Shameus obala mity – Część I
[od pewnego czasu przymierzam się do czegoś takiego, ale ostatnie wydarzenia pod moim wpisem dały mi jakiegoś kopa...] Być może to zrobimy razem na JM
***
[Próbka tekstu]
Trochę mnie naszło na podzielenie się wiedzą. W pewnych dziedzinach takową posiadam, gdy akurat nie jestem znawcą piłki nożnej, w sprawach sądowych, fryzjerstwa i tatuaży czy też kosmologii albo kosmetologii (ciągle mi się myli). To była ironia... W każdym razie, chodzi o to, że dość sporo życia spożytkowałem na pogłębianiu wiedzy historycznej. Nie chodzi o to, że przeczytałem książkę – ja badałem książki, relacje, dane, statystyki. Dość sporo tego – może za dwadzieścia lat jakoś to ogarnę, ale chcę tylko powiedzieć, że panuje pewien chaos w wiedzy przekładanej i jeszcze większy w tym, co aktualnie internety mówią. Takowoż bardzo chciałbym spożytkować swoje doświadczenia, wiedzę i pseudo-talent do przekazania pewnych prawd celem walki z mitami. Sprowokowała mnie dyskusja pod tematem autora Coldseed, który na łamach Joemonster zamieścił ten artykuł: https://joemonster.org/art/65300/ a do którego ja, ciut niechcący, napisałem komentarz. Tyle słowem wstępu – dziękuję za uwagę.
Mit Numer Jeden:
Kolumb – Nie płynął do Indii. Nie chciał odkrył Indii!
Krzysztof Kolumb był Włochem. Potem stał się Hiszpanem. Rzecz w tym, że zapoczątkował nowy rozdział w historii świata i był jednym z najbardziej wpływowych ludzi, jakich Ziemia nosiła. Przy tym był skutecznym dyplomatą i całkiem klawym oszustem. Bez tego gościa amerykańce nie powiewaliby teraz swoją flagą, nie było by też kilku wojen i całej naszej historii. Przy okazji wspomnę, że Kolumb był psycholem ale to nic szczególnego – ot, taka natura pracy dla KK w tamtych czasach.
Dlaczego w ogóle Kolumb płynął do Indii, a amerykanów nazwaliśmy Indianami? To jest całkiem ciekawa historia i składa na nią się trzy kolejne.
Po pierwsze: Kolumb był człowiekiem nauki. Poza tym, że bawił się w politykę i handel, masę czasu spędzał w bibliotekach. Już za młodu uważano go za „mola książkowego” i fanatyka podróży. Był też nawigatorem, co oznacza że znał wiele dostępnych map. Czasem bywa tak, że autor mapy umieszczał na swoim dziele fałszywe punkty (ówczesne Copyrights) i mieszał nawigatorom. Krzysiu to doskonale wiedział i studiował mapy wielu autorów, aby wymazać te znaczki. W pewnym czasie, a był to rok około 1486 Krzysztofek natrafił na mapę skopiowaną od Persów, na której był zaznaczony kontynent na zachód od Świata. Było to o tyle interesujące, że kulistość Ziemi miała już wiele tez. Co więcej...
Dobra, czas na dygresję, bo bez tego to się w ogóle nie obejdzie. Trochę durnej matematyki i takie tam:
Jeszcze zanim powiesili gościa, Jezusem zwanym, na krzyżu, paru mędrców stworzyło Plenisferę (to byli Sumerowie). Plenisfera opisywała obraz nieba i odnosiła się do ówczesnej nauki, jakoby Ziemia była kulą – oznaczał to ruch ciał nad nieboskłonem. Były ku temu podejrzenia ze względu na brak horyzontu oraz cykl dobowy (że coś tam ze światłem się dzieje – wydumali, że albo słońce krąży wokół Ziemi, alby my wokół Słońca... padło na to, że to jednak ta pierwsza opcja – to akurat dobre na inną historię...) Inna sprawa, że gdzieś tak w okolicy czasu jezusowego, mieliśmy dostęp do chińskich map oraz tych z południowej Azji. To, na wespół z możliwością obliczenia długości lądu oraz w połączeniu z tezą Erastotenesa dało ówczesnym ludziom matematyczne prawo do obliczenia lądów na terenie zakładanej kuli. Bo już wiedzieli, że Ziemia jest kulą. Wiedziano też, jaką długość może mieć kontynent euroazjatycki oraz sama Europa. I wyszło, że poza tymi dwoma jest wieeeeeeeelki ocean. Serio, wielki.
Jedna rzecz w tej teorii nie działała – rozkład mas. Sumerowie nie znali płyt tektonicznych ani pojęcia kontynent – dla nich świat był ograniczony do kilku połaci lądu i wielkiego oceanu. Jednak zauważyli pewną prawidłowość, którą opisali (to była wzmianka o nierównościach) i potem, już całkiem uczeni z XIV wieku podjęli temat. Wychodziło na to, że: jeśli Ziemia jest kulą i się obraca to musi być zrównoważona, bo inaczej powstanie efekt mimośrodowy a to wbrew prawom zaobserwowanym (stałe pory roku, cykle dobowe unormowane). I uznali, że kontynent wysunięty ponad taflę wody musi być takim równoważnikiem (coś jak gość w warsztacie wulkanizacyjnym, który kładzie ciężarek na kręcącą się oponę – wiem, przykład bieda, ale to właśnie jest rozkład mas...). Z tych tez wyszło założenie, czyli kolejna teza, że gdzieś tam na zachód od Europu musi się znajdować kontynent o ogromnej wielkości, który nie jest Azją (Indiami). Wtedy też położono podwaliny pod ląd południowy (austr), znajdujący się gdzieś z tyłu globusa. Austr to po łacinie „południowy”. Dlatego lud pierwotny nazywamy Australopitkami, zaś sama Australia (austr – południe – alia – ziemia, teren, ląd, ogół) nazywa się jak nazywa, bo jak już ją odkryli to po prostu nazwali ją Ziemią Południową, czyli Australią... Jeju, ta dygresja jest dłuższa niż sądziłem. Ale piszę dalej, bo coś tam wiedzy załapaliście i mi się płynnie pisze.
... i Krzysiu, całkiem mądry uczony, połączył wątki: wiedząc, że Ziemia jest kulą i to, że jakby tę kulę zobrazować to brakuje wielu lig lądu, które równoważyłyby stały ruch Ziemi. Stąd już wiedział jedno – mapa sprzed tysiąca lat, narysowana przez Summerów, a którą wytyczyły ludy z Norwegii (Wikingowie) informowała o kompletnie nieznanym lądzie.
Po drugie: mając tę widzę, a było to jak na ówczesne czasy apogeum, Krzysiu uznał, że zorganizuje wyprawę do nowego lądu. Pojawiły się jednak problemy sfinansowania przedsięwzięcia. Tuzy z Włoch jakoś niespecjalnie się zainteresowały tematem, więc Krzysiu poszedł do Hiszpanii – ponieważ miał tam wtyki z handlu – przekonał króla, że jest dobry temat. I tutaj wyszła natura Krzysia – ot, skłamał. Poinformował, że zna skrót do Indii. Najpewniej sfabrykował mapę, bo chyba musiał jakiś dowód przedstawić. Pisze to, ponieważ jego oficjalna wyprawa miała status „do Indii”, a nie na Nowy kontynent. Skąd te przypuszczenie? Stąd, że wykształceni ludzie, a tych był promil, wiedzieli i znali te fakty, którymi żonglował Kolumb. I nawet dureń wiedziałby, że nie ma czegoś takiego jak skrót do Indii, jeśli zna się mapy z Chin i aktualne z Europy, do tego długości (jako miara) oraz obwód Ziemi. Tego po prostu nie dało się przeoczyć – bo brakowało jakieś 1/4 . obwodu. Tak w skrócie. Także już w czasach Kolumba znano ogrom rzeczy – ogrom, których nie dało się organoleptycznie wyjaśnić. Po prostu były tezy.
Po trzecie:
Teza o kontynencie na Zachód od Europy miała solidne podstawy. Krzysiu miał władzę w ręku i skrzywił pewne fakty, aby zdobyć kasę na wyprawę. Koniec końców – jak wiemy – sztuka się udała i zabrał w podróż przeszło tysiąc ludzi, na trzech statkach, do nowego lądu. I cała misteria polega na tym, że WSZYSCY wierzyli, że płyną do Indii. Tylko Krzysiu wiedział, że szuka nowego – potwierdzonego tezami – lądu.
Cdn. Testuję.
