Wiedziałem już że jestem niezwykły. Największym na to dowodem było to że przeżyłem postrzał w głowę, który popełniłem podczas próby samobójczej.

Zaopiekowała się mną łagodnie uśmiechnięta pani psycholog która twierdziła że to że widzę Niemki i zabijam Cholery nie jest niczym złym ani nadzwyczajnym, ale żebym nie robił tego już więcej ani nikomu o tym nie opowiadał. Pani psycholog starała mi się wytłumaczyć że to nie powód by do siebie strzelać i że wcale nie mam nadprzyrodzonych zdolności, i że nie umiem latać, i nie skacz z żadnego dachu ani nic w tym stylu.

Potakiwałem jej posłusznie, więc zdjęli mi tą niewygodną koszulę i wyrzucili na chodnik przed szpitalem. Pożałowałem że zdjęli mi tą niewygodną koszulę bo było zimno, a ona była gruba, a było zimno, a tamta niewygodna koszula była gruba mogła mnie ogrzać bo było zimno, a ona była gruba i z mocnego materiału. Grubego mocnego materiału, co ogrzało by mnie bo było zimno.

W drodze do domu odkryłem że w kieszeni spodni od dresu, mam suszarkę do włosów. Uznałem że to znak i wymachując nią wpadłem do sklepu z futrami i obrabowałem sklep z futrami z futra damskiego z norek. Ubrałem. Było mi ciepło, cieplej niż mi byłoby w niewygodnej koszuli z grubego mocnego materiału, bo na dworze było zimno.

Szedłem więc ulicą w damskim futrze z norek i nie było mi zimno. Łatwo trafiłem do swojego bloku, łatwo wszedłem do windy, łatwo wyszedłem z zepsutej windy, łatwo wszedłem pięć pięter po schodach, i łatwo stanąłem na wycieraczce.

Potem nie było tak łatwo bo okazało się że nie mam kluczy do mojego mieszkania. Zapukałem do mieszkania sąsiadki. Zapukałem jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze raz.

Nie ma jej - pomyślałem. Ale widziałem że jest przygłucha od słuchania radia więc wolałem się upewnić.

Zapukałem. I jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze raz. I jesz … znudziło mi się to. Ostateczna próba.

-Wyyyboooorczaaaaa!!! - krzyknąłem i padłem na ziemię. Nic. Na pewno jej nie ma. Inaczej beret o zaostrzonych krawędziach brzęczał by cicho wbity w ścianę na przeciwko, tam gdzie przed chwilą była moja głowa.

Zapukałem jeszcze raz, tyle że mocniej. Przeszedłem przez drzwi jak przez masło*. Przeszedłem przez korytarz i otworzyłem małe okienko wychodzące na garaże. Po przeciśnięci się przez nie stanąłem na gzymsie i już miałem skoczyć na mój balkon gdy gzyms puścił. Odkryłem że nie umiem latać.

Obudziłem sie w bardzo miękkim pokoju, w bardzo niewygodnej koszuli. Łagodnie uśmiechnięta pani psycholog przypomniała mi że miałem nie skakać. Zapłakałem, bo nigdzie nie było mojego futra.

*Noooo, może jak przez Ramę.

--
Pamiętaj! Schizofrenicy cię obserwują!