Na wstępie zaznaczę, że pewnie nie za każdym razem koniec jest taki "dobry", bo jak widać i na przykładzie tej historii, standardy są różne i bardzo uznaniowe, a przedstawiciele władzy mogą wszystko.
Moskwa. Jakiś gość dostał wezwanie do komisji poborowej, nigdy nie służył, długo się uczył, matka ciężko chora, a on jest jedynym krewnym. Postanowił to olać, zapewne słysząc co się dzieje z podobnymi zmobilizowanymi z przypadku. Któregoś dnia wchodzi do metra, a zaraz podbiega do niego pracownik i prosi, żeby się zatrzymał, w rękach ma tablet z jego zdjęciem na wejściu do metra i zdjęcie ze starego paszportu. Prowadzą go do posterunku policji, a stamtąd do kolejnego, a stamtąd przewożą go do jeszcze jednego. Policjanci kryminalni z niechęcią mówią, że zawiozą go do komisji poborowej, a jakiekolwiek zażalenia później - całej akcji nie popierają, ale robią co do nich należy. Nie mają nawet auta, bo wszyscy jeżdżą po mieście i szukają zmobilizowanych-poszukiwanych, zawieźli go więc taksówką. Na miejscu komisarz wkurwiony, że po co mu go przywożą, skoro on nigdy nie służył, a takich co mu potrzeba, to nie przywożą. Gościowi kazali się stawić kolejnego dnia w punkcie mobilizacyjnym, żeby wykreślili go z listy. Facet stawia się następnego dnia i faktycznie go wykreślają.
Wraca więc metrem, wysiada na swojej stacji i... oh shit, here we go again (tylko że po rosyjsku). Łapie go trzech policjantów, prowadzą go na posterunek i tam skuwają go kajdankami razem z innym gościem, w podobnej sytuacji. Nie chcą dać żadnego protokołu zatrzymania, bo go oficjalnie nie zatrzymali. Wiozą go tym razem od razu do punktu mobilizacyjnego, gdzie pracownicy pytają czego znowu chce. Po krótkim wyjaśnieniu próbują w policji ustalić, żeby go już nie zatrzymywali. Gość prosi o jakieś zaświadczenie, które będzie mógł pokazać policji następnym razem, ale mówią mu, że to bez sensu, a policjanci mu mówią, że co by nie było to będzie dostarczony do punktu mobilizacyjnego.
Widzicie jakie sprawne, nowoczesne państwo z systemem rozpoznawania twarzy?
Moskwa. Jakiś gość dostał wezwanie do komisji poborowej, nigdy nie służył, długo się uczył, matka ciężko chora, a on jest jedynym krewnym. Postanowił to olać, zapewne słysząc co się dzieje z podobnymi zmobilizowanymi z przypadku. Któregoś dnia wchodzi do metra, a zaraz podbiega do niego pracownik i prosi, żeby się zatrzymał, w rękach ma tablet z jego zdjęciem na wejściu do metra i zdjęcie ze starego paszportu. Prowadzą go do posterunku policji, a stamtąd do kolejnego, a stamtąd przewożą go do jeszcze jednego. Policjanci kryminalni z niechęcią mówią, że zawiozą go do komisji poborowej, a jakiekolwiek zażalenia później - całej akcji nie popierają, ale robią co do nich należy. Nie mają nawet auta, bo wszyscy jeżdżą po mieście i szukają zmobilizowanych-poszukiwanych, zawieźli go więc taksówką. Na miejscu komisarz wkurwiony, że po co mu go przywożą, skoro on nigdy nie służył, a takich co mu potrzeba, to nie przywożą. Gościowi kazali się stawić kolejnego dnia w punkcie mobilizacyjnym, żeby wykreślili go z listy. Facet stawia się następnego dnia i faktycznie go wykreślają.
Wraca więc metrem, wysiada na swojej stacji i... oh shit, here we go again (tylko że po rosyjsku). Łapie go trzech policjantów, prowadzą go na posterunek i tam skuwają go kajdankami razem z innym gościem, w podobnej sytuacji. Nie chcą dać żadnego protokołu zatrzymania, bo go oficjalnie nie zatrzymali. Wiozą go tym razem od razu do punktu mobilizacyjnego, gdzie pracownicy pytają czego znowu chce. Po krótkim wyjaśnieniu próbują w policji ustalić, żeby go już nie zatrzymywali. Gość prosi o jakieś zaświadczenie, które będzie mógł pokazać policji następnym razem, ale mówią mu, że to bez sensu, a policjanci mu mówią, że co by nie było to będzie dostarczony do punktu mobilizacyjnego.
Widzicie jakie sprawne, nowoczesne państwo z systemem rozpoznawania twarzy?