Po udanym obiedzie zaczęli precyzować plany. Soczyste steki z grzybami i pieczonymi ziemniakami, dopełnione sałatką z pomidorów na mozzarelli wprawiły wszystkich w dobry humor.
-To będzie impreza integracyjna – Ewa miała już pomysł – Wy dostarczacie alkohol i jedzenie, a ja-dziewczyny! Pytanie, gdzie się integrujemy?
-Logistyka rzecz ważna. Po pierwsze musimy zwiększyć naszą produkcję bimbru – tutaj wszyscy skinęli aprobująco głowami bez wahania - Po drugie, czy łatwiej będzie załodze zejść na ląd pod jakimś pretekstem czy przywieźć was łodziami tutaj? – zastanawiał się głośno Lobus
-Nie zapomnij że my też musimy unikać naszej starszyzny – zauważyła rozsądnie Ewa – oni mają zupełnie inne plany wobec nas i was też!
-Wobec nas?! – zdumiał się Tremo-ojciec – Cóż oni mogą od nas chcieć?
-Macie broń… – mruknął Adam
-Czyli wasi przywódcy są tacy sami jak nasi – smutno stwierdził Tremo-syn –Żądni władzy, pieniędzy i rozlewu krwi… Miałem o was lepsze mniemanie…
-Najwyraźniej jesteśmy zbyt podobni do siebie – Adam uprzejmie rozwiał wszelkie wątpliwości
Zapadła chwila milczenia. Każdy rozważał o ile piękniejszy byłby świat gdyby nie było polityków, wojskowych i co za tym idzie, wojen…
Ewa pierwsza zdecydowała się wrócić do rzeczywistości:
-Od czego zaczynamy realizację naszych planów?
-Po pierwsze, trzeba będzie wtajemniczyć całą załogę – Tremo-ojciec był realistą – Młodsi będą częścią “eksperymentu”, a ja będę pił ze starszymi, żeby nie było żal…
-No co Ty, ojciec, przecież jesteś jeszcze całkiem do rzeczy – niezbyt przekonująco oponował Tremo-syn
-Za stary już jestem – stwierdził smutno Tremo-ojciec – Wiesz że to ponad 50% szansa autyzmu u dzieci… wolę nie ryzykować. Zostawię to już Tobie. Razem z Lobusem i Bosmanem będziemy pilnować aby was ktoś nie zaskoczył… Ochmistrz i Barman pewnie też dotrzymają nam towarzystwa…
-Trzeba zacząć od Bosmana – stwierdził Lobus zdecydowanie – Idę po niego – wstał i otwierając drzwi dorzucił jeszcze przez ramię - Po drodze przygotuję go na niespodziankę spotkania twarzą w twarz z “małpoludami”, żeby nie padł z wrażenia, he he he!
Bosman miał zdecydowanie nerwy jak stalowe liny. Wszedł energicznym krokiem do laboratorium, uścisnął ostrożnie rękę najpierw Ewie, a potem mocniej Adamowi.
-Witam Was na pokładzie naszej łajby. Wszyscy mówią mi “Bosman”, więc zwracajcie się tak do mnie również.
-Miło mi Pana poznać, Bosmanie – Ewa zrobiła słodką minkę, brodaty olbrzym najwyraźniej wzbudził jej sympatię
-Lobus uprzedził mnie, że reprezentujecie naszych “braci mniejszych”, lecz nie spodziewałem się tak pięknej kobiety w naszym czysto męskim gronie – kurtuazyjnie odparł Bosman
-Och, jestem po prostu przeciętna, jest wiele ładniejszych ode mnie wśród naszych dziewcząt – krygowała się Ewa – Natomiast pan godnie reprezentuje rodzaj męski!
-Zaczyna mnie mdlić od tej słodyczy – wtrącił się zdecydowanie do konwersacji Tremo-ojciec – Mamy pare ważniejszych rzeczy do obgadania, odpuśćcie już temat kto i co reprezentuje!
