Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Co gorsze: Jezus po amputacji czy męski odbyt w dużym zbliżeniu? – oto 5 kolejnych intrygujących okładek metalowych zespołów

51 062  
118   28  
Po ostatnim artykule o metalowych okładkach odezwało się kilka głosów z propozycjami kolejnych grafik, które przyozdobiły wydawnictwa wyjców i szatańskich potępieńców. Wypada więc uzupełnić tamto zestawienie garścią innych, mniej i bardziej znanych, obrazków. A zaczniemy od istotnego, polskiego wkładu w tworzenie stalowej legendy.

#1. Judas Priest „British steel” – żyletka polskiej produkcji!

To pierwsza i ostatnia w tym zestawieniu okładka, która nie wywołała specjalnych kontrowersji. A mimo to wypada o niej wspomnieć, bo przecież charakterystyczny obraz dłoni trzymającej przerośniętą żyletkę to niemalże nierdzewna wizytówka heavy metalu ze swej najlepszej i najbardziej płodnej epoki. Mowa oczywiście o „British steel” – albumie grupy Judas Priest. Każdy szanujący się znawca muzyki doskonale wie, że to jedno z najważniejszych wydawnictw Roba Halforda i jego ekipy. Dla nas obrazek ten ma jednak dodatkową wartość – otóż został on stworzony przez naszego rodaka Rosława Szaybo – legendarnego przedstawiciela tzw. „polskiej szkoły plakatu”.


Oczywiście to jedna z jego najbardziej znanych prac, ale nie można jednak zapominać o tym, że projektował on też okładki dla innych muzyków, z Simonem i Garfunkelem, Eltonem Johnem, Royem Orbisonem czy Janis Joplin na czele! Był on też autorem grafiki, która pojawiła się na wcześniejszej płycie Judasów, czyli na „Killing Machine”.


W przypadku „British steel” artysta musiał zaprojektować oraz stworzyć ponadgabarytową żyletkę z aluminium i za pomocą sitodruku nanieść na nią tytuł płyty. Zarówno koncepcja, jak i wykonanie tego zdjęcia to w całości dzieło Szaybo, który był dyrektorem artystycznym tego projektu. Ba, to właśnie jego ręka trzyma żyletkę. Charakterystyczna grafika dość szybko stała się symbolem leciwego heavy metalu i trafiła na plakaty oraz na miliony koszulek noszonych przez długowłosych miłośników ciężkiego grania.
A jakby Was ciekawiło, kto zaprojektował używane przez zespół do dziś logo, to już spieszymy z odpowiedzią – to również jest dzieło Rosława Szaybo!


#2. Slayer „Christ Illusion” – zjarany, okaleczony Syn Boży nie do końca spodobał się jego fanom

Ach, Slayer. Nie dość, że kapela ta serwuje kawał soczystego nakur#iania, to jeszcze jej członkowie zawsze „umieli w kontrowersje”. W tym przypadku poszło o okładkę albumu „Christ Illusion” autorstwa, współpracującego już z grupą przy trzech wcześniejszych projektach, Larry'ego Carrolla. Artysta ten miał do dyspozycji jedynie tytuły, warstwę liryczną kompozycji i absolutnie wolną rękę, więc mógł się popisać swoją kreatywnością. W pierwotnej wersji obrazek przedstawiał więc zrelaksowanego Jezusa wylegującego się na tafli wody. Jednak to drugi projekt, gdzie pozbawiony ramion Chrystus stoi w morzu krwi i odciętych głów, bardziej przypadł do gustu zespołowi. Tom Araya uznał obrazek za znacznie lepszy, bo Syn Boży wyglądał na nim niczym zapuszczony narkoman, natomiast gitarzysta Kerry King tak bardzo zachwycił się tym dziełem, że odkupił od artysty oryginał malowany na drewnie.


Zespół wiedział, że projekt ten może nie spodobać się niektórym sprzedawcom, więc z myślą o przyszłych problemach zlecił stworzenie alternatywnej okładki. Zaskakujące jest jednak to, że największy skandal Slayer wywołał w… Indiach! Po apelacjach środowisk chrześcijańskich, które skarżyły się zarówno na obrazoburczy rysunek, jak i kompozycję „Jihad”, która nawiązywała do ataków terrorystycznych z 11 września 2001 roku, władze ugięły się do żądań aktywistów i płyta „Christ Illusion” została całkowicie wycofana ze sprzedaży w tym kraju.

