Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Forum > Półmisek Literata > Życie bohatera - krótkie opowiadanie
Woltus
Woltus - Superbojownik · przed dinozaurami
Co o nim sądzicie?

Nienawidzę tej wioski.
To krótkie zdanie raz za razem przetaczało się przez myśli młodego Gothara. Chłopak, ledwie wchodzący w dorosłość, leżał na poddaszu ojcowskiej stodoły, rozmyślając nad swoim losem, który, choćby niewiadomo co, nie chciał się doń uśmiechnąć.
Młodzieniec przewrócił się na plecy. Sięgające za ucho jasne włosy zlewały się niemal w jedno z otaczającą je słomą. Wpatrywanie się w sufit nie było jednak ciekawym zajęciem, a nudy chłopak miał już powyżej uszu.
Gothar zszedł szybko po drabinie i podszedł do boksu, w którym spokojnie skubał paszę kary koń jego ojca. Chłopak usiadł na belce wieńczącej jedną ze ścianek boksu i podrapał zwierzę za uszami.
- Dlaczego ojciec nie odszedł stąd? Był przecież znanym wojownikiem. Nie musiał tutaj zostawać. Mógł pójść do miasta, tam zamieszkać i wziąć mamę. Przynajmniej by się coś działo. A tu? Jedno wielkie nic. Nawet dziewczyny takie jakieś nijakie. No może poza Daną. Nie uważasz, że ona jest naprawdę ładna?
Koń, jak to miał w zwyczaju, nie odpowiedział na pytania chłopaka.
- Tylko, że ona nawet na mnie nie spojrzy. Musiałbym się jakoś wsławić, pokonać jakiegoś potwora, albo znaleźć ukryty skarb. Fajnie by było, nie? Wszyscy by mnie wtedy podziwiali. Byłbym sławny. Mógłbym się ożenić z Daną, a potem poszlibyśmy mieszkać do jakiegoś miasta. Tylko, co zrobić? Tu można co najwyżej lisa upolować, który zabijał kury. Nienawidzę tej wioski.
Chłopak siedział tak jeszcze przez chwile drapiąc przyjaciela za uszami.
Powoli zaczęło się ściemniać. Gothar zeskoczył na ziemię i poklepał konia po karku.
- Idę zajrzeć do karczmy. Może posłucham chociaż jakiejś ciekawej opowieści.
Młodzieniec ruszył żwawym krokiem w stronę najczęściej odwiedzanego budynku. Karczma, choć niewielka, była przytulnym miejscem. Czasem, niestety rzadko, zatrzymywali się w niej przejezdni lub, na co chłopak czekał z utęsknieniem, awanturnicy.
Wewnątrz siedziało kilka osób. Przy kontuarze Gothar dostrzegł dwóch nieznanych sobie mężczyzn, więc zajął miejsce w pobliżu, mając nadzieję usłyszeć ciekawe wieści.
Karczmarz jak zwykle nie chciał sprzedać mu piwa. Zirytowało to chłopaka niezmiernie. Był już przecież niemal dorosły, miał prawie piętnaście lat.
Nieznajomi wyglądali na kupców. Tak, kupcy często nosili takie długie wąsy i ubierali się zupełnie niepraktycznie.
- Panie karczmarzu. – Odezwał się jeden. – A te gobliny w lasku to od dawna tu macie?
- Gobliny, panie? Nie, od dawna nie widzieli my tu goblinów.
- Ha, a my widzieliśmy. Co prawda niezbyt wiele, ale jednak. I to tutaj, w lasku, chyba z pół tuzina, co nie Hank?
- Ano tak. – Odrzekł drugi z kupców. – Szczęśliwie udało nam się ich minąć bez waśni. Takie gobliny to potrafią narobić kłopotów, oj tak. Strasznie cwane te małe bestie. Słyszałem, że na północy, w Rotrenh, całe ptactwo ludziom powyrzynały.
- Nie.
- Tak. I to jeszcze jak sprytnie. Dwa się pokazały, a jak się mężczyźni zebrali, coby je przegonić, to reszta wpadła, rach ciach, i było po wszystkim.
Gotharowi wystarczyło słuchania. Wreszcie znalazł swoją szansę. Z płonącym w oczach zapałem zeskoczył z wysokiego stołka i ruszył ku wyjściu.
- Got, zaczekaj. – Krzyknął za nim karczmarz. Chłopak spojrzał na niego przez ramię. – Prawie bym zapomniał. Eryk cię szukał.
Młodzieniec gwałtownie obrócił się i podszedł do kontuaru.
- Eryk wrócił? Kiedy?
- Ano wrócił. Mówił, że zostanie tu na trochę. Przyjechał gdzieś tak przed godziną. Wypił piwo i poszedł gdzieś.
Gothar jeszcze szybszym krokiem podążył ku wyjściu. Jego stary przyjaciel przyjechał. To dobry znak, pomyślał, to z pewnością dobry znak.
Chłopak wiedział dobrze, gdzie szukać przyjaciela. Gdy tylko Eryk wracał do rodzinnej wioski, zawsze dużo czasu spędzał pod starym dębem. Dlaczego polubił właśnie to miejsce, młodzieniec nigdy nie potrafił zrozumieć.
Przypuszczenia Gothara sprawdziły się.
Eryk siedział oparty o szeroki pień dębu z rękami założonymi za głowę i zamkniętymi oczami. Był cztery lata starszy od Gothara. Jak zwykle ubrany w luźną szatę i sandały. Plecak, sakwy i prosty kostur spoczywały obok. Podobnie jak książki, z którymi nie rozstawał się już od dziecka.
Gothar zakradł się do przyjaciela, który zdawał się jego obecności zupełnie nieświadomy. Jednak, gdy chłopak zbliżył się doń na odległość skoku, nie był już w stanie powstrzymać się od uśmiechu.
- Co to za złodziejaszek zbliża się potajemnie do biednego podróżnika?
- Podróżnika? Myślałem, że to jaka dziewka sama siedzi i towarzystwa potrzebuje. Zwykle się chłopy w kiecki nie stroją.
- A mali chłopcy zwykle kury ganiają, a nie uganiają za spódniczkami.
- Żeby się było za czym uganiać.
Chłopak nie wytrzymał już jednak i uściskał serdecznie przyjaciela.
- Gdzieś ty się podziewał? Ze dwa księżyce cię nie było.
- Uczyłem się. Z każdym miesiącem mój mistrz jest coraz bardziej wymagający. Gdyby nie drobny wypadek przy pewnym eksperymencie, nie zobaczylibyście mnie pewnie jeszcze przez rok dobry, jak nie dłużej. A tak przez tydzień bez mała wolny jestem.
- Musisz ty się tej magii uczyć?
- To dla mnie wielki zaszczyt. Niewielu jest w stanie się tego nauczyć. A jak już skończę, będę mógł wreszcie finansowo rodziców wesprzeć. Nie mam rodzeństwa, a oni sporo poświęcili, żebym mógł spełnić marzenia. Dobrze wiesz, że nie nadaję się do pracy w polu.
- Taaak, wiem. Jeszcze mam bliznę po tamtym zamachu widłami.
- Ja nie chciałem.
- Wiem. Poza tym, ja też myślę, że nie urodziłem się by być farmerem. Chcę być wojownikiem, jak niegdyś mój ojciec.
- Któż wie. Może kiedyś.
- Nie kiedyś. Teraz. W okolicy pojawiły się gobliny. Moglibyśmy je pokonać!
- Daj spokój. Zostaw takie sprawy dorosłym. Nie warto ryzykować, jeszcze by ci się coś stało.
- Przecież to tylko gobliny. Mój ojciec zabił kiedyś orka. ORKA. Wielkiego i silnego orka. Na pewno damy radę kilku goblinom.
- Daj spokój Got. Nie walczyłeś jeszcze nigdy. Ja też na niewiele bym się przydał.
Niechęć Eryka do pomysłu Gotharda zaskoczyła chłopaka i ugasiła jego temperament. Posiedział jeszcze chwilę z przyjacielem, po czym wrócił do domu.
Młody czarodziej spoglądał za odchodzącym młodzieńcem.
- Dorośnie jeszcze do takich rzeczy. – Mruknął i ponownie zatopił się w rozmyślaniach.
Spokój jednak nie trwał długo. Po kilkunastu minutach uczeń maga usłyszał szybkie kroki. Otworzywszy oczy ujrzał biegnącemu ku niemu Gothara z długim zawiniątkiem w dłoniach.
- Mam go! – Krzyknął chłopak, zbliżając się do przyjaciela.
- Co? – Spytał Eryk podnosząc się z ziemi.
Młodzieniec odwinął szmatę i ich oczom ukazał się prosty miecz w skórzanej pochwie.
- Skąd go wziąłeś?
- Od ojca. On się kiedyś nim posługiwał.
- A czy twój ojciec wie, że go wziąłeś.
- Wie.
- Czyżby?
- No... nie, ale na pewno pozwoliłby mi go wziąć, żeby walczyć z goblinami.
- Powinieneś go natychmiast odnieść ma miejsce. Pójdę z Tobą. Jakby co, to powiem twojemu tacie, że chciałem go po prostu obejrzeć.
