Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Forum > Półmisek Literata > Sweterek
Pee_jay
Właśnie wstałem. Spędzam kolejny dzień w tym cholernym domu... Jacyś debile zrobili w moim pokoju gumowe ściany i zapomnieli domontować klamek w drzwiach. Niedługo śniadanie. Pewnie znowu będzie ta ohydna kaszka manna. Weszła pani Krystyna w swym białym fartuchu. Kretynka. Nawet nie zapukała...
-Jak się Pan wyspał?- spytała się swoim dziecinnym głosikiem- Czas na toaletę .
-A sweterek muszę ubierać?- zapytałem.
-Ubierz. Dziś jest bardzo zimno.
-Jak zawsze.- odpowiedziałem- Na pewno muszę ?
-KONIEC GADANIA! UBIERAJ TEN CHOLERNY KAFTAN!- zaczęła wrzeszczeć.
-No dobra, dobra, tylko bez nerwów.
Pani Krystyna miała huśtawkę nastrojów. Raz jest miła, a kolejnym razem wrzeszczy jak opętana. Powinna iść do psychiatry... I dlaczego mówi na mój sweterek kaftan? Fakt, jest trochę ciasny, ale to już przesada.
Ubrałem go, pani Krystyna sprawdziła, czy nie jest luźny i poszliśmy do toalety. Codziennie rano mogę poćwiczyć akrobatykę , gdyż ciężko jest się odlać bez pomocy rąk. Później poszliśmy na śniadanie. Spróbowałem kaszki. Smakowała jak zawsze. Wyplułem ją na stół. Pani Krysia powiedziała, ze jestem brzydkim chłopczykiem i dała mi klapsa. Obraziłem się na nią.
Po śniadaniu miałem czas wolny w moim pokoju. Poza materacem niczego tam nie było, więc zacząłem się obijać o ściany. Zabawę przerwało mi otwarcie drzwi. Stał w nich jakiś facet ubrany jak wszyscy: w białym fartuchu.
-Dzień dobry. Nazywam się Jakub Michalski. Chciałbym wysłuchać pańskiej relacji o tym, co się zdarzyło nim Pan się tu dostał.
Wiedziałem, o co mu chodzi. To było straszne...
-Muszę opowiadać?
Na te słowa podeszła pani Krysia z taką szprycą, jakiej jeszcze nigdy nie widziałem.
-Czyli muszę ... A więc pewnego dnia szedłem drogą, gdy nagle zostałem ogłuszony. Kiedy się ocknąłem, byłem związany i otaczały mnie wielkie stonki ziemniaczane! Miały metr wzrostu każda, uzbrojone były w sztachety. Powiedziały, ze jak się będę wyrywał to mi je wepchną w ... To mi je wepchną w ucho! Dowiedziałem się, ze jak nie sprowadzę do jutra pół tony ziemniaków, to zabiją mnie i mojego kota! Biedny kotek. I tak go zjadła pizza. Gdy mnie odwiązały zacząłem uciekać, one biegły za mną i podjechała taka biała furgonetka, wskoczyłem do niej szukając pomocy, ale jeden facet w białym fartuchu wbił mi strzykawkę w ramię i straciłem przytomność. Nic więcej nie pamiętam.
-Dziękuję... A ma Pan jakieś inne objawy, zawroty głowy, halucynacje?
Nie rozumiem, czemu mnie wszyscy o to pytają…
-Nie, nie mam.
Wtedy spojrzałem za drzwi. Było ich tam pełno, wielkich, oślizgłych stonek ziemniaczanych...
-Aaaaa. Idą tu! Czekają na mnie! Chcą ziemniaków! POMOCY!!!
Siostra Krystyna zbliżyła się do mnie.
Gdy się ocknąłem leżałem na materacu ubrany we sweterek i nikogo już u mnie nie było. Zacząłem się znów obijać o ściany gdy nagle usłyszałem ciche chrobotanie. Juz myślałem, ze to Marian głośno się załatwia za ścianą, jak to było w jego zwyczaju, ale się myliłem. W ścianie ujrzałem małą dziurkę. Powiększała się powoli, zobaczyłem, ze ktoś się przekopuje łyżeczką. Po dłuższej chwili był juz obok mnie Marian, który się przekopał z łyżeczką w zębach.
-Nie łatwiej było rękami?- spytałem.
-Tez FAKT- odpowiedział.
-Co tu robisz?
-Chcę stąd uciec. Mam dość tej wrednej Krystyny i kaszki trzy razy dziennie.
-Mi się tu podoba. Przynajmniej łóżka nie trzeba ścielić.
-Nic nie rozumiesz. Jesteśmy w WARIATKOWIE!!!
-Co?! To niemożliwe! Dlaczego?!
W mojej głowie zaczęło się powoli wszystko układać… Sweterek, kolorowe tabletki, wizyty tych gości w fartuchach, kaszka… Jestem w WARIATKOWIE! Ale dlaczego JA?! Co ja takiego zrobiłem?
- Uciekasz czy nie?
-No dobra. Ale jak?
-Mam na sobie mapę budynku- powiedział i pokazał mi rękę, na której były jakieś kreski i napisy w stylu „tendy”, „strasz” i różne takie.
-Tatuaż?- spytałem z podziwem.
