Dostałam prezent! Dostałam pudełko świeżego, zielonego pieprzu prosto z Kambodźy. Nie wiem, czy to efekt placebo połączony z efektem mojego snobizmu, ale faktycznie, jest lepszy niż tajski odpowiednik, który kupuję czasem w delikatesach. Takiego raczej nie kupicie, ale ogólnie warto pytac, bo to świetny produkt. Zdjęcie poglądowe tradycyjnie robione konewką:

mięso z dwóch ud kurczaka (pierś od biedy też się nada)
200 gram krewetek
trzy łodygi trawy cytrynowej
kawałek galangalu, jak kciuk małej kobietki
pęczek dymki
garść kiełków fasoli mung
olej kokosowy
sok z limonki
cukier palmowy
sos rybny
świeży, zielony pieprz
można posypać chili, ale mało- kuchnia khmerska to nie kuchnia tajska

Kurczaka pokroić na bardzo małe kawałki. Trawę cytrynową "rozbroić", oddzielić zdrewniałe części od miękkiego rdzenia. Kurczaka i twarde części trawy osmazyć na oleju kokosowym, zalać wodą i gotowac do miękkości. Odparować wodę, wyjąć trawę.
Miękkie części trawy posiekać, galangal zetrzeć bardzo drobno. Dodać do mięsa, smażyć aż zacznie pachnieć. Dodac białe części dymki pokrojone w kilkucentymetrowe kawałki i kiełki. Smazyć, aż wszystko będzie chrupiące. Dodać krewetki, całe strąki pieprzu, sos rybny, potłuczony cukier i limonkę. Smażyć, aż krewetki się zagrzeją i od razu podawać z makaronem z tapioki lub ryżem jaśminowym. Posypać kolendrą.

--