Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Forum > Półmisek Literata > Ballada o Józefie G.
chanya
Chciałam napisać jakiś mądry wstęp ale przez usta moje przemawia cały czas Józef Gruszka. Tak się wczułam w jego rolę, że aż strach, co będzie w pracy jak zapodam szefowi jakiegoś teksta
Napisałam to, bo bojownik KoX postawił kwestię „czy chanya umie zbudować postać?”. Pomyślałam więc, że musze spróbować. Proszę KoX’a i każdego, kto zechce się wypowiedzieć o ocenę, czy jest to postać wiarygodna.







Nazywam się Józef Gruszka i siedzę w więzieniu. Nie jestem jakiś głupi czy coś i dlatego postanowiłem napisać jak to ze mną było.
Mam siostrę starszą o 12 lat Maryśkę, która wyjechała z domu jak lat miała 17 i dotąd nie wróciła. Matka nigdy nic o niej nie mówiła. Ja zresztą nie pytałem bo wcale jej nie pamiętam. Babka mi mówiła parę razy
- a wiesz ty Józuś, że masz siostrę Marysię?
- wiem babka, odpowiadałem zawsze.
- pamiętaj, żebyś nie zapomniał, że masz starszą siostrę Marysię.
Tyle w kwestii Maryśki.
Mam też brata Władysława, starszego o 11 lat i brata Artka młodszego o 14 lat. Ja mam na imię Józef i lat mam 34. Brat mój Władysław siedzi też w więzieniu za recydywę i psy go doprowadziły na mój proces skutego w kajdankach. Nie spojrzałem na niego jak zeznawał i teraz nie wiem, czy miał mi za złe. Myślę, że nie miał, bo zawsze mnie lubił i nawet złamał kiedyś rękę takiemu jednemu chujowi spod 14 jak mi tamten skroił 20 zł. Władysław ojcem nigdy języka wspólnego nie miał ale i zatargów żadnych nie mieli. Chyba nigdy ze sobą za bardzo nie gadali. Władysław miewał zatargi z matką. Zwykle jak wracał do domu matka od progu darła się na niego
- gdzieś był ty skurwysynu pierdolony, to nie hotel, żebyś sobie przychodził kiedy chcesz i wychodził jak ci pasuje
- stul pysk matka- mówił jej, ale ona nigdy nie słuchała, zawsze darła się dalej
- ja ci dam stul pysk, jak ci jebnę zaraz ty sukinsynu jeden, to wylecisz ani się nie obejrzysz.
Ja zawsze wtedy wychodziłem z domu, nie mogłem patrzeć jak Władysław ubliża matce. Jakby to był ktoś obcy to bym chuja zapierdolił, a że Władysław, to nie mogłem. Gdy wracałem do domu zwykle było tak samo- Władysław z ojcem pili w dużym pokoju a matki nie było. Mnie nigdy nie zaprosili do wspólnego stołu ale też i nie chciałem wcale.
Młodszy mój brat Artek to milczek i nie wiadomo wcale co mu w głowie siedzi. Czasem dziwnie mi się robiło jak się spojrzał, bo zupełnie nie mogłem rozgryźć co on myśli. Cały na czarno ubrany, nic się nie odzywał, kolegów wspólnych nie mieliśmy. Czasem jak zadyma się robiła to siedział przy samej ścianie na wersalce, taki spłaszczony za zasłoną. Psy przyjeżdżały a on nic, jakby go nie było.
Teraz powiem jak to się stało, że ja szkoły żadnej nie zdałem. Głupi nie jestem i jakbym chciał to bym i inżynierem pierdolonym mógł być albo jakiś kierowcą rajdowym albo kim bym chciał. Matka kucharką był w szpitalu wojskowym a ojciec miał prawdziwy mundur wojskowy. Nie wiadomo co ojciec robił, bo nigdy nic nie gadał, ale w wojsku przestał pracować i emerytury żadnej ani innej roboty nie podjął. Matka też nigdy słowa nie powiedziała. Ona to w tej kuchni pracowała jak byłem mały a potem już nie, nie wiem dlaczego. Brat mój Władysław gdzieś znikał na kilka dni i po jego powrocie zawsze w domu było i picie i jedzenie. Ja czasem coś skroiłem albo robotę jakąś podjąłem. Jak byłem mały to byłem strasznie dumny, że ojciec ma mundur w domu. Przychodzili do mnie chłopaki ze szkoły i oglądali mundur. Była w domu też prawdziwa kabura i nabój. Koledzy zazdrościli mi.
Ojciec miał dużo kolegów. Przychodzili oni do nas, matka robiła kanapki, pili wódkę, było wesoło. Skończyło się jednak, nie wiem czego. Ojciec zaczął pić poza domem. Bałem się do niego podejść gdy był napity. Zawsze wtedy wrzeszczał na mnie i bił. Jak byłem w 7 klasie podstawówki odpyskowałem mu, że jak pijany przychodzi to niech mordę zamknie, bo czytać nie można. Nie wiem, skąd mi się to wtedy wzięło. Tak mnie wtedy pierdolnął w głowę, że mnie zamroczyło. Na drugi dzień w szkole miałem przejebane, bo nie mogłem nic zrozumieć z tego co nauczyciele gadają. Jakiś wtedy byłem otępiały.
Z dzieciństwa to najbardziej pamiętam to, jak mnie zawieźli kiedyś w wakacje do ciotki Julity- siostry ojca na wieś. Po dwóch tygodniach matka przyjechała i przywiozła mi wiaderko plastikowe z sitkiem, łopatką i grabkami. Tak się ucieszyłem z tego prezentu, zdjąłem sitko z wiadra, a tam były cukierki. Te cukierki to do dzisiaj pamiętam- takie żółte w celofanowych papierkach. Wiaderko to zostało na wsi u ciotki, bo zapomnieliśmy je zabrać. Ja się w domu pokapowałem że go nie ma to strasznie płakałem.
Potem pamiętam jak byłem w ósmej klasie. Zacząłem się ojcu stawiać. Zawsze jednak bił i ja się go bałem.
Któregoś razu koledzy spod bloku dali mi wina. Wypiłem wtedy z pół butelki i tak się napiłem, że nie wiedziałem jak trafić do domu. Po tym wydarzeniu często piliśmy z kolegami. Robiliśmy to w piwnicy, żeby nas nikt nie przyłapał. Jak wracałem do domu napity to zaraz szedłem spać i nikt się nie czepiał.
Któregoś razu zarobiłem 30 zł. Jednej pani z domków miałem wynieść różne śmieci z piwnicy. Najwięcej tam było butelek ale na skup się nie nadawały, bo nietypowe. Kiedyś była taka oranżada „Kaskada” i te butelki były właśnie takie. Zapłaciła mi za to 30 zł. Kupiłem wtedy wódkę i poszedłem z nią do ojca. Ojciec od razu wyciągnął dwa kieliszki, chleb i pasztetówkę. Zasiedliśmy pierwszy raz do wspólnego stołu. Pamiętam to, bo poczułem się wtedy wspaniale. Kochałem ojca bardzo.
Potem jak brat Władysław pił z ojcem to mnie też zapraszali.
Potem skończyłem ósmą klasę i musiałem wybrać jakąś szkołę. Zastanawiałem się jaką tą szkołę wybrać i na nic nie mogłem się zdecydować. Nie zapisałem się więc do żadnej, bo nie chciałem chodzić do jakiejś głupiej szkoły. Matka zaczęła drzeć się, że darmo żreć mi nie będzie dawać i że mam roboty jakiejś sobie poszukać. Nie wiedziałem gdzie tej roboty szukać. Prosić się o robotę po zakładach pracy nie miałem zamiaru. Rano wychodziłem z domu i zaraz spotykałem kolegów, zawsze pod blokiem coś się działo. Przesiadywaliśmy w piwnicy, w komorze CO- ciepło i spokój. Mieliśmy tam materac i świeczki. Koledzy opowiadali o kobietach. Ja też opowiadałem różne historie bo mi było wstyd, że oni takie mieli przeżycia a ja nie. Kiedyś jak tak siedzieliśmy i nudno zaczęło się robić, to podpaliliśmy jednemu sąsiadowi drzwi do piwnicy. Innym razem zrobiliśmy zawody plucia na siodełko roweru poprzez szczeble. Śmialiśmy się na myśl, jak sąsiadka siądzie na tych naszych charchach i pojedzie.
W owym czasie często kłóciliśmy się z ojcem. Długo nigdy nie czekał, żebym mu odpowiedział co myślę. Chodziłem wtedy tak wściekły, jak tylko ktoś mi wszedł w drogę zaraz nie byłem mu dłużny. Ojca jednak bałem się, myślę, że bali się go wszyscy. Matka się bała i bracia i koledzy i sąsiedzi.
Któregoś razu przyszedłem do domu prawie trzeźwy ale było bardzo późno. Nie miałem klucza bo mi matka zabrała. Powiedziała, że to nie hotel i darmo mnie tu nikt nie będzie trzymał i klucz zabrała. - na chuj mi ten twój klucz, powiedziałem do niej. Ubrałem się i wyszedłem a drzwiami tak jebnąłem wtedy że wygięła się futryna i już potem zamek źle chodził. No więc jak wracałem do domu to już było koło drugiej w nocy. Drzwi były zamknięte a ja nie miałem klucza. Kopnąłem wtedy parę razy. Otworzyła mi matka, bez słowa, zaspana, zeszła mi z drogi. Nie miałem zamiaru nic gadać, tylko iść spać. Z pokoju jednak wyszedł ojciec i od razu do mnie wystartował. Nie pamiętam co mi powiedział wtedy ani co ja mówiłem. Pamiętam tyko, że mnie złapał za oszywkę a ja mu tę jego rękę wtedy odtrąciłem. Taki byłem wtedy wściekły, tak go jebnąłem z całej siły w tą jego rękę. Po czym stanąłem gotowy do dalszej walki, cały spięty czekałem na jego ruch, byłem pewien, że teraz to mnie zapierdoli ale było mi wszystko jedno. Jednak ojciec wtedy wycofał się, powiedział żebym cicho był, odwrócił się i poszedł. Ja stałem jeszcze chwilę w tym przedpokoju. Cały się trząsłem, pot mnie oblał, nogi zrobiły mi się miękkie i myślałem że się zsikam w spodnie. Poszedłem do łazienki i tam się rozpłakałem. Na drugi dzień wstyd mi było. Byłem pewien, że ojciec da mi za to dobrze popalić. Pomyliłem się, ojciec unikał mojego wzroku i nic się nie odzywał.
Za jaki czas sytuacja powtórzyła się. Potem niejednokrotnie zdarzały się różne sytuacje. Czasem i matka oberwała jak nas chciała rozdzielać. Kiedyś połamaliśmy z ojcem meblościankę w dużym pokoju. Poszedłem wtedy do sąsiadki zadzwonić po policję bo ojciec sam zaczął i bardziej był napity ode mnie. Ucieszyłem się na myśl, że jego tym razem wyprowadzą, tym bardziej że to on popchnął matkę i przez niego rozwaliła sobie czoło. Jak psy przyjechały to ojciec siedział cicho na wersalce i nic się nie ruszał nawet. Psy od razu do mnie przystartowały, wiadomo młody to winny, stary to niewinny. Tak mnie to wkurwiło że powiedziałem parę słów. Od razu skuli mnie i wyprowadzili do suki. Trzech ich było a ja jeden i w kajdankach mnie prowadzili. Wyciągnąłem skute ręce przed siebie, niech wszyscy widzą jakie cipy w policji są.
Po jakimś czasie znałem wszystkich na komendzie a wszyscy znali mnie. Srałem na to i mogli mnie zabierać jak chcieli. Jeść dali, wyspałem się zawsze i święto.
Tak upłynęły ostatnie lata. Do szkoły żadnej się nie zapisałem bo poszedłem w lata i wstyd było z gówniarzami w jednej ławce siedzieć. Nie ożeniłem się, kobiet miałem kilka ale do żeniaczki daleko mi było. W ogóle nigdy inicjatywy z mojej strony żadnej nie było. Nigdy nie miałem odwagi zagaić takiej, jeszcze by mi omówiła i wstyd by był przed kolegami. Zawsze to one wychodziły z propozycjami i ja się na nie zgadzałem. Mówiły mi, że mam buźkę jak aniołek i tym podobne rzeczy a ja robiłem wszystko co chciały. Dla kobiet to zawsze byłem delikatny ale nie lubiłem jak były wścibskie. Żadnej jednak nigdy nie uderzyłem, tylko jak wypytywały o różne rzeczy, to ubierałem się i tyle mnie widziały. Do żeniaczki jednak niemiałem głowy i nawet nigdy nie pomyślałem o tym. Żadna też mnie o to nie poprosiła to i nie wiem nawet czy bym się zgodził. Żadna z nich w więzieniu mnie nie odwiedziła, nie dostałem listu od żadnej ani nic. Pod celą to gadają o tym, czy żona wierna na wolności, czy w tango poszła, czy się nie skurwiła. Ja tym się nie martwię. Wkurwia mnie tylko taki jeden, puszy się jak paw bo jego kobieta podobno piękna jest jak jakaś królowa angielska. Chuj a nie królowa angielska. Kiedyś mu zapierdolę tak, że zamknie jadaczkę.
Raz jeden byłem dłużej z jedną taką. Na imię miała Aśka i była starsza ode mnie o 2 lata. Żadnej innej do domu nie przyprowadzałem, bo nie było po co. W jednym pokoju ojciec z matką a ja w drugim z bratem Artkiem i bratem Władysławem. Aśka jednak przyszła kiedyś sama. Ojciec z matką siedzieli w dużym pokoju razem z Jóźką. Jóźka często bywała u nas, bo jej mąż miał delirkę i o mało jej oczu nie powybijał. Jóźka jak się napiła to cicho siedziała i nie awanturowała się, tak samo jak matka.
No więc jak przyszła Aśka, to matka z ojcem i Jóźką już dobrze napici byli. Poszliśmy do małego pokoju. Siedział tam mój brat Artek ale na nasz widok wstał i wyszedł z domu. Strasznie byłem wtedy zadowolony, że mogę przyjąć w gościach dziewczynę. Brata Władysława też nie było w domu, byliśmy w pokoju sami. Zrobiłem jej herbaty, włączyłem radio, zrobiło się bardzo miło. Pocałowałem ją, pachniała pięknie i miała takie miłe, długie włosy. Pomyślałem wtedy, że to miłość właśnie. Ale potem parę razy tylko spotkaliśmy się i jakoś to się skończyło.
Najbardziej ze wszystkich to lubiłem babkę. Babka głaskała mnie po głowie i mówiła
- dobre dziecko z ciebie Józuś, szkoda cię, szkołę żebyś jakąś skończył i robotę dobrą miał. Zawsze też coś do jedzenia i parę złotych mi dała. Babka umarła jak miałem 20 lat, płakałem na jej pogrzebie, do grobu na własnych barkach razem z braćmi i ojcem ją niosłem i na całej mszy siedziałem pod trumną.
Mam też drugą babkę, ale tamtej w ogóle nie uważam i prawie nie pamiętam.
Tu w więzieniu już się przyzwyczaiłem. Różne mam dziary na twarzy i na torsie. Mam też rozpieprzoną brodę i wypalony ślad po grzałce na przedramieniu. Nie będę jednak opowiadał jak to było bo kolegów spod celi nie będę sypał. Szanują mnie tu bo nie jestem jakimś pierdolonym alimenciarzem albo jakimś gorszym cwelem. To co zrobiłem zapewnia mi szacunek i bać się nie musze. Ale ja dumny z tego nie jestem i jakbym tylko mógł cofnąć czas nigdy nie dopuściłbym do tego. Bywa, że w nocy śni mi się, jak trzymam ojca głowę w rękach i walę nim o ścianę. Chciałbym przestać i nie mogę.
Bo tak było naprawdę. Za to trafiłem za kraty i pewnie wolności już nie zobaczę.
Tego dnia co to się stało matki ani Artka nie było w domu. Rano wróciłem do domu, napity byłem i spać chciałem już iść. Wszedłem do domu a tam ojciec siedział przy stole. Chyba całą noc tak siedział, bo przed nim stała butelka. W butelce może pięćdziesiątka na dnie była, nie więcej. Ojciec łokciami wsparty był na stole a głowa kiwała mu się jak koniowi. Ja z nim nie zaczynałem. Chciałem tylko się rozebrać, buty zdjąć. Ale on coś powiedział, ja mu odpyskowałem, trochę się poszarpaliśmy on się przewrócił a ja poszedłem spać. Spałem cały dzień a na wieczór jak wstałem, to zobaczyłem ojca jak leżał na podłodze. Najpierw to w ogóle nie skojarzyłem, że upadł rano i tak leży. Ale powiedziałem do niego, żeby wstał z podłogi a on nic. Poruszałem go a on zimny. Potem potoczyło się tak, że zadzwoniłem po pogotowie, psy mnie zabrały do aresztu a po roku miałem proces. Matka na procesie nie zeznawała, brat Artek też a Władysława przyprowadzili w kajdankach. Na procesie zeznawali sąsiedzi i każdy mówił, że u nas ciągłe awantury były. Przecież to nie miało nic wspólnego z tym co się stało. Poszarpaliśmy się z ojcem, za mocno go pchnąłem i tak się stało jak się stało. Ja bardzo tego żałuję. Ciekawy jestem, co matka zrobiła z mundurem. Jakbym tyko mógł cofnąć czas, to nigdy bym ojca tak mocno nie popchnął.