- Nie. Ja... ja idę walczyć z goblinami. Pokaże wreszcie wszystkim, że jestem wojownikiem, a nie farmerem.
- Będziesz miał na to wszystko czas. Poćwiczysz trochę, wprawisz się, na pewno przekonasz ojca, żeby cię czegoś nauczył. Chodź teraz do domu.
- Nie. – Chłopak przycisnął oręż do piersi. – Ja idę. Z tobą albo bez ciebie.
Powiedziawszy to, obrócił się na pięcie i odszedł w stronę lasku.
- Got, nie idź. Got! Gothar! Do diabła, czekaj na mnie!
Młody mag zebrał szybko swoje rzeczy i pospieszył za idącym żwawo przyjacielem. Lasek leżał nieopodal wioski, zaledwie kilka minut drogi na północ. Gothar szedł tam pospiesznie, Eryk zaś podążał za nim, próbując odwieść przyjaciela od nierozsądnego pomysłu. Ten jednak uparcie się go trzymał.
Młodzieńcy dotarli do linii drzew, Gothar przypiął pochwę do paska. Zagłębili się trochę w gąszcz, w końcu ich oczom ukazały się kształty dwóch małych stworów. Miały długie, kościste kończyny, trójkątne, szerokie twarze ze spiczastymi uszami. Oba miały na sobie stare strzępy ubrań, znalezione zapewne w śmieciach. W chudych palcach trzymały prymitywne włócznie i rozmawiały o czymś w dziwnym, gardłowym języku.
Gothar wyciągnął miecz z pochwy i ruszył powoli w stronę stworów. Niestety nadepnął na sucha gałąź. Trzask był głośny, gobliny spojrzały w stronę chłopaka, warknęły coś i nadstawiły włócznie. Młodzieniec trzymał nieporadnie miecz przed sobą, ściskał rękojeść z całej siły, obiema dłońmi. Nie cofnął się jednak, postąpił kolejny krok do przodu.
Gobliny musiały wyczuć niepewność chłopaka. Skierowały groty włóczni w jego stronę i ruszyły biegiem.
Eryk widząc cała sytuację, zaczął rzucać jedno z niewielu zaklęć, których zdążył się dotąd nauczyć. Była to właściwie tylko prosta sztuczka. Magiczne formuły zabrzmiały w ciszy lasu, młody mag wykonał prosty gest i z jego wyciągniętej dłoni wyleciał błękitny promień. Zaklęcie trafiło jednego z goblinów prosto w twarz. Oczy, nos oraz usta stwora zsiniały i pokryły się cienką warstwą lodu. Oślepiony, potknął się i padł ciężko na ziemię. Drugi goblin spojrzał na adepta magii i najwyraźniej uznając go za groźniejszego przeciwnika, zaszarżował w jego stronę. Gothar próbował ciąć go mieczem, jednak jego ruchy były powolne i niewprawne. Stwór przemknął szybko obok chłopaka i zaatakował Eryka. Młody mag próbował zbić grot kosturem, jednak goblin był szybszy. Prymitywna broń wbiła się głęboko w brzuch maga i rozorała go aż do piersi, gdy zatrzymała się na mostku.
Stwór uśmiechnął się złośliwie. Jednak chwilę później ostrze spadło na jego kark i zwalił się martwy na ziemię.
Gothar spojrzał na osuwającego się po drzewie przyjaciela. Szata była już mocno przesiąknięta krwią. Eryk próbował coś powiedzieć, jednak z jego ust wydobywała się jednie krwawa piana. Osunął się w końcu zupełnie, siedział na ziemi oparty o pień szkarłatny pień drzewa. Był blady i krzywił się z bólu przy każdym oddechu. Gothar wypuścił miecz z rąk. Roztrzęsiony uklęknął przy starym przyjacielu, chwycił go za zakrwawioną dłoń, przez ściśnięte strachem gardło zdołał powiedzieć tylko:
- Eryk. Eryk...
Młody mag zamknął już jednak oczy. Palce, które przed sekundą jeszcze delikatnie trzymały się dłoni chłopaka opadły z sił. Głowa przechyliła się na ramię.
Gothar ledwie powstrzymał mdłości, jednak łzy obficie spływały mu po bladych policzkach. Nie tak wyobrażał sobie przygody, walki z potworami. Nie było tak, jak miało być. Zupełnie nie tak.

kaprys
kaprys - Superbojowniczka · przed dinozaurami
Mógł pójść do miasta, tam zamieszkać i wziąć mamę.
A we wsi jej nie wziął?

Poza tym mi się podobało Tylko odnoszę wrażenie, że gdzieś powinien być początek, potem ciąg dalszy... ciekawe jak to się wszystko skończyło. ;)

--
Kot Schroedingera poszukiwany - żywy lub martwy.

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
KoX - Superbojownik · przed dinozaurami
:Woltus
Krótkie opowiadanie podobało mi się umiarkowanie, ale jednak. Nie mogę powiedzieć, że jestem nim zachwycony, lecz pewien poziom trzyma.

Pomijając małe wpadki techniczne (np. "pień szkarłatny pień") widzę tekst napisany poprawnie pod względem językowym -- i niewiele więcej. Opowiadasz historię jasno; cały czas wiadomo, co się dzieje. Tym niemniej narracja nie porwała mnie. Ciężko mi zdiagnozować, czemu tak się stało; pewnie powodów jest parę.

Jednym z nich może być narrator, który mówi, jakby stał obok i przyglądał się, słuchał. Czytając jestem niczym naoczny, bierny świadek. Tymczasem jako czytelnik chciałbym zżyć się bardziej z bohaterem, wiedzieć, co Gothar czuje. Gdy mówi do konia, poznajemy jego odczucia i żale. Odnoszę wrażenie, że bez konia nie poznalibyśmy tego -- narrator nie znałby niewypowiedzianych myśli bohatera. Wszystkowiedzący narrator bardzo by się przydał w finałowej scenie w lesie, której -- moim zdaniem -- brakuje napięcia. Podkradanie się do goblinów jest wyprane z emocji; narrator opisuje wygląd stworów, dźwięki przez nie wydawane, zachowanie chłopaka -- właśnie jakby beznamiętnie przyglądał się z boku.
Weźmy taki opis: "Gothar czuł krew pulsującą w tętnicach. Tyle lat marzył o tej chwili, od której wszystko miało się zacząć! Teraz bał się. Bał się bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej w życiu, jednak wiedział, że prawdziwy bohater musi przezwyciężyć strach, walczyć z nim cały czas. Ciężar ojcowskiego miecza dodawał mu otuchy, zaś myśl, że jest o krok od udowodnienia wszystkim, iż zasługuje na tę broń, spotęgowała siły.
Tylko jeden krok. Tylko jeden.
Młody wojownik postąpił do przodu. Trzask! Niczym grom z jasnego nieba odgłos łamanej gałązki rozdarł ciszę wieczoru. Serce chłopaka zamarło -- zdało się, że ta jedna chwila zaważyła na wszystkim. Później wielokrotnie wracał do niej myślami zastanawiając się, co by było, gdyby nie owa przeklęta gałązka. Ale wtedy, w lesie, gdy zdradliwy dźwięk brzmiał jeszcze w uszach, jedyne, co przyszło mu do głowy, to zdziwiona myśl, że na plecach również ma włosy -- proste, najeżone i oblane zimnym potem. Zdębiał po prostu, instynktownie znieruchomiał na ten krótki moment, w którym dwójka goblinów spojrzała wprost na niego. Ich warknięcia były tak ostre, jak groty włóczni; najostrzejsze jednak wydały się odsłonięte, wyszczerzone zębiska.
Stwory momentalnie ruszyły ku młodzieńcom."
Może to i przegadane, przesadzone, jednak pokazuje, czego brak Twojemu opowiadaniu. O najważniejszej chwili opowiadasz trochę jak komentator programu przyrodniczego: "Tym razem polowanie nie powiodło się, stado poniosło straty. Zdarza się i tak".

Drugi powód mojego umiarkowanego niezadowolenia to unikanie budowania klimatu. Może problem leży po mojej stronie, gdyż nie wystarczy powiedzieć "miecz, mag i goblin", bym od razu wczuł się w świat fantasy.
Karczma, choć niewielka, była przytulnym miejscem. Z jakiego powodu miejsce było tak przytulne? Czy fani fantasy mają zakodowany obraz standardowej karczmy, przez co nie trzeba nic o niej mówić? Ja nie mam takiej wizji i ciężko mi skonkretyzować sobie scenę; jasno tam czy ciemno? kontuar z drewna, a może z kamienia? czy jest tam stół? Nie nakłaniam do wodolejstwa i szczegółowego opisywania wszystkiego, ale pewne szczegóły warto przemycić.
"Karczma, choć niewielka, była przytulnym miejscem. Nawet w najzimniejsze wieczory można było ogrzać się przy płonącym kominku, przysiąść na drewnianej, nieheblowanej ławie i wychylić kufel przedniego piwa. (...) Przy kontuarze Gothar dostrzegł dwóch nieznanych sobie mężczyzn, więc minął siedzącego przy stole starego Meltira -- ten to umiał opowiadać stare historie! -- i zajął miejsce w ich pobliżu mając nadzieję usłyszeć ciekawe wieści."
Za małą, ale całkowitą porażkę uważam to, że chłopak zeskoczył z wysokiego stołka. Dlaczego dopiero na końcu dowiaduję się, że siedział na wysokim stołku?! Zdążyłem już sobie dawno wyobrazić człowieka z zadkiem na ławie -- a wtedy: "Nie, nie. To wysoki stołek". Przypominam: nie wiem, jak wygląda karczma w kanonie fantasy; jakoś bardziej widzą mi się tam ławy, krzesła i niskie zydelki. Dlatego właśnie oczekuję, że autor mi powie od razu, że ktoś posadził się na wysokim stołku.

I jeszcze o klimacie. Karczma jak karczma, wiele się tam nie dzieje. Ale las! Ostatnia scena! Autorze! Na początku opowiadania zaczynało się ściemniać; potem bohater odwiedził karczmę, zaszedł pod dąb, do domu i z powrotem, i dopiero do lasu. Czy byłeś, Autorze, kiedykolwiek w lesie po zmroku? Ja byłem i pamiętam mniej więcej, jak to wygląda -- zupełnie inaczej niż w dzień, straszniej. Aha, z latarką byłem. Gothar i Eryk idą bez pochodni, jest już dosyć ciemno. Dorzucamy jeszcze dwa gobliny...
Pytam: z jakiego powodu boję się goblinów dopiero teraz? Wiele pracy kosztowało mnie -- czytelnika -- osiągnięcie takiego stanu. To logiczna konsekwencja tego, co napisałeś: już wcześniej zaczynało się robić ciemno; mamy las i gobliny, przed którymi ostrzega rozsądniejszy z dwójki chłopców i które są omijane szerokim łukiem przez kupców. Czytając po raz pierwszy, drugi, piąty, nie wyobrażałem sobie lasu po zmroku, bo nie zadbałeś o to. Nie wiem, ilu czytelników rutynowo analizuje tekst tak dokładnie, by pamiętać bez przypominania, że "zaczęło się ściemniać" -- ja nie. A wystarczy kilka słów więcej: "Zagłębili się w mroczny, tajemniczy gąszcz; w końcu ich oczom ukazały się kształty dwóch małych stworów ledwo odcinające się od czarnego tła lasu. Dwa gobliny. Przyjaciele nie chcieli nawet myśleć, że w ciemności może kryć się ich więcej. Wysoko w koronach drzew wiatr szumiał złowrogo i dopiero teraz dał się poczuć przenikający ciało ziąb nadchodzącej szybko nocy."


Widzę, iż piszesz z troską o ortografię i interpunkcję, klarownie i bez zbędnych udziwnień -- to Ci się wielce chwali. Jednak opowiadanie, choć nie poezja, to też literatura piękna; nie powinno być sprawozdaniem stworzonym jedynie z pomocą szkiełka i oka. (To oczywiście moja prywatna opinia -- mam nadzieję, że nie jestem odosobniony.) Działaj na emocje, bo jak na razie dajesz nam głównie fabułę, która nie jest specjalnie oryginalna czy odkrywcza. Skoro istnieje ta najważniejsza scena na końcu, do której wszystko się sprowadza, zadbaj, by czytelnik ją przeżywał, a nie tylko się zaznajamiał. Istnieje bohater -- niech czytelnik czuje razem z nim. Próbowałem dać przykłady, w jaki sposób to osiągnąć, ale oczywiście nie jestem wyrocznią. Całkiem możliwe, że to, co napisałem, jest po prostu śmieszne. Niewykluczone, że można to zrobić zupełnie inaczej. Tak czy owak zalecam odejście od suchej, bezuczuciowej i sprawozdawczej narracji.

--
Czajnik. Kupiłem czarny czajnik. Pojemność – dwa czterysta.
Pojemność – dwa czte… Sie-dem je-den ma do set-ki!
Forum > Półmisek Literata > Życie bohatera - krótkie opowiadanie
Aby pisać na forum zaloguj się lub zarejestruj