Nie lubię marcepanu. Nie przepadam za bezami. Wcale, ale to wcale nie kocham kruchych, chrupiących ciasteczek.
A te uwielbiam
Bierzemy:
500g migdałów
450g cukru
7 białek
1 torebeczkę waniliny
szczyptę cynamonu
szczyptę soli do białek
ciupkę masła do wysmarowania blachy
Migdały zalewamy wrzątkiem, potem obieramy ze skórki. Ja dziś poszłam na łatwiznę i wzięłam te już obrane. Jakoś nikt nie zaczął wrzeszczeć ze zgrozy.
Tostujemy je, te obrane, tak z 10 minut w piekarniku, żeby podeschły.
Miksujemy na drobne granulki.
Ubijamy białko na sztywno.
Do migdałów dodajemy cukier, wanilinę, szczyptę cynamonu (ja wiem? może 1/3 łyżeczki?), mieszamy. Dodajemy, ostrożnie mieszając, najlepiej drewnianą łychą, ubite białko.
Stawiamy na delikatnym ogniu (ja sobie pomogłam metalową siateczką) i zaczynamy mieszać. Też najlepiej drewnianą łychą. Najlepiej tą samą, to nawet myć nie trzeba. Mieszamy. Spłukujemy gary. Mieszamy. Myjemy mikser. Mieszamy. I tak przez jakieś 20 minut. Często mieszając . Po czym zaczynamy stać przy tym mieszaniu cały czas, bo zaczyna sie robić interesująco. Po mniej więcej pół godzinie, czterdziestu minutach od postawienia na gazie, masa nabierze kolorku złoto-brązowego i zacznie sie odklejać od ścianek garnka. Wtedy jest gotowa.
Teraz bierzemy blachę, smarujemy masłem (ja smaruję i papier do piekarnika, a co mi tam) i zaczynamy układać takie nieregularne kupeczki, pomagając sobie dwiema łyżeczkami. No, mniej więcej wielkości łyżeczki od herbaty, czy małego orzecha. Dobrze oddalone jedna od drugiej, bo się trochę napuszą w pieczeniu.
I do piekarnika, rozgrzanego już do 140 stopni, na 45 minut. W międzyczasie przygotowuję sobie następne dwie karty papieru z ciastkami, wtedy tylko ściągam upieczoną i wciągam następną. Upieczoną zostawiam do ostygnięcia i już można chrupać
Wychodzi ok 70 ciasteczek, po ostygnięciu należałoby je włożyć do jakiegoś pojemnika, ceramicznego, czy szklanego, i mogą sobie leżeć miesiącami. Ale nie uleżą. Z moich dzisiejszych 70-ciu do słoja weszło może 55. Inne gdzieś zaginęły w czasoprzestrzeni. Normalnie Kuchenny Trójkąt Bermudzki
A te uwielbiam
Bierzemy:
500g migdałów
450g cukru
7 białek
1 torebeczkę waniliny
szczyptę cynamonu
szczyptę soli do białek
ciupkę masła do wysmarowania blachy
Migdały zalewamy wrzątkiem, potem obieramy ze skórki. Ja dziś poszłam na łatwiznę i wzięłam te już obrane. Jakoś nikt nie zaczął wrzeszczeć ze zgrozy.
Tostujemy je, te obrane, tak z 10 minut w piekarniku, żeby podeschły.
Miksujemy na drobne granulki.
Ubijamy białko na sztywno.
Do migdałów dodajemy cukier, wanilinę, szczyptę cynamonu (ja wiem? może 1/3 łyżeczki?), mieszamy. Dodajemy, ostrożnie mieszając, najlepiej drewnianą łychą, ubite białko.
Stawiamy na delikatnym ogniu (ja sobie pomogłam metalową siateczką) i zaczynamy mieszać. Też najlepiej drewnianą łychą. Najlepiej tą samą, to nawet myć nie trzeba. Mieszamy. Spłukujemy gary. Mieszamy. Myjemy mikser. Mieszamy. I tak przez jakieś 20 minut. Często mieszając . Po czym zaczynamy stać przy tym mieszaniu cały czas, bo zaczyna sie robić interesująco. Po mniej więcej pół godzinie, czterdziestu minutach od postawienia na gazie, masa nabierze kolorku złoto-brązowego i zacznie sie odklejać od ścianek garnka. Wtedy jest gotowa.
Teraz bierzemy blachę, smarujemy masłem (ja smaruję i papier do piekarnika, a co mi tam) i zaczynamy układać takie nieregularne kupeczki, pomagając sobie dwiema łyżeczkami. No, mniej więcej wielkości łyżeczki od herbaty, czy małego orzecha. Dobrze oddalone jedna od drugiej, bo się trochę napuszą w pieczeniu.
I do piekarnika, rozgrzanego już do 140 stopni, na 45 minut. W międzyczasie przygotowuję sobie następne dwie karty papieru z ciastkami, wtedy tylko ściągam upieczoną i wciągam następną. Upieczoną zostawiam do ostygnięcia i już można chrupać
Wychodzi ok 70 ciasteczek, po ostygnięciu należałoby je włożyć do jakiegoś pojemnika, ceramicznego, czy szklanego, i mogą sobie leżeć miesiącami. Ale nie uleżą. Z moich dzisiejszych 70-ciu do słoja weszło może 55. Inne gdzieś zaginęły w czasoprzestrzeni. Normalnie Kuchenny Trójkąt Bermudzki
--
https://www.facebook.com/lunaefragmenta/?ref=bookmarks