Maj. Jakieś 20 lat temu.
Kolega właśnie się rozwiódł. Impreza rozwodowa u niego w lokalu. Duże mieszkanie. Pijemy. Słuchamy muzyki. Gospodarz zdołowany. W głównym pokoju stoi choinka. Tak choinka... ubrana. Już bez igieł. Igły na podłodze... żółte. Pół roku...
- Marian? Nie myślałeś o tym, żeby wynieść już choinkę?
- Tak. Chciałem. Ale nie miałem do tego głowy...
- To może Ci ją wyniesiemy?
- A róbcie co chcecie...
A to było 4 piętro. Plan zapadł. Ale po co ją wynosić? Wywalimy z balkonu. I potem zejdziemy na dół i wywalimy na śmietnik. I tak zrobiliśmy. Choinka poleciała z balkonu...
Tego dnia Janusz i Stefan podjechali radiowozem pod lokalne osiedle. Nie chciało im się wiele działać. Zaparkowali. Siedzą sobie i przysypiają. I w tym momencie na maskę spada im choinka. Z bombkami... światełkami... łańcuchy...
Kurtyna!
Kolega właśnie się rozwiódł. Impreza rozwodowa u niego w lokalu. Duże mieszkanie. Pijemy. Słuchamy muzyki. Gospodarz zdołowany. W głównym pokoju stoi choinka. Tak choinka... ubrana. Już bez igieł. Igły na podłodze... żółte. Pół roku...
- Marian? Nie myślałeś o tym, żeby wynieść już choinkę?
- Tak. Chciałem. Ale nie miałem do tego głowy...
- To może Ci ją wyniesiemy?
- A róbcie co chcecie...
A to było 4 piętro. Plan zapadł. Ale po co ją wynosić? Wywalimy z balkonu. I potem zejdziemy na dół i wywalimy na śmietnik. I tak zrobiliśmy. Choinka poleciała z balkonu...
Tego dnia Janusz i Stefan podjechali radiowozem pod lokalne osiedle. Nie chciało im się wiele działać. Zaparkowali. Siedzą sobie i przysypiają. I w tym momencie na maskę spada im choinka. Z bombkami... światełkami... łańcuchy...
Kurtyna!
--