Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

7 słów i powiedzeń o zaskakującej etymologii

26 180  
149   16  
Czy pozycja misjonarska zawdzięcza swoją nazwę swawolnym harcom uprawianym za zamkniętymi drzwiami klasztorów? I czemu właściwie mówi się, że ktoś jest pijany jak świnia, skoro nikt nigdy nie widział wąsatego przedstawiciela trzody chlewnej, który naje#awszy się śliwowicą, obmacuje młode kuzynki podczas wesela w Piździchowie? Aby odpowiedzieć na te pytania, trzeba dać nura w historię naszej ojczystej mowy i pobawić się w etymologicznego detektywa.

#1. Pozycja misjonarska

Pan zalega na pani i wykonuje frykcyjne ruchy. Kolega powiedziałby nam, że w kategoriach filmów dla dorosłych ta pozycja cieszy się znacznie mniejszym zainteresowaniem niż na przykład międzyrasowy gang-bang z niskorosłymi, cisseksualnymi posiadaczami mikro-penisa. I chociaż o gustach, także tych dotyczących kopulacji, się nie dyskutuje, to zastanawiające jest nazwanie tej akurat pozycji mianem „seksu misjonarskiego”.



Powszechnie uważa się, że miano to wywodzi się od przedstawicieli europejskiego duchowieństwa, którzy to podczas podbojów kolonialnych rzekomo mieli nakłaniać nowo nawróconych „dzikusów” do współżycia w takiej właśnie pozycji. Ta interpretacja prawdopodobnie nie jest jednak prawdziwa, a winnym tu może być sam Alfred Kinsey – autor słynnego raportu, który zrewolucjonizował społeczne podejście do seksu. Miał on bowiem źle zinterpretować relacje opisane przez polskiego antropologa Bronisława Malinowskiego.



W „Życiu seksualnym dzikich” ten ostatni opowiadał m.in. o rdzennych mieszkańcach Wysp Trobriandzkich, którzy to mieli do rozpuku wyśmiewać „sztywnych” Europejczyków i ich brak kreatywności w damsko-męskich zbliżeniach. Kinsey, powołując się na polskiego uczonego oraz parę innych źródeł, w których to sugerowano udział kleru w nauczaniu „dzikusów” odpowiedniej, miłej Bogu, metody prokreacji, wymyślił określenie „pozycji misjonarskiej”.

#2. Upić się jak świnia

Taplający się w błocie knur może i pozbawiony jest gracji oraz zwiewności tancerza baletowego, ale żeby od razu porównywać biedne prosię do jakiegoś zarzyganego najebusa? To już większy pociąg do alkoholu miał obecny na ostatnim joemonsterowym zlocie dorodny kaczor identyfikujący się jako kaczka Gosia! Świnie alkoholu nie piją i kropka. Za to procentami nie gardzili przedstawiciele polskiego rodu Świnków, którzy to do XVIII wieku urzędowali na zamku w Świnach. To tam odbywały się prawdziwe pijackie maratony i uczty, podczas których niejeden gość bezwstydnie upadlał się winem.



Według legendy, podczas goszczenia na zamku pewnego wpływowego szlachcica, gospodarz – Jerzy Wilhelm Świnka – ogłosił dość „ekscentryczny” konkurs. Osoba, która wypiłaby największą ilość alkoholu miała dostać tysiąc dukatów oraz elegancką, zaprzężoną w sześć pięknych koni, bryczkę.


Ruiny zamku Świny

Pojedynek na twardość łbów wygrał sam gospodarz, który kazał sobie przynieść końskie wiadro na wodę i wypełnić je przednim winem. Następnie wlał je w swoje gardło jednym chluśnięciem. W ten sposób dumny przedstawiciel Świnków miał potwierdzić plotki o pijaństwie swej rodziny oraz przy okazji… napruć się w sztok. Ci, którzy mieli do czynienia z tym zapitym rodem zaczęli używać sformułowania „Pijany jak Świnka” jako opisu najwyższego stopnia sponiewierania alkoholowego. Z czasem jednak określenie to w swej uproszczonej formie „Pijany jak świnia” weszło do powszechnego uzusu.

#3. Szkop

Niemiec zawdzięczać ma swoje słowiańskie miano wyrazowi „niemy”, ponieważ mimo bliskiego sąsiedztwa nie szło się z takim germańskim typkiem dogadać. Tymczasem w okresie II wojny światowej w obiegu pojawiło się bardziej już pogardliwe określenie, czyli „szkop”. I chociaż w języku polskim wyraz ten dawniej oznaczał kastrowanego barana, to prawdopodobnie słowo to pochodzi z mowy czeskiej. „Skopčákami” nazywało się osoby niemieckojęzyczne, które docierały do Czech przez góry – co ma sens, jeśli spojrzymy na ukształtowanie terenu na granicy pomiędzy obydwoma krajami.



#4. Miłość francuska

Czemu akurat do fellatio przyklejono nieszczęsnych Francuzów, a nie na przykład Greków, którzy przecież już w starożytności praktykowali tego rodzaju oralne zabawy? Może dlatego, że „grecka miłość” jest już zarezerwowana jako określenie analnego szaleństwa? A tymczasem, według pewnych źródeł, które usiłują etymologicznie wytłumaczyć pochodzenie takiego sformułowania, kluczem tej zagadki są… paryskie burdele.



Te słynąć miały kiedyś z wyjątkowo wykwalifikowanych pracownic, które robiły swym klientom rzeczy, o jakich nawet nie słyszały zagraniczne panie pracujące w tym zawodzie. Ta „egzotyka” bardzo zresztą odpowiadała mężczyznom odwiedzającym Paryż. Już w XV-wiecznych kronikach znajduje się sporo relacji dotyczących niezwykłych umiejętności francuskich dam, które to do perfekcji opanowały posługiwanie się dziobem…

#5. Raz na ruski rok

Powszechnie obowiązujący kalendarz gregoriański spóźnia się w stosunku do kalendarza astronomicznego o jeden dzień co 3000 lat, natomiast kalendarz juliański – o jeden dzień co 128 lat. Nadal jednak rok trwał tam 12 miesięcy, czyli 365 dni. Co zatem sprawiło, że tzw. „ruski rok” jest synonimem długiego czasu? Przede wszystkim należy sobie powiedzieć, że kalendarz juliański funkcjonował w Rosji aż do 1918 roku, stąd też i etymologia tego określenia. Całe to przekonanie o tych dłużyznach można wytłumaczyć tym, że rok w tym kalendarzu zaczyna się 10 dni później niż w innych krajach Europy. Tak że gdy jedni cieszyli się już wiosennym majem, to nieszczęśni Rosjanie nadal trwali w „zimnym” kwietniu. Można by więc odnieść wrażenie, że miesiące płynęły tam znacznie wolniej, mimo że za wszystko odpowiadało wspomniane tu już przesunięcie.



#6. Trącić myszką

Co ma wspólnego zapach gryzonia z czymś przestarzałym? Źródeł należy się tu doszukiwać w… winie. Otóż dawniej, kiedy trunki te spoczywały w beczkach składowanych gdzieś w specjalnie do tego przystosowanych piwnicach, mocno pożądaną cechą, świadczącą o porządnym wyleżakowaniu alkoholu, był tzw. zapach myszki. Jeśli więc ktoś mówił, że wino pachnie myszką, oznaczało to, że napój ten dojrzewał tak długo, że charakterystyczna „mysia” woń piwnicy przenikła przez korek i przeszła do samego napoju. Mimo że wielu koneserów uważało tę cechę za coś dobrego, to z czasem zaczęto używać zwrotu „trącić myszką” jako określenie czegoś, co przeleżało już tak długo, że stało się bezużyteczne i dawno już niemodne.



#7. Biegać jak kot z pęcherzem

Każdy, kto żyje pod jednym dachem z dumnym przedstawicielem kociego rodu wie, że przylepienie czegokolwiek do ciała tego stworzenia zazwyczaj kończy się awarią jego systemu i iście komicznym spektaklem desperackich, niezbyt skoordynowanych zachowań, które w normalnych warunkach nie przystoją żadnemu szanującemu się wąsaczowi. W czasach gdy jedną z niewielu atrakcji dla wiejskiej dzieciarni była zabawa wysuszonym, wypełnionym np. słomą, świńskim pęcherzem, któryś z kreatywnych gówniarzy wpadł na pomysł, aby przywiązać tę „piłkę” do kociego ogona. Szybko okazało się, że ofiara tego podłego żartu będzie w popłochu biegała po całej wsi przekonana, że coś ją goni.



Z jakiegoś powodu zabawa ta stała się równie popularna co dmuchanie żab. Do tego stopnia, że „biegać jak kot z pęcherzem” stało się oficjalnie funkcjonującym w języku określeniem chaotycznego, nerwowego miotania się.
3

Oglądany: 26180x | Komentarzy: 16 | Okejek: 149 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało