaczył

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
:luc_ek - owszem istnieje By rozliczać sie z NFZem musisz posiadać ichnią aplikację, która jest "windows only". No więc windowsa trzeba mieć. A licencja taka w 3 conajmniej miejscach zwalnia producenta od odpowiedzialności za jakiekolwiek niewłaściwe działanie oprogramowania. I wiem, wine i inne crossovery - tylko, że o ile dobrze pamiętam klauzula jest o 'konkretnej platformie sprzętowo-programowej' na której soft ma być odpalany.
Zresztą patrząc na różne przypadki komputeryzacji w naszym kraju sektorów państwowych nie ma co się dziwić, że nikt nie bawi się w wersje na inne platformy... ;)

No i z jakiegoś powodu prawo zabrania budowania np. domów bez pozwoleń. Mimo, że IMO testowanie wszystkich materiałów może być jeszcze gorsze niż deasembleracja...

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
luc_ek - Superbojownik · przed dinozaurami
'konkretnej platformie sprzętowo-programowej'
powyższe wypadałoby uściślić

Ja rozumiem, że jakaś prywatna firma ustali sobie wewnętrzny standard bo ma takie widzimisię. Jej podwórko - jej sprawa. O NFZ się nie wypowiem, bo nie znam szczegółów [w tym miejscu widziałbym jakieś materiały, albo źródełko ]

Ogólnie rzecz biorąc państwo nie powinno nikogo zmuszać do stosowania konkretnych rozwiązań programowych (a tym bardziej sprzętowych!!!). Standardem może być format danych, ale nikogo nie powinno obchodzić, w jaki sposób je wygeneruję. Jeśli dana sprawa dotyczy tylko wewnętrznej działalności instytucji publicznych (tzn. dane krążą tylko pomiędzy nimi, a nie wychodzą "do ludzi"), to w sumie też ich sprawa. Można się co najwyżej przyczepić do kosztów wdrożenia i obsługi i wydajności/ efektywności tego czy innego rozwiązania.

Co do prawa budowlanego to zabrania ono tzw. samowoli budowlanej. Jeśli chcesz wybudować nieruchomość musisz przedstawić szczegółowe plany (od grubości dachówki po dokładną lokalizację obiektu) do zatwierdzenia. Urząd stwierdzi, czy plany są w porządku, i budynek spełnia ogólnie przyjęte normy i na tej podstawie wydaje pozwolenie na budowę. Materiałów użytych do budowy nie trzeba testować, bo je również obowiązują pewne normy, kontrolowane podczas ich produkcji. Jeśli kupujesz daną cegłę to masz prawo wymagać, by spełniała ona przewidziane w planach przez architekta normy.

Odniesienie wymogów technicznych rzeczy materialnych do tworzenia programów jest błędne. Jedyne normy, które program musi bezwzględnie spełniać to... specyfikacja procesora. (czyt. program musi dać się uruchomić na procesorze, pod który był pisany). Wymagania te są spełniane niejako z automatu podczas kompilacji (ciekawostka - programista NIE jest autorem kodu wykonywalnego, a przynajmniej nie zawsze. Autorem jest kompilator, który dodatkowo optymalizuje kod pod daną architekturę CPU. Ponoć byli śmiałkowie, którzy stawali z kompilatorem w szranki na polu optymalizacji na poziomie assemblera i zostali zdeptani na płaską binarkę ). Program nie jest rzeczą materialną. w dodatku nie wykonuje się sam. Wykonawcą jest procesor do spółki z systemem operacyjnym/ frameworkiem. Jeśli obaj dopuszczają do wykonania "złego kodu" (chyba tylko ze względu na środowisko w którym piszę, nie mogę sobie wyobrazić jak wygląda "zły kod" ) to coś jest źle z nimi, ale to programisty nie obchodzi. Programista dokumentację CPU i frameworkowy/ systemowy SDK przymuje za "normy" i wymaga by działały tak, jak są udokumentowane. Jeśli nie działają, to już nie jego zmartwienie.

Tak na marginesie - jeśli kiedyś komuś przyjdzie do głowy pomysł wydawania pozwoleń na pisanie programów, to ja wyprowadzam się do Afryki...

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
https://www.nfz-lodz.pl/?swiadczen/pakiet/pakiet.html
tutaj można sobie poczytać i przynajmniej pooglądać linki do softów (bo ściaga się po zalogowaniu).

"Ogólnie rzecz biorąc państwo nie powinno nikogo zmuszać do stosowania konkretnych rozwiązań programowych" - w pełni się zgadzam. Niestety praktyka pokazuje, że jedyne słuszne rozwiązania dostarcza jedyna słuszna firma (Za jedynie słuszną kasę podatników). Niestety

"systemowy SDK przymuje za "normy" i wymaga by działały tak, jak są udokumentowane." - no i właśnie - więc nie na nim spoczywa odpowiedzialność za ew. błędy. Dlaczego więc wszelaką odpowiedzialność zawczasu się odsuwa (i dlaczego prawo na to pozwala). Dlaczego skoro tak mocno probujesz wykazać, że błędy praktycznie nie mogą mieć miejsca (przynajmniej w kodzie niezależnym od programisty głównego produktu) - to czemu ciągle dziedzina ta jest beztroska jeśli chodzi o odpowiedzialność, chociaż za całkiem duże czasami pieniądze...

I nie chodzi tu o wydawanie pozwoleń, ale o branie odpowiedzialności za coś, za co się bierze kasę...

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
pietshaq - Szkielet Szachisty · przed dinozaurami
Maksymus007: - "Dlaczego więc wszelaką odpowiedzialność zawczasu się odsuwa (i dlaczego prawo na to pozwala)" - czuję w tym zdaniu ducha socjalisty, który nie chce przyjąć do wiadomości, że jeśli dwie strony zgodnie umówią się na coś, to nawet w sytuacji, gdy jedna z nich skorzystała z pozycji siły po to, żeby w umowie znalazł się zapis niekorzystny dla drugiej strony, to mimo wszystko zgoda tej drugiej strony na umowę powoduje jej ważność, również w tym elemencie. Wolno Ci tak uważać, oczywiście, ale zdecydowanie się z tym nie zgadzam. Uważam, że tak jak masz prawo (a przynajmniej powinieneś mieć prawo) się z kimś umówić, że sprzedasz mu bochenek chleba za 100 zł, tak samo powinieneś mieć prawo się umówić, że nie bierzesz odpowiedzialności. Wystarczy obopólna zgoda, no i zdolność do czynności cywilnoprawnych.

Wiem, wiem. Nie jest tak. Jest tak, że nie możesz sprzedać chleba za 100 zł (w każdym razie nie zawsze, k.c. art. 388) ani całkowicie wyłączyć odpowiedzialności (k.c. art. 437, 449.9, 449.11 i parę innych). Cóż, uważam to za dość rozsądny kompromis między naszymi poglądami, chociaż zapewne obaj jesteśmy istniejącymi rozwiązaniami nieco rozczarowani.

Pozdrawiam,

--
Pietshaq na YouTube

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
wisz-nu - Superbojownik · przed dinozaurami
Na zakonczenie mojego udzialu w dyskusji chcialem dorzucic jeszcze 2 linki, ktore pokazuja bardzo prawdopodobne konsekwencje dzialan organizacji typu RIAA, czy ZPAV - nie bedzie niewinnych, tylko niedokladnie przeszukani:

"kto mieczem wojuje"
Jarosław Lipszyc "Wojna napisowa"
"Korespondencja. Wojna napisowa i licencja na Alladyna"
czytajcie po kolei.

--
Wszelkie prawa zastrzeżone. Czytanie niniejszego tekstu bez pisemnej zgody surowo wzbronione.
Aby pisać na forum zaloguj się lub zarejestruj