Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
W sumie raz kozie śmierć - najwyżej powiecie, że do niczego.... To bajka, ale niezupełnie dla dzieci.

(1) ******************************************

Wróżka leciała nisko nad podmokłą łąką, obserwując rdzawe kępki jesiennej trawy i błękit nieba odbijający się w kałużach. Była w wyśmienitym humorze i zabawiała się zrywaniem różdżką pajęczych sieci. Nie wiemy skąd się brał ten krotochwilny nastrój - może spełniła jakiś wyjątkowo dobry uczynek, a może spłatała szczególnie paskudnego psikusa. Kto by tam zrozumiał wróżki. Tym bardziej, że nie wiemy nawet czy była to dobra, czy zła wróżka.

Pełna zadowolenia z życia postanowiła zrobić coś dla ludzi - tych niedoskonałych istot, które czasem mówiły o niej z tęsknotą, podnosząc jej dobre mniemanie o sobie. Wylądowała na poboczu wąskiej drogi i wyczarowała kilka złotych monet, bo nauczyła się już, że nad ludźmi mają one czarodziejską władzę. Z majaczących w odddali zabudowań leniwie unosiła się w niebo jasna smużka dymu.

Chodzenie piechotą nie było ulubionym sposobem wróżki na przemieszczanie się, ale lądowanie na środku obejścia wywoływało panikę wśród miejscowych. Oko podbite kamieniem i poszarpana przez jakiegoś Azora czy Burka kreacja od Gucciego były jednak zbyt wysoką ceną za wygodnictwo. Szła drogą, potykając się na nierównościach i zwalczając w sobie chęć magicznego jej naprawienia - nie była mimo wszystko w aż tak dobrym humorze. Ta droga na przestrzeni lat nie zmieniała się, przybywało jej tylko dziur i wybojów. Ludziom to widać nie przeszkadzało - i tak prawie z niej niekorzystali: pekaes tu nie kursował, a do gminy jeżdziło się rowerem przez las.

Wolnym krokiem zbliżała się do zabudowań. Walący się płot i spróchniałe deski stodoły sprawiały wrażenie starszych od samej, niemłodej już wróżki, a w pordzewiałym polonezie pozbawionym przednich drzwi kury urządziły sobie wylęgarnię. Przed domem, na plastikowym foteliku, który pamietał lepsze czasy siedział zarośnięty osobnik i wpartywał się w wróżkę przekrwionymi oczami.

- Dzień dobry - uważała, że bez względu na okoliczności trzeba być uprzejmym. Zamienić prostaka w żabę zawsze się zdąży.

- Taaa - czknął Zarośnięty. I gapił się dalej. Zapowiadało się trudniej, niż można by sądzić.

-Szukam ludzi do pracy. - nagle wróżce pomysł nie wydawał sie już tak dobry. Ale skoro się powiedziało "a" trzeba będzie pójść dalej. Koniec alfabetu chyba jeszcze nigdy nie był tak odległy.

- Taaa -czknął Zarośnięty ponownie. Na razie nie wymagano od niego bardziej skomplikowanej odpowiedzi. Potakiwał, bo uważał, ze bez względu na okoliczności należy być uprzejmym. Walnąć sztachetą zawsze się zdąży.

- Do kopania studni chciałam nająć ludzi. Zapłacę.

-Taa - czknął zarośnięty. Słowo "zapłacę" wywołało miłe skojarzenia z brzękiem 5-cio złotówki na sklepowej ladzie. A kto wie, może nawet z jaśniepańskim szelestem dziesiątki w kieszeni. Banknotów o tak wysokich nominałach jak dwudziestka, Zarośnięty w zasadzie nie oglądał. Zjakiejś przyczyny informacja jednak go zaniepokoiła.

- Kopania czego?
- Studni.
- Taa - czknął i ponownie popadł w odrętwienie.

(2) ******************************************

Z domu wyszła baba. Wróżka, odczuwająca ni z tego ni z owego kobiecą solidarność, bardzo chciała znaleźć dla niej lepsze określenie, ale nijak się nie dawało. Baba była solidna i dobrze wyrośnięta, na słupowatych nogach dźwigała imponujacy korpus, a piersi mogłyby swobodnie służyć za lodołamacz. Czarne włoski na górnej wardze zadawały kłam tlenionej fryzurze, a czerwona sukienka w upiornie zielone kwiatki świadczyła o próbach zalotności - nawet jeśli była kupiona za dychę w szmateksie, w odległych chyba czasach obfitości finansowej.
Baba trzepnęła Zarośniętego w łeb.
- Rusz się, ciołku.
Zarośnięty poprawił przekrzywioną czapkę, spojrzał spode łba na Babę ale podnósł się posłusznie. Mało kto miał odwagę jej podskoczyć.
- Pani siądzie - Baba przetarła ścierą fotelik i wskazała go wróżce.
Pani usiadła posłusznie.
- To do jakiej to roboty pani szuka?
- Studnię chciałam wykopać, pod lasem.
- Idź po Cześka. No... ruszaj się - szurnęła. Zarośnięty bez szemrania zniknął za domem.
Negocjacje z Babą przebiegały płynnie - bezstresowo ustalono gdzie i za ile.
Wróżka wyciągnęła dłoń ze złotą monetą w stronę Baby.
- Eeee, za obce to nie. A bo to wiadomo co to warte...
Wrózka z westchnieniem wyjęła z rękawa zwitek banknotów i podała Babie.
- To zaliczka.
- Pani przyjedzie za trzy dni.
Trzy dni wydały się wróżce oszałamiającym tempem, jak na tę część świata, ale nie protestowała. Prosiła tylko, żeby studnia była obmurowana kamieniami a nie betonową cembrowiną i żeby dokładne miejsce wskazał różdżkarz. Koniecznie pod lasem.
******************
Wróżka podeszła do skraju lasu w tym miejscu, które uzgodniły z Babą za najlepsze do kopania studni. Wokój panowała cisza i letni skwar, a w trawie za kupą chrustu leżał Zarośnięty przytulony do butelki po piwie za 1,79 zeta. Wróżka trąciła go stopą - padlina czy żywe? Zarośnięty zachrapał i przewrócił sie na drugi bok. Wróżka kopnęła go mocniej i do zamglonej świadomości Zarośniętego dotarł sygnał ponaglenia. Był przyzwyczajony do popędzających go kuksańców i znał bolesne konsekwencje ich ignorowania. Usiadł i spojrzał na wróżkę mętnym błękitem oczu.
- Aaaa, ona. Na razie studni nie będzie. Różdżkarz nawalił.
Kolejny szturchaniec zachęcił go do dalszej opowieści. Wróżka postanowiła, że na następną wizytę założy glany.
- Nooo... do miasta pojechał. Do województwa znaczy. - Zarośnięty powiedział to z nabożnym podziwem w głosie i zamyślił się nad niesprawiedliwością losu, który zsyła na wybrańców takie niepojęte atrakcje.
- Łoł - mruknęła wróżka z przekąsem. - I co? Ugotowali go tam barbarzyńcy i zjedli?
- No coś pani?! - Zarośnięty był zgorszony. - To porządni ludzie. Tylko różdżkę mu ukradli. No i portfel. Na razie studni nie będzie - znów ułożył sie w trawie.
Wróżka westchnęła ciężko. Ten kraj jest stanowczo luźno spasowany. Nowa różdżka upadła w trawę obok zarośniętego - najnowszy model de luxe. Cacko, o którym będzie głośno nawet na trzeciej wsi.
- Zanieś mu. Do jutra ma oznaczyć dokładne miejsce kopania studni. Jak nie, to miejsce kopania grobu niech sobie wybierze wedle uznania.
Nie czekając na reakcję Zarośniętego znikła między drzewami. Bo to zła wróżka była.

(3) ******************************************

Już z oddali widać było bielejącą pod lasem kupę świeżego piasku. Obok leżało wiadro ze zwojem liny i łopata.
Wróżka podeszła do cembrowiny i opierając rękę na jej szorstkiej i nagrzanej od słońca powierzchni pochyliła się nad ciemnym wnętrzem studni. Wzrok ześlizgnął się w głąb po kolejnych, malejących kręgach. Lustra wody nie było.
Pachniało wilgotnym piaskiem i czymś jeszcze. Nieuchwytnym, nienazwanym i jakby niebezpiecznym... Wróżka wciągnęła głęboko powietrze i nagle cofnęła się gwałtownie - znała ten zapach. Czuła go czasem w dziwnych, opustoszałych miejscach, tam, gdzie niewiele osób decydowało sie zapuszczać. Pod powierzchnią piasku coś się czaiło. Coś, co czekało na uwolnienie spod wielometrowej warstwy ziemi, coś, czego nie chciałaby spotkać w ksieżycową noc, przesuwające się za plecami bezszelestnym kocim krokiem i na pierwszy rzut oka wyglądające nieszkodliwie.
I tylko ten zapach ... Chłodny dreszcz prześlizgnął się jej po plecach. To dziwne, że różdżkarz wskazał to właśnie miejsce, tak bezbłędnie trafiając w najgorsze z możliwych.
Podeszła do Zarośniętego, który jak zwykle leżał leniwie w ciepłej trawie i trąciła go czubkiem czarnego glana.
- Nie kopcie dalej. Wystarczy.
- Pani, ale wody tam nie ma... Jak to tak? Jutro kopiemy dalej - na razie dreny nam wyszli. Wszystkie dziesięć - w bladych oczach Zarośniętego odbijało się bezbrzeżne zdumienie. Sucha studnia wydawała mu się bardziej bezużyteczna niż pusta butelka po piwie, którą przy dobrej koniunkturze moża było wymienić na niewielką wprawdzie, ale gotówkę.
- Rób co mówię. - ucięła wróżka - Za wiecej nie zapłacę. A za cembrowinę zamiast kamieni obetnę premię. Różdżkarzowi dałeś pieniądze?
- Taaa... - mruknął Zarośnięty, ni to z zazdrością, ni to ze strachem. - Forsę wziął i poszedł. Tydzień go nie ma a jego baba w chałupie pomstuje.
Kolejny kopniak wyrwal go z zamyślenia nad niepewnym losem różdżkarza.
- Wracaj do domu i wiecej tu nie przychodź - w głosie wróżkie oddalającej się w stronę lasu pobrzmiewała pogróżka.
- Akurat... - Zarośnięty przekręcił się na drugi bok i oparł głowę na łokciu - ... to gdzie będę spać chodził?
I zasnął, osłonięty od strony wsi kupą chrustu. Zapach wilgotnego piasku kręcił go w nosie, opływał cialo i wsiąkał w umysł.
O ile było w co wsiąkać...

**********************
Kolejny skwarny dzień wisiał nad wsią, odbierając siły do roboty. W trawie brzęczały owady, a ludzie pochowali się gdzieś, szukając cienia i okolica wyglądała na wymarłą. Słońce przesuwało się po niebie powoli, jakby samo zniechęciło się do jakiejklwiek działalności i wędrowało po bezlitosnym błękicie wyłącznie z poczucia uciążliwego obowiązku.
Zarośniety leżał jak zwykle za kupą chrustu i oganiał się od muchy, która uparcie siadała mu na twarzy. Widać nie miała ciekawszego obiektu w okolicy.
- A żeby cię ty usrana cholero jasny szlag trafił - wymamrotał Zarośnięty, daremnie próbując zasnąć w ciepłej trawie.
- A co mi dasz za to? - powiedziało Coś chrapliwie.
Zarośnięty zamarł, nagle czujny i ostrożny. Rozejrzał się po pobliskich drzewach i usiadł zerkając za kupę chrustu. Nikogo, tylko jakby blady dymek wisiał nad bezużyteczną, martwą studnią - poronionym wymysłem tej bogatej wariatki.
- Czesiek, nie rób se jaj. Skocz po piwo. Napiłbym się.
- To już drugie życzenie. Co mi za nie dasz? - głos był skrzypiący, jak dawno nieoliwione drzwi, jakby właściciel odwykł od używania go przez lata przymusowego milczenia.
Zarośnięty powoli wstał i obszedł studnię dookoła. Cześka nigdzie nie było. Umysł zamglony nieco wczorajszym alkoholem nie pracował jak należy i każda myśl przebijała się do świadomości z bolesnym trudem. Spojrzał w głąb pustej studni i wciągnął dziwny zapach wilgoci, pajęczyn i czegoś nienazwanego. We wsi zaszczekał pies i dla zarośnietego zabrzmialo to nagle jak ostrzeżenie, ale nie umiał powiedzieć przed czym.
- No, co mi dasz za zdechłą muchę i piwo? - uprzejmie zachrypiało Coś w głębi studni.
- Gówno - mruknął Zarośnięty prostacko, próbując ukryć strach.
Garść piachu uderzyła go w twarz z zaskakującą siłą. Zarośnięty odskoczył gwałtownie, wypluwając piasek z ust, których jak zwykle nie zamknął, strzepując go z nieoogolonych policzków i bez powodzenia próbując otworzyć oczy.
- Co za cholera...
- Nikt cię nie nauczył odpowiadać grzecznie na pytania? No to jeszcze jedna próba. Co mi dasz za zdechłą muchę?
Mucha bezczelnie siadała Zarośniętemu na nosie, korzystając z jego chwilowej ślepoty.
- Guzik - było mu teraz wszystko jedno, skoro oczy i tak miał zamknięte.
- No dobrze, wrzuć ten guzik do studni. Od czegoś trzeba zacząć.
Zarośnięty rozmazywał na twarzy piasek ze łzami.
- Jaki, kurnia, guzik?
- Jakikolwiek. Urwij od koszuli.
Zarośnięty nie zastanawiając się nad tym, co robi powoli podniósł rękę, chwycił górny guzik i szarpnął, wydzierając go z materiałem. Wysunął dłoń nad studnię i rozprostował palce, patrząc jak mały guzik w zwolnionym tempie spada w dół. Na cembrowinie leżała martwa mucha.

(4) ******************************************

- To było dziwne lato, panie. Wszystko zaczęło się chyba od tej Bogatej Wariatki, która kazała wykopać studnię pod lasem. I co to za studnia bez wody... Jak nagle kazała kopać, tak nagle jej się odwidziało, może opamiętanie na nią przyszło, albo co? A swoją drogą to dziwne, że taka głęboka studnia, a wody ani śladu, tymczasem we wsi połowa tego by starczyła. Do tej pory Różdżkarz nigdy się tak nie pomylił, żeby w suche miejsce trafić. W całym powiecie go znali - taki był dobry w tym co robił. A tym razem to sahara, panie, a nie studnia.
Z Różdżkarzem to właściwie też dziwna sprawa. Najpierw jak wziął pieniądze, to tydzień się po okolicznych wsiach włóczył i z ludźmi pił, ale jak tylko usłyszał, że wody nie ma tam gdzie jego zdaniem miała być, wrócił i pierwsze - pod las poszedł. Zarośnięty mówił, że dookoła studni chodził, zaglądał, mruczał coś do siebie i wąchał. Bo po prawdzie niektórzy mówią, że jakiś dziwny zapach tam jest... taki ni to jak w podziemiach, ni to jak w kościele. Taki , no dziwny... i człowiek by chętnie poszedł stamtąd, bo jakoś tak wkręca się w kości i potem zapomnieć nie daje, a z drugiej strony coś człowieka do niego ciągnie, jak raz powącha. No i Różdżkarz tak chodził dookoła, patrzył i wąchał, wreszcie wziął kamyk i wrzucił. Ze studni podniósł się słup pyłu, aż chłop zaklął, bo potem cały w piachu był. Otrzepał się i poszedł, mamrotał tak coś do siebie i dziwny jakiś cały dzień był. Nawet w domu spać nie chciał, ale w stodole, a kobietę pogonił, żeby go w spokoju zostawiła, bo jeść nie będzie. No i następnego dnia skoro świt pod las poszedł. Ludzie widzieli. A Zarośnięty opowiadał... bo Zarośnięty to już prawie mieszka pod lasem - szałas sobie nawet od deszczu zmajstrował, eee nie żeby zaraz jakiś deszcz był. Takiego suchego lata to ludzie nie pamiętają, bo odkąd studnię zaczęli kopać, to kropla wody na okolicę nie spadła. Może to i dlatego, kto tam wie... No i jak Różdżkarz pod studnię podszedł, to Zarośnięty nagle czegoś się przestraszył, sam właściwie nie wiedział czego. Strachliwy nigdy nie był, ale jakiś chłód od studni ciągnął, coś dziwnego jakby stało mu za plecami. Siedział pod drzewem, patrzył na pochylającego się nad cembrowiną Różdżkarza i nie mógł się ruszyć, bo nogi mu się jak z waty zrobiły. W oddali krótko zaszczekał pies, ale zaraz umilkł. Gęste powietrze oblepiało ubranie i mąciło myśli. Zarośnięty słyszał, jak Różdżkarz zawołał coś w głąb studni, coś jak "niech mnie szlag trafi", postał chwilę, znów wrzucił coś w głąb pustej czeluści i wreszcie odszedł chwiejnie.

Kilka dni później Różdżkarza znalazł listonosz, który rowerem skracał sobie drogę do wsi. Ledwie go było widać leżącego w paprociach, bez jednego zadrapania, ale w brudnej od piasku koszuli brakowało jednego guzika...

Mówili, że szlag go trafił, ale kto tam panie wie... Tyle, że on był pierwszy.


********************

Zarośnięty przyzwyczaił się już do dziwnego zapachu wokół studni i przestały go niepokoić głosy, które słyszał. Akceptował gadającą studnię chociaż nie była dobrym kompanem i odzywała się rzadko. Właściwie, to prawie wcale, ot tylko wtedy, gdy Zarośnięty wyrażał życzenie napicia się czegoś. Zawsze miał ochotę wypić, ale lata życia z Babą nauczyły go trzymania gęby na kłódkę w tych kwestiach. Dzisiejszego ranka z trudem przełamał się, żeby powiedzieć to głośno:

- Napiłbym się ...

- A co mi dasz za to? - zachrypiało.

- Guzik? - spytał niepewnie Zarośnięty.

- Chyba się nie rozumiemy - głos w studni nagle stwardniał. - Jestem studnią, która spełnia życzenia. Wszystkie życzenia. Ale pod pewnymi warunkami.

Zarośnięty poczuł, że uchodzi z niego powietrze. Zawsze jest jakieś "ale".

- Po pierwsze zawsze musisz dać mi coś w zamian. Po drugie za każde życzenie muszę dostać coś innego. Guzik już był.

Zarośnięty z namysłem popatrzył na swoje nogi. Z czegoś, co w czasach świetności można było nieco na wyrost nazwać adidasami, wyłaniały się nieokreślonego koloru skarpetki.

Teraz jest lato, do zimy kawał czasu, zresztą potem można w niedzielnych chodzić, a może coś się kupi. Na myśl o takiej ekstrawagancji Zarośniętego przeszedł dreszczyk emocji. Powoli i z namaszczeniem zdjął najpierw prawą, a po chwili wahania także lewą i rzucił je w studnię. Na chwilę poczuł się przyjemnie i rześko, póki jedna skarpetka nie pacnęła go w policzek.

