Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Forum > Kawały Mięsne > Wymiana witryny w firmie – czyli jak stracić 50,000zł w jeden dzień.
Shameus
Shameus - Superbojownik · rok temu
Jeśli nie jestem akurat ekspertem od pandemii, wojny czy piłki nożnej, to znaczy że nie jestem Polakiem. Gen bycia ekspertem u mnie totalnie zanika jeśli chodzi o sprawy, o których nie mam pojęcia: siedzę cicho i się przyglądam. Ale nawet bycie laikiem czasem aktywuje protokół „Andrzej, to j3bnie!”.

Jeśli pamiętacie historię z „prądem” w mojej firmie, to przyszedł czas na historię pewnego remontu.

Czas na zmiany!

Firma prosperowała. Z duchem czasu wymieniałem sprzęt i zacząłem nerwowo przyglądać się witrynie. Lokal należał do spółdzielni, budynek został wybudowany na początku lat osiemdziesiątych, a witryna (drzwi wejściowe, wielka szyba oraz otoczenie) nigdy nie było ruszane. Zamarzyło mi się, aby wstawić wszystko na nowo i odświeżyć elewację. Dogadałem się ze spółdzielnią – będą partycypować w kosztach, więc cieszyłem się okrutnie na nadchodzące zmiany.

Wykonałem kilkanaście telefonów wybierając firmy z Panoramy Firm (taka książka, coś jak teraz internet, tylko ma papierowe strony i można wyszukać interesujące nas rzeczy). Zebrałem oferty na wymianę: witryny, drzwi oraz „podrasowanie” elewacji. Tylko dwie z tych kilkunastu firm robiły to kompleksowo. Oczywiście, wybrałem ofertę tańszą. Kwota, jaką sobie zażyczył kierownik firmy Janusz-Okna opiewała na 5800zł. Spoko, nawet nie tak źle – biere, działamy!

„Pan zamawiał schody?”

Przyjechała ekipa na pomiary, zdezelowanym Lublinem3 z paką. Wysiedli, oglądają, mierzą. Nawet „dzień dobry” nie powiedzieli. Pomierzyli co tam im Janusz zlecił i wtedy przychodzą już do mnie.
- Panie, będą schody! – oznajmia mi ich „brygadier”. Tego gościa zapamiętajcie. Ma metr osiemdziesiąt wzrostu, wielki jak szafa w barkach, bebzon niczym zbiornik, wąs długi jak u Zagłoby. Widać, że fachura!
- Że, co?
- Tutaj trzeba rozkuć wejście. Całe. Pan patrzy – wskazuje mi palcem podstawę drzwi – Wszystko wspawane w zbrojenie. Widzisz pan ten próg?
Patrzę w miejsce, które pokazuje. Istotnie, kawał metalowego progu wystaje spod drzwi.
- I co z tym?
- To trzeba całe skuć, wyciąć. To stara szkoła jest, masa roboty.
Wyciąga komórkę. Chwilę rozmawia i podaje mi telefon. Okazuje się, że to Janusz, szef firmy. Sprzedaje mi szybko informację, że te 5800 przy tej robocie to nie wyjdzie i dolicza dwa tysie za kucie, wywózkę gruzu i postawienie fundamentu pod nową witrynę. Zgadzam się.

„Wie pan, bo to będzie drożej...”

Mija kilka dni i nikt mnie nie odwiedza. Nikt nie dzwoni. Po dziewięciu dniach pojawia się Janusz, czyli szefu. Mierzy jeszcze raz witrynę, potem drzwi i przychodzi do mnie z miną zbitego psa.
- Te aluminiowe okno to jednak wyjdzie znacznie drożej, bo wymiar nienormatywny, trzeba zamówić w firmie X i czekać. Około miesiąca, bo mają obłożenie.
- Drożej, to znaczy ile? – interesuję się już całkiem poważnie.
- Same okno to osiem tysięcy, plus robota, ścianka itd.
Serio?! Szlag mnie trafił – bo to był mój pomysł. Ale spółdzielnia dała na piśmie, że będzie partycypować w kosztach więc się (raczej?) nie wycofają. Uzgadniam nową stawkę: jedenaście tysi i ani zeta mniej.

I zaczyna się jazda bez trzymanki.

„Andrzej, to j3bnie!!!”

Zanim jednak przejdę do sedna: zadzwoniłem do kilu firm produkujących aluminiowe okna i drzwi i dosłownie wszędzie wycena tego wymiaru była zbliżona – przynajmniej miałem pewność, że Janusz mnie nie kantuje. Jak już witryna, drzwi i inne duperele do elewacji były gotowe, przyjechała ta sama ekipa tym zdezelowanym Lublinem3. Na pace mieli moją nową, piękną, wielką witrynę, drzwi oraz cegły klinkierowe pod witrynę. Cudowna radość mnie ogarniała. Dla ścisłości – długość samego okna to 520cm, wysokość 190cm. Waga...Waga? A komu to potrzebne?!

Fachowcy wzięli się do roboty. Ja, z braku laku, patrzyłem na ich pracę (no, dobra – przyznaję, jarałem się na tę zmianę dosłownie całkowicie!). Najpierw w ruch poszły fleksy – wycięli podstawy i wieniec witryny, potem zostawili ją i zabrali się za drzwi. Drzwi były w całości metalowe, wykonane z dwóch warstw grubej blachy i oczywiście miały stalową ramę. Też sporo ważyły, ale do tego dojdę – bo Andrzej to jest fachura, jak nic!

W pewnym momencie ich prac zauważyłem, że planują wyjąć całą witrynę, jak stoi – w sensie, wraz z ramą. I tak sobie myślę, że to głupi pomysł, bo to cholerstwo musi ważyć... no trochę musi ważyć. W sensie, w ch0j musi ważyć, skoro ma tak wielką szybę (podwójną) i ramę z litej stali. Ale, co ja tam mogę wiedzieć, co nie?
I męczą się, kombinują, naradzają. W końcu wpadli na arcygenialny pomysł rodem z Pata i Mata: zaczepią do Lublina3 łańcuch i wytargają całość ze zbrojeniem, którego nie udało się wyciąć fleksą.
Wtedy mój rozsądek i zmysł „techniczny” powiedział, że to jest głupi pomysł.
- Panowie... ekhm... – przerywam im realizację planu – może jednak po prostu wywalić tę szybę młotkiem, a potem targać ramę? – zapytałem, mając przed oczami katastrofę. To, że wykrakałem, stało się jasne trzydzieści minut później.
- Gościu! – przemówił Andrzej, ten wielki typ – Wracaj do komputerków a robotę zostaw fachowcom!
Yyyyyy.
- Raz dwa to machniemy, potem skujemy fundament i nie będziemy się pieprzyć ze zbrojeniem!

No, kurde, nie przekonał mnie. Nic a nic! Chłopaki zrobili wytyczne Andrzeja. W ciasnej uliczce wycofali Lublina, podpięli łańcuch, zaczepili o szczyt witryny i trach! J3bło, aż miło!!!
Tak miło, że pękła górna belka i wielka szyba wpadła na pakę dostawczaka, niszcząc dosłownie całą nową witrynę (drzwi się uchowały).
Panowie eksperci, niczym na pogrzebie, zdjęli czapki i dało się usłyszeć soczyste „łoooooo kórwaaaaa”.
Panowała grobowa atmosfera i niczym nie zmącona cisza.

„Jebło, to jebło....”

Chłopaki zmyli się niczym poranna mgła. Firmy nawet nie mogłem zamknąć, bo jak? Witryna rozj3bana w trzy dopy, Janusz nie odbiera telefonu, i zostałem totalnie sam. Wnerwa miałem okrutnego. Wieczorem, tego samego dnia, załatałem wielką dziurę dyktą ściągniętą z fabryki mebli (co kosztowało mnie prawie osiem stów!) i wyczekiwałem następnego dnia.
W końcu zadzwonił do mnie Janusz. Przeprosił za zajście i obiecał osobiście zająć się tematem. Spoko – szanuję honorowe podejście. Wytłumaczył też, że jak już się stało to się nie odstanie więc naprawi szkody. Tutaj już miałem pewne obawy i niestety były realne.

„Do dwóch razy... to nie sztuka!”

Następnego dnia przyjeżdża ten sam Lublin3. Z tą samą ekipą. I cud się zdarzył, bo mają na pace nówka witrynę. Okazało się, że Janusz – uniesiony honorem – zrobił co w jego mocy (tej finansowej też) i firma X wyprodukowała nówka witrynę w ciągu nocy. Kurdę – pomyślałem – jednak nie trzeba czekać cały miesiąc..., wystarczy odpowiednio posmarować. Te „smarowanie” wziął na siebie Janusz. Co kosztowało go dwadzieścia tysi. Tak mi oznajmił – a już wiem, że mnie nie kantuje.

Ekipa zdejmuje drewniane osłony, praca wre – znika cała witryna (to znaczy, jej resztki), fundament, drzwi (ach, te drzwi!)... Drzwi?
Chłopaki odcięli pleksą zawiasy, Andrzej je trzymał. Sobie myślę – koleś jest wielki jak szafa, to chyba wie co robi że sobie je „tak o” trzyma. I oczywiście znów... mój zmysł zadziałał ale się nie wtrącałem. Janusz tych drzwi jednak nie utrzymał i ogromna konstrukcja spadła na takiego chudego jegomościa, co siedział na progu. Koleś skończył na SORZe, Andrzej miał zwichnięty nadgarstek. Myślę sobie – to jest kórwa KATASTROFA!!! I była, ale właśnie się zaczynała. Dodam, że drzwi ważyły (91KG – wiem, bo po ich demontażu, jak już się cała chryja zakończyła, daliśmy je na złom).

Siedzę sobie przed rozpiździoną firmą – nie ma wejścia, witryny, nawet Lublin odjechał. Przychodzi kierownik spółdzielni do spraw technicznych i standardowo, żując nadnormatywnie gumę, zaczyna szydzić z prac:
- Niezły Sajgon tutaj masz!
Dziękuję, to już wiem.
- Ale spokojnie, Janusz to zaraz załatwi – dodał tajemniczo.

I faktycznie. Po około dwóch godzinach wraca Lublin. Wysiada z niego Janusz, Andrzej i dwóch pomocników. Podstawiają samochód tyłem, bezpośrednio do witryny. Układają nowy fundament z klinkieru (ładny – przyznaję) i biorą się za przenoszenie nowej witrynki, czyli tego wielkiego okna. Wtedy już się we mnie zagotowało. Dosłownie. Na szczęście, miałem w supporcie pana Piotra, tego ze spółdzielni.
- Panowie, chwila, chwila! – nawołuję, widząc że kolesie chcą ręcznie przenieść te wielkie okno. – Przecież to waży ze dwieście kilo! Czy to bezpieczne?
Wtedy wchodzi Andrzej, ten ze skręconym nadgarstkiem – i mnie ucisza:
- Nie ucz ojca dzieci robić!

Biorą się za tę witrynę i próbują ją przenieść z Lublina na świeży fundament. Jak już udało im się przenieść tak ze 3/4 , wtedy cała witryna po prostu j3bła na ziemię i szyby poszły sobie w kruszynki, a rama „wygła”. Nie utrzymali jej.
Masakra. Dosłownie masakra.
Zrobiłem taktyczną ewakuację, bo były tam słowa niegodne cytatu i sobie myślę, że z błahej (w mojej ocenie) sprawy wszystko się dosłownie skomplikowało.

Tydzień później miałem wsio zrobione: nową witrynę, drzwi, elewację. Nic nie zapłaciłem, bo całość wziął na siebie Janusz. To znaczy, dostałem fakturę na 18 tysi, ale z adnotacją „zapłacone”. Przynajmniej pan Janusz z firmy Janusz-Okno zachował się honorowo. Z kolei pan Piotr, ten ze spółdzielni, poinformował mnie, że cała zabawa kosztowała Janusza 50 tysi. Ma chłop nosa do interesów, przyznaję!

--
I am the law!

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
krzycz22 - Superbojownik · rok temu




P.S. Ja ostatnio jak wymieniałem okna, to też się zdziwiłem. Okna trzyszybowe, generalnie ciężkie, a ziutki, którzy to robili, we dwóch, ważyli w sumie chyba mniej niż ja. Ale dali radę, nic nie potłukli!
P.P.S. "TO" wielkie okno.

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
mayac - Superbojownik · rok temu
@Shameus a to nie jest jakaś daleka rodzina, tej żony tego kolesia, co to na nią tak narzeka na forum?
Przepraszam zapomniałem nick

--
Duduś będziesz dyndał!

Peppone
Peppone - Nowy Ruski · rok temu
@mayac - tak Shaemus teścia poznał


--
Pracuj u podstaw. Zaminuj fundamenty systemu. Wszelkie prawa do treści wrzutów zastrzeżone
Nie namawiam do łamania prawa. Namawiam do zmiany konstytucji tak, aby pewne czyny stały się legalne.
No shitlings, no cry! Postaw mi kawę na buycoffee.to - teraz można również przez Paypala i Google Pay

k0curek
k0curek - Superbojownik · rok temu
Gwoli ścisłości - te 50 tys. poszło się paść nie w jeden dzień, a w ponad tydzień.

pies_kaflowy
pies_kaflowy - Bęcwał Dnia · rok temu
Studentem będąc, to u takiego Janusza pracowałem, tylko miał na imię Zygmunt. Swego czasu postać znana w Lublinie. Też miewał niezłe wpadki, ale odbijał to sobie na wynagrodzeniu "pracowników". Za wiele tam nie zarobiłem, ale co się nauczyłem to moje.

--
Forum > Kawały Mięsne > Wymiana witryny w firmie – czyli jak stracić 50,000zł w jeden dzień.
Aby pisać na forum zaloguj się lub zarejestruj