-Flamaster wodoodporny.
-Skąd masz mazaki?- spytałem z jeszcze większym podziwem. Zawsze chciałem być malarzem. Raz nawet narysowałem domek z kogucikiem, ale bez kominka. Niestety kredki mi pouciekały i od wtedy skończyłem przygodę ze sztuką.
-Ukradłem przedszkolakowi na spacerniaku.
Marian był jedyną osobą wypuszczaną na spacerniak. Czasem trzeba przewietrzyć jego pokój. Mariana też.
-Kiedy uciekamy?
-Dziś w nocy.
Nagle coś usłyszałem…
-Ktoś idzie!
Marian szybko wrócił do swojego pokoju. W tym samym momencie weszła pani Krysia z tabletkami.
-Co to za dziura?- spytała.
-Myszy wygryzły.
-Aha. Jutro każę komuś przyjść i załatać.
Odetchnąłem z ulgą. Pani Krysia na szczęście nie była zbyt sprytna.
-Czas na smakołyki. Dzisiaj bierzemy niebieski i różowe…- znowu zaczęła mówić tym kretyńskim tonem.- Pokaż język. Grzeczny chłopczyk. Za pół godziny kolacja.
-A obiad już był?- spytałem zdziwiony.
-Był. Ale ty wtedy smacznie spałeś.- powiedziała i wyszła.
Po jakimś czasie wróciła.
-Idziemy na kolację.
Mariana na stołówkę nie puszczano, gdyż nikt nie potrafił wytrzymać jego odoru.
Na stołówce było inaczej niż zwykle. Niby kaszka ta sama, kumple też. Ale to był ostatni posiłek w tym miejscu. Zacząłem się rozglądać po znajomych.
Spojrzałem na małego kolesia idącego z dumną miną. Kiedyś był Napoleonem, ale go przechrzczono po tym, jak usiłował zgwałcić Krystynę. Mu i tak nie robiło różnicy, jak się nazywał.
-Jestem Napaleonem!- zawołał.
Był tu też Zygfryd, który swoim zwyczajem zjadł talerz, a kaszkę zostawił. Po chwili zaczął się okładać porem po plecach i śpiewać hymn Burkina Faso. Przynajmniej tak uważał.
Na koniec wszedł Maurycy. A może Andrzej? W każdym razie miał rozdwojenie jaźni. Nie powinien być na naszym oddziale, lecz obydwaj płacili za pobyt. Zabawnie wyglądało gdy się kłócili. Raz nawet doszło do rękoczynów.
Jako, że nie byłem głodny, wróciłem do pokoju. Po godzinie usłyszałem Mariana.
-Nareszcie uciekamy!- powiedział- Jestem taki podniecony!
-Czuję. Ale właściwie którędy spadamy?
-Tędy- oznajmił, wskazując małą kratkę wentylacyjną.
-No to wchodzimy.
Marian bał się być z przodu. Z tyłu też się bał. Czołgaliśmy się obok siebie. Najgorzej było na zakrętach. Po paru minutach zatrzymaliśmy się.
-Musimy zdobyć kod do drzwi
-Jak?
-Zakradnij się do pokoju Krysi i zdobądź go. Jest zapisany na takiej małej karteczce.
-Nie zna go na pamięć?
-Nie. Czterocyfrowy kod to za dużo dla niej.
Ruszyłem powoli. Bez problemu dostałem się do jej pokoju. Zauważyłem na biurku kartkę.
To na pewno to. Przecież Krysia i tak nie umie czytać.
-Co ty tu robisz- W drzwiach stała Krysia z groźną miną.
-Eee… Patrz! Kangur!
-Gdzie?!
Porwałem kartkę ze stołu i szybko zwiałem. Zamknąłem się z Marianem w małej komórce. Musieliśmy poczekać. Po chwili usłyszeliśmy rozmowę Krysi z strażnikiem. No to po nas.
-Widziałeś gdzieś tu kangura?- spytała. Jak już wspominałem nie była zbyt inteligentna.
-Raczej nie…
-Chodźmy poszukać.
Kroki zaczęły się oddalać. Wyszliśmy z komórki i ruszyliśmy w stronę drzwi z kodem. Marian spojrzał na kartkę. Miał coraz bardziej rozbiegany wzrok.
-Nie rozumiem tego szyfru!- krzyknął z paniką w głosie.
-Obróć ją.
Już po chwili byliśmy na zewnątrz ciesząc się coraz bliższą wolnością. Ucieszyło mnie też to, że na świeżym powietrzu nie czuć Mariana. Przeskoczyliśmy przez pierwszy mur, drugi, trzeci. Nagle włączył się alarm. Za nami byli strażnicy, ale my skakaliśmy nadal. Nie mam pojęcia, ile było tych murów. Umiem liczyć tylko do ośmiu. W końcu wdrapaliśmy się na ostatni. Przed nami była ruchliwa ulica.
-Skaczemy!!!- wtedy ostatni go usłyszałem. Wpadłem do przejeżdżającej śmieciarki. Marian nie trafił. Zdrapywali go z asfaltu. Jak się dowiedziałem miesiąc później od Napaleona, po tamtym zdarzeniu na obiad nie było kaszki, tylko wołowina. Trochę zajeżdżała stęchlizną, ale ponoć smaczna. A ja, szczęśliwy, że mi się udało, odjechałem na pobliskie wysypisko…