Całą tą historię polecił mi napisać psycholog więzienny bo to ma pomóc.
Józef Gruszka

--

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
KoX - Superbojownik · przed dinozaurami
Faktycznie -- napisałem swego czasu, że nie wiadomo, czy :chanya potrafi stworzyć bohatera, opisać świat, budować napięcie i prowadzić akcję.
Od razu powiem, że moim zdaniem nie da się dobrze ukazać czy stworzyć człowieka w tekście o rozmiarach charakterystycznych dla tego forum.
Nie jestem specjalnie oczytany, stąd być może przykład nie jest najlepszy w ogólności -- lecz zawsze, gdy myślę o tworzeniu bohatera, wracam myślami do "Modlitwy za Owena" Johna Irvinga (uwaga! będzie mały spoiler). Autor przez kilkaset stron pracuje nad tym, bym ja -- czytelnik -- zżył się z głównymi osobami powieści; bym płakał, gdy Owen umiera; bym po lekturze potrafił przewidzieć jego zachowanie w sytuacjach nieopisanych na kartach książki. Tego się raczej nie osiągnie tekstem długości "Ballady o Józefie G.".



:chanya
Nadal nie mogę powiedzieć, czy umiesz zbudować postać. Uważam, że tutaj podałaś nam szkic, kontur człowieka. Przedstawiona fabuła mogłaby po rozwinięciu starczyć na długie opowiadanie (trzydzieści, pięćdziesiąt stron?) albo nawet na powieść, bo przecież to kawał życia: od zabawy wiaderkiem, łopatką i grabkami do pójścia w lata -- wprost jest powiedziane, że facet ma ich trzydzieści cztery. Tutaj Józef Gruszka podaje (to znaczy -- Ty podajesz) nam życie skompresowane, w pigułce; każda scena składa się z ledwie paru zdań, jakby to życiorys był, nie życie. Jeśli na jednym biegunie umieścimy tekst z anonsu w rubryce dla samotnych ("pogodny, domator, 34 lata, z przeszłością"), na drugim znajomość z żywym człowiekiem, to Twój tekst znajdzie sobie miejsce bardzo blisko pierwszego. Dlatego identyfikacja, sympatia z Józefem albo niechęć do niego jest chwilowa i szybko zanika. Z powodów, jakie podałem, jestem zdania, iż tu, na forum inaczej się nie da -- stąd uważam, iż postawiłaś się na przegranej pozycji. Skoncentrowałaś się na postaci, ale zaniedbałaś sceny i opisy. Ja osobiście wolę tu przedstawiać scenki z mało określonym, ledwo zarysowanym bohaterem, gdyż uważam, że nawet krótki epizod może być napisany dobrze i interesująco, podczas gdy człowieka nie da się upchnąć w tak małą liczbę znaków.
Phillip K. Dick powiedział: "Opowiadanie opiera się na zdarzeniu. Powieść - na człowieku." -- zgadzam się z tym w pełni; niekoniecznie potrafię się zastosować (nie ukończyłem jeszcze żadnej powieści), ale uważam to za właściwą wskazówkę.

Można się zastanowić, co udało Ci się w tworzeniu Józefa osiągnąć. Coś na pewno -- nie jest to postać zupełnie bez wyrazu. Język, jakim operuje, słowa -- te niecenzuralne -- i zdania -- raczej krótkie, konkretne -- pasują do opowiadanej historii i wzmacniają ją. Chłopak z takiej rodziny, teraz już mężczyzna po przejściach, w więzieniu -- naturalne więc, iż mówi w ten sposób. To bazuje na stereotypie, ale gdybyś zrezygnowała z pierwszoosobowej narracji, wypadałoby zdać się na dialogi, których nie musi być wiele, zatem nie byłoby to tak wyraziste. Stereotyp wspomaga Cię też w innej kwestii, choć to może niezamierzone -- brak opisów (mieszkania, wyglądu ludzi) zmusza mnie do wyobrażania sobie tych rzeczy na podstawie ogólnych wiadomości, a że nie miałem wiele do czynienia z podobnymi rodzinami, stereotypy to wszystko, co mi pozostaje. Jakiś opis przydałby się bardzo; były w domu kwiaty? dywan czysty? gdy pili, to na stole leżała cerata czy nie? co dokładnie powiedział ojciec, gdy pierwszy raz pili razem? powiedział coś w ogóle, a może milczał? Takie napomknięte mimochodem szczególiki, które wyprowadzą scenki poza ramy kilku zdań, nadadzą im plastyczności bez zmuszania czytelnika do opierania się na stereotypowych wyobrażeniach. To wymaga rozbudowania tekstu albo skoncentrowania się na kilku zdarzeniach z życia Józefa -- całość dłuższa lub krótsza, jednak poszczególne scenki obszerniejsze.
Rozumiem, że gdy on sam o tym opowiada, nie musi czynić tego właśnie w taki sposób. Ba, gdyby to robił, można by było posądzić o literackie talenta właśnie jego; tymczasem miał być człowiekiem prostym i nieuczonym, któremu i do Marka Twaina (ten nie ukończył nawet podstawówki) daleko. Z jednej strony dobrze, bo prosty język świadczy o tym człowieku; z drugiej nieciekawie, gdyż tekst jest ubogi. Niech choćby facet opowiada więcej, niech nietuzinkowa fabuła zrekompensuje tę zamierzoną przez autorkę i pasującą mówiącemu biedę stylistyczną.
Da się to zrobić w któtkim tekście?
I jeszcze sprawa interpunkcji i ortografii. Pierwsza jest dyskusyjna, druga ogólnie w porządku (no, są zdania z małych liter w dialogach), a ja nie mam zamiaru wykłócać się tu o poszczególne przecinki, gdyż powiem co innego: jeśli braki w interpunkcji są brakami Twoimi, Aniu, to źle; jeśli są zamierzone jako braki Józefa piszącego swą historię (tak zamierzona jest zapewne stylistyka), to co w takim razie z ortografią na przyzwoitym poziomie? Jest on tak dobry w tej dziedzinie, a tak niedoskonały w tamtej? I znów dylemat, bo gdyby błędy ortograficzne pojawiły się wraz z interpunkcyjnymi, całkiem nie mógłbym tego czytać; nie ma ich -- czuję pewną niekonsekwencję.

Powiem jeszcze, co zrobiłbym ja z historią Gruszki. Zastrzegam, że jest to mój pomysł obudowania Twojego tekstu w zgodności z moimi wyobrażeniami -- tylko tyle.
Otóż dałbym komuś nieznajomemu odwiedzić go w więzieniu. Niech to będzie wybitna reporterka zbierająca materiał, albo pisarka. W każdym razie oto baba słucha jego spowiedzi i ubarwia spostrzeżeniami. Wpierw, gdy tylko chłop wchodzi do sali widzeń, ona opisuje wygląd, pierwsze wrażenie; robi to, jak na literatkę przystało. On mówi, ona notując zauważa, w jaki sposób mówi -- kiedy cicho, kiedy z poczuciem winy; a może facet się jąka? Kobieta jest lepszą słuchaczką i trafniej odczyta emocje Józefa -- dlatego nie wstawiłem tu mężczyzny. Gruszka mówi dalej. Mówi to wszystko, co Ty napisałaś, lecz dodatkowo rozmówczyni zauważa jego gesty, mowę ciała. Mężczyzna zapala papierosa -- najtańszego i najbardziej smrodliwego, co o czymś świadczy; zapala, gdy mówi o ojcu czy o matce? Niech mówiąc pokaże dziary, ale nie ślad po grzałce (albo i to pokaże -- wedle Twojego uznania); niech da się namówić na pokaz, jak mocno pchnął ojca. A wspominając ostatnią scenę -- czy patrzy w oczy, ucieka wzrokiem, czy całkiem opuszcza powieki?
To już opowiadanie o rozmowie z więźniem. Kobieta zachowa w jego kwestiach prosty styl, ale powstawia przecinki i kropki gdzie trzeba, ortografię też dopieści; i wilk będzie syty, i owca cała. Dodatkowo na koniec zada jedno zaskakujące wszystkich -- i Józefa, i czytelników -- pytanie i okaże się, iż to zaginiona siostra, która wyszła na ludzi i po wielu latach uznała, że warto odezwać się do brata, którego pamięta jako niewinnego berbecia. A może niech starsza dama zbierająca materiał na książkę dopiero w trakcie rozmowy z pierwszym lepszym skazanym za zabójstwo człowiekiem odkryje, iż właśnie spotkała brata.
Takie zakończenie mogłoby być ciekawe.

W ten sposób nie pokażesz bohatera dużo dokładniej i lepiej w porównaniu z tym, co już zrobiłaś; nie sprawisz, że większość czytelników go pokocha, znienawidzi lub ulituje się nad nim. Na początku napisałem, dlaczego tak sądzę. Zyskasz co innego. Streszczenie nieistniejącej powieści (mówione na dodatek w całości przez przeklinającego faceta bez talentu literackiego) zamkniesz w ciekawiej napisanym -- miejmy nadzieję -- opowiadaniu.



Czy Józef Gruszka jest postacią wiarygodną? Według stereotypów zakorzenionych w moim umyśle -- tak. Tym niemniej jest dla mnie nikim. Nadal nie wiem, czy :chanya umie zbudować postać; nie wiem też, czy ja to umiem.
Wiem, że umie Irving...

--
Czajnik. Kupiłem czarny czajnik. Pojemność – dwa czterysta.
Pojemność – dwa czte… Sie-dem je-den ma do set-ki!

chanya
:KoX
Dziękuję za uwagę i za kawał roboty.
Cóż, niestety nie zgadzam się z Tobą prawie całkowicie. No nie w kwestii przecinków- tu masz rację, do tego sama zauważyłam że narracja mi okulała w środku, ortografię poprawił mi autokorektor, gdyż- o wstydzie- ja rąbię takie ortografy, jak jakiś analfabeta. Ale na co dzień operuję samymi cyframi i to chyba dlatego.

Pierwsze co budzi mój sprzeciw to Twoja opinia:
Stereotyp wspomaga Cię też w innej kwestii, choć to może niezamierzone -- brak opisów (mieszkania, wyglądu ludzi)
Nie ma mowy o niezamierzonym, przypadkowym, wynikającym ze stereotypu przypadku. Józef G. pozbawiony jest umiejętności zarówno empatii (co zrozumiałe w jego sytuacji) jak i analizowania czegokolwiek- dotyczy to zarówno ludzi jak i rzeczy. Gdyby zaczął analizować i zastanawiać się nie wytrzymałby w tym domu a ojca zabiłby zapewne z premedytacją a kto wie czy i nie matkę. Popatrzyłby na liche meble i brudny dywan i więcej nie wróciłby do tego domu. Józef musi być nieco oślepiony, bo musi być w tym domu, żebym ja mogła go opisać.
Nawet gdyby Józef ze względu na okoliczności wcale nie musiał być pozbawiony zdolności empatii to nie istotne (żadne z nas tego nie wie), ważne, że ja chciałam opisać takiego właśnie człowieka.
Potem jeszcze piszesz o brakujących Ci opisach, ale odpowiedziałam już na to, podobnie jak na uwagi o interpunkcji.
Na koniec Twój pomysł o reporterce (pominę pomysły telenowelowe, nie chce o nich nawet dyskutować). Otóż KoX- Ty chcesz pogadać z inteligentną, wykształconą i kulturalną reporterką o Józefie G. a ja wolę pogadać z samym Józefem i przelać jego słowa na papier, nie nadając im własnego zapachu. Dlatego tak jest, że Józef G. w swym braku wykształcenia wydaje mi się o niebo bardziej interesujący od owej reporterki, która cóż- jest trochę jak ta osławiona pani krytyk, albo jemioła. Jemioła siedzi na gałęzi i pije soki z drzewa. Bez drzewa nie ma jemioły ale drzewo bez jemioły ma się doskonale i dużo daje innym. Może to drzewo ma trujące igły, może jest karłowate, kłujące, śmierdzące albo zarobaczone, ale pomimo to bardziej mnie interesuje niż jemioła, która siedzi sobie na górze i ssie. Mogę pogadać z panią reporter, ale nie o Józefie, tylko o niej samej, o pani reporter o jej pracy i przygodach.
Poza tym idąc za Twoim tropem, jakoby nikt nie pisał wyłącznie dla siebie, ale również ku radości innych, uważam, że egzotyczny dla większości koloryt Józefa może być o wiele bardziej interesujący niż powszechna wszędzie elokwencja i kultura językowa pani reporter.

Na koniec KoX zdradzę Ci pewną tajemnicę. Specjalnie i z ogromną dozą złośliwości wybrałam właśnie taką postać, żeby jak najbardziej utrudnić Ci zadanie, byłam bowiem pewna, że nie będziesz miał żadnych empirycznych doświadczeń. Józef G. powstał tylko dzięki Tobie. Jesteś moją Muzą KoX .

--

chanya
Jeszcze jedno KoX- w Twojej recenzji mało jest konstruktywnej krytyki (oprócz uwag o braku opisów i o błędach interpunkcyjnych nie ma ich), są za to uwagi jak Ty byś to napisał.
Pozwolę sobie więc zapytać (choć to pytanie w innej dyskusji zupełnie)
czy powinnam pisać taj jak Ty ? czy powinnam stworzyć panią redaktor i posługiwać się jej zasobem słów, porzucić zaś nomenklaturę Józefa G.?

--

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
KoX - Superbojownik · przed dinozaurami
:chanya
Nie. Nie powinnaś pisać jak ja.
Pomysł z dziennikarką miał przede wszystkim pokazać, jak można zrobić z tego opowiadanie o zdarzeniu. Skoro przytoczyłem myśl Dicka, postarałem się wskazać, jak można się do niej dostosować. Dodatkowo rozwiązałoby to sprawę ortografii i interpunkcji, których bohater z dużym prawdopodobieństwem nie zna najlepiej (to też stereotyp!).

Opowieść Józefa nie broni się stylem, opisami, plastycznością scen -- stworzyłaś zarys człowieka, który nie potrafi ciekawie opowiadać. Jest zapewne bardziej interesujący niż reporterka (ale skąd to wiemy? -- mogę przecież wymyślać ją dalej taką czy owaką; to tylko mój kaprys, me lenistwo zostawiło ją nieokreśloną, przez co mało ciekawą) -- lecz jego osoba, losy i przeżycia to wszystko, co próbuje zatrzymać czytelnika przy lekturze, a i to nie jest specjalnie oryginalne; jest właśnie stereotypowe -- przynajmniej z mojego punktu widzenia -- bo schematycznie myśląc uznamy ojcobójcę po podstawówce, z patologicznej rodziny, jako coś normalniejszego od wyrodnego syna z rodziny "dobrej". Na dodatek każdy umiejący mówić czy pisać ma do opowiedzenia jakąś historię, w jego życiu zdarzyło się coś, co może zrodzić opowiadanie, a niechby i powieść -- pisarz powinien o tym pamiętać. Każdy pod tym względem jest niepowtarzalny i w jakiś sposób oryginalny, ale nie każdy umie opowiadać i zauroczyć czytelnika; nie wszyscy mają do tego talent. Czytałem kiedyś o starszych, ustatkowanych ludziach, którzy spisują własne dzieje; wydają w niewielkim nakładzie, dla rodziny, książki o sobie -- opowiadają historię. W pracy pomagają im literaci, którzy za opłatą dbają o to, by efekt końcowy dał się czytać. Snujący opowieść na tyle szanują przyszłych czytelników (w tym przypadku rodzinę), by katować ich słabą, nieporywającą narracją.
Józef Gruszka, a właściwie Ty, Chanyu, katowałaś mnie (niezbyt mocno, jednak stu stron takiej narracji bym nie zdzierżył) -- stąd sugestia, by jednak mówił bardziej obrazowo. Dalej, skoro umyśliłaś go takim, że nie umie, zaproponowałem kogoś, kto przerwie co jakiś czas opowieść i wtrąci zdanie wychodzące poza przaśny "raport" Gruszki. To miało nadal być o Józefie i nie chciałem wywalić niczego z jego słów czy nomenklatury ("mówi to wszystko, co Ty napisałaś" -- powiedziałem wprost).

uważam, że egzotyczny dla większości koloryt Józefa może być o wiele bardziej interesujący niż powszechna wszędzie elokwencja i kultura językowa pani reporter
Też myślę, że ktoś taki może być interesujący -- wierzę, iż każdy z osobna ma swoją historię. Tak samo interesująca dla dużej części ludzi może być też fizyka kwantowa, życie żab lub historia polskiej floty (a nawet haftu krzyżykowego) o ile jest umiejętnie opowiedziana. Nie zawsze największy znawca danej dziedziny umie napisać ciekawą książkę dla laików -- to naprawdę sztuka: nie zanudzić. Nikt z otoczenia nie wie więcej o życiu Józefa Gruszki niż on sam. Jest w tym ekspertem, lecz nie potrafi o sobie zajmująco opowiedzieć. Tak naprawdę za nim stoisz Ty -- wszechwładna i wszystkowiedząca autorka-bogini, która nawet jeśli czegoś o nim nie wie, to zaraz wymyśli. W swej wszechmocy rezygnujesz z ciekawej narracji w imię pełniejszego ukazania wymyślonego faceta -- jak najprzedniejszy fizyk teoretyk, który fachowo pisze o kwantach z pomocą samej matematyki wyższej, a później dziwi się, że ludzie nie kupują dzieła, by czytać dla przyjemności. Matematyczne wzory męczą i nużą -- podobnie monolog niegrzeszącego talentem literackim Józefa G.
Umiejętność wczucia się w postać jest ważna i to Ci się raczej udało, jednak pozostawienie Józefowi zauroczenia czytelnika to pomysł ryzykowny. Gdybyś wymyśliła sobie ułomnego umysłowo, sepleniącego jąkałę mówiącego jedynie trochę po kaszubsku, to też dałabyś mu prowadzić narrację? Ja nie, a przecież to dopiero mogłaby być ciekawa postać! Jeśli już uparłbym się na relację pierwszoosobową, to niech opowiada brat, matka lub opiekun, albo nawet reporterka (aha!) -- w każdym razie ktoś, kto zrobi to ciekawie.
Czy to jest już konstruktywne?


Specjalnie i z ogromną dozą złośliwości wybrałam właśnie taką postać, żeby jak najbardziej utrudnić Ci zadanie, byłam bowiem pewna, że nie będziesz miał żadnych empirycznych doświadczeń.
Wcześniej:
Proszę KoX’a i każdego, kto zechce się wypowiedzieć o ocenę, czy jest to postać wiarygodna.
Zatem wiedziałaś, Pani, że jedynym punktem odniesienia będą dla mnie stereotypy, chyba że z miejsca pójdę w świat i zacznę badać osoby podobne Józefowi G.! Było do przewidzenia, że tak nie zrobię, dlatego owo mi utrudnienie to tak naprawdę ułatwienie Tobie -- bo z góry mogłaś być prawie pewna, jakie kryteria (stereotypy) zastosuję do oceny wiarygodności.

--
Czajnik. Kupiłem czarny czajnik. Pojemność – dwa czterysta.
Pojemność – dwa czte… Sie-dem je-den ma do set-ki!

chanya
:KoX
wcale nie jest dla mnie ułatwieniem wybór takiej postaci, ponieważ i ja nie mam takich doświadczeń. Musiałam mocno się skupić, żeby wejść w jego mentalność.
Narracja Cię skatowała? Wiesz, mnie nie. nie zawsze mam ochotę na barokowe opisy i zdania wielokrotnie podrzędnie złożone. Rozmawiałam w życiu z wieloma osobami, opowiadali mi sobie albo o swoich przygodach. Różnice w formie narracji tych osób to jak urozmaicone menu- coś bezcennego, sprawiającego, że tak ciekawie rozmawia się coraz to z kimś innym.
W ocenie nie musiałeś wcale udawać się w stereotypy. Nie rządzą one władzą absolutną nad ludźmi. Czasem z takiej rodziny wychodzi światły uczony. Mogłeś skupić się na czymś zupełnie innym. W opowiadaniu tym jest wiele wątków- mogłeś ocenić, czy są logicznie do siebie i do postaci pasujące. Mogłeś wyśmiać tani chwyt z wiaderkiem i łopatką. Mogłeś KoX wiele powiedzieć o tym co jest, bez dywagacji o tym, czego nie ma. Nie zastanawiać się nad tym, co na zewnątrz a skupić się na tym co w samym tekście. Mogłeś powiedzieć- o to tekst to coś zupełnie innego- zapiski pół-analfabety. A Ty KoX powiedziałeś coś w stylu- ja lubię obiady dwudaniowe: kotlet, ziemniaki, surówka i na pierwsze rosół.
I kto tu jest stereotypowy ??

--

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
KoX - Superbojownik · przed dinozaurami
:chanya
Różnice w formie narracji tych osób to jak urozmaicone menu- coś bezcennego, sprawiającego, że tak ciekawie rozmawia się coraz to z kimś innym.
Dlatego nigdy nie sugerowałem, byś pozbyła się wypowiedzi Józefa, chociaż są dla mnie jak kasza bez skwarek. Jeden talerz, jedno powiadanie -- zjem, choć bez zbytniego chwalenia (a o skwarki się dopomnę). Ale że człowieka nie da się stworzyć, opisać w tak krótkim tekście -- a wykreowanie postaci, jak rozumiem, było Twoim celem -- przyznałem wprost, że stu stron takiej narracji nie przełknąłbym.

W ocenie nie musiałeś wcale udawać się w stereotypy. Nie rządzą one władzą absolutną nad ludźmi. Czasem z takiej rodziny wychodzi światły uczony.
Ale co tu zmienia uczony, skoro Józef Gruszka okazał się pasować do stereotypu? Rodzina taka, szkoła siaka, alkohol, sprzeczka, bach! -- ukatrupił ojca. Jestem świadom, że z takiej rodziny może wyjść światły naukowiec; gdybyś opisała kogoś właśnie takiego, uznałbym i jego za wiarygodnego (choć z oporami, jeśli tekst byłby tak krótki), tyle że nie na podstawie stereotypu, ale baśni o kopciuszku. W żadnym razie nie mógłbym bazować na własnych doświadczeniach lub obserwacjach, bo ich nie mam w temacie.
Myślę, że dobrze zrobiłem przyznając, iż musiałem uciec się do stereotypu. Teraz wiesz, że moja ocena wiarygodności ma słabe fundamenty. Gdy przyjdzie ktoś znający środowisko Józefa i oceni go jako postać niewiarygodną -- uwierz jemu, nie mi.

W opowiadaniu tym jest wiele wątków- mogłeś ocenić, czy są logicznie do siebie i do postaci pasujące.
Wiele wątków, ale żaden nie jest rozwinięty. W swej ogólności pasują do stereotypu. Przepraszam, że ciągle do tego wracam, ale ja naprawdę nie mam innego odniesienia. Mało tego! -- przyznajesz, że i Ty nie masz takich doświadczeń; w tym świetle zgodność ze stereotypem może nasuwać podejrzenia, iż -- świadomie lub nie -- kierowałaś się właśnie nim.

Mogłeś wyśmiać tani chwyt z wiaderkiem i łopatką.
Wolę skupić się na tanim chwycie z półanalfabetą. Jestem teraz złośliwy, wiem, lecz fakt, że bohater nie opowiada ze szczegółami i że pasuje do stereotypu, jest bardzo wygodny dla autorki. Można zasłonić się tym, że oto jego styl i poziom nie pasują do rozwodzenia się nad wyglądem stołu podczas popijawy. Tymczasem -- to tylko moje podejrzenia -- to Ty nie wiesz dokładnie, jak wygląda stół na melinie i czy lampa pod sufitem ma jeszcze jakiś klosz, czy może została tam tylko goła trzydziestowatowa żarówka. Nie wchodząc w szczególy asekurujesz się od kogoś, kto te klimaty zna i może zakrzyknąć: -- Bujda!
Dałaś mi historię, ale nie pobudziłaś wyobraźni. To nie kwestia barokowych zdań.

I dlaczego miałbym wyśmiewać wiaderko i łopatkę? Ja, który pisałem o maltretowaniu kamyka i kontemplowaniu ogrodzenia, chętnie poczytam o zabawie wiaderkiem -- ale opowiadanko, nie trzy zdania.

Mogłeś KoX wiele powiedzieć o tym co jest
Zatem bez ogródek: jest rys postaci pasujący do stereotypu i w jego świele wiarygodny; życie człowieka (warte powieści) upchnięte w krótki tekst (przez co właśnie schematyczne); scenki opisane zdawkowo, tak że żadna nie działa na wyobraźnię. I narracja, która zupełnie nie trafia w mój gust i której trzeba pomóc -- to jest najpoważniejszy zarzut i nie waham się tego wypowiedzieć. Ci czytelnicy, którym to się podoba, niech mówią za siebie.
Czego z powyższych nie powiedziałem wcześniej?


W każdym razie dziękuję, że chciało Ci się to napisać, zamieścić tu i wymieniać poglądy. Niezależnie od tego, czy dany utwór podoba mi się, czy nie, dyskusję na tematy okołoliterackie lubię, chociaż mam zakuty łeb.

--
Czajnik. Kupiłem czarny czajnik. Pojemność – dwa czterysta.
Pojemność – dwa czte… Sie-dem je-den ma do set-ki!

chanya
Nigdy nie byłam dobra w laniu wody- kiedyś zadane mieliśmy na historii wypracowanie pod tytułem" sprawa chłopska w powstaniach XIX wieku. Najlepsze oceny podostawali te osoby, które miały nalane 30 stron wody- ja to wypisałam w punktach na jednej kartce i dostałam pałę.
Chwyt z wiaderkiem i łopatką był tani, ale pomyślałam sobie; "zobaczmy jak KoX Sobie poużywa" i zachichotałam złośliwie ale radośnie na tę turpistowską uciechę.
KoX-owi jednakże się spodobało, mało tego, wymyślił reporterkę, Maryśkę Gruszkę.




Ale zostawiam to, bo to wracanie się do przeszłości nazbyt odległej.
Pomyślę o ostatniej wypowiedzi KoX'a.


KoX- czy nigdy nie byłeś ciekaw, co tkwi w głowie mordercy? Nie jesteś ciekaw jak jest na Saharze, co zobaczył i co poczuł Hermaszewski, jakie były ścieżki myślowe Lema, Karola Wojtyły, Nikifora, Hitlera, Stalina, Einsteina?
Do nich wszystkich wysłałbyś reporterkę, żeby porozmawiała z nimi za Ciebie?
Nie chciałbyś popróbować kalmarów, ślimaków, małży lecz wysłałbyś kolegę, żeby zjadł i opowiedział Ci?
Przyznaj KoX, gdy byłeś dzieckiem, to nie chciałeś być ani strażakiem, ani Kosmonautą ani Jankiem Kosem ani policjantem lecz księdzem, nauczycielem albo lekarzem?


Mniejsza z tym, to jest to, co ja między wierszami czytam o Tobie i to nie ma znaczenia dla mojej prozy.
Jeśli chciałbyś zostać naprawdę profesjonalnym krytykiem (albo profesjonalnym krytykiem-amatorem, bo na na pewno przyczepisz się do tego) napisałbyś np.: wątek z łopatką jest tani i nie pasuje do wątku z rowerem-brak logiki (ewentualnie: jest tani ale pasuje). Napisałbyś: wątek zakatrupienia ojca jest przerysowany, etc.
Ja tak widzę konstruktywną krytykę- "szarpanie klockami tekstu"- czy konstrukcja trzyma się kupy.


Twoja "krytyka" zaś to czysto subiektywna ocena, opis tego co lubisz a czego nie i porównanie mojej prozy do Twoich upodobań. Pytam się jednakże Ciebie KoX, dlaczego mam pisać tak, jak Tobie się podoba? Toż to czysty absurd a Twoje pomysły dotyczące Maryśki Gruszki to dla mnie coś całkowicie nie do przyjęcia?
Na ile Cię poznałam napiszesz teraz: "wcale cie nie namawiam, żebyś pisała tak jak ja" ale wcale tego nie udowodnisz.
Tak jak było tu:
:chanya
Nie. Nie powinnaś pisać jak ja.
Pomysł z dziennikarką miał przede wszystkim pokazać, jak można zrobić z tego opowiadanie o zdarzeniu. Skoro przytoczyłem myśl Dicka, postarałem się wskazać, jak można się do niej dostosować.
tiaaaa- nie mam się dostosować do Ciebie, lecz do Dicka!!- a nie mam ochoty na to, żeby zachowywać się drobnomieszczańsko i powielać, powielać, powielać, powielać, powielać ,powielać etc.


Poza tym, polecam Ci książki Grzesiuka- świetne choć proste w formie. Poza Grzesiukiem jest wielu innych piszących prosto ale psychologicznie bardzo głęboko. Choćby mój kochany Nienacki (ani razu nie sięgałam po słownik wyrazów obcych czytając jego książki dla dorosłych i to nie przechwałka- on pisał prosto). Jednak mam podejrzenia graniczące z pewnością (barokowe zdanie for You), że psychologiczna warstwa nie ma dla Ciebie kompletnie żadnego znaczenia. Nigdy nie zatrzymałeś się nad jej oceną, nawet przez myśl Ci nie przeszło. (lubisz filmy akcji, co????)
De gustibus non disputantum est- ja uwielbiam takie rysy psychologiczne- takie wiwisekcje. Dlatego zaklinałam Cię- wymyśl cały dzień faceta od kamyka.
Powoli tracę nadzieję, ale wątły jej ogarek wciąż tli się w moim sercu.
(barokowe zdanie for You)
Pozdrawiam
chanya

--

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
KoX - Superbojownik · przed dinozaurami
:chanya
KoX- czy nigdy nie byłeś ciekaw, co tkwi w głowie mordercy?
Ja to wiem -- cztery klepki tylko. A poważnie, nawet jeśli byłem, to Ty dajesz mi jedynie wyniki swoich przemyśleń lub badań. Mimo iż nie chcę zostać odebrany jako kierujący się ściśle definicjami, przytoczę jedną z Wikipedii (ze zmianą interpunkcji na bardziej, moim zdaniem, poprawną -- wprost nie mogłem się oprzeć):

Utwór literacki, dzieło literackie, literatura piękna -- utwór piśmienniczy ukształtowany za pomocą środków, jakimi dysponuje język, choć odmienny od dzieła naukowego lub utworu publicystycznego, a jego szczególny charakter polega na tym, że odpowiada on na estetyczne (podkreślenie moje -- KoX) oczekiwania odbiorców.

Czy "Ballada o Józefie G." miała być publicystyką albo dziełem naukowym? Jeśli nie, to nie dziw się, że narzekam, gdy nie odpowiada na moje estetyczne oczekiwania. Psychologia mordercy jest najważniejsza w tekście naukowym, opinie autorki w publicystycznym, a w dziele literackim na pierwszym miejscu stoi piękno przekazu -- żebym mógł sobie bez problemu wyobrazić to, o czym piszesz. Wiem, że jestem tylko jednym z wielu odbiorców; jeszcze wrócę do nieobiektywności moich sądów. Jeśli chcesz powiedzieć mi, co tkwi w głowie mordercy, to wybierz formę tekstu naukowego, ale wpierw przeprowadź badania; napisz tekst publicystyczny, jeśli wyrażasz swoje zdanie oparte na przemyśleniach; lecz jeżeli wiadomość tę pragniesz przemycić w tekście literackim, nie trafisz do mnie narracją Józefa, bo on nie umie opowiadać. Podpowiedziałem, by wsparł go ktoś, kto umie. Za telenowelowy pomysł przepraszam.

Wrócę do wspomnianego przez Ciebie na początku lania wody. Nie wiem, w czym trzydziestostronicowe wypracowania lepsze były od Twojej zwartej pracy, jeśli mowa o wartości historioznawczej. Jednak nam (a może tylko mojej osobie?) chodzi tu o literaturę piękną. Ona po sprowadzeniu do punktów nie ma sensu, gdyż zatraca swój estetyczny aspekt. Wiele dzieł dałoby się sprowadzić do takiej postaci -- jeśli nie do chronologicznego planu wydarzeń, to może do listy cech bohatera albo do wyliczanki tematów i ostatecznych wyników jego przemyśleń. Dla mnie literatura piękna to właśnie lanie wody, gdzie kilka, a czasem kilkaset litrów (znaczy: kartek) przypada na jeden punkt. Oczywiście nie każde lanie wody jest piękne, ale ponumerowana lista -- chyba żadna.

Hermaszewski, Lem, Wojtyła itd.
Do nich wszystkich wysłałbyś reporterkę, żeby porozmawiała z nimi za Ciebie?
Najważniejsza, przenajświętsza dla pisarza sprawa (moim zdaniem -- czy zawsze mam to zastrzegać?): Pisarz jest bogiem swojego tekstu.
Józef Gruszka jest taki, bo Ty go takim wymyśliłaś. Jeśli ja wymyśliłbym Lema, to nie byłoby różnicy, czy mówi on do czytelnika, czy do dziennikarki -- on mówiłby to, co ja wymyśliłem, i tylko to; ewentualna dziennikarka natomiast powiedziałaby i zrobiła to, co wymyśliłbym dla niej. Tak czy siak czytelnik dowie się tego, co ja mu przekażę, a niekoniecznie tego, czego dowiedzieć się pragnie. To, co powiedziałby prawdziwy Stanisław Lem, również się tam nie znajdzie. W wymyślonym opowiadaniu każdy powie dokładnie to, co włoży mu w usta autor, wszystko jedno czy robi to sam z siebie, czy odpowiada na pytania innej wymyślonej osoby, która również jest marionetką.
Komunikacja w opowiadaniu jest jednokierunkowa. Wszystko zależy od autora, który jest bogiem stworzonych przez siebie postaci. Także kalmar w tekście literackim smakuje dokładnie tak, jak opisuje to autor. Czytelnik nie poczuje tego smaku nigdy, najwyżej sobie wyobrazi -- a zrobi to tym lepiej, im opis jest bogatszy i ciekawszy, im bardziej odpowiada jego estetycznym oczekiwaniom. To autor jest tym kolegą, który za mnie smakuje i o tym opowiada. Jest też "dziennikarzem", który przekazuje mi słowa bohatera i każe mu odpowiedzieć na pewne pytania pozwalając przemilczeć inne kwestie. Opisywany kalmar i przedstawiony bohater istnieją w umyśle twórcy; tylko poprzez jego osobę są dostępne -- w jaki sposób czytelnik może pozbyć się tego pośrednika?

Serwujesz bujdy, wymysły (jak prawie wszyscy na tym forum, także ja). To dobrze -- na tym polega bycie pisarzem, choćby amatorskie. Lubię bujdy, ale chcę bawić się przy lekturze. Nadal jesteś tu boginią -- dlatego też nie musisz brać pod uwagę niczego, co wypisuję, i nie musisz bawić akurat mnie.

Twoja "krytyka" zaś to czysto subiektywna ocena, opis tego co lubisz a czego nie i porównanie mojej prozy do Twoich upodobań.
Obiektywna ocena sztuki nie istnieje. Nie wyjdę z siebie. Moje odczucia i moje opinie to jedyne, czym chcę się kierować. Czuję głęboką odrazę do podejścia widocznego w sztuce nowoczesnej (zastrzegam: to nie aluzja do Ciebie), gdzie należy zachwycać się gównem w słoiku, bo takie świeże, a i inni krytycy się tym zachwycają. Gdy coś mi się podoba albo nie, mówię nie oglądając się na innych. Nie obchodzi mnie nawet, co powiedziałby Dick o Twoim opowiadaniu. Wiem tylko, że ja powiedziałbym między innymi to samo, co on o powieściach i opowiadaniach w ogólności -- dlatego przytoczyłem jego słowa.
Może lepiej nie traktuj mnie jak krytyka, ale krytykanta.

Widzę problem w tym, że właściwie jesteśmy tu sami. Nikt nie włączył się w nasze dyskusje i bardzo nad tym ubolewam, jednak nie mam zamiaru dochodzić, co podobałoby się innym. Skoro widzisz, że za nic mam psychologiczny aspekt, nie bierz pod uwagę moich opinii tam, gdzie takowy ma miejsce.
I masz rację: przez myśl mi nie przeszło, by oceniać psychologiczną warstwę -- to przyznaję. Nawet gdybym rwał się do oceny, byłaby ona w tym przypadku z mej strony niemożliwością, ponieważ uważam, iż nawet najprostszego człowieka nie da się zmieścić na trzech kartkach. Proste zdarzenie -- owszem.



Dnia faceta od kamyka jeszcze długo nie opiszę, gdyż mam wrażenie, że nie umiałbym tego zrobić dobrze -- to znaczy pięknie.

--
Czajnik. Kupiłem czarny czajnik. Pojemność – dwa czterysta.
Pojemność – dwa czte… Sie-dem je-den ma do set-ki!

drivefast4d
bardzo ładny tekst. Prowadzi pani bardzo szybką narrację, dużo się dzieje a i rozpiętość czasowa jest duża. Podobało mi się to.

ps. gdy to czytałem przed oczami miałem pana z filmu psy, który opowiadał pewną historię. Dotyczyła ona zabicia pewnej kobiety za pomocą młotka. Czy tylko ja mam takie skojarzenie?

chanya
:drivefast4d

Bardzo się cieszę, że miał Pan takie skojarzenia, gdyż taki właśnie chciałam uzyskać efekt. Opowieść zbója, rodzaj dywagacji- jak to się stało, że jest on taki? Nikt nie rodzi się zły, staje się taki z czasem. Ja tu w tych słowach próbuję odgadnąć jak do tego doszło, że Józef tak się wykoleił.
Kto wie, może kiedyś wyjdzie z więzienia i zatłucze kogoś młotkiem? Może to ta sama osoba?
Mam nadzieję, że nie tylko Pan ma takie skojarzenia. Nie wiem czy ktokolwiek przeczytał ten tekst poza Panem i Koxem, gdyż moje bazgroły nie wywołują tyle emocji i zainteresowania co Pańskie wrzuty. Powinno Pana to cieszyć gdyż nie ma nic gorszego od obojętności. W każdym razie ja byłabym szczęśliwa wzbudzając takie zainteresowanie jak Pan (KoX- co Ty na to?).

--

drivefast4d
forum literackie na stornie z dowcipami to pomysł zupełnie nietrafiony, więc wcale nie dziwi, że czytają to dwie czy cztery osoby.

Ja takie teksty uwielbiam, więc czytam.

Zainteresowanie jak ja? Mój tekst wzbudził emocje, ale chyba w wiekszosci negatyne, wiec nie ma z czego sie cieszyc. Nie jestem zwolennikiem polityki Andrzeja L: "nie ważne jak mówia, wazne, żeby mówili".
ps: ja uwielbiam prowadzić spory, bywam chamski, ale podobno każdy sposób jest dobry, żeby osiągnąć zamierzony efekt.

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
KoX - Superbojownik · przed dinozaurami
:chanya
Co ja na to?
Cieszy mnie, że nie jesteśmy tu sami z naszymi wytworami. Cieszy mnie też, że "Ballada..." się spodobała.
I cieszy mnie, że :drivefast4d ocenia tekst, a nie osobę.

Jednak uderzyło mnie, że ktoś, kto dwa dni temu był ponad wszelką wątpliwość niedojrzały i infantylny, z chwilą pozytywnego skomentowania Twojego tekstu stał się nagle "Panem". Dobre i to.

W każdym razie ja byłabym szczęśliwa wzbudzając takie zainteresowanie jak Pan (KoX- co Ty na to?)
Czy to aluzja, abym zainteresował się Tobą, a nie Twoimi tu wrzutami?


:drivefast4d
forum literackie na stornie z dowcipami to pomysł zupełnie nietrafiony, więc wcale nie dziwi, że czytają to dwie czy cztery osoby.
Przypomnij proszę, ile osób czyta Twojego bloga.
Nie tak zupełnie pomysł na forum jest nietrafiony, bo te dwie czy cztery osoby jednak są. Poza tym być może czytelników jest więcej, ale nie każdy komentuje.

Ja takie teksty uwielbiam, więc czytam. (...) uwielbiam prowadzić spory
Nie widać. Ostatnio przegapiłeś tyle przepięknych okazji!

--
Czajnik. Kupiłem czarny czajnik. Pojemność – dwa czterysta.
Pojemność – dwa czte… Sie-dem je-den ma do set-ki!

chanya
:KoX
Dziwię się, bo wszystko wskazuje na to, że nie uważnie czytasz teksty Swojego kolegi drivefasta. Gdybyś czytał je uważnie wiedziałbyś, że on sam od jakiegoś czasu zwracał sieę do mnie per "pani". Głupio mi było tak go tykać w związku z tym (zwłaszcza że ma chłop skończone 18 lat) i dlatego zaczęłam zwracać się do niego podobnie.
Jego ocena mojego tekstu wydała mi się wcale nie pozytywna, lecz wyczułam ironię ale może jestem przewrażliwiona.

Gdy pytałam "co Ty na to KoX" chodziło mi o to, co myślisz o tym, że lepsze jest zainteresowanie od obojętności. Nie mam pojęcia jak wydedukowałeś, że chcę, żebyś zainteresował się mną. Naprawdę nie rozumiem procesu myślowego, który doprowadził Cię do takiego wniosku. Wytłumacz proszę.
Ponadto wytłumacz mi jak to możliwe, że w tym wątku cieszy Cię, że drivefast ocenia wrzut a nie osobę a w poprzednim wątku pochwaliłeś drivefasta za nazwanie mnie samotną nauczycielką od której nawet pies uciekł. Postąpiłeś jak nasi politycy, którzy nie podejmują odpowiedzialności za swoje wczorajsze słowa. Wczoraj to wczoraj a dziś to dziś, tak?

--

drivefast4d
:chanya
Moja opinia na temat Twojego tekstu jest pozytywna.
Pisze to bez ironii, sarkazmu ani złosliwości. Szczerze mi się to podobało, przeczytam kiedyś jeszcze raz.

A jeśli mogę: oddzielmy te dwa wątki: tu chwalę Twój tekst, a tam bronię się przed ocenianiem MNIE.
Wydaje mi się, że to spora różnica.
Za nauczycielkę przepraszam. Moze to było za dużo. A nie napisałem, że pies uciekl, tylko, "mógłbym to napisać".

I proponuje zakończyc wątek z moim tekstem. Nie jest wart tego, żeby prowadzic o niego (o nim) spór
Pozdrawiam.

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
KoX - Superbojownik · przed dinozaurami
:chanya
Dziwię się, bo wszystko wskazuje na to, że nie uważnie czytasz teksty Swojego kolegi drivefasta. Gdybyś czytał je uważnie wiedziałbyś, że on sam od jakiegoś czasu zwracał sieę do mnie per "pani".
(Wszystko wskazuje -- czy to "związek frazeologiczny", którego nie należy traktować dosłownie?)
Zauważyłem. Zauważyłem też, że był według ciebie bardzo niedojrzały i infantylny. Ledwo kilka godzin temu w tym wątku wprost przyznałaś, że wyobrażasz go sobie jako dziecko. Czy wszystkim niedawno poznanym dzieciom zwracającym się do Ciebie per "pani" odwzajemniasz się takim samym zwrotem? Przypuszczam, że nie.
Inna możliwość jest taka, że ów bojownik oscyluje intelektualnie w Twoich oczach. Bywa dzieckiem, po pół dnia staje się "panem" itd. W takim razie jaką wartość miała ocena jego poziomu przedstawiona w poprzednim wątku?
Nie widzę trzeciej alternatywy -- jeśli jest, przedstaw ją.
Tak czy owak drivefast4d jako "pan" pojawił się po raz pierwszy w Twojej odpowiedzi na jego pozytywny wpis o Twoim tekście -- czy tu się mylę?

Nie mam pojęcia jak wydedukowałeś, że chcę, żebyś zainteresował się mną.
Proste. Oto Twoje słowa: W każdym razie ja byłabym szczęśliwa wzbudzając takie zainteresowanie jak Pan (gdzie "Pan", to :drivefast4d). Do tego fakt, iż w Tobie drivefast4d wzbudził zainteresowanie na gruncie personalnym -- oceniałaś nie tylko tekst literacki, lecz głównie wywiedzione z niego (niepojętym dla mnie sposobem) poziom i poglądy człowieka. Szerzej tekstem zainteresowałem się ja. Zatem drivefast4d wzbudził spore zainteresowanie zarówno na gruncie literackim jak i personalnym. Tutaj natomiast ja i on oceniliśmy tylko tekst -- do zainteresowania, jakie on wzbudził, brakuje analizy i oceny osobowości oraz poglądów. Wstawkę: KoX- co Ty na to? odebrałem jako zachętę do uzupełnienia tego właśnie braku.
Niestety! -- nie umiem dobrze ocenić człowieka po efekcie pracy jego wyobraźni i palców na klawiaturze, zwłaszcza gdy efekt nie jest obszerną autobiografią.

Ponadto wytłumacz mi jak to możliwe, że w tym wątku cieszy Cię, że drivefast ocenia wrzut a nie osobę a w poprzednim wątku pochwaliłeś drivefasta za nazwanie mnie samotną nauczycielką od której nawet pies uciekł.
Już tłumaczę. Od ogółu do szczegółu.
Generalnie jestem zdania, że tu winno się oceniać tekst i trzymać się okołoliterackich tematów, chyba że wrzut jest wybitnie publicystyczny (np. jest to felieton). Myślę, że zawsze można ocenić warsztat. W poprzednim wątku za uzasadnioną uznałbym też rozmowę o tym, co autor chciał nam przekazać -- czy i daczego przedstawiona definicja przyjaciela albo spotkania jest dobra bądź niedobra? Można też skrytykować którąś postać, w szczególności pierwszoosobowego narratora -- np. za to, że skromność mu nie pasuje, że powinien być dumny i niezłomny niczym Bohater Związku Sowieckiego.
Dyskusja o treści -- właściwie czemu nie? Ale o autorze, który przecież tylko chwilowo wczuł się w bohatera -- niechętnie, bo na jakiej podstawie? Jednak gdy czytelnik w swojej działalności wyłamie się z powyższych ram, autor w odpowiedzi może za nim podążyć -- inaczej nie miałby jak zripostować. Dlaczego miałby mieć ograniczone pole obrony?

Tam chwaliłem drivefast4da, gdyż uważam, że należało Ci się takie potraktowanie, że zasłużyłaś. Jego wyobrażenie o Tobie było o tyle lepsze od Twojego o nim, że w jakiś (choćby i zupełnie poroniony) sposób wyprowadzone zostało z repostów, w których mówi Chanya, a nie z literackiego tekstu, gdzie wypowiada się narrator (analog Twojego Józefa). Podoba mi się, że bojownik, którego określiłaś jako osobę nadto skromną i pokorną, niepokornie odpłacił Ci się pięknym za nadobne. Miałbym ganić za to, iż dostosował swoje reposty do poziomu Twoich, gdy inaczej się nie dało? Jak wyobrażałaś sobie jego replikę, skoro nie podparłaś tezy o infantylizmie żadnymi argumentami? Na taką opinię o niejasnych podstawach odpowiedział nazwaniem cię samotną nauczycielką, co jest mniej więcej tak samo uzasadnione.

Teraz powiem coś, co może wydać się dziecięcym chwytem rodem z przedszkola, jednak dla mnie jest mądre niezależnie od obiekcji Pruskiego Pazernictwa czy obrońców bandytów postrzelonych przez napadanego: A kto tam zaczął? Kto rozpoczął osobiste wycieczki?
Tyle o tamtym wątku.

Tu natomiast cieszy mnie, że :drivefast4d nie zaczął. Nie przeniósł smrodu bagienka personalnych odniesień, jakie stworzyliśmy pod jego tekstem. To, że poparłem go w momencie, gdy cisnął szlamem w osobę miotającą szlamem, kiedy wszyscy brnęliśmy w zdradliwe trzęsawisko, nie znaczy, iż spodoba mi się, jeśli zabłoci tu, gdzie jest czysto. Drivefast4d ma u mnie poważanie za to, iż potrafi wypowiedzieć się pozytywnie o utworze, który mu się podoba, mimo iż autorka ewidentnie próbowała była zaleźć mu za skórę.


:drivefast4d
Przeczytaj powyższe zdanie. Tak trzymać!

--
Czajnik. Kupiłem czarny czajnik. Pojemność – dwa czterysta.
Pojemność – dwa czte… Sie-dem je-den ma do set-ki!

chanya
:KoX- nie wiem dlaczego tak się czepiasz tego, że zaczęłam się zwracać do drivefasta per "pan". Wydaje mi się, że jasno to wyjaśniłam.

Zasmuciłeś mnie bardzo tym stwierdzeniem:
dostosował swoje reposty do poziomu Twoich
jednocześnie czytam reposty drivefasta, w których pisze:

nie mogę obojętnie przechodzić obok takiego kretynizmu

widzę, że jesteś nadętą, pewną siebie babą

Chyba jeszcze nie doroslaś do tego, żeby zrozumiec, że ludzie Twoją opinię mają gdzieś

Mogę z tego wywnioskować, że prawdopodobnie pies od Ciebie uciekł

Na koniec dodam tylko tyle, że to jest jedna z rzeczy, którą kocham w Polsce: zgnojenie każdego, kogo da się zgnoić

ja uwielbiam prowadzić spory, bywam chamski, ale podobno każdy sposób jest dobry, żeby osiągnąć zamierzony efekt


Jeśli prawdą jest to co powiedziałeś i reprezentowany tu przez drivefasta poziom wynikł z dostosowywania go do mojego- to jest to moja wielka klęska i nawet nie wiem kiedy zeszłam na niziny, od których zawsze starałam się być jak najdalej. Bardzo głęboko zastanowię się nad sobą, naprawdę dałeś mi do myślenia.
Martwi mnie też to, że nie zauważyłam w Tobie dotychczas zamiłowania do takiego prostactwa. Czyżby to co zawsze mnie raziło, przestało? Bardzo niepokojące.
Na dodatek tego co pisałam wcześniej nigdy nie nazwałabym szlamem, tak jak Ty to zrobiłeś- widać, że rzeczywiście poziom drivefasta jest i w Twoim guście.

--

chanya
errata: "zjadłam" przecinek w ostatnim zdaniu, powinno być:

Na dodatek tego, co pisałam wcześniej, nigdy nie nazwałabym szlamem, tak jak Ty to zrobiłeś- widać, że rzeczywiście poziom drivefasta jest i w Twoim guście.

--

drivefast4d
Więc nie zniżaj się do mojego poziomu. Jeżeli osoba, z którą prowadzę rozmowę, stara się za wszelką cenę przeforsować swoje poglądy, to należy jej to uniemożliwić wszelkimi dostepnymi sposobami. Jeżeli przeciwnik w sporze na "czarne" mówi "białe" i nie da się mu wytłumaczyć, że jest w błędzie, to wskazany jest kubeł zimnej wody.
Widzę, że bardzo słabo znosisz krytykę i nie potrafisz przegrywać. Oczyma wyobraźni widzę, jak gryziesz kabel od myszki i szlochasz pod nosem.
ps. przeczytałem jeszcze raz Twój tekst. Wydał mi się jeszcze lepszy niż poprzednio. Ale...
Miałem kiedyś znajomego, jeszcze w podstawówce. Na imię miał Darek, kiepsko się uczył, bo całymi dniami grał w piłkę z kolegami. Nauka wcale mu nie szła, miał spore problemy z przejściem z klasy do klasy. Jego rodzice mieli spore gospodarstwo, więc cięzko pracowali, żeby utrzymać Darka i jego brata. Byli podziwiani, bo z absolutnego zera dorobili się domu, samochodu, można by pwiedzieć, że udała im się trudna sztuka "zmiany kasty". Pamiętam, to było w siódmej klasie, gdy Darek i jego kilku kolegów postanowili kupic wódkę, co uczynili bez wiekszych problemów i wypili ją w szatni. Wsród kolegów był Maciek, taki szkolny głupek, lat bodajże 17, już wtedy dobrze rokujący alkoholik. W sumie było ich chyba do tej wódki czterech. Po Darka przyjechało pogotowie, miał płukanie żołądka, tamci rzygali jak koty i ledwo wrócili o własnych siłach do domów.
Tu jest moja wątpliwość: czy Roman mógłby pic wódkę z ojcem? moim zdaniem był jeszcze na to za młody. A może się mylę, to tylko pytanie.

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
KoX - Superbojownik · przed dinozaurami
:chanya
Martwi mnie też to, że nie zauważyłam w Tobie dotychczas zamiłowania do takiego prostactwa.
Odnoszę wrażenie, iż gdybym wrzucił tu jeden tekst w czerwcu, drugi w grudniu, już w styczniu wiedziałabyś o mnie wszystko tylko na podstawie ostatniego. Ale niestety spotykamy się na tym forum jedynie regularnie tylko od prawie czterech miesięcy i skromnie obszernie rozmawialiśmy w śmiesznie małej liczbie kilku wątków na nieliczne różne tematy. To normalne i całkiem naturalne, że po tak pobieżnej znajomości czymś cię zaskoczyłem.

Na dodatek tego, co pisałam wcześniej, nigdy nie nazwałabym szlamem, tak jak Ty to zrobiłeś- widać, że rzeczywiście poziom drivefasta jest i w Twoim guście.
"Na dodatek na podstawie tego, co pisał wcześniej, nigdy nie nazwałbym Drivefast4da infantylnym, tak jak Ty to zrobiłaś."
Ja znieważyłem tekst, nie człowieka.

--
Czajnik. Kupiłem czarny czajnik. Pojemność – dwa czterysta.
Pojemność – dwa czte… Sie-dem je-den ma do set-ki!

murbeton
murbeton - Superbojownik · przed dinozaurami
A moja refleksja...odrobine spozniona, jak mniemam....Chanya, Twoje opowiadanie jast takie, jakim jest ono odbierane.Kawal MIESA,jak dla mnie.Wszelkie wypowiedzi ponizej, nie zawierajace uwag krytycznych, a jedynie pieniactwo, moge zlozyc na karb polskiej mentalnosci.Bede z uwaga czytal Twoje slowa.

--
Mimo, że wyjadę, wciąż będę
Forum > Półmisek Literata > Ballada o Józefie G.
Aby pisać na forum zaloguj się lub zarejestruj