-W porządku, w porządku – Bosman usiadł przy stole – Lobus nie zdążył przekazać mi wszystkiego, słucham uważnie.
Pozostali uczestnicy pokrótce przedstawili mu zarówno skomplikowaną sytuację jak i pomysły na rozwiązanie. Bosman zadał kilka istotnych dla sprawy pytań, lecz po coraz szerszym uśmiechu można było poznać, że “wchodzi w interes”.
-Żaden z moich chłopców z załogi nie przepuści takiej imprezy, jestem pewien – zatarł radośnie olbrzymie łapska – Szepnę każemu słówko na osobności co i jak, żeby nie było niespodzianek. Cały czas uważają was za nieco inteligentniejsze małpy, ale się zdziwią!
-Najważniejsze, aby “góra” się nie dowiedziała – wtrącił rzeczowo Tremo-syn – Musimy być dyskretni, jest pan pewien swoich ludzi?
-Jak siebie samego – zapewnił Bosman –Ale, ale, jest jeszcze kilku młodych oficerów, równe chłopaki. Nie cierpią polityków i utrzymają tajemnicę choćby ich krajali!
-Przystojni? – zainteresowała się Ewa
-Trudno mi powiedzieć, nie gustuję w facetach – uśmiechnął się brodato Bosman – Ale wszyscy trzej świeżo po Akademii Morskiej!
-Bierzemy! – zdecydowała dziewczyna – A co z gorylami Prezydenta?
-Młodzi są… to jest jedyny argument za, ale poza tym… - niezdecydowanie odparł Lobus
-Nie znam ich dobrze – zafrasował się Bosman – Ale popytam wśród swoich, może ktoś się z nimi przyjaźni?
-No to załatwione – ucieszył się Tremo-ojciec – Ile czasu potrzebujesz aby pogadać z załogą i oficerami?
-Jeden dzień powinien wystarczyć. Dam wam znać jak sprawy idą, a następne spotkanie chyba u nas na dole, w mesie? Jutro późnym wieczorem?
-Przenikniemy bocznymi korytarzami, nikt nas nie zobaczy – zapewnił Tremo-syn
Bosman pozostał jeszcze chwilę wymieniając bieżące plotki na temat okrętu, załogi czy też polityków z Prezydentem na czele, lecz wzywany obowiązkami wkrótce pożegnał się i wyszedł. Pozostali bez zbędnych słów zabrali się do pracy przy bimbrze, ostatecznie w ciągu najbliższego czasu spożycie miało wzrosnąć wielokrotnie…
-Będziemy chyba potrzebowali pomocy kilku marynarzy – sapał Lobus tocząc ciężkie beczki z algowym zacierem – Już mnie łupie w krzyżu!
-Muszą nam najpierw nałowić więcej alg, już wykorzystaliśmy prawie cały zapas! – Tremo-ojciec odkrzyknął z głębi magazynku
-Hodujemy pole ziemniaków – pracujący przy napełnianiu zbiorników do destylacji Adam odwrócił głowę – Chyba nikt nie zauważy jak zniknie z pół hektara?
-Zauważą. Będziesz musiał jakoś przekonać Mardusa, że megalodon wlazł w szkodę i wrąbał kilka ton – zaśmiała się destylująca Ewa – Ponoć zeżarł już łańcuch, czemu by nie miał zasmakować w ziemniakach?
-Głupi pomysł! – Adam popukał się w głowę – Tylko idiota uwierzyłby w taką historyjkę!
-Nasi politycy z pewnością… – mruknął Tremo-syn do Lobusa
Praca szła sprawnie do późnego wieczora. Wydestylowany produkt został zlany do butelek a świeże algi wstawione do fermentacji, po czym wszyscy wyciągnęli się na łóżkach z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku.
-Jakby tak jeszcze uruchomić produkcję piwa… – marząco rzekł Adam, podkładając ręce pod głowę – Szkoda, że chmiel nie pływa w oceanie!
-Trzeba coś wymyślić – ożywił się Tremo-syn – Może da się zmodyfikować genetycznie jakąś roślinę? Ja już też stęskniłem się za dobrym piwem!
-Niech wam się przyśni – mruknął Tremo-ojciec gasząc światło – Śpijcie, jutro czeka nas znów długi i pracowity dzień!
Następnego dnia późnym wieczorem mała grupka konspiratorów przemykała się chyłkiem korytarzami w kierunku mesy załogi. Szczęśliwie, młodzi oficerowie dali znać Bosmanowi że politycy już pozamykali się w swoich apartamentach; ten szybko zawiadomił Lobusa, więc nie spodziewali się po drodze większych niespodzianek, choć na wszelki wypadek zachowywali należytą ostrożność. Bez przeszkód dotarli do celu.
Czekano już na nich. Marynarze, choć uprzedzeni przez Bosmana, z zaciekawieniem przyglądali się gościom. Szczególnie, co zrozumiałe, Ewa łakomie przyciągała wszystkie spojrzenia; Adam był raczej ignorowany. Wszyscy kolejno witali się kulturalnie, ponieważ Bosman zapowiedział że “osobiście obije ryja każdemu, kto się nie zachowa”, a przed jego pięściami czuli głęboki respekt.
Podeszli także trzej młodzi oficerowie, którzy najwyraźniej spędzili sporo czasu na prasowaniu mundurów i doborze krawatów, bo Ewa z aprobatą rzucała w ich kierunku znaczące spojrzenia…
-Drodzy zebrani! – zaczął Tremo-ojciec – Nasze dwie rasy ludzkie przetrwały kataklizm, lecz w zaledwie kilku nielicznych grupach. Aby przeżyć, musimy się zjednoczyć!
Lekkie brawa przeszły przez zgromadzonych. Tremo-ojciec kontynuował przemowę, starannie unikając prawdziwych celów, lecz uwypuklając korzyści ze współpracy dla obu ras. Przynudzał tak rozwlekle przez kilka minut, lecz w końcu bezceremonialnie przerwała mu Ewa, rzucając:
-Co myślicie o małej międzygatunkowej imprezie integracyjnej? Będą tańce, alkohol i ładne dziewczyny!
Wśród zgromadzonych wybuchł entuzjazm! Bosman usiłował uciszyć hałas, lecz bezskutecznie. Dopiero kiedy Ewa dała znak że chce kontynuować, wszyscy momentalnie zamilkli.
-Mam tylko pytanie, gdzie i kiedy uda się nam to zorganizować?
-Może u nas? – wtrącił jeden z marynarzy -Żaden z prominentów nie zapuszcza się na pokład dla załogi! Mają swoje luksusowe kabiny i promenady i nie zniżają się do poziomu służby…
-Mamy muzykę! – wyskoczył drugi
-Byle nie za głośno – wtrącił porucznik Zand – Nie możemy kusić losu, a nuż admirał zechce sprawdzić hałas?
-No to załatwione – ucieszyła się Ewa – Kiedy zaczynamy?
-Jak najszybciej! Jutro! – krzyżowały się okrzyki
-Muszę dostać się na brzeg, inaczej nic z tego nie będzie. Adam nie załatwi sprawy z dziewczynami. – Ewa była realistką co do umiejętności negocjacyjnych Adama
-Powiemy Prezydentowi że masz jakieś schorzenie nie warte leczenia, łatwiej cię wypuścić i znaleźć następną “samicę” – Tremo-ojciec miał już opracowany plan akcji – Kilku marynarzy zawiezie was na brzeg i wrócicie wszyscy późną nocą, po cichu, kiedy politycy będą już spali. Tylko trzeba będzie Prezydentowi pokazać nową “samicę”, a najlepiej kilka, inaczej marny nasz los…
-O to się nie martw, możesz na mnie polegać. Z tym, że dziewczyny będą potrzebowały trochę czasu aby się przyszykować – lojalnie ostrzegła Ewa – Musimy płynąć wcześnie rano!
Nazajutrz, ledwie słońce wstało nad horyzontem, w kierunku brzegu płynęły dwie duże łodzie. Silniki na małych obrotach nie wytwarzały zbyt wiele hałasu, więc smacznie śpiący politycy nawet nie usłyszeli jak odbiły od okrętu. Tak jak zaplanowano, obaj Tremowie i Lobus zostali na pokładzie, aby zawiadomić Prezydenta o wyprawie po nowe samice małpoludów, a Bosman wraz z oficerami podjęli się udobruchać Admirała.
Wkrótce kotwice łodzi opadły na dno płycizny blisko brzegu a jeden z marynarzy z przyjemnością przeniósł Ewę na brzeg (Adam musiał się mocno zamoczyć, więc utyskiwał pod nosem). Sternicy pozostała na łodziach, reszta załogi zeszła na ląd aby rozprostować kości, a Ewa i Adam pomknęli w kierunku obozu.
Do dolinki wkroczyli na tyle wcześnie, że dopiero nieliczni zaczęli się krzątać wokół obozowiska, więc okrzyki powitalne nie zdołały zbudzić starszyzny.
-Tak, wypuścili nas, nie, nie zrobili nam nic złego, przeciwnie, karmili nas dobrze, tak, byliśmy jak maskotki, nie, nie zdradziliśmy się, tak, chcą tu pozostać przez jakiś czas,nie, nie ma ich więcej – powtarzał Adam jak automat odpowiadając na krzyżujące się pytania; Ewa dyskretnie zniknęła w głębi doliny.
Posadzono go za stołem i poczęstowano śniadaniem, lecz cały czas dochodzili nowi ludzie i Adamowi zaczęło się już nieco mącić w głowie od powtarzania w kółko tych samych odpowiedzi.
W końcu hałas obudził Mardusa. Chwilę leżał jeszcze na pryczy łowiąc uchem odległe okrzyki, ale zaciekawiony w końcu wstał i wyszedł z namiotu. Rozejrzał się uważnie po obozie, po czym pośpieszył w kierunku zbiegowiska.
-Adam! Nic Ci giganci nie zrobili? Żadnych eksperymentów? A gdzie Ewa?!
-Papla gdzieś z przyjaciółkami – Adam machnął lekceważąco ręką w kierunku namiotów gospodarczych – Ona też jest cała i zdrowa.
-Musisz mi dokładnie wszystko opowiedzieć, chodźmy do namiotu dowodzenia. Po drodze zabierzemy Stesa i Wira, oni też powinni tego wysłuchać.
Narada w namiocie dowodzenia była nieco monotonna, jako że Adam na wiele pytań potrafił tylko odpowiedzieć “Nie wiem, siedzialem w klatce…” O broni potrafił jedynie rzec, że widział kabury od pistoletów u goryli Prezydenta, nic poza tym. Starszyzna nie kryła rozczarowania…
-Przydałby się ktoś na pokładzie, aby dokładnie wszystko spenetrować – rzekł w końcu Mardus – Skoro was tolerowali, może uda się innym?
-Chyba mogę spróbować wrócić, i Ewa też – ożywił się Adam – Marynarze, którzy nas odwieźli mówili, że zostaną na lądzie do późnego wieczora! Najwyżej pomyślą, że tak nam się spodobało ich jedzenie – wzruszył ramionami
-To niezła myśl! – wtrącił Wir – Może pozwolą wam na więcej swobody skoro już was znają, a to można by wykorzystać do naszych celów…
-Broń! Broń jest najważniejsza! – Stes nie krył się ze swymi zamiarami – Wtedy możemy pomyśleć o zdobyciu okrętu!
-Będę o tym pamiętał i trzymał oczy i uszy szeroko otwarte – zapewnił starszyznę Adam – A co zrobimy z gigantami jak zdobędziemy okręt?
Starsi spojrzeli po sobie, po czym Mardus zabrał głos:
-Dobro naszej rasy wymaga trochę… ofiar. Słabszy i gorszy gatunek musi wyginąć, aby ten lepszy, mocniejszy mógł przetrwać, tak to jest urządzone w naturze.
-Oni i tak są już skończeni – machnął ręką Stes – Bez kobiet wymrą prędzej czy później!
-Czyli zamierzamy im… trochę dopomóc… - mruknął niby to do siebie Adam
-Szybko uczysz się życia… – starsi wymienili między sobą znaczące spojrzenia, a Mardus poklepał Adama po ramieniu
-Wystarczy tego gadania, teraz do roboty! – rzekł Wir – Czuję, że ten okręt już jest nasz!
Wszyscy wstali i wyszli przed namiot. W obozie rzucił im się w oczy raczej niezwykły widok… Przy pracach gospodarczych kręcili się nieliczni mężczyźni oraz starsze kobiety, natomiast cała młodsza generacja pań stała cierpliwie w dość długiej kolejce.
-Co się tutaj wyrabia? -zdumiał się Mardus – Kolejka do kąpieli w strumyku?! Czy te dziewczęta powariowały? Wody ma zabraknąć?
-Eee tam – machnął ręką Stes – Pewnie znowu nastała jakaś nowa moda, znudzi im się po kilku tygodniach!
Adam przezornie trzymał gębę na kłódkę i oddalił się pośpiesznym marszem w poszukiwaniu Ewy. Starszyzna po chwili przeszła do porządku na temat damskiej kolejki i także udała się do swoich zajęć.
Późnym wieczorem przedstawicielki płci pięknej wymykały się dyskretnie po dwie, po trzy z obozu, rozstawione czujki pilnowały starszej generacji czy aby na pewno wszyscy już śpią. Po przybyciu na plażę marynarze sprawnie przenosili kolejne dziewczyny do łodzi. Ewa i Adam przybyli jako ostatni, podniesiono kotwice i motorówki cicho ruszyły w kierunku okrętu. Księżyc skrył się za chmurami, ocean był niemal gładki, wszystko zdawało się sprzyjać “spiskowcom”. Radiostacje były wyłączone aby nikt niepowołany przypadkiem nie podsłuchał transmisji, ale okręt czuwał. Z jego burty kilkakrotnie mrugnęło dyskretne swiatełko, dając znać łodziom że wszystko w porządku. Dokowanie przebiegło gładko i bez problemów.
Dawno w pomieszczeniach załogi nie było takiego porządku! Wszystkie powierzchnie lśniły, a ściany korytarzy wyglądały jakby były odmalowane. Mesa była przystrojona jak na bal sylwestrowy, lustra były nieskazitelne i odbijały światła kinkietów na których nie znalazłbyś śladu kurzu.
Obie grupy na razie mierzyły się zaciekawionymi spojrzeniami. Marynarze byli w nowych mundurach, brody mieli starannie przycięte lub byli gładko ogoleni, w zależności od osobistych preferencji. Dziewczyny ubrane były różnie, ale braki w garderobie nadrabiały fantazyjnymi dodatkami; nikt im nie miał tego za złe, sytuacja na lądzie po potopie była raczej dobrze znana. Ku zaskoczeniu wielu osób, obecni byli także obaj goryle Prezydenta, w dobrze skrojonych garniturach i pod krawatem. Jak ktoś szepnął w przelocie obu Tremom i Lobusowi, poręczono osobiście za nich.
W atmosferze na razie czuło się napięcie, lecz na czoło marynarzy zdecydowanie wysunął się Bosman i wezwał gestem Adama i Ewę. Gdy ci podeszli bliżej, objął obydwoje ramionami.
-Drodzy goście! – zagaił z szerokim uśmiechem – Po raz pierwszy i mam nadzieję, nie ostatni, spotykamy się razem, dwie rasy ludzkie które przetrwały kataklizm! Poznajmy się lepiej, bo potrzebujemy siebie nawzajem! Czym chata bogata!
Na jego gest jeden z marynarzy włączył muzykę, drugi zapalił światła nad stołami z zakąskami, a Barman stanął w pełnym blasku za kontuarem z rozstawionymi kieliszkami i szklaneczkami, potrząsając zachęcająco shakerem z drinkiem.
Tamy pękły, obie grupy zmieszały się i wszyscy zgodnie pośpieszyli w kierunku baru wlać w siebie nieco odwagi! Barman dwoił się i troił rozlewając napoje, drinki dla pań, a mocniejszą treść dla panów.
Wkrótce pierwsze dziewczyny zaczęły wyginać się na parkiecie w rytm muzyki. Po kwadransie dołączyło do nich kilku odważniejszych marynarzy, a nawet dwaj oficerowie zdecydowali się wykonać pare tanecznych ruchów. Rozmowy toczyły się coraz swobodniej.
-Dużo mięśni, mało mózgu, lubię takich… – ruda Jana z rozmarzeniem wpatrywała się w goryli Prezydenta
- Odwal się ty rudzielcu! Jeden musi być mój! – syczała wściekle Zola i machała pięścią – Ja też takich lubię! A poza tym pierwsza zostałam wdową!
Obie zdecydowanie przepychając się podeszły do ochroniarzy i podniosły znacząco puste szklaneczki. Natychmiast jeden z nich przyniósł z baru dwie nowe, drugi zgarnął ze stołu talerz zakąsek i cała czwórka wdała się w miłą pogawędkę.
Nie będziemy ukrywać przed czytelnikami, że po jakimś czasie z ciemniejszych zakamarków dolnego pokładu zaczęły dobiegać ciche chichoty i tłumione westchnienia… Nie będziemy jednakże wchodzić w szczegóły, kto był na imprezie integracyjnej, ten wie co się dzieje gdy spotkają się grupy “wyposzczonych” kobiet i mężczyzn…
Impreza zakończyła się tuż przed świtem. Trzeba było odwieźć dziewczyny na ląd, aby zdążyły przeniknąć do obozu zanim ktokolwiek wstanie. Ochotników do odwiezienia jakimś dziwnym trafem nie brakowało, trzeba było zatem szybko wylosować załogi. Szczęśliwcy rzucili się do łodzi, pomagając wsiąść dziewczynom.
- Kiedy następna impreza? – krzyżowały się w powietrzu pytania
-Za parę dni! Damy znać! – przekrzyczał gwar Bosman po krótkiej konsultacji z Ewą
Łodzie odbiły od burty i zniknęły w porannej szarówce. Tremowie, Bosman, Ewa i Adam wrócili powoli do mesy. Reszta marynarzy już sprzątała pośpiesznie ślady balu, zdejmując dekoracje i szykując pokład do porannej inspekcji. Barman spakował cały swój sprzęt do kilku skrzynek i marynarze odnieśli je do magazynku.
-Alkohol prawie cały wyszedł – rzekł zafrasowany do Lobusa
-Algi już fermentują, będzie zapas na następną imprezę – uspokoił go Lobus, a Tremo-syn skinął potwierdzająco głową
-Trzeba nałowić więcej alg – rzekł Tremo-ojciec do Bosmana – Przy takiej konsumpcji musimy podwoić produkcję…
-Jeszcze dzisiaj wyślę ludzi na połów – zapewnił go Bosman – Wszyscy są świadomi powagi sytuacji! Tym niemniej ogłaszam pierwszą imprezę za udaną!

--
No good deed goes unpunished...