Jakiś tydzień temu światełko w lodówce mi zdechło... No i codziennie słyszałem od kobiety że mam to naprawić (znaczy wypieprzyć wszystko z lodówki, poczekać aż "ostygnie" i stwierdzić: nie działa
)... Wracam sobie z pracy koło 24 - pracuję na popołudnie bo lubię, zagładam do lodówki i życzę jej zezłomowania, wyciągam żarełko i niechcąco wypierniczyłem słoik z majonezem... pyk! światełko działa... yhyhyhy...
