Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Yenn
Yenn - Superbojowniczka · przed dinozaurami
Smutek zapanował w Królestwie. Król i Królowa dniami i nocami pomocy szukali u magów wszelakich, ale nikt rady nie mógł znaleźć. Rozesłano wici we wszystkie strony, ale nikt z pomocą nie przybył. I tak się wiec stało ze jedyna ich córka smokowi na pożarcie wydana być miała. Płaczów i szlochów w zamku końca nie było. Królewna zamknięta w swej komnacie na próżno wybawcy wyglądała. Dni zaledwie kilka wcześniej królewski doradca na pomysł przedni wpadł. Umyślił tędy by zamiast królewny smoczej bestii jakąś dziewkę posłać, podobną jeno. Znaleziono takową w karczmie „Pod Jeleniem Zdechłym”. Nie miała wprawdzie tak szlachetnego podbródka ani tak pięknej linii czoła, ale przy odrobinie pomocy służebnych dziewek i ubraniu w suknie królewny, od złudzenia tamta przypominać mogła. Zresztą przeca wiadomo ze smok to bestyja głupia, no to jak by się w tak przemyślnym fortelu połapać miała. Ano się połapała, z wielkim rykiem dziewka przegnana została, wóz, na którym ja przywieziono, rozbity a smok w zapalczywości swojej najbliższą wieś spalił i chłopów pogonił.
I nadszedł dzień straszny, gdy złożoną w ofierze być miała królewska córa. Przeto dworzanie wóz przygotowali, na którym stanąć miała, ozdobiwszy go liliami białemi i zielonymi gałązkami. I wóz ruszył przy akompaniamencie trąb królewskich, za wozem ruszyli dworzanie i służba cała, a dalej mieszkańcy wiosek i miasteczek okolicznych. Z wielkim trudem wóz wtoczył się na wzgórze, gdzie siedziba bestyji była. Tam tuż przed jaskini wejściem wóz porzucono, a gdy z jej wnętrza dobył się pomruk przeraźliwy dworzanie w popłochu uciekać zaczęli mało nóg nie pogubiwszy. Tylko królewna ostała się sama a oczy szeroko z przerażenia rozwierała patrząc na wejście do pieczary. I wyszedł z jaskini smok straszliwy i czerwonymi oczyskami po okolicy wodzić począł. Wzrok jego wreszcie padł na wóz nieopodal stojący. Smok łeb w bok przechylił i łypnął srogo na dziewkę do pala przywiązaną. I zaryczał nielicho, a ryk jego słychać było w okolicy całej tak, że co bardziej strachliwi w portki narobili. A smok ogonem w ziemie uderzył i łapami w powietrzu zamachał:
-Nosz kurwa mać – ryknął – znowu jakąś poczwarę mi przysłali, czy w tej okolic już ładnych dziewek nie ma!!! - I jednym machnięciem łapy wóz z księżniczka w diabły był posłał.
A dworzanie i służba cala, i mieszkańcy okolicznych wiosek i miasteczek płakać i krzyczeć poczęli. I rozpaczać nad losem królewny i okrucieństwo smoka przeklinać. Nikt z nich bowiem smoczego języka nie znał, nie zrozumieli wiec co smok powiedzieć raczył ani, tym bardziej, napisu umieszczonego nad jaskinią odczytać nie umieli: tylko ładne przysyłać w celu rozdziewiczenia rychłego i nauki miłosnej sztuki.

--

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
KoX - Superbojownik · przed dinozaurami
Na kiermaszu, gdzie każdy jeden człek -- bez względu czy królem najjaśniejszym był, czy kmieciem obdartym -- mógł zaprezentować owoce swojej literackiej twórczości, zalągł się chochlik perfidny, a złośliwy za trzech.
Podobny małpie z dalekich krain, włochaty i ogoniasty -- nie większy jednak od upasionego kota, który na myszach wyrósł, a te na ziarnie we młynie -- panoszył się pośród poczciwych ludzi. Poczwara ta wredna była i do przegonienia trudna, jak głupia myśł, co czasem człowieka najdzie i sczeznąć nie chce. Śmiałek prezentujący gawiedzi opowieść, felieton albo anegdotę musiał mieć na uwadze, że produkt, choćby najwyższej był próby, wypieszczony i miesiącami obmyślany, może zostać przez chochlika bez litości wyśmiany. Gdy nie lał żółci na twórczość innych, wredny brzydal pokazywał własne utwory, jedne długie niczym litanie, inne krótkie jak pojedyncza zdrowaśka zgoła. Uważny czytelnik mógł się przekonać, że niemniej ułomne były od innych, tak ochoczo przez chochlika gnojonych i mieszanych z błotem, w którym tylko świnie gospodarskie ryją.
Taka to była dziwna istota, a język jej jadowity i niewyparzony. Zdawało się, że tylko dwie rzeczy czynią ją szczęśliwą: krytykowanie innych i napawanie się swoim geniuszem.
Nie inaczej było się w dniu, gdy efekty swojej pracy przedstawiła nieczęsto goszcząca na kiermaszu Yenn. Nie minęło dużo czasu, a chrząkając i plując wypełzła przy niej pokraka na światło dzienne.
-- Ha! -- trysnęła jadem. -- Ani to takie, ani owakie. Nie masz tu bohatera, z którym czytelnik miałby się utożsamić. Ot, krótka anegdotka.
-- Idź precz, złośliwa bestyjo! -- gonili go ludzie. -- Śmieszne to przecie i zakończenie ma trafne, z humorem. Rzekłbyś -- zamiast opowieści o smoku, zwykłej i lęk budzącej, coś innego masz tutaj, mniej pospolitego, z czego uciecha i zabawa płynie.
Ale chochlik nie pierwszy raz słyszał takie dictum.
-- Głupi wasz gatunek, oj głupi -- zajazgotał. -- Prawdą nikt z was smoczym językiem nie włada, ryku jego nie zrozumie i pism nie przeczyta. Skąd tedy wiecie, czego chce bestyja? Białogłowy z przyzwyczajenia i obyczaju przedwiecznego smokowi byście rzucali?! Król ze smokiem gadać nie umiał, a z miejsca wiedział, że córę poświęcić musi? Zaiste, ciemny z was naród i pomyślunkiem nieskażon.
Paru chłopa się zadumało, ale reszta dalej na chochlika naskakiwała.
-- Patrzajcie, ludzie! -- zakrzyknęła jakaś baba. -- Taki mały, chodakiem by go kto nakrył, a każdemu błędy wylicza.
-- Opowiastka zacna -- stwierdził jakiś dobrodziej -- i po naszemu napisana. Orzeczenia i przydawki na zadku zdania siedzą tak często, jakby to sam mój wuj Bazyli -- Panie, świeć nad jego duszą -- z grobu powstał i nam, dziatkom, historyję opowiedział.
-- A jakże! -- zgodził się chochlik niespodzianie. -- Tako gadane, jakby pierwszy lepszy chłopek z buraczanego pola to opowiedział, cobyśmy ja i wy, ludzie prości, wartko się w tekście połapali. Nie jest to uczonego męża mowa, oj nie. To może być wada, jednako może być i zaleta.
I mówił dalej w tonie wyniosłym i oskarżycielskim.
-- Trafiły się zdania sztampowe i niebogate, jedno podobne drugiemu jak ziarnka maku w korcu. Czytajcie, kto żyw i litery składać potrafi: "jedyna ich córka smokowi na pożarcie wydana być miała. Płaczów i szlochów w zamku końca nie było. Królewna zamknięta w swej komnacie na próżno wybawcy wyglądała. Dni zaledwie kilka wcześniej królewski doradca na pomysł przedni wpadł.". Usypiają one jak jednostajny krok chabety, co wóz skrzypiący za sobą ciągnie, cały czas tempem jednakim i niezmiennym.
Zawrzało w ciżbie ludzkiej, ale znaleźli się i tacy, co chochlikowi rację przyznali. Mało ich było w liczbie, a i nie wyrażali się głośno, toteż dało się słyszeć wołania niezadowolonych:
-- Pomnij, pokrako, że narrator chłop prosty i do równych sobie wypowiedź kieruje!
-- Właśnie, właśnie!
-- Jakiż on tam prosty, jak język smoczy zrozumieć mu idzie i słowa potwora dokładnie przytoczyć potrafi?! Już krzywe nogi starej karczmarki prostsze są niż on, ani chybi. Ale nie pochodzi narrator ze smoka rodu, bo smok inaczej się wyraża, niż on i ja, i wy. Po naszemu ów smok by powiedział: "Tam, do kata! Znowu jakąś poczwarę mi przysłali. Czy w tej okolicy już ładnych dziewek nie uświadczysz?!". Tymczasem inaczej mówi.
Przerwał chochlik, zmilczał -- bystrym okiem na ludzi zerkając, szpiczastym uchem łowiąc ich szepty.
-- To dobrze to czy źle, że opowieść snuta naszym językiem? -- zapytał w końcu młokos, co jeszcze wąsa pod nosem nie uhodował, a już w dorosłą rozmowę pchał się jak kot w ciepłą izbę.
Żachnął się na to chochlik i ogonem zamachnął. -- Za krótkie to, by każdy czytelnik oswoił się z archaizowanym, acz przaśnym stylem. Na gawędę nie wygląda, bo ubogie; dygresji braknie, także opisów i porównań, a tymi ostatnimi dobra gawęda kusi jak pyszna kasza skwarkami. W wielkim skrócie to wszystko podane, jako żart i nic więcej.
To powiedziawszy zakręcił się i -- niczym połyskliwy szeląg zostawiony na szynkwasie -- zniknął bez śladu.

--
Czajnik. Kupiłem czarny czajnik. Pojemność – dwa czterysta.
Pojemność – dwa czte… Sie-dem je-den ma do set-ki!

Yenn
Yenn - Superbojowniczka · przed dinozaurami
Yenn stając pośród gawiedzi w chochlika się wpatrywała. Wredna to zaiste istota była, a wyglądała jakby ze świata innego wyrwaną została i tu złości swojej upust dać chciała. Na każdym zlocie bajarzy i anegdot opowiadaczy ktoś taki się znaleźć musiał. Słuchając jego wywodów, najpierw złość ją ogarnęła straszliwa tak, że ten czy ów z blisko stojących odsunąć się wolał. A gdy jeden ze słuchaczy, w brudnym i pomiętym fartuchu lepsze czasy pamiętającym, głośno chochlikowi przytaknął, Yenn tak na niego spojrzała, że skulił się w sobie i szybko w tłumie był zniknął. W miarę jednak wywodów małego złośnika sama rację mu przyznała i do wniosku doszła, że jej występ był średnio udany i gawiedzi należycie nie rozbawiła. Chochlik zaś zakręcił się i zniknął jak bańka mydlana. Yenn zaś w stronę miasta ruszyła. Noclegu jeszcze nie miała, a przeca zlot bajarzy był, pewnie wszystkie miejsca w karczmach zajęte. Znowu pod gołym niebem spać jej przyjdzie, a noce zimne … oj, zimne. Może się choć kto znajdzie dla rozgrzania posłania.


:KoX Dzieki za rzeczową krytykę

--
Aby pisać na forum zaloguj się lub zarejestruj