#3. Metallica „Load” i „Reload” – krew, mocz i nasienie

Można wiele niepochlebnych słów powiedzieć o tych dwóch albumach Metalliki, ale akurat ich okładki są niczego sobie. A już na pewno – pełne, ekhem… „treści”. W czasie prac nad tymi płytami Lars Ulrich i Kirk Hammett przeżywali swoją fascynację nowoczesnymi, artystycznymi prądami w sztuce i to dzięki nim dostaliśmy to, co dostaliśmy (przynajmniej w warstwie wizualnej albumu). Frontman grupy, James Hetfield, po latach wspominał: „Lars i Kirk bardzo interesowali się sztuką abstrakcyjną, udając, że są gejami. (…) Myślę, że okładka Load była po prostu żartem z tego wszystkiego, więc zgodziłem się na to całe szalone, głupie gówno”. Trudno chyba lepiej wytłumaczyć zgodę na sięgnięcie po dzieła Andresa Serrano, w których wykorzystał on mieszankę krowiej krwi z własną spermą umieszczoną pomiędzy dwiema taflami pleksiglasu („Load”). Tymczasem w wydanym niedługo potem albumie „Reload” ten sam artysta powtórzył swój pomysł, sięgając ponownie po krew oraz – dla odmiany – własny mocz.


#4. Type O Negative „Origin of feces” – dupa, po prostu dupa

Czego można by się spodziewać po zespole, który zatytułował swój album „Źródłem odchodów” („Origin of feces”)? I chociaż pomysł na okładkę prezentującą męski odbyt w dużym zbliżeniu bardziej pasowałby do jakichś ochrypłych pojeb#w grających grind core, to akurat ten przykład projektanckiego geniuszu należy do smutnych gotów z Type O Negative. Dupa widoczna na zdjęciu należała do świętej pamięci Petera Steela – wokalisty grupy.


Trudno było oczekiwać przesadnie entuzjastycznych reakcji na taki rodzaj „sztuki” – co pewnie było założeniem zespołu, bo album ostatecznie sprzedał się naprawdę nieźle. Do tego stopnia, że już dwa lata później trzeba było wydać jego reedycję. Tym jednak razem na miejscu włochatego odbytu pojawiła się czarno-zielona wersja obrazu „Taniec śmierci”, namalowana w 1492 roku przez niemieckiego artystę Michaela Wolgemuta.


#5. CKY „Volume 1” – to samobójstwo było transmitowane na żywo

Trudno nazywać Camp Kill Yourself grupą stricte metalową, bo pobrzmiewają tu zarówno echa przyjemnego stoner rocka, jak i grunge’u, psychodelicznej alternatywy czy nawet radosnego disco! Na siłę jednak trochę przypnijmy tej kapeli łatkę zespołu związanego z cięższym niż lżejszym graniem – głównie dlatego, żeby pochylić się nad okładką ich pierwszej płyty, czyli wydanego w 1999 roku „Volume 1”. Graficzna oprawa tego albumu związana jest z dość makabrycznym wydarzeniem, które wstrząsnęło Ameryką w 1987 roku.


Rok wcześniej republikański polityk Robert Budd Dwyer, piastujący urząd skarbnika stanu Pensylwania, został oskarżony o przyjęcie łapówki z rąk przedstawicieli firmy Computer Technology Associates. Pieniądze te (coś w okolicach 300 tysięcy baksów) miały im zapewnić podpisanie pewnego lukratywnego kontraktu na prawie 5 milionów dolarów. Sprawa jednak wyszła na jaw, a wraz z nią całkiem pokaźna lista innych przekrętów, których Dwyer miał się dopuścić – w tym wymuszania haraczy, oszustw i krzywoprzysięstwa. Łącznie 11 zarzutów, które zawisły nad politykiem, zagwarantowałyby mu 55 lat odsiadki w pierdlu.


Mężczyzna jednak wcale nie zamierzał iść do więzienia. 22 stycznia 1987 roku zorganizował on konferencję prasową, na której, zgodnie z przypuszczeniami zaproszonych, zrezygnować miał ze swojego urzędu i przyznać się do winy. Dwyer upierał się jednak przy swej niewinności i w kwiecistej przemowie określił się ofiarą niesłusznych oskarżeń oraz politycznej nagonki. Następnie zwołał swoich obecnych na sali przyjaciół i każdemu z nich wręczył kopertę. Jak się później okazało, zawierały one m.in. list pożegnalny Roberta oraz... zgodę na zostanie dawcą organów po jego śmierci. Zanim ktokolwiek zdołał „połączyć kropki”, polityk wyciągnął z papierowej torebki rewolwer magnum kaliber 357. Chwilę później włożył jego lufę do ust, aby na oczach wycelowanych w niego obiektywów aparatów fotograficznych i kamer odstrzelić sobie kawał czaszki. Mężczyzna oczywiście zginął na miejscu. Trzeba jednak przyznać, że zanim dokonał tego spektakularnego czynu, samobójca był na tyle uprzejmy, że ostrzegł zgromadzonych przed przykrym widokiem, który miał ich za moment czekać.


Dwanaście lat później obrazek przedstawiający Dwyera z lufą we ustach przyozdobił okładkę albumu kapeli Camp Kill Yourself. Dwa lata po wydaniu płyt, kiedy to grupa CKY przeszła pod skrzydła innej wytwórni, artyści zostali przez nowych wydawców zmuszeni do zmiany grafiki na mniej kontrowersyjną.
2

Oglądany: 51062x | Komentarzy: 28 | Okejek: 118 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

19.04

18.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało