Wódz B’rutal siedział właśnie przy ognisku spożywając na kolację smakowite udko pterodaktyla przyrządzone przez kucharza Barbe-Cue, kiedy ze smętnymi minami przywlekła się reszta mężczyzn hordy. W milczeniu zasiedli wokół ognia i każdy z nich westchnął z głębi piersi, aż płomień buchnął gwałtownie a popiół obsypał okolicę. B’rutal w zamyśleniu poskrobał się z chrzęstem po kosmatym pośladku, lecz będąc z natury dobrego serca i nie mogąc patrzeć na ponure miny podwładnych, wziął tęgi zamach i przywalił najbliższemu z nich z forhendu udźcem w potylicę. Poszkodowany na czci i czaszce zwalił się nieprzytomny twarzą w ognisko, przy czym zajęła mu się płomieniem broda, co otrzeźwiło go dość skutecznie, więc zerwał się na równe nogi i z bawolim rykiem zaczął ganiać w kółko w poszukiwaniu wody. W końcu rzucił się szczupakiem w kałużę, którą niedawno zostawił przechodzący Tyrannosaurus Rex znaczący swój teren, i w obłoku pary pożar zgasł z sykiem. Ale nawet ten stary, sprawdzony dowcip wodza nie zdołał rozruszać smętnych myśliwych, nikt nie tarzał się ze śmiechu, nikt nawet nie klepał się po kolanach! Uprzejme, lecz chłodne uśmiechy skwitowały wodzowskie poczucie humoru, po czym wszyscy wrócili do ponurych min.

Zgroza ogarnęła B’rutala. A może już nie jest wodzem?! I co on teraz będzie robił?! Jak każdy wytrawny polityk wiedział, że poza gębą pełną frazesów oraz pustymi obietnicami nie może nic oferować swej hordzie! Z czego będzie żył jak inni przestaną pracować na jego zachcianki? A kobiety?! Od razu go opuszczą i jak jedna polecą do jaskinii następnego wodza!

Na szczęście paniczne myśli B’rutala przerwał K’ibol, obozowy rozrabiaka bez którego nie mogła się zacząć żadna porządna zadyma.
- Hyyy, tamci chyba mają, eeee! My maluchy, oooo, takie, no! – machał rękami i pokazywał w kierunku pobliskich wzgórz
- Tłumaczenie! – warknął krótko B’rutal, który dobrze wiedział że siła K’ibola nie tkwi w głowie
- W istocie chodzi o naszych sąsiadów – odezwał się, jak zwykle dystyngowanie I’gent – Hordę Neandertalczyków mieszkających za wzgórzami na południowy zachód od naszych jaskinii.
- Tłumaczenie – westchnął ciężko wódz, którego IQ było typowo polityczne
- Podejrzewamy, że Neandertalczycy mają takie wielkie... te, no... - rzekł P’G’lot – No bo dlaczego wszystkie nasze baby nic, tylko furt latają do nich pod byle pretekstem? Nie ma chyba innego wyjaśnienia...
- Niedawno mieli ponoć interesującą prelekcję na temat nowoczesnego planowania rodziny – zaprotestował urażony I’gent
- A to skąd wszystkie nasze baby są w nieplanowanej ciąży??? – zdenerwowany A’dolf rysował w piasku kolejną swastykę – moją H’gildę ciągle bolała głowa, a i tak zaskoczyła, jak Heil Hitler!
- Nu, kak uwiżu jaki neandertalski pysk w mojej jaskinii, to baba paszła won! – I’gor zgrzytnął zębami, po czym włochatą łapą chwycił A’dolfa za kark i parę razy grzmotnął jego głową w pobliskie drzewo, aż kawałki kory posypały się wokół – Nu, ulżyło mi! – obwieścił i odrzucił A’dolfa, który z wrzaskiem zwiał przezornie i pokazał wiadomy palec z bezpiecznego już dystansu.
K’ibol chwycił kamulca i rzucił w kierunku A’dolfa, który urażony oddalił się malować kolejną swastykę, tym razem na ścianie swojej jaskinii. Niestety, nikt z hordy nie doceniał głębokiej treści jego obrazów...
- Mam pomysł!! –ryknął B’rutal znienacka, aż wszyscy podskoczyli ze strachu, a nawet zaciekawiony A’dolf wychylił się z jamy
- Trzeba złapać jakiegoś Neandertala i dobrze obejrzeć czy rzeczywiście ma większego... niż powiedzmy, ja! – wypiął dumnie pierś
- A potem mu obetniemy, upieczemy i zjemy! – zawołał radośnie K’nibal – mój dziadek mówił, że jak zjesz jakąś część ciała wroga, to nabywasz...
- Dziadek to przede wszystkim zeżarł twoją babkę na kolację i lekkie śniadanko – przerwał mu zniesmaczony B’rutal
- I co, sprawdziło się, nie? Uganiał się potem tylko za facetami aż się kurzyło wokół jaskinii – obraził się K’nibal
- Przestańcie! – jęknął P’G’Lot – dopóki nie postanowił zasadzić się na Szablusia, nie można się było schylić po drewno, nie mówiąc o spokojnym śnie...
-No, do dzisiaj mnie boli o tu, z tyłu, na samo wspomnienie... - wzdrygnął się A’dolf – dlaczego akurat ja musiałem mu się najbardziej spodobać?!
- Za wolno uciekałeś, hipokryto! – I’gent uwielbiał tworzyć słowa niezrozumiałe dla ogółu.
Kolejny kamień ciśnięty przez bardziej praktycznego K’ibola zrykoszetował A’dolfowi od głowy i zmusił do podjęcia przerwanej roboty ze swastykami.
- Swoją drogą, aż miło na nich popatrzeć jak tak kochają się razem, Dziadek i Szabluś, raz ten tego, raz ten tamtego – rozczulił się K’nibal – i kto by pomyślał że tygrys ma takie dziwne upodobania...
- Wracajmy do konkretów – zdenerwował się B’rutal – Musimy zaplanować całą akcję!
- Planować wojnę... - szepnął podsłuchujący A’dolf – Co mi tam malarstwo! Blitzkrieg, Drang nach Osten... uwielbiam to!
- Nu kak tiebia trzasnu w te giermańsku mordu – zapienił się I’gor – kak wajna, to tolka sa mnoj! Paszli, rebiata!
- Co on powiedział? – zainteresował się B’rutal
- Że zaraz sam pójdzie i zaprawi w ryj kogo trzeba – uspokoił go P’G’lot
- No, to mamy naszego ochotnika – ucieszył się wódz, a za nim wszyscy pozostali zaczęli poklepywać I’gora po plecach, ostatecznie spadał im z głowy poważny problem; nigdy człowiek nie wie czy mu nie przydzwonią jakią pałą w łeb, nawet w czasie politycznie usprawiedliwionej “wojny prewencyjnej”.
Co prawda następnego poranka I’gor był nieco zaskoczony liczebnością oddziału bojowego (sztuk 1), ale ponieważ nadmierne myślenie zawsze przyprawiało go o ból głowy, po prostu wzruszył ramionami i potoczył się w kierunku wzgórz.
c.d.n.

--
No good deed goes unpunished...