- Jedna rzecz za jedno życzenie - zachrypiało ze studni z pretensją w głosie.

Na cembrowinie stała puszka piwa. Ciepła. Ale podobno nie można mieć wszystkiego...

Zarośnięty ułożył się w trawie i drzemał, pociągając łyka od czasu do czasu. Górą przetaczało się po niebie płonące lipcowe słońce.

Któregoś ranka przy studni pojawił się kruk. Wielkie czarne ptaszysko usiadło na cembrowinie i tkwiło nieruchomo w palącym słońcu. Zarośniętemu jakoś niejasno kojarzyło się z trupami, chociaż sam nie wiedział dlaczego.
- A kysz! - zamachał rękami. - Zgiń przepadnij...
Kruk popatrzył na niego przeciągle paciorkowatym okiem i Zarośnięty mógłby przysiąc, że ptak wyglądał, jakby chciał wzruszyć ramionami. Ręka wyciągnięta po kamień nagle sama opadła.
- Tfu!
W okolicy było niewiele kruków. Zlatywały się wprawdzie na świeżo zaorane pola i kolebiąc na krótkich nogach szukały pożywienia, ale poza tym, chyba nauczone doświadczeniem, trzymały się od ludzi z daleka. Zarośnięty od niepamiętnych czasów rzucał w nie kamieniami, ale nigdy nie trafiał i z irytacją patrzył, jak ciężko odfruwały zaledwie kilka metrów dalej. Teraz jednak myśl o kamieniu jakoś nie wydała mu się pociągająca.
Ptaszysko na studni najwyraźniej się ludzi nie bało. Kołysząc się na boki obeszło ją dookoła po brzegu cembrowiny i znieruchomiało naprzeciwko prowizorycznego szałasu, w którym Zarośnięty chronił się przed słońcem i wścibstwem ludzi. Dłuższą chwilę wpatrywali się w siebie w milczeniu, aż chłop pierwszy opuścił wzrok.
- Tylko nie dziob mnie gadzino, jak będę spał - mruknął, układając się na wygniecionej trawie.
Kiedy się obudził, przetarł oczy i splunął z niechęcią. Na studni siedziały dwa ptaki.

(5) ******************************************

Na ścieżce od strony wsi zadudniły kroki i zaraz potem pierwszy kopniak trafił Zarośniętego w plecy.
- Wstawaj ty świński cycku niemyty! Robota w polu czeka a ten się wyleguje jak panisko. Rusz dupsko, ale już! Ja nie będę za ciebie w pole chodzić, ty nierobie powalony. Rusz się! No już! Szlag by cię trafił, kocia bździno ! – wrzasnęła Baba i nabrała powietrza.
Zarośnięty zerwał się, uchylił przed kolejnym kopniakiem i niezgrabnie odskoczył poza zasięg rak i nóg Baby.
- Nie pali się –mruknął hardo.
- A co mi dasz za to? – rozległ się spokojny głos za ich plecami. Nie brzmiał już tak chropawo jak kiedyś, jakby od częstszego używania nieco złagodniał.
Oboje zamarli i powoli odwrócili głowy w stronę studni.
- Co?
- Wypowiedziałaś życzenie. Spełnię je, jak każde inne, ale nie za darmo. Musisz coś wrzucić do studni.

Zarośnięty poczuł nagły chłód. Dwa kruki sfrunęły z gałęzi i siadły na cembrowinie, przechylając głowy i wpatrując się w Babę świdrującymi oczami.
- Że jak?
- Chodź! – chwycił ją za ramię i pociągnął stronę wsi. Nie opierała się, chociaż mogła go odtrącić jak szczeniaka. Szła powoli, oglądając się za siebie, jakby nie do końca rozumiała co właściwie się stało i co mogło się stać. Słońce stało wysoko na niebie, rozświetlając dzień błękitem i wydawało się, ze wszelki mrok i zło znikło ze świata na zawsze. Zdjęła z głowy chustkę w czerwone kwiatki i otarła pot z szyi.

*****************************

Kiedy Zarośnięty wrócił do studni, długie cienie wypełzły już z lasu i otoczyły go napierającym kręgiem. Zakrwawioną siekierę oparł o cembrowinę i wytarł ręce chustką w czerwone kwiaty.
- Chcę, żeby mnie nigdy nie złapali – powiedział głucho.
- Najpierw życzenie tamtej kobiety, potem twoje - ze spokojem zadudniło ze studni.
- Że jak? Kobiety nie ma już. Ne ma!!! - wrzasnął histerycznie. - Musiałem...
- Spełniam życzenia w kolejności, nieważne czy ktoś jest, czy go nie ma. Wypowiedziała życzenie i dopóki go nie spełnię, nie mogę też spełnić następnego.
Zarośnięty patrzył na studnię i czuł, jak czerwona mgła frustracji i strachu przesłania mu oczy.
- Pojebało cię? – zawył i rzucił w stronę studni tym co trzymał w ręce.
Przedwieczorny podmuch wiatru uniósł chustkę i rozpostarł w powietrzu. W ostatnich promieniach gasnącego słońca błysnęły czerwone kwiaty i chusta powoli, jakby z namysłem zaczęła opadać ku studni. Zarośnięty w nagłym błysku zrozumienia rzucił się ku niej, ale rąbek materiału wyślizgnął mu się spomiędzy palców, jak obdarzony własnym życiem. Wszystko zdawało się zastygnąć w oczekiwaniu, kiedy chusta powoli opadała w dół między szarymi kręgami cembrowin. Trwało to wieczność, ale gdy dotknęła piasku na dnie i świat powrócił do życia, Zarośnięty leżał w trawie i martwymi oczami patrzył w niebo.
Spod ziemi dobiegło przeciągłe westchnienie.
- Nareszcie...
Szary, zgarbiony cień prześlizgnął się po brzegu studni, lekko podniósł ciało Zarośniętego i wrzucił je w głąb.
- Nareszcie znalazłem kogoś na swoje miejsce. Żegnaj drogi przyjacielu. - zaśmiał się chrapliwie i ruszył w stronę lasu. Trzeci kruk spłynął z ciemnejącego nieba i usiadł mu na ramieniu.

Na piasek spadały pierwsze krople deszczu

KONIEC

--
Moja książka. Fajna!

Gulliwer
Magiczną kwotą, działajacą na meneli sa 3 dychy -starcz na flaszke, popitke i faje..

--
Graf Jesus Maria Zenon y Los Lobos von Owtza und zu Sucha-Bez-Kicka y Muchos Gracias Zawieszona

Neovigo
Neovigo - Superbojownik · przed dinozaurami
Eee... fajnie się zaczyna, ale nie rób z tego telenoweli ;) Wrzuć od razu co najmniej 10x tyle

--
"Real men use telnet on port 80."

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
Daję w odcinkach, bo ludzie nie lubią czytać za dużo na raz. Będzie góra 5 kawałków.

--
Moja książka. Fajna!

Neovigo
Neovigo - Superbojownik · przed dinozaurami
No hmm, ja uważam że dobry kawałek sam się obroni ;) Zawsze wolę całość naraz.. robię tak na przykład z serialami - nie oglądam co tydzień odcinka, tylko czekam aż się skończy i potem pochłaniam całość naraz ;)

--
"Real men use telnet on port 80."

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
KoX - Superbojownik · przed dinozaurami
Wybaczcie przaśną formę.
Komentarze z usuniętego wątku:


Neovigo:
Kocham taką narrację

(choć na upartego miejscami można się przyczepić, np. "Ten kraj jest stanowczo luźno spasowany". To zdanie można byłoby jeszcze przemyśleć, zmiana czasu trochę wybiła mnie z transu pochłaniania tego opowiadanka )

---

petrela:
Prawdę mówiąc, mnie sie ono też jakoś nie podoba. Najlepiej wyrzucić
Przyczepiaj się - po to ta bajka tutaj wisi

---

Gulliwer:
ważne, żeby gadac do ludzi językiem który oni zrozumieją..

--
Czajnik. Kupiłem czarny czajnik. Pojemność – dwa czterysta.
Pojemność – dwa czte… Sie-dem je-den ma do set-ki!

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
KoX - Superbojownik · przed dinozaurami
Komentarz z kolejnego usuniętego wątku:


Gulliwer:
Znaczy będzie Ctulhu czy sztandar PZPR wyprowadzony przez Rakowskiego i podprowadzony przez nieznanych sprawców>>>

--
Czajnik. Kupiłem czarny czajnik. Pojemność – dwa czterysta.
Pojemność – dwa czte… Sie-dem je-den ma do set-ki!

Neovigo
Neovigo - Superbojownik · przed dinozaurami
Świetne "Pilipiuk" w przyjemniejszej wersji ... Styl narracji trafia prawie idealnie w mój gust. Jeśli wydasz książkę z powieścią / opowiadaniami w tym stylu, daj znać, a na pewno kupię

Tylko elementy mistyczne *odrobinkę* mi nie pasują (są jakby stylistycznie nieco oddzielone od całej reszty, nieco za mało humoru). Przykład: opis olfaktorycznych doznań wróżki nad studnią.

Przydałaby Ci się tylko korekta, która wyłapie literówki (bo poza nimi błędów praktycznie nie dostrzegam). Tu i ówdzie dodatkowa literka, tam uciekł ogonek ("Zarośniety"), tutaj pasowałby przecinek, tutaj niewielkie przekonstruowanie zdania... to są duperele, które korekta wyłapie od razu Styl mi odpowiada, dlatego do niego się nie przyczepię

--
"Real men use telnet on port 80."

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
Studnia (4)

- To było dziwne lato, panie. Wszystko zaczęło się...
Czytaj część czwartą.

--
Moja książka. Fajna!

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
Studnia (5)

Na ścieżce od strony wsi zadudniły kroki...
Czytaj część piątą.

--
Moja książka. Fajna!

lujeran
lujeran - exSuperbojownik · przed dinozaurami
Kurde a ja planuję remont....aż strach zaczynać...


E tam, żartuję, podoba mi się bardzo

--
Podpisz=pomóż! https://ratujmyhematologie.pl/

deuter
deuter - Superbojownik · przed dinozaurami
Jak już napisał :Neovigo, świetnie się czyta, a i styl bardzo przyjemny w odbiorze. Przyczepię się do trzech rzeczy:

-Niepotrzebne wprowadzenie wróżki na początku. Myślę, że skoro ona i tak znika w połowie opowiadania, równie niespodziewanie mogłaby się pojawić i nie jako wróżka, a jako stara tajemnicza kobieta, o której nic nie wiemy. Zawsze wiedźmy uważałem za bardziej pociągające i wiarygodne.

- Różdżkarz po wypowiedzeniu słów "niech mnie szlag trafi" umiera, Zarośnięty natomiast zostaje wrzucony w głąb studni, by zastąpić stwora. Niekonsekwencja?

- W zakończeniu nie podobało mi się także, iż w ten sposób kończy się większość opowiadań o spełnianiu życzeń (chyba był nawet taki odcinek "Z archiwum X"). Można było wymyślić coś oryginalniejszego - zwłaszcza, że opowiadanie na to zasługuje.

Jeśli czegoś nie zrozumiałem, to przepraszam, bo czytałem w środku nocy.

--
Aby pisać na forum zaloguj się lub zarejestruj