Matematyk Hugo Dyonizy Steinhaus nie zjawił się na jakimś zebraniu Polskiej Akademii Nauk, pełnej skądinąd figur, zaprotegowanych tam przez komitety partyjne różnej rangi. Któryś z organizatorów surowo przykazał uczonemu, aby ten usprawiedliwił swoją nieobecność. Wybitny matematyk wypowiedział wówczas przesławne słowa:
- Najpierw niech ci, którzy tam są, usprawiedliwią swoją obecność...!
................
KASIA NOSOWSKA: Od urodzenia miałam problem. Ponoć przez pierwsze trzy miesiące darłam się wniebogłosy. Darłam się tak głośno i przejmująco, że w matczynej mleczarni ustała produkcja. Pierwsze zdanie jakie wypowiedziałam, mając półtora roku, brzmiało: ,,Kurwa mać, znowu w tym piecu zgasło’’. Jako dwuipółlatka dorwałam się do apteczki i rozdzieliłam między siebie i kuzyna tabletki sprawiedliwie, w systemie ,,jedna dla mnie, jedna dla ciebie’’. Dla mnie duża tabletka wapna, bo byłam duża, dla niego małe relanium, bo był mały. Odratowano. Jako trzylatka w przedszkolu napadłam uzbrojona w zęby i pazury koleżankę, która jako pierwsza chwyciła w ramiona lalkę typu bobas. Dostałam lanie pasem. Bolało. Mając lat pięć, kochałam się w blondynku, ale laurkę z okazji Dnia Kobiet otrzymałam od grubaska, który tydzień wcześniej na rytmice zrobił kupę w majty, i który kochał się we mnie. Płakałam.
..................
ANDRZEJ PĄGOWSKI: (...) Kiedyś wracaliśmy ze Słupska po wystawie ,,Mistrz i uczniowie" i zatrzymaliśmy się w Gdańsku. Był Waldek Świerzy, Grzesiu Marszałek, Leszek Żebrowski i ja. Waldek zaprosił nas na obiad i mówi: "Panowie, no to teraz wypijmy za sukces wystawy" i prosi kelnera, żeby przyniósł po dwie setki każdemu. Po chwili słyszymy brzdąkanie kieliszków, patrzymy, idzie kelner i niesie potężną tacę pełną maleńkich kieliszków z wódką. Mówi: "Przepraszam, ale mamy tylko dwudziestki". Uwaliliśmy się w ciągu sekundy.
anegdoty o sławnych Polakach (fb)
anegdoty teatralne, filmowe i muzyczne (fb)
Magdalena Łazarkiewicz* (...) Nie chciano dać nam wspólnego pokoju w akademiku. Żeby to sobie zapewnić, wcale nie trzeba było brać ślubu, wystarczyło zarejestrować się w USC - taki zresztą był nasz pierwotny plan. Poszliśmy tam z moją siostrą. Na miejscu okazało się, że trzeba zapłacić dwieście pięćdziesiąt złotych, a tylko Agnieszka była w posiadaniu takiej sumy - zaszantażowała nas żartem, że zapłaci tylko wtedy, gdy będzie ślub, a nie zwykła rejestracja.
W dodatku okazało się, że z tej okazji przysługuje przydział dwudziestu pięciu butelek wódki, która była wtedy na kartki, więc sprawa stała się przesądzona. Presja ze strony kolegów była ogromna.
.....................
Marek Piwowski* (...) z filmu "Rejs" kazali wyciąć całą scenę salonowca, czyli dupnika. (...) po miesiącu interwencji i narad na najwyższym szczeblu dostałem telegram:
"Zezwalam na scenę dupnika. Minister Kultury i Sztuki".
* Drżące kadry. Rozmowy o życiu filmowym w PRL-u - Piotr Czerkawski