czyli:

O dwojgu takich, co patrzyli w księżyc.

Najpierw byli zakochani. Bardzo zakochani ale już nie bardzo młodzi.
Pobrali się. Mieli dzieci. Każde z nich chciało drugiemu nieba przychylić i podarować gwiazdkę z nieba.
Minęło trochę czasu. Dzieci podrosły.
On, aby zajmować się dziećmi zrezygnował z pracy. Ona miała lepiej płatną posadę, więc pracowała nadal, aby utrzymać rodzinę.

Ona wstawała bardzo wcześnie, aby wyszykować się do pracy. Musiała się umyć, uczesać, założyć eleganckie ubranie i wyjść z domu. Na tyle wcześniej, aby nie spóźnić się do pracy. Czas jej wyjścia przypadał przed godziną, o której on się budził. Tak więc - rano się mijali.
A on - od rana przyrządzał posiłki, wyprawiał do szkoły dzieci.
Potem zajmował się sprzątaniem. Wstawiał pranie, wychodził po zakupy. Wracał. Wieszał pranie. Siadał przed komputerem na godzinkę, dwie. Po to aby pograć, pośmiać się z filmików na Yotube, coś sobie sprawdzić, czasem opłacić rachunki. Jednak głównym powodem tych komputerowych chwil było to, że mógł z NIĄ poggadać. Między jednym a drugim załatwianiem spraw biznesowych - zawsze znajdowała dla niego czas. On jej pisał co robi w domu - ona opowiadała o tym, jak sobie daje radę w pracy. W międzyczasie np. wieszał pranie. Mijało południe. Zabierał się za gotowanie posiłku. Nie był to obiad, ale taka podwieczorkowa kolacja. Dzieci jadły w szkole, ich mama - na mieście. Sam się odzwyczaił od jedzenia w południe. Bywało, że coś przegryzł, ale nie był to pełny posiłek. Czasem coś trzeba było w domu wyprasować, guzik przyszyć. Wykonywał te prace.
Miał kolegów. Owszem, ale oni przeważnie byli w ciągu dnia zajęci pracą a wieczory spędzali w domu, więc rzadko się z kimś sam spotykał. Kobiety? Miał kobietę. Inne go nie interesowały. Ciekawiły, fascynowały - tak- ale kochał tylko ją.
Gdy dzieci przychodziły ze szkoły - rozmawiał z nimi o zajęciach, pomagał odrabiać lekcje. Pocieszał, gdy były smutne, karcił za uwagi i nagradzał za dobre stopnie. Czasem się wygłupiał z nimi aż do łez. Łez ze szczęścia, radości.
Wieczorem, ok. osiemnastej podawał jedzenie. Siadał z dziećmi. Treść ich rozmów przy posiłu bywała różna. Czasem im coś tłumaczył, wyjaśniał. Czasem one miały wiele do powiedzenia, więc tylko słuchał. Po posiłku sprzątał.
Oglądał z dziećmi jakiś film, albo każde z nich robiło różne rzeczy. Co tam akurat miało do zrobienia.
Zbliżał się wieczór. Czas spać. Zaganiał dzieci do sprzątania zabawek, do kąpieli. Pilnował, żeby umyły zęby.
Gdy już były w piżamkach - ona wracała z pracy. Witała się z dziećmi, które z piskiem rzucały się jej na szyję i ściskały bardzo mocno. Rozdawała buziaki. To ona tuliła je do snu. Opowiadała bajki albo wysłuchiwała ich opowieści o minionym dniu.
Spokój. Wieczór. Prawie noc. Dzieci śpią.
On przygotowywał jej coś do zjedzenia, lampkę wina. Wreszcie mieli dla siebie czas. Często masował jej obolałe nogi po całodziennym chodzeniu w szpilkach. Pocieszał, gdy zła była na to, co się w pracy działo.
Szli spać. Ale nie tak od razu zasypiali, bo mieli siebie ciągle za mało, za krótko. Kochali się namiętnie. W soboty i niedziele mieli czas dla siebie. Spotykali się ze znajomymi, odwiedzali rodzinę, chodzili na zakupy. Czasem gdzieś wychodzili tylko razem, zostawiając dzieci pod opieką babci.

Mijały lata. Pozornie nic się nie zmieniało. Pozornie.
On swoje życie i czas poświęcał domowi i dzieciom. Ona coraz rzadzej miała z nim czas pisać w ciągu dnia, coraz rzadziej tuliła dzieci do snu. Mało z nimi rozmawiała. Można powiedzieć, że stała się w stosunku do nich chłodna. Za to częściej pracowała w soboty. Przecież wszystko drożeje - za coś trzeba żyć. W niedziele znikała w centrach handlowych. Potrzebowała fryzjera, rozmów z koleżankami. Po co miała zabierać ze sobą jego, czy dzieci? Nudzili by się. Poza tym - ona ciężko cały tydzień pracuje i też jej się należy chwila odpoczynku i wytchnienia. Opowieści o domu słuchała jednym uchem. Wieczorami, po położeniu się do łóżka - zasypiała od razu. Mówiła, że jest zmęczona. Co dziwne, zaczynała mieć pretensje - o różne rzeczy.
Coraz więcej pretensji. Coraz więcej, więcej, więcej....
On na początku starał się ją uspokajać, tłumaczyć wydatki. Przekonywał, że nie ma racji. Gdy to przestało przynosić skutki - nie pozwalał sobie w kaszę dmuchać. Też wylewał swoje żale. Najbardziej mu było szkoda tego, że ona mu za mało czasu poświęca. Nie, nie były to kłótnie. Raczej ostra wymiana zdań.
Do czasu.
Bo potem zaczęły się kłótnie.
Pewnego wieczora ona się strasznie obraziła. Powód? A czy to istotne? Jednak ją udobruchał. Zasnęli. Odwróceni plecami do siebie.
Następnego dnia ona jak zwykle wyszła rano do pracy.
Następnego dnia on wyprawił dzieci do szkoły, napisał jej, że wychodzi na jakiś czas do kolegi. I poszedł do kumpla, o którym wiedział, że jest w domu, bo robi remont.
Wziął ze sobą jakieś stare ciuchy. Chciał pomóc i chciał pogadać. Podczas remontu - wiadomo jak to jest - mało czasu, bo koledze urlop wiecznie nie trwa a rzeczy do wykonania - huk! Spocili się panowie, zgrzali, ale naprawdę wiele zrobili. Przy okazji porozmawiali. Nie o praniu, gotowaniu. Ale o naprawdę męskich sprawach.
Gdy zaczął się zbierać - spojrzał na zegarek. Było bardzo późno. Bardzo. Akurat żona kolegi wróciła z pracy i zaproponowała, że wyjdzie z nim, bo i tak psa trzeba wyprowadzić. Zadzwonił do domu. Rozmawiał z dziećmi - dały sobie radę. Poprosił ją do telefonu. Nie mogła podejść, bo akurat się kąpała. Powiedział, że już wobec tego wychodzi z żoną kolegi, która psa musi wyprowadzić i ona pokaże mu nowy przystanek autobusowy, na którym zatrzymuje się bezpośredni do domu autobus. Szybciutko się zebrał i wyszedł. Po drodze na przystanek rozmawiali o tym, co jeszcze kolega będzie w domu remontował i dziękowała mu jego żona za pomoc.
Przyjechał do domu.
Takiej awantury się nie spodziewał. Że późno, że noc, że co on sobie wyobraża, że mógł wcześniej zadzwonić, ona już dawno w domu a jego jak nie ma - tak nie ma, że ona się martwi, że zdenerwowała się, że on ją ma za nic, skoro tak postępuje. I co to za frajerka, z którą się on prowadza po nocy?
Starał się ją uspokoić. Opowiedzieć, co robił. Wytłumaczyć, przecież tylko się zagapił przy pracy. Nie przyjmowała do wiadomości żadnego tłumaczenia. Nie dawała sobie przerwać potoku żalu i nie dawała się uspokoić. Na koniec powiedziała, że ma tego dość i jedzie do rodziców spać. Założyła płaszcz i wyszła trzaskając drzwiami.
Poszedł do pokoju dzieci. Pytały - gdzie poszła mama? Wkrótce wróci - odpowiedział. Śpijcie już. Przypilnował, aby zasnęły.
Chyba po raz pierwszy w życiu poczuł się bezradny.
Rozebrał się, rzucił byle jak ubranie i połozył się do pustego łóżka. Patrzył przed siebie, nie myśląc o niczym. Widział tylko kawałek nieba przez nie zsunięte całkiem zasłony.
Ona w tym czasie jechała taksówką przez miasto. Była na niego wściekła. Ze złością patrzyła ponad budynkami gdzieś w dal. W górę.
Była piękna, gwiaździsta noc. Na niebie świecił cudnie księżyc.

Zbliżała się pełnia.





Warszawa, dnia 18 października 2007 r.
(13:37 - 16:06)

--
0o0o0o0o0o0o0o0o0o0o0o0o0o0o0oo0o0o0o0o0o0o0o0o0o0o0o0o0o0o0