Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Pod czujnym okiem Wielkiego Brata nie znikniesz nawet na końcu świata

29 240  
137   11  
To było piękne dwadzieścia lat, które Manuel spędził w niewielkim Galapagar, zaledwie kilka kroków od Madrytu. Dogodne położenie, świetna pogoda, dobra praca… Czego więcej od życia wymagać?


Tyle że Manuel wcale nie miał na imię Manuel.

A do Hiszpanii przeniósł się nie dlatego, że zamarzył mu się własny warzywniak.

Najpierw jednak zajrzyjmy w przeszłość, do czasów, kiedy technologia, bez której trudno dzisiaj wyobrazić sobie życie, znajdowała się dopiero w powijakach.

Stanford CityBlock Project

Marzec, 2001 rok.

Larry Page – współzałożyciel Google – zjawia się na Stanford University z kasetą VHS w ręku. To nagranie zarejestrowane w samochodzie poruszającym się po rejonie zatoki San Francisco. Page prosi o pomoc w opracowaniu sposobu na przekonwertowanie wideo na serię obrazów – a ponieważ nie przychodzi z pustymi rękoma, projekt szybko nabiera kształtów.



Do ostatecznego sukcesu jeszcze daleko, ale Crawling the physical web, „indeksowanie fizycznej sieci”, rusza w listopadzie rok później, mając za sobą potężne finansowanie Google.

*
W tym samym czasie Manuel – a właściwie Gioacchino Gammino, jak brzmi jego prawdziwe imię i nazwisko – ucieka z rzymskiego więzienia Rebibbia.

*
Prace na kampusie w Stanford trwają cztery lata, podczas których powstają niezliczone panoramy. Badacze przemieszczają się pomiędzy budynkami, fotografując otoczenie ze skrzyni pickupa. Równocześnie w laboratoriach trwają wysiłki nad opracowaniem systemu, który pojedyncze zdjęcia byłby w stanie połączyć w jedną, łatwo nawigowaną całość.



Powstają wtedy niezwykle skomplikowane jak na owe czasy rozwiązania, z których wiele zostaje później wykorzystanych przez Google. Co ciekawe, zastosowania nie znajduje sedno Stanford CityBlock Project, czyli wieloperspektywiczne panoramy. Zamiast tego gigant z Mountain View decyduje się na wykorzystanie sekwencji 360-stopniowych panoram pozyskiwanych kolejno w założonych odległościach od siebie.

Google udostępnia StreetView z końcem maja 2007 roku, a pierