Piszę nie od wczoraj ale ... się w końcu przełamałem
Czekając na Ciebie
Wstała jak zwykle o siódmej i delikatnie wysunęła się z łożka, żeby mnie nie obudzić. Oczywiście nie spałem. Jednym okiem dyskretnie obserwowałem jak przeciąga się powoli. Była tak piękna.
Kiedy wyszła do łazienki jak zwykle rozciągnąłem się na całej długości naszego łóżka wtulając się w ciepłe miejsce, które po sobie zostawiła. Spać, spać .. zacisnąć oczy i przespać jak najdłużej. Oczekiwanie na nią zawsze było najgorsze i doprowadzało mnie do szału. Miotałem się wtedy po pustym mieszkaniu wynajdując sobie różne dziwne zajęcia. O ósmej już jej nie było, a ja mocno spałem.
Obudziłem się jak zwykle około południa. Wstałem. Zająłem się toaletą, a potem coś przekąsiłem. Czas płynął leniwie. O drugiej udałem się do kuchni na mój ulubiony taboret stojący przy oknie. Nasze mieszkanie nie było duże, ale za to przytulne i pełne różnych ciekawych zakamarków. Lubiłem je. Urządziła wszystko ze smakiem. Z resztą nawet, gdybym chciał mieć tu na coś wpływ, to nie było to możliwe. Pamiętam ile radości sprawiał jej każdy nowy zakup, każdy nowy element wystroju.
Usadowiłem się na taborecie i spojrzałem na świat za oknem. Znowu sypało. Wieczorem oglądaliśmy telewizję i coś tam mówili, że zima tego roku jeszcze nie odpuści. Brr... nie lubiłem zimy. Stanowczo bardziej wolałem lato i wylegiwanie się na słońcu.
Z naszego budynku wyszła sąsiadka z tym przekomicznym ratlerkiem w czerwonym, wełnianym sweterku. Nie lubiłem tego małego gnoja. Przechodząc po naszymi drzwiami zawsze histerycznie szczekał. Już nie raz miałem ochotę mu coś zrobić, ale nie chciałem jej robić przykrości i nie chciałem zatargów z sąsiadami.
Za oknem na parapecie siedziało kilka gołębi. Wkurzały mnie jak zwykle. Pukanie w szybę nic nie dawało. Zupełnie mnie ignorowały.
Czas wlókł się niemiłosiernie. Zegar tykał.
Po godzinie 17:00 wyszedłem do przedpokoju. Usiadłem na przeciwko drzwi wejściowych i czekałem wpatrując się w nie jak w obraz. Pół godziny później wiedziałem, że już jest blisko. Winda jechała na górę. Zgrzyt klucza w zamku. Na reszcie ... jesteś w końcu Księżniczko.
Weszła do mieszkania, zdjęła płaszcz, powiesiła torebkę, ściągnęła buty. Przeszła koło mnie bez przywitania. Acha ... ciężki dzień. Podniosłem się i poszedłem za nią do pokoju. Podeszła do barku. Wyjęła butelkę czerwonego wina. Nalała sobie kieliszek i usiadła w fotelu. Stałem w drzwiach i patrzyłem na nią. Zapaliła papierosa. Nie lubiłem dymu, ale nie było to w tym momencie ważne. Rozpłakała się. Cierpliwie czekałem. Wtuliła się w fotel i patrzyła długo w jeden punkt. Łzy spływały jej po policzkach. Cierpiałem razem z nią. Trwało to może z godzinę.
Wstała i zaczęła ścielić łóżko. Potem poszła do łazienki i po chwili wróciła świeża, pachnąca. Uwielbiałem patrzeć na jej ciało po kąpieli. Była tak piękna, taka delikatna. Wskoczyła do łóżka i zgasiła światło. Czekałem. Nie zawiodłem się. Po chwili uniosła kołdrę i cichutko zapytała :
- Gdzie jesteś ? Choć tu do mnie. Przepraszam, że o Tobie zapomniałam. Pewnie tęskniłeś za mną jak zwykle cały dzień ? No chodź !
Nie trzeba mi tego było powtarzać dwa razy. Po chwili leżeliśmy już koło siebie. Wtuliła się we mnie. Była już zupełnie spokojna. Zasypiała. Zdążyła jeszcze tylko wyszeptać :
- Czasami mi się wydaje, że tylko Ty mnie tak na prawdę kochasz.
- Pewnie, że tak. Zamruczałem. – Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak wiele masz w tym racji.
Czekałem. Po chwili już spała. Poczekałem jeszcze parę minut i delikatnie wysunąłem się z jej objęć. Pomaszerowałem do kuchni i zająłem miejsce na moim taborecie. Za oknem siedział jeden skulony gołąb i łypał na mnie swoim okiem.
Wykonałem moje dzisiejsze zadanie i teraz miałem czas na przemyślenia. Zostało mi może jakieś dwa, trzy lata życia. Każdy ten dzień przeznaczyłem tylko dla niej.
Gołąb za oknem spojrzał znowu na mnie. Zjeżyłem się i walnąłem łapą w szybę prychając.
Nie łatwo było załatwić sobie powrót na ziemię pod postacią kota .... jej kota ....
14.02.2006
Czekając na Ciebie
Wstała jak zwykle o siódmej i delikatnie wysunęła się z łożka, żeby mnie nie obudzić. Oczywiście nie spałem. Jednym okiem dyskretnie obserwowałem jak przeciąga się powoli. Była tak piękna.
Kiedy wyszła do łazienki jak zwykle rozciągnąłem się na całej długości naszego łóżka wtulając się w ciepłe miejsce, które po sobie zostawiła. Spać, spać .. zacisnąć oczy i przespać jak najdłużej. Oczekiwanie na nią zawsze było najgorsze i doprowadzało mnie do szału. Miotałem się wtedy po pustym mieszkaniu wynajdując sobie różne dziwne zajęcia. O ósmej już jej nie było, a ja mocno spałem.
Obudziłem się jak zwykle około południa. Wstałem. Zająłem się toaletą, a potem coś przekąsiłem. Czas płynął leniwie. O drugiej udałem się do kuchni na mój ulubiony taboret stojący przy oknie. Nasze mieszkanie nie było duże, ale za to przytulne i pełne różnych ciekawych zakamarków. Lubiłem je. Urządziła wszystko ze smakiem. Z resztą nawet, gdybym chciał mieć tu na coś wpływ, to nie było to możliwe. Pamiętam ile radości sprawiał jej każdy nowy zakup, każdy nowy element wystroju.
Usadowiłem się na taborecie i spojrzałem na świat za oknem. Znowu sypało. Wieczorem oglądaliśmy telewizję i coś tam mówili, że zima tego roku jeszcze nie odpuści. Brr... nie lubiłem zimy. Stanowczo bardziej wolałem lato i wylegiwanie się na słońcu.
Z naszego budynku wyszła sąsiadka z tym przekomicznym ratlerkiem w czerwonym, wełnianym sweterku. Nie lubiłem tego małego gnoja. Przechodząc po naszymi drzwiami zawsze histerycznie szczekał. Już nie raz miałem ochotę mu coś zrobić, ale nie chciałem jej robić przykrości i nie chciałem zatargów z sąsiadami.
Za oknem na parapecie siedziało kilka gołębi. Wkurzały mnie jak zwykle. Pukanie w szybę nic nie dawało. Zupełnie mnie ignorowały.
Czas wlókł się niemiłosiernie. Zegar tykał.
Po godzinie 17:00 wyszedłem do przedpokoju. Usiadłem na przeciwko drzwi wejściowych i czekałem wpatrując się w nie jak w obraz. Pół godziny później wiedziałem, że już jest blisko. Winda jechała na górę. Zgrzyt klucza w zamku. Na reszcie ... jesteś w końcu Księżniczko.
Weszła do mieszkania, zdjęła płaszcz, powiesiła torebkę, ściągnęła buty. Przeszła koło mnie bez przywitania. Acha ... ciężki dzień. Podniosłem się i poszedłem za nią do pokoju. Podeszła do barku. Wyjęła butelkę czerwonego wina. Nalała sobie kieliszek i usiadła w fotelu. Stałem w drzwiach i patrzyłem na nią. Zapaliła papierosa. Nie lubiłem dymu, ale nie było to w tym momencie ważne. Rozpłakała się. Cierpliwie czekałem. Wtuliła się w fotel i patrzyła długo w jeden punkt. Łzy spływały jej po policzkach. Cierpiałem razem z nią. Trwało to może z godzinę.
Wstała i zaczęła ścielić łóżko. Potem poszła do łazienki i po chwili wróciła świeża, pachnąca. Uwielbiałem patrzeć na jej ciało po kąpieli. Była tak piękna, taka delikatna. Wskoczyła do łóżka i zgasiła światło. Czekałem. Nie zawiodłem się. Po chwili uniosła kołdrę i cichutko zapytała :
- Gdzie jesteś ? Choć tu do mnie. Przepraszam, że o Tobie zapomniałam. Pewnie tęskniłeś za mną jak zwykle cały dzień ? No chodź !
Nie trzeba mi tego było powtarzać dwa razy. Po chwili leżeliśmy już koło siebie. Wtuliła się we mnie. Była już zupełnie spokojna. Zasypiała. Zdążyła jeszcze tylko wyszeptać :
- Czasami mi się wydaje, że tylko Ty mnie tak na prawdę kochasz.
- Pewnie, że tak. Zamruczałem. – Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak wiele masz w tym racji.
Czekałem. Po chwili już spała. Poczekałem jeszcze parę minut i delikatnie wysunąłem się z jej objęć. Pomaszerowałem do kuchni i zająłem miejsce na moim taborecie. Za oknem siedział jeden skulony gołąb i łypał na mnie swoim okiem.
Wykonałem moje dzisiejsze zadanie i teraz miałem czas na przemyślenia. Zostało mi może jakieś dwa, trzy lata życia. Każdy ten dzień przeznaczyłem tylko dla niej.
Gołąb za oknem spojrzał znowu na mnie. Zjeżyłem się i walnąłem łapą w szybę prychając.
Nie łatwo było załatwić sobie powrót na ziemię pod postacią kota .... jej kota ....
14.02.2006
--