Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Forum > Półmisek Literata > Nadzieja przyszlości.
OwcaNaCzole
Nadzieja Przyszłości

Siedzieli w futurystycznie urządzonym pomieszczeniu, metalowe ściany były raz w tygodniu usprawniane przez rządowe roboty, meble po zmianie konfiguracji w domowym komputerze przybierały inne, coraz to bardziej kreatywne kształty i kolory. Cyberkot Fajfus wylegiwał się w rogu salonu, przy kominku napędzanym na deuter. W całym pokoju cuchnęło zdradliwą nowoczesnością, zagospodarowanie tych czterech ścian wprawiało myśli Cezara w smutek i zażenowanie, zastanawiał się dlaczego jego wójek idzie z postępem czasu. Podziemia przecież od lat ostrzegają przed nieuniknioną zagładą, którą spowoduje rozwój cywilizacji. Młodzieniec uważał, że za dużo tu kolorów nadających życiu sztucznych, pozytywnych odczuć. Wyobraził sobie solidne, dębowe meble z perskim dywanem na środku salonu, antyczne biurko z przestarzałym, ale wiernym komputerem i ciemne ściany w tle Jego żelazne nogi leżały oparte o platynową komodę, która z pewnością była uniwersum dla kilku kolonii cyberkorników. Siedział wygodnie oparty w fotelu, jego ramię podpierało się o stolik, na który kilka minut wcześniej wyłożono popołudniowy posiłek. Cezar nie tknął obiadu, nie miał dzisiaj ochoty na spożywanie strawy składającej się z kilku tysięcy megapikseli i paru megabajtów pamięci . Pomyślał o krwistym steku i naturalnie wyhodowanych ziemniakach, które serwowała mu matka, do czasu wprowadzenia inter galaktycznej ustawy dotyczącej zakazu zabijania wszelakiego rodzaju istot żywych. Dla przeciętnego obserwatora zawarcie ugody między dwoma siędzącymi na przeciwko siebie, odmiennymi osobami było niemożliwe. Przebojowo ubrany chłopak ceniący ideologię, które zna tylko z opowieści patrzył posępnie na swojego bogatego, wierzącego w przyszłość wuja. Ten obserwował zachowania swojego siostrzeńca, brak manier przy stole i chęć łamania konwenansów nie wprawiły go w dobry nastrój, kiedyś wierzył, że jego siostra urodzi silną osobę, która po jego śmierci będzie w stanie rozwinąć rodzinne interesy. A przed nim siedział brudas czujący emocjonalny pociąg do tanich napojów wyskokowych i pogańskiego zbawiciela z krzyża.
- Dalej ufam, że z tego wyrośniesz, chociaż ja w twoim wieku miałem już plany na siebie, wiesz, że krzywdzisz swoją matkę, tak nie może być. - wuj zanurzył wargi w kieliszku z winem, oblizał się i kontynuował przemowę do siostrzeńca - W niedalekiej przyszłości będziesz musiał przejąć firmę, mam tylko ciebie i twoją matkę, która nie jest w stanie wziąć takiego ciężaru na swoje barki, obawiam się, że choroba wkrótce mnie wyniszczy.
- Planeta w końcu odetchnie od zanieczyszczeń sięgających nawet po Mars - Cezar splunął pod nogi i odpalił papierosa, zaśmiał się wujowi w twarz, uderzył pięścią w stół, kieliszek z winem spadł na podłogę. Robot sprzątacz od razu wystartował do miejsca, gdzie zagnieździł się bałagan. - Przejmę firmę tylko po to, żeby zamknąć działalność.
- A co będzie z tobą i twoją chorą matką, żyjecie za moje pieniądze. - burżuj zaciągnął się cygarem, jego dłoń trzęsła się, przestał panować nad nerwami - Wiesz, że bez tej firmy skończycie na ulicy.
- Ona też nie potrzebuje twoich pieniędzy.
- Potrzebuje i dobrze o tym wiesz, może w końcu posłuchasz, co ma do powiedzenia, jesteś zaślepiony w sobie!
- Dobrze wiem, czego ona potrzebuje do szczęścia! - buntownik wstał z fotela i zaczął wyrzucać swoje frustracje na robocie, który właśnie skończył wykonywać nakazaną mu pracę, biedny blaszak nie poradził sobie z taką agresją, jego system zawiesił się - Żałuję, że do ciebie przyszedłem, wychodzę, nie mam zamiaru dalej słuchać tych kapitalistycznych bredni.
Cezar na odchodne kopnął jeszcze raz robota w okolice jednostki centralnej i wyszedł z posiadłości, nie był w stanie dalej słuchać tych herezji, nie jest na tyle skomercjalizowany aby podpisać się pod zanieczyszczaniem planety, za żadne pieniądze. Uznał, że lekarstwa dla matki będzie zdobywał w sposób nieszkodliwy dla wyższego dobra, na przykład okradając nieuczciwych kapitalistów. Tak! Oni wnoszą tyle zła do świata, że okradanie ich przysłuży się dobru i jednocześnie utrzyma jego matkę przy życiu, może nawet w podziemiach uhonorują go za taki porywczy czyn. Oczywiście! Przecież to logiczne, w końcu jego racje mogą przyczynić się tylko do zbawienia, będzie ratował świat od nieprawości, zostanie lekarzem istnień skrzywdzonych. Jakże inaczej! Przecież to on ma racje. Wypełniła go euforia, wygrzebał z kieszeni resztę pieniędzy, które dostał w ramach kieszonkowego od matki, nie można zbawiać świata o suchym pysku. W idealnym momencie na horyzoncie pojawił się jeden z tych sklepów, gdzie w sprzedaży były średnioprocentowe, tanie napoje alkoholowe. Zostało już ich mało, w dzisiejszych czasach ciężko uzyskać zezwolenie na handel tak zwanymi truciznami. Pierdoleni politycy. Siedzą na dupach i nic nie robią, zamiast poszerzyć rynek pracy dla dobrych chłopaków wolą poświęcać czas na kłótnie. Kij by ich, wyszli by raz na ulice i zobaczyli ilu prawych ze mną biedę klepie ledwo wiążąc koniec z końcem za psi grosz. Ale ja to zmienię, będę ich okradał, zło dobrem zwyciężaj. W umyśle młodego buntownika kłębiło się jeszcze wiele myśli, większość z nich wypłynęła zaraz przy otwieraniu trzeciego litra napoju winopodobnego. Cezar stanął przed domem, wejście po schodach na trzecie piętro za pomocą dwóch protez to zwykle nie wyzwanie, chyba, że ma się we krwi dwa promile alkoholu i nie pamięta instrukcji obsługi pilota, który odpowiada za wydawanie komend sztucznym nogą.
- Chuj ich technologie strzelił. - powiedział pod nosem do siebie - Jakby nie mogli przewidzieć, że dobry chłopak się upije.
Najbliższe czterdzieści minut dla cyberpunka było zbiorem tortur i poniżeń, czołganie się po schodach w stanie wyższego upojenia dla wielu istot może być średnio przyjemnym sposobem spędzania wolnego czasu. Sekundy płynęły wolno, jakby tak przyspieszyć czas, wszystko byłoby proste. Ale gdyby istniała taka możliwość, ilu głupców już w tej chwili stanęło by przed stwórcą przyspieszając wszystkie minuty uznając je za bezwartościowe, gubiąc jednocześnie momenty szczęśliwe. W końcu wdrapał się na ostatnie piętro, gdzie czekały na niego drzwi do mieszkania. Wyciągnął rękę w stronę czytnika linii papilarnych, na szczęście sięgnął, przyłożył palec wskazujący do ekranu, drzwi otworzyły się.
- Witam panicza w posiadłości Piechów, mogę wziąć pański płaszcz? - robot sługa wyciągnął macki w kierunku upierdolonej ramoneski Cezara, ten resztkami sił odepchnął natręta i zaczął czołgać się w stronę pokoju zostawiając po drodze plamę cuchnących wymiocin - Może przyrządzę kawę?
Buntownik nie odpowiedział, resztkami sił wtoczył się do sypialni, przez kilka minut podejmował jeszcze nierówną walkę z za wysoko pościelonym łóżkiem i zasnął na podłodze.
Promienie słoneczne zaatakowały mniej więcej koło 7.00 rano, Cezar zbudzony przez nie klasnął dwa razy dłońmi, rolety automatycznie opuściły się w dół, w pokoju nastała upragniona ciemność, teraz tylko skosztować chłodnej wody, która znieczuli ból głowy. A wtedy znów nastanie błoga harmonia, zasłużona równowaga ciała i umysłu, jebane hipisowskie peace. Buntownik otworzył oczy, doszło do niego, że leży skacowany na podłodze w swoich rzygowinach, paskudny widok. Włożył rękę do kieszeni, wyczuł w niej kilka banknotów, zapewne wczorajszego dnia pod wpływem alkoholu odebrał swoją własność jakiemuś niesprawiedliwemu prezesowi, który wracał nie tymi uliczkami co trzeba. Dobro znów zwyciężyło. Cyberpunk wypatrzył pilota do protez i zaprogramował go na kuchnię, metalowe nogi zaczęły się podnosić, razem z nimi całe ciało, każdy krok wykonywany był z precyzją Szwajcarskiego Zegarmistrza. Cezar do dziś nie umie się pogodzić z tym, że dał sobie przeszczepić to żelastwo, technologia na pewno doprowadzi do zagłady, a co, jeśli te kikuty pod wpływem błędu zaprowadzą go kiedyś do cyber skinheadowskiej dzielnicy? Buntownik dotarł do kuchni, jego matka już tam była, zawsze wstawała przed nim, dzisiaj jednak wyglądała marniej niż zwykle, siedziała zapłakana na krześle, po jej twarzy spływały łzy. Sekundy ciszy zdawały się być minutami, godzinami... dniami. Syn podszedł do matki, objął ją, milczeli dalej. Sprawa była tak poważna, że nie przeszkadzał jej odór wydobywający się z gęby syna, potrzebowała teraz kogoś bliskiego.
- Mój brat nie żyje, umarł kilka minut po twoim wyjściu... - matka przerwała ciszę, po chwili jednak urwała, kolejne sekundy milczenia, a każda z nich raniła bardziej niż słowa lub czyny - Dzisiaj w południe jest msza, ubierzemy się ładnie i pójdziemy modlić za jego duszę.
- Wuj wyznawał religię Wielkiego Komputera, nie mogę tam z tobą iść, to wbrew moim zasadą - młodzieniec wyrwał się z objęć matki i wystartował do swojego pokoju, rzucił kilka przekleństw w stronę rodzicielki i trzasnął drzwiami, kobieta ruszyła za nim, zaczęła bezskutecznie się dobijać i błagać.
- Możesz raz w życiu wysłuchać mnie i podjąć decyzję, która nie zrobi mi przykrości?!
- Nie mogę ot tak poniewierać swoimi ideałami. I tak je zbluzgałem pozwalając ci na przyjmowanie pieniędzy od tego kapitalisty, nawet nie wiesz jak się cieszę, że kopnął w kalendarz.
- Nie mów tak, jakbyś podjął się pracy, nie bylibyśmy do tego zmuszeni. - wypomniała mu matka uderzając w drzwi z coraz większym impetem - Otwieraj, wiesz, że nie mogę się przemęczać, bo i po mnie śmierć przyjdzie.
- Nie będę pracował dla tych fałszywych skurwieli, za żadne pieniądze. - buntownik dalej upierał się przy swoich racjach - Nikt ci nie każe się przemęczać.
- Przestanę dopiero jak mi obiecasz, że pójdziesz tam ze mną, w każdej chwili mogę zasłabnąć, chyba jeszcze masz w sobie odrobinę litości dla mnie.
- Dobra, tylko kurwa przestań już walić w te drzwi, głowa mi pęka.
Matka spełniła prośbę syna i odmeldowała się do garderoby. Usiadła przy lustrze i zaczęła się zastanawiać w czym udać się na mszę. Stwierdziła, że najodpowiedniejsza będzie czerń, miała do dyspozycji tylko jedną suknię w tym kolorze, była ona ładunkiem dla wielu wspomnień. Wspaniała, Włoska robota, po tylu latach nie ubyła nawet w skrawek nitki. Matylda chwyciła za rękaw, materiał w dotyku dalej był taki sam, jak w dzień kupna. Zamknęła oczy, przypomniała sobie jaka była szczęśliwa, gdy dostała ją od męża w prezencie na pierwszą rocznicę ślubu. Wszystkie koleżanki jej zazdrościły, mówiły, że takiego męża, to żadna nie ma. W jej umyśle pojawił się wizerunek Boba, modnie ubrany, uśmiechnięty młodzieniec dał jej buziaka, powiedział, że wychodzi tylko na chwilę. Miał wspaniałe, gęste, długie włosy i ten błysk szaleńca w oczach, jakby topił się w nich cały wszechświat. A jednak zawsze był uosobieniem spokoju, rzadziej dobra, ludzie plotkowali, że jest powiązany z Mafią, Matyldę szczerze, nic to nie obchodziło, zadurzyła się w nim po uszy. Było już kilka godzin po północy, a ona dalej czekała na niego z kolacją, mówił, że wychodzi tylko na chwilę. Minęły dwa dni, a on dalej nie wracał, przypadkowo w wiadomościach natrafiła na reportaż o nieboszczyku wyłowionym dzisiaj przez rybaków za pomocą sieci. Wspomnienie prysło jak bańka mydlana, nie miała ochoty jeszcze bardziej się dołować, po dwudziestu latach od tego zdarzenia zdołała pogodzić się z tym przykrym incydentem.

OwcaNaCzole
Tymczasem Cezar siedział na podłodze w swoim pokoju, przymulony, zażenowany, zły. Miał dość problemów, wyobrażał sobie utopię, miejsce gdzie nikt go nie wkurwia, kraina winem i pasztetem płynąca. Zaciągnął się skrętem, dym z konopi łagodził jego wewnętrzne bóle, napełniał go spokojem, błogi stan pierdolenia wszystkiego i niczego, w zależności od własnego widzimisię. Dochodziła dwunasta, jego zadanie było cholernie zagmatwane, przetrwać godzinę na mszy bez zbędnych komentarzy i burd. Przejebane jak w Rambo II albo Szklanej Pułapce, Mission Impossible. Zasznurował glany, nałożył na siebie ufajdaną ramoneskę i podniósł się z podłogi. Stanął przed lustrem, ujrzał paskudnie skacowaną mordę, na głowie miał oklapniętego irokeza w niebieskim kolorze, do tego widoczne braki w uzębieniu. Wyszedł na przedpokój, matka już na niego czekała, wystrojona jak szczur na otwarcie kanału. Zapowiadała się świetna impreza, godzina słuchania herezji i ciepłych słów o tym skurwielu, który wyciął pół Dżungli Amazońskiej. Cezar chwycił schorowaną matkę pod ramię i zaprogramował sztuczne kikuty. Cel - Świątynia Wielkiego Komputera.
W tym mieście, o tej porze zatłoczone ulice i chodniki są chlebem powszednim. Przeludnienie... Pomyśleć, że jeszcze dwadzieścia lat temu w tym miejscu była tylko opuszczona Baza Wojskowa. Witajcie w czasach, gdzie miasta budowane są w kilka minut za pomocą odpowiednio zaprogramowanych Robotów wielkości dźwigów. Praca człowieka sprowadza się do minimum. Roboty opiekują się dziećmi, robią pizzę i rozdają ulotki. Niestety walczyć z globalnym ociepleniem i dziurą w warstwie ozonowej nie zostały nauczone. W powietrzu unosił się smog, nikt o zdrowych zmysłach nie wychodzi na ulice bez maski tlenowej, butla z 24 godzinnym zapasem niezbędnego do życia pierwiastka kosztuje tylko 9.99$. Większość budynków nadawała się do rozbiórki, brudne, pękające u podstaw budowle wyglądały jakby za chwile miały runąć. Temperatura powietrza nawet w zimę nie spadała tu poniżej 30 stopni Celsjusza, w lato często dochodzi do pożarów, które trawią wszystko, co napotkają na swojej drodze. Gdyby nie wynalezienie cybernetycznej żywności, która w połączeniu z tajemniczymi (nigdy nie wyjawionymi przez rząd) pierwiastkami dostarcza organizmom wartości odżywczych, każdy już dawno gryzłby piach. Bowiem ziemia nie jest w stanie wyprodukować zdrowej żywności, a większość gatunków zwierząt wyginęła. Zresztą i tak intergalaktyczny rząd wymusił na nas zakaz zabijania wszelakich żywych stworzeń. W najgorszej sytuacji byli bezdomni, z powodu braku pieniędzy na tlen i odpowiedniej higieny większość z nich umierała po kilku miesiącach życia na ulicy. Tygodnie wdychania smogu kończą się chorobami takimi jak astma, rak płuc, gruźlica. Najgorzej ich sytuacja przedstawia się w lato, gdy asfalt na ulicach topi się i zamienia w grzęzawiska. Przeciętni obywatele przemieszczają się wtedy za pomocą tak zwanych Fly Highway, co dzieje się z biedotą przebywającą wtedy na terenie asfaltu, mówić chyba nie trzeba. Tylko odsetek ważnych osobistości dysponuje pięknymi rezydencjami, mieszkają oni w bajecznych dzielnicach, gdzie przeciętny obywatel nie ma wstępu. Była zima, chłodnawy grudzień, jakieś 35 stopni Celsjusza. Od 2010 roku dużo się zmieniło, większość żyjących śnieg zna tylko z legend, minusowe temperatury to dla nich prehistoria. Matka z synem doszli do świątyni, przed nimi ukazał się zadbany budynek wykonany z najszlachetniejszych odmian marmuru. Był w kształcie starodawnej obudowy od komputera, do której wejście prowadziło przez ogromne, złote wrota z napisem POWER. Nagle ogromnych rozmiarów stacja DVD wysunęła się, było w niej wiele ławek, gdzie zasiadali już wierni, skupieni, przekrzykujący się w modlitwie. Pomiędzy siedzeniami wzniesiony był piedestał, na którym zwykle przebywał DJ z mixerem. Tworzył on tło muzyczne dla całej uroczystości. Cezar nie znosił tego miejsca, uważał, że ta religia nie trzyma się kupy. Należał do podziemnego stowarzyszenia wyznającego Trójcę Świętą, religię, która upadła kilkaset lat temu, najprawdopodobniej przez rozwój techniczny. Cezar i Matylda weszli do środka, pomieszczenie w każdym calu ukazywało wyższość i potęgę Wielkiego. Świątynia była od środka niczym innym jak wnętrzem komputera z początku XXI wieku. Na płycie głównej znajdowała się nawa wypełniona ławami, gdzie zasiadali wierni, na kościach RAM ustawione były futurystyczne konfesjonały, przy których czekały roboty odpowiedzialne za spowiadanie wiernych. Na różnego rodzaju kablach wywieszone były tajemnicze freski przedstawiające Wielkiego oraz liczne diody oświetlające pomieszczenie. Najbardziej w oczy rzucał się procesor z napisem Pentium IV, na którym wystawiony był ołtarz obity drogocennymi kruszcami. Stał przy nim kapłan, przebrany za coś, co wyglądało jak skrzyżowanie tostera i odkurzacza. Krzyczał do wiernych w nieznanym języku, matka z synem zasiedli w ławie, przy każdym miejscu siedzącym znajdował się podręcznik C++.
- Ooo, modlitewnik - szepnęła Matylda do Cezara, uklękła i zaczęła się modlić.
Syn rozejrzał się po ludziach, wszyscy byli schludnie ubrani, czyści, dumni. Klęczeli, tylko on siedział, co chwilę ktoś zwracał na to uwagę posyłając mu pogardliwe spojrzenie.
- W sumie przebieg ceremonii wyglądał podobnie jak za czasów Trójcy. - pomyślał buntownik.
Cyberpunk dostrzegł przedmiot znajdujący się za kapłanem, był to stary komputer, a obok niego monitor, mniej więcej trzydziesto paro calowy, widniał na nim niebieski ekran. Cezar chyba już to kiedyś widział, ale w tej chwili średnio go to interesowało, siedział w ławie wsłuchując się w niezrozumiałe przemówienia kapłana, przerywane niekiedy przez okrzyki wiernych lub zagrywki DJa. Ludzie na zmianę klękali, siadali, wstawali i podchodzili do ołtarza. Chwilami zżerała go ciekawość, chciał zajrzeć do modlitewnika, aby chociaż częściowo zrozumieć o czym mówi kapłan, jednak honor mu nie pozwalał. Po mniej więcej godzinie ludzie zaczęli wychodzić tłumnie ze świątyni, Cezar z matką także wstali. Buntownika zaczęło coś trząść od środka, niebieski ekran w starych komputerach, czytał o tym! Pamięta, musi przecież, to było niedawno, kilka miesięcy temu. Ta wiedza nie mogła z niego wyparować, myśl!
- Dlaczego Wielki ciągle ukazuje na monitorze niebieski ekran? - zapytał matkę przeciskając się przez tłum. - Co to oznacza?
- Nie wiesz nic synu? Wielki jest w stanie zawieszenia od kiedy prorok ROM znalazł go tutaj. To było kilka lat po opuszczeniu Bazy Wojskowej przez ostatnich dowódców. ROM zamieszkał jako pustelnik w Bazie, Wielki powiedział mu, że przechodzi w stan zawieszenia aby kiedyś powrócić i zbawić ludzkość. Wszystko jest spisane przez Proroka w sekretnych księgach, do których dostęp mają tylko księża i politycy - wytłumaczyła mu matka.
- Czy on był kiedyś odłączony od zasilania?
- Nie , wtedy by... Synu, chyba nie zamierzasz!
Ale Cezara już nie było, przeciskał się między ludźmi w stronę ołtarza. Taranował wszystko, na co wpadł, ktoś chwycił go za ramoneskę, buntownik uderzył go pięścią w twarz i zaczął przepychać się z większym impetem. Już blisko, nawet stąd widział kabel zasilający Wielkiego. Wbiegł na ołtarz, chwycił za mikrofon i krzyknął do ludzi.
- Oto czym jest wasz Bóg! - wydarł się do mikrofonu i pociągnął za kabel odpowiadający za zasilanie.
Przypomniał sobie czym jest niebieski ekran. Blue Screen, komputer należy zresetować samemu, aby ten zaczął działać poprawnie. Dupki czekali by na zbawiciela do usranej śmierci, ciekawe co kryje w sobie to pudło. Cezar podłączył komputer do zasilania i odpalił go. Ludzie stali, w milczeniu patrzyli na niego.
- Zbawiciel. - zaczęli szeptać między sobą - Wcielenie Proroka, prawa ręka Wielkiego.
- Przecież to zwykłe pudło, które zapewne służyło tylko do gry w Pasjansa! - buntownik powiedział w ich stronę.
- Nie, nie, to nadejście Wielkiego, wysłużył się tobą za pomocą swojej wielkiej mocy! - ktoś z tłumu krzyknął. - To cud!
- Jaki tam cud, zaraz zobaczymy, co tu się kryje. - postawił sprawę jasno Cezar.
System się załadował, wiernych dobiegł dźwięk dziwnej melodyjki, co niektórzy zaczęli się kłaniać, twierdząc, że to Wielki przemówił. Cyberpunk zalogował się na użytkownika "ROM", dziwne, że udało się to bez wprowadzania hasła. Ludzie ujrzeli na monitorze piękną łąkę, Utopia z ich niespełnionych snów.
- Raj! - krzyczeli ludzie. - Ziemia obiecana przez Wielkiego, księgi zaczynają się spełniać!
Ludzie padli na kolana, zaczęli całować ziemię, większość z nich spędziła całe swoje życie w obskurnych miastach nie widząc nigdy w życiu piękna natury na oczy. Trawa i niebieskie niebo było dla nich czymś niedostępnym. Cezar czytał kiedyś zakazaną księgę na temat starych komputerów, umiał je obsłużyć i odróżnić raj od Windowsowej Łąki. Patrzył jak ci głupcy modlili się do czegoś, co tak naprawdę jest iluzją. Ale tylko wiara w lepsze życie po śmierci była jeszcze w stanie ich napędzać, nie mógł im jej zabrać. Podczas gdy wierni odprawiali modły, Cezar dojrzał na pulpicie plik o nazwie "Wyjaśnienie". Buntownik nacisnął dwa razy lewym przyciskiem myszy na folder. Czekała tam na niego krótka wiadomość.
"Jeżeli czytasz teraz tą wiadomość, wiedź, że Wielki Komputer jest programem motywującym społeczeństwo do dalszego trwania w tym okrutnym, pozbawionym wartości i szczęścia świecie. Wielki jest rządową odpowiedzią na ludzką potrzebę Boga. W czasach, gdy Święta Trójca oraz Allah stracili na wierzę, musieliśmy natychmiastowo podłożyć kogoś innego w celu uniknięci zadym. Żyjemy w czasach, gdzie ludzkości pozostała tylko wiara w lepsze istnienie po śmierci. Zabierając im tą nadzieję, spotkała by nas zagłada gatunku. Nie pokazuj im tej wiadomości, chyba, że jesteś idiotą, który chce doprowadzić do zamieszek na skalę światową. Teraz naciśnij Shift+alt+space w celu ponownego pokazania się Blue Screena i powiedź wiernym, że przemawiasz przez Wielkiego, który za dobre sprawowanie w życiu doczesnym wpuszcza swoich wiernych na tę łąkę, gdzie żyją w nieskończoność, pławiąc się w szczęściu i luksusach."
Cezar przeczytał wiadomość dwa razy, nie dowierzając, w to, co zostało przed nim wyłożone. Mógł teraz doprowadzić do całkowitej zagłady planety, kusząca propozycja. Wszystkie kapitalistyczne świnie skończyłyby tam, gdzie ich miejsce. Na ulicach zapanowałby chaos, szerzony przez ludzi takich jak on. Chciał w tym momencie powiedzieć wiernym, o co w tym wszystkim chodzi, ale nie był na tyle głupi, żeby zabrać ostatnią rzecz, jaką posiadają. Nadzieja, czasami tylko ona motywuje do życia, daje wiarę w lepsze jutro, uświadomił sobie, że on także żyje nadzieją. Wszystkie jego poglądy, wierzenia, także sprowadzają się do wiary w lepsze jutro. Nie zastanawiając się dalej nacisnął na klawiaturze Shift, alt i space. Na ekranie pojawiło się niebieskie tło, ludzie wstali na nogi, ponownie ujrzeli stary widok, co zbiło ich delikatnie z tropu.
- To zbawiciel nie weźmie nas tam teraz ze sobą? - zapytał ktoś z tłumu.
- Wielki kazał wam przekazać, że tak będzie wyglądała wasza nagroda, jeśli w ziemskim życiu nie będziecie szkodzić - wyjaśnił im punk. - Teraz odszedł w dalszy stan zawieszenia, aby wrócić tu pewnego dnia, i ujrzeć w was więcej dobra. Kazał mi przekazać, że jeśli ktoś będzie próbował skontaktować się z nim, tak jak ja dzisiaj, spotkają go wieczne cierpienia po śmierci.
- Nie będziemy zadzierać! W żadnym wypadku! - dało się usłyszeć w tłumie.
- To teraz każdy z was do spowiedzi, migiem! - nakazał Cezar.
Buntownik popatrzył, czy ludzie posłusznie wykonali jego polecenie. Tak jak się spodziewał, każdy biegł do konfesjonału z największą możliwą szybkością. Ludzie przepychali się i szarpali, byle tylko pokazać Wielkiemu, jak bardzo zależy im na zbawieniu. Cezar wyszedł ze Świątyni, dzisiejszego dnia stracił wiarę w swoje ideały, przyszło mu do głowy, że mogą one być kontrolowane, tak jak jest to z ludźmi obecnie przebywającymi w Świętym Budynku. Dając wiarę członkom sekty Wielkiego Komputera, zabrał ją sobie. Ludzie wychodzący ze Świątyni podziwiali brudnego, pijanego młodzieńca opartego o ogromną obudowę komputera, miał wbity nóż w krtań. Skończył tak, bo stracił nadzieję dotyczącą lepszej przyszłości.
Forum > Półmisek Literata > Nadzieja przyszlości.
Aby pisać na forum zaloguj się lub zarejestruj