Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

6 aktorów, którzy zaryzykowali swoją karierę i tym samym uniknęli „zaszufladkowania”

49 942  
377   49  
A gdyby tak zrobić coś innego? Coś tak jakby na przekór swoim dotychczasowym dokonaniom i oczekiwaniom widzów? Dla niektórych aktorów taka decyzja jest ogromnym ryzykiem, bo nie zawsze łatwo jest przekonać odbiorców do swojej nowej, jakże odmiennej od pozostałych, roli. Tutaj z pomocą idą jaja, odwaga oraz talent, który skutecznie zamyka buzię wszelkim malkontentom.

#1. Matthew McConaughey odrzucił ofertę za 14,5 miliona dolarów

Umięśnione ciało, bujne blond loki, perliście biały uśmiech... Przez lata McConaughey był niekwestionowanym królem komedii romantycznych, zazwyczaj grając jedną i tę samą postać – lekko narcystycznego łamacza kobiecych serc. Można by powiedzieć, że aktor ten był bardziej zaszufladkowany w tym gatunku niż Hugh Grant, a każda kolejna produkcja z jego udziałem szybko stawała się kasowym hitem. I nagle kura znosząca złote jajka postanowiła się zbuntować i miała czelność odrzucić propozycję udziału w kolejnym „romantycznym” przedsięwzięciu.


Gwiazdor mógł zgarnąć 14,5 miliona dolarów za zagranie, kolejny już raz, tego samego przypakowanego gogusia. Łatwy szmal nie przekonał go jednak, bo gwiazdor miał nowy pomysł na siebie. Zaczął grać w mroczniejszych, znacznie poważniejszych filmach. Ten ryzykowny krok był strzałem w dziesiątkę – mimo że wiele osób zwiastowało artyście klęskę, ten zaskoczył wszystkich swoim „nowym ja”. Prawdziwym ukoronowaniem jego decyzji były lata 2013-2014, kiedy to zaliczył doskonałe występy w zasypanych prestiżowymi nagrodami „Witajcie w klubie”, „Wilku z Wall Street”, „Interstellar” oraz „True Detective”.


#2. Tom Hanks przestał się wygłupiać i zgarnął Oscara

Kto śledził karierę Toma Hanksa, ten wie, że jego wczesne dokonania to głównie głupawe komedie, w których artysta dawał upust swojemu wrodzonemu talentowi do rozśmieszania widzów. I chociaż takie produkcje, jak „Duży”, „Plusk” czy „Skarbonka” to filmy urocze, lekkie i „kultowe”, to mimo wszystko trudno powiedzieć, że to dzieła ambitne.


Nieoczekiwanie jednak, gdy gwiazdor mógł już przebierać w innych, doskonale płatnych ofertach związanych z tego typu kinem, Tom postanowił zagrać chorego na AIDS homoseksualistę w dramacie pt. „Filadelfia”. Był to pierwszy hollywoodzki film dotyczący epidemii tej choroby i jednocześnie pierwsza tak poważna rola Hanksa. Został on za nią nagrodzony Oscarem. Dzięki temu przełomowi w karierze aktor ten miał później wiele okazji do pokazania widzom wszechstronności swego talentu.


#3. Elijah Wood miał dość bycia milutkim Frodo

No dobra, cień małego hobbita już chyba na zawsze będzie towarzyszył Elijah Woodowi, chociaż trzeba to przyznać – aktor naprawdę zrobił dużo, aby pokazać widzom swoją zupełnie inną, znacznie bardziej niepokojącą, twarz. Wood podszedł do tematu dość radykalnie i po „Władcy pierścieni” często grywał prawdziwych czubków i psychopatów.


W „Zakochanym bez pamięci” wcielił się w obsesyjnie zakochanego mężczyznę, który wykorzystuje wymazane wspomnienia bohaterki, aby ją uwieść. W „Sin City” Roberta Rodrigueza zagrał niemego kanibala, a w „Maniaku” dał się poznać jako morderca ściągający ludziom skalpy z głów. Ach, no i nie zapominajmy o „Green Street Hooligans”, gdzie sympatyczny Frodo był znacznie mniej sympatycznym agresywnym kibolem.


#4. Zack Efron nie chciał już być utożsamiany z landrynkowymi produkcjami Disneya

Śliczny chłopczyk z serii rozśpiewanych, cukierkowych koszmarków „High School Musical” mógł nadal trzymać się kurczowo przesłodzonych, niezbyt wymagających ról w produkcjach Disneya, jednak zdecydował się pożegnać z tym rodzajem kina.


Zaczął więc brać sterydy i grywać w komediach dla dorosłych. Może i mało ambitnych, ale przynajmniej dobrze obsadzonych i przynoszących niezły zarobek. Zaliczył nawet występ u boku samego Roberta De Niro w żenująco wręcz złej produkcji pt. „Co ty wiesz o swoim dziadku?”. Na szczęście w ostatnich latach Efron chwyta się coraz większych wyzwań. Nie tak dawno krytycy docenili jego interpretację słynnego mordercy – Teda Bundy'ego, a ukoronowaniem jego nowej, aktorskiej drogi może być film pt. „The Iron Claw”, gdzie zagra legendarnego wrestlera Kevina Rossa Adkissona. Póki co jednak wiemy tylko tyle, że aktor chyba mocno przesadził z anabolikami, bo wygląda niepokojąco wręcz monstrualnie.


#5. Elizabeth Berkley – ryzyko, które niestety się nie opłaciło

Dla ładnej, młodziutkiej aktoreczki, która dotąd dała się poznać jako typ „grzecznej dziewczynki” w odnoszącym wielkie sukcesy serialu „Byle do dzwonka”, oferta złożona przez samego Paula Verhoevena była niczym dar od losu.


Twórca „Robocopa” chciał, aby Berkley zagrała striptizerkę w jego nowym projekcie. Rola ta wymagała od aktorki dużej odwagi, bo „Showgirls” to w końcu erotyczny thriller, gdzie trzeba było pokazać sporo nagości. Niestety efekt końcowy okazał się bardzo daleki od oczekiwań – film ten był najzwyczajniej zły, wulgarny i pozbawiony jakichkolwiek nut dobrego smaku. Obsypany za to został nagrodami. Niezbyt zaszczytnymi, bo mowa tu o słynnych Złotych Malinach. Dla marzącej o wielkiej karierze Berkley udział w tym przedsięwzięciu był niczym bolesna fanga w nos. Od tamtego czasu aktorka grywa drugoplanowe postaci, bardzo często w dość mizernych produkcjach.


#6. Leslie Nielsen – komik „na starość”

Tego aktora kojarzymy głównie z głupiutkich niczym żarty o Jasiu (ale jakże zabawnych!) komedii o humorze tak absurdalnym i nierzadko obrazoburczym, że nawet dziś, po latach od ich premiery, powrót do tych seansów jest gwarancją udanej zabawy. Zanim jednak siwowłosy komik zagrał włoskiego śpiewaka operowego Enrico Palazzo, aktor ten zaliczył multum różnych produkcji, zaczynając od kręconych w latach 50. musicali, westernów z epoki Technicoloru, produkcji z serii „Alfred Hitchcock przedstawia” czy chociażby popularnego, leciwego filmu SF pt. „Forbidden Planet”.


Wcielił się też w postać kapitana statku w słynnym filmie katastroficznym pt. „Tragedia Posejdona”. Tak naprawdę jedną z pierwszych okazji do pokazania widzom komediowego talentu Nielsen dostał dopiero w 1973 roku, czyli ponad dwie dekady po rozpoczęciu swojej filmowej kariery. Gościnnie pojawił się wówczas w jednym z odcinków serialu „M*A*S*H”.


Jednak to jego krótki, acz jakże pamiętny, popis w nakręconym siedem lat później „Czy leci z nami pilot?” stał się dla niego wytrychem do świata filmowego absurdu. Dotąd znany głównie z ról dramatycznych, aktor z dnia na dzień stał się twarzą szalonych komedii, a swoje pierwsze kroki w tej branży stawiał w dziełach tria Zucker, Abrahams and Zucker, którzy na nowo odkryli jego talent. Od początku lat 80. do swej śmierci w 2010 roku grywał już tylko w mniej albo bardziej udanych (mniej – szczególnie w ostatnich latach swej kariery) niepoważnych produkcjach komediowych.

1

Oglądany: 49942x | Komentarzy: 49 | Okejek: 377 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

28.03

27.03

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało