Bo życie na wsi bliskie natury, zatem okrutne i naturalistyczne bywa, nawet sado - maso zobaczyć można...

To było dawno temu, tak w granicach 20 lat. Oddaliliśmy się z moim bratem w kierunku miasta Siedlce, wówczas jeszcze wojewódzkiego.
Po naszym powrocie moja kobitka stwierdziła, że był taki jeden i o nas pytał. Zapytaliśmy jak wyglądał, to odpowiedziała, ze był ciutek pnawalony i jechal na traktorze. Z powyższej informacji nic się zgoła nie dało sie wywnioskowac, bo wszyscy w okolicy wówczas traktorami jeździli w stanie wskazującym na spożycie.

Po krótkich dywagacjach postanowilismy pojechać do dalszej części rodziny do sąsiedniej wsi. I decyzja słuszną była, bo czekalo zimne piwo i lokalna atrakcja - znaczy był byk w zagrodzie i krowa tamże doprowadzona być miała. Tedy siedlismy w cieniu, zimne piwo pijąc i fachowe uwagi na temat rolnictwa wymieniając.

No i tutaj trzeba opis wtrącic, bo to jak z filmu wygladało - na drodze pod lasem ukazala się furmanka, do furmanki zas przywiązana krowa była i tworzyło to ładny obrazek. Juz z daleka dobiegl tęskny i niedwuznaczny ryk krowy, która w ten sposob swoja gotowość oznajmiała. Z obory za naszymi plecami dobiegł złowieszczy ryk byka i odgłos walenia kopytem w zagrodę. I tak naprzemiennie przez cały czas, niezbędny aby furmanka na podwórze dotarła.

Juz wtedy obowiązywały przepisy, że, z przeproszeniem, unasienniać należy wyłącznie rasowym materiałem genetycznym ale to płatne było. Ludzie na wsiach oszczędni byli a do tego wychodzili z założenia że po co obcemu facetowi przjemność zrobić skoro własnemu zwierzęciu tez sie od życia należy. Zatem krowa do płota przywiązana została a gospodarz poszedl byka wypuścic.

No i zaczęła się korrida, znaczy byk z przeciągłum rykiem i krwia nabiegłymi oczami z obory wyleciał i zaślepion chucią całe podwórko obiegł, zanim zorientowal się, gdzie krowa stoi. Podbiegł, zaryczal i wspiąwszy sie na tylne kopyta odwieczny rytuał natury celebrować zaczął. No i niestety, nijak nie wychodziło. Pomimo zawziętych wysiłków krowa za wysoką się okazała. Zafrasowal sie gospodarz, w głowę podrapał i rozwiązania problemu szukac zaczął. Symbol natury z powrotem do obory odprowadzon zostal a gospodarz udał się w czeluście zabudowań gospodarczych i weszedl z nich po chwili, w jednej ręce dzierżąc z przproszeniem, metrówkę, a w drugiej szpadel.

Wysokość krowy zmierzona została i po krotkich kalkulacjach zwrócono się do mnie i do brata z prośba o wykopanie dołka o stosownej głębokości. Zaciekawieni, co bedzie dalej spelnilismy prośbę, po czym krowa przesunięta zostala, tak aby tylne nogi w zagłebienie gruntu sie zmiesciły. A wszystko to na tle efektów dźwiękowych wydawanych przez zainteresowane zwierzęta. Kiedy krowa juz stała w nowym miejscu, gospodarz ponownie byka wypuścił.

Ale tym razem zwierzę jakos wyrywne nie było, taki dziwny wyraz pyska miało, nie przymierzając jak koleś, któremu coś niespecjalnie wyszło... Tedy gospodarz wkurzył się ździebko bo poczęstunek dla wszystkich juz się mrozil, zlapal za bat i okładając niewdzięcznika tymże, dookola podworka go przegonił. Ku zdziwieniu wszystkich - pomoglo, byk jakby odzyskał wigor, podszedł do mrocznego obiektu pożądania wspiął sie na tylne kopyta z triumfalnym rykiem i niestety, nie trafił....
Ale to juz tylko techniczny problem byl, gospodarz fachowym gestem ujął szlachetne narzędzie i pomógł zwierzęciu w spelnieniu rytuału. Nie trwalo to długo, raczej zdecydowanie krótko, zwierzaki straciły zainteresowanie sobą i porykiwanie wreszcie ucichło. Zamyśleni nad cudami natury zapalilismy po papierosie i siedlismy za stołem w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku..."

--
Graf Jesus Maria Zenon y Los Lobos von Owtza und zu Sucha-Bez-Kicka y Muchos Gracias Zawieszona