--
posty pisane kursywą są autorstwa Pana Kawy(c)

chanya
Z wielką przyjemnością przeczytałam.
Uwielbiam takie klimaty.
Pointa- genialna!

Dzisiaj na każdym kroku pełno smoków, rycerzy, trolli, legend, rycerzy etc. Mam permanentny przesyt. Historia o wariatach i Wielkim Śmietniku- to jest to. Nareszcie ktoś myśli samodzielnie, komercyjna tłuszcza nie wlecze go za sobą. Jestem zachwycona, pisz dalej.

--

forewa
forewa - Superbojowniczka · przed dinozaurami
Z przyjemnością i rozbawieniem przeczytałam.

--
chwilowo nie posiadam

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
heh, naprawde zabawne. dobrze poprowadzony dialog, iskrzy się życiem. a to nieprosta sztuka, czasem w utworach znanych i cenionych, dialogi miedzy ludźmi brzmią, jak rozmowy sklepowych manekinów. gratuluję dobrego warsztatu.
kiedyś byłem wielki fanem przygód Mikołajka, czytając ten utworek, miałem wrażenie jakby i on wyszedł spod pióra Rene Goscinnego, tylko napisanego dla osób nieco starszych.

--
Elvis żyje, a Bóg nie ma ptaszka
Forum > Półmisek Literata > Sweterek
Aby pisać na forum zaloguj się lub zarejestruj