Prawdziwa zupa toskańska to jedno, prawdziwe minestrone to co innego, a ja trochę pomieszałam te dwie receptury i wyszło mi coś sprawdzone i smaczne na tyle, że syn, który ż a d n y c h warzyw nie jada, z reguły prosi o dokładkę.

Na duży gar zupy:
- kawałek chudego, ładnego wołowego plus kawałek kości
- ćwierć głowki kapusty włoskiej
- ok dziesięciu sporych liści czarnej kapusty*
- cztery średnie marchewki
- dwie niewielkie cukinie
- łodyga selera naciowego
- garść fasolki szparagowej
- jedna spora cebula
- pół ząbka/cząstki niewielkiej dyni (optional)
- 2 puszki fasoli cannellini
- 2 puszki fasoli borlotti
- sól
- pieprz
- pół szklanki przecieru pomidorowego
- trzy listki szałwi
- trzy ząbki czosnku

*Czarna, toskanska kapusta jest niczym innym, jak odmianą polskiego jarmużu. Zdrowa, a przede wszystkim smaczna, została przeze mnie zaadoptowania i często przytulam ją do podniebienia. W przypadku braku czarnej kapusty przypuszczam, że jarmuż będzie równie doskonały.

Do dużego gara wkładamy mięcho, kość, posiekaną kapustę włoską, obraną ze środkowych włókien i równie rozdrobnioną kapustę czarną,



marchewki i seler w plasterki, cukinie, dynię i cebulę w niezbyt dużą kostkę, fasolkę szparagową w parocentymetrowe kawałki.
Część fasoli obu gatunków dodajemy do garnka, resztę miksujemy w blenderze na gładko i też wlewamy do garnka.
Dolewamy przecier pomidorowy, solimy, hojnie pieprzymy, wsypujemy szałwię posiekaną z czosnkiem, zalewamy wodą, żeby nie wystawało i stawiamy na duży gaz.
Zupa zaraz przed wrzeniem zacznie sie pienić i tak ma być:



Pilnując, żeby nie wykipiało, po zawrzeniu robimy malutki ogienek i zostawiamy sobie na godzinkę, przynajmniej, albo i dwie, jeśli chcemy mieć miękkie mięso. Jeśli trzeba dosalamy, jeśli za słodka dodajemy trochę przecieru. Dobra jest podana od razu, jeszcze lepsza na drugi dzień. Oczywiście z wszechobecną strużką oliwy ev, bo jakżeżby bez

Ja lubię wersję czystą, ewentualnie z pajdą chleba, którego to dziś nie miałam, więc go brak. A i fasoli całej też nie uświadczysz, bo ze wględów zdrowotnych męża muszę całą miksować:



Tu całkowicie zmiksowana wersja syna, z małym, krótkim makaronem ugotowanym oddzielnie, bo jeśli wrzucony bezpośrednio do przecieru, lubi się przypalić. Bez żadnego zielonego posypańca, bo to zniwelowałoby zasługę mielenia, ale pracujemy nad możliwością podania szczypty baaaaardzo drobno posiekanej pietruszki ;)



Akurat na zimniejsze dni, bo ładnie rozgrzewa, w przeciwieństwie do zupy toskańskiej, doskonałej i na lato, którą pewnie kiedyś wrzucę



P.S. Dzieciaki właśnie mi rąbią po trzecim talerzu zupy. Łezka mi się w oku kręci
Ostatnio edytowany: 2016-01-31 20:52:40

--
https://www.facebook.com/lunaefragmenta/?ref=bookmarks