[od pewnego czasu przymierzam się do czegoś takiego, ale ostatnie wydarzenia pod moim wpisem dały mi jakiegoś kopa...] Być może to zrobimy razem na JM
***
[Próbka tekstu]
Trochę mnie naszło na podzielenie się wiedzą. W pewnych dziedzinach takową posiadam, gdy akurat nie jestem znawcą piłki nożnej, w sprawach sądowych, fryzjerstwa i tatuaży czy też kosmologii albo kosmetologii (ciągle mi się myli). To była ironia... W każdym razie, chodzi o to, że dość sporo życia spożytkowałem na pogłębianiu wiedzy historycznej. Nie chodzi o to, że przeczytałem książkę – ja badałem książki, relacje, dane, statystyki. Dość sporo tego – może za dwadzieścia lat jakoś to ogarnę, ale chcę tylko powiedzieć, że panuje pewien chaos w wiedzy przekładanej i jeszcze większy w tym, co aktualnie internety mówią. Takowoż bardzo chciałbym spożytkować swoje doświadczenia, wiedzę i pseudo-talent do przekazania pewnych prawd celem walki z mitami. Sprowokowała mnie dyskusja pod tematem autora Coldseed, który na łamach Joemonster zamieścił ten artykuł: https://joemonster.org/art/65300/ a do którego ja, ciut niechcący, napisałem komentarz. Tyle słowem wstępu – dziękuję za uwagę.
Mit Numer Jeden:
Kolumb – Nie płynął do Indii. Nie chciał odkrył Indii!
Krzysztof Kolumb był Włochem. Potem stał się Hiszpanem. Rzecz w tym, że zapoczątkował nowy rozdział w historii świata i był jednym z najbardziej wpływowych ludzi, jakich Ziemia nosiła. Przy tym był skutecznym dyplomatą i całkiem klawym oszustem. Bez tego gościa amerykańce nie powiewaliby teraz swoją flagą, nie było by też kilku wojen i całej naszej historii. Przy okazji wspomnę, że Kolumb był psycholem ale to nic szczególnego – ot, taka natura pracy dla KK w tamtych czasach.
Dlaczego w ogóle Kolumb płynął do Indii, a amerykanów nazwaliśmy Indianami? To jest całkiem ciekawa historia i składa na nią się trzy kolejne.
Po pierwsze: Kolumb był człowiekiem nauki. Poza tym, że bawił się w politykę i handel, masę czasu spędzał w bibliotekach. Już za młodu uważano go za „mola książkowego” i fanatyka podróży. Był też nawigatorem, co oznacza że znał wiele dostępnych map. Czasem bywa tak, że autor mapy umieszczał na swoim dziele fałszywe punkty (ówczesne Copyrights) i mieszał nawigatorom. Krzysiu to doskonale wiedział i studiował mapy wielu autorów, aby wymazać te znaczki. W pewnym czasie, a był to rok około 1486 Krzysztofek natrafił na mapę skopiowaną od Persów, na której był zaznaczony kontynent na zachód od Świata. Było to o tyle interesujące, że kulistość Ziemi miała już wiele tez. Co więcej...
Dobra, czas na dygresję, bo bez tego to się w ogóle nie obejdzie. Trochę durnej matematyki i takie tam:
Jeszcze zanim powiesili gościa, Jezusem zwanym, na krzyżu, paru mędrców stworzyło Plenisferę (to byli Sumerowie). Plenisfera opisywała obraz nieba i odnosiła się do ówczesnej nauki, jakoby Ziemia była kulą – oznaczał to ruch ciał nad nieboskłonem. Były ku temu podejrzenia ze względu na brak horyzontu oraz cykl dobowy (że coś tam ze światłem się dzieje – wydumali, że albo słońce krąży wokół Ziemi, alby my wokół Słońca... padło na to, że to jednak ta pierwsza opcja – to akurat dobre na inną historię...) Inna sprawa, że gdzieś tak w okolicy czasu jezusowego, mieliśmy dostęp do chińskich map oraz tych z południowej Azji. To, na wespół z możliwością obliczenia długości lądu oraz w połączeniu z tezą Erastotenesa dało ówczesnym ludziom matematyczne prawo do obliczenia lądów na terenie zakładanej kuli. Bo już wiedzieli, że Ziemia jest kulą. Wiedziano też, jaką długość może mieć kontynent euroazjatycki oraz sama Europa. I wyszło, że poza tymi dwoma jest wieeeeeeeelki ocean. Serio, wielki.
Jedna rzecz w tej teorii nie działała – rozkład mas. Sumerowie nie znali płyt tektonicznych ani pojęcia kontynent – dla nich świat był ograniczony do kilku połaci lądu i wielkiego oceanu. Jednak zauważyli pewną prawidłowość, którą opisali (to była wzmianka o nierównościach) i potem, już całkiem uczeni z XIV wieku podjęli temat. Wychodziło na to, że: jeśli Ziemia jest kulą i się obraca to musi być zrównoważona, bo inaczej powstanie efekt mimośrodowy a to wbrew prawom zaobserwowanym (stałe pory roku, cykle dobowe unormowane). I uznali, że kontynent wysunięty ponad taflę wody musi być takim równoważnikiem (coś jak gość w warsztacie wulkanizacyjnym, który kładzie ciężarek na kręcącą się oponę – wiem, przykład bieda, ale to właśnie jest rozkład mas...). Z tych tez wyszło założenie, czyli kolejna teza, że gdzieś tam na zachód od Europu musi się znajdować kontynent o ogromnej wielkości, który nie jest Azją (Indiami). Wtedy też położono podwaliny pod ląd południowy (austr), znajdujący się gdzieś z tyłu globusa. Austr to po łacinie „południowy”. Dlatego lud pierwotny nazywamy Australopitkami, zaś sama Australia (austr – południe – alia – ziemia, teren, ląd, ogół) nazywa się jak nazywa, bo jak już ją odkryli to po prostu nazwali ją Ziemią Południową, czyli Australią... Jeju, ta dygresja jest dłuższa niż sądziłem. Ale piszę dalej, bo coś tam wiedzy załapaliście i mi się płynnie pisze.
... i Krzysiu, całkiem mądry uczony, połączył wątki: wiedząc, że Ziemia jest kulą i to, że jakby tę kulę zobrazować to brakuje wielu lig lądu, które równoważyłyby stały ruch Ziemi. Stąd już wiedział jedno – mapa sprzed tysiąca lat, narysowana przez Summerów, a którą wytyczyły ludy z Norwegii (Wikingowie) informowała o kompletnie nieznanym lądzie.
Po drugie: mając tę widzę, a było to jak na ówczesne czasy apogeum, Krzysiu uznał, że zorganizuje wyprawę do nowego lądu. Pojawiły się jednak problemy sfinansowania przedsięwzięcia. Tuzy z Włoch jakoś niespecjalnie się zainteresowały tematem, więc Krzysiu poszedł do Hiszpanii – ponieważ miał tam wtyki z handlu – przekonał króla, że jest dobry temat. I tutaj wyszła natura Krzysia – ot, skłamał. Poinformował, że zna skrót do Indii. Najpewniej sfabrykował mapę, bo chyba musiał jakiś dowód przedstawić. Pisze to, ponieważ jego oficjalna wyprawa miała status „do Indii”, a nie na Nowy kontynent. Skąd te przypuszczenie? Stąd, że wykształceni ludzie, a tych był promil, wiedzieli i znali te fakty, którymi żonglował Kolumb. I nawet dureń wiedziałby, że nie ma czegoś takiego jak skrót do Indii, jeśli zna się mapy z Chin i aktualne z Europy, do tego długości (jako miara) oraz obwód Ziemi. Tego po prostu nie dało się przeoczyć – bo brakowało jakieś 1/4 . obwodu. Tak w skrócie. Także już w czasach Kolumba znano ogrom rzeczy – ogrom, których nie dało się organoleptycznie wyjaśnić. Po prostu były tezy.
Po trzecie:
Teza o kontynencie na Zachód od Europy miała solidne podstawy. Krzysiu miał władzę w ręku i skrzywił pewne fakty, aby zdobyć kasę na wyprawę. Koniec końców – jak wiemy – sztuka się udała i zabrał w podróż przeszło tysiąc ludzi, na trzech statkach, do nowego lądu. I cała misteria polega na tym, że WSZYSCY wierzyli, że płyną do Indii. Tylko Krzysiu wiedział, że szuka nowego – potwierdzonego tezami – lądu.
Cdn. Testuję.
--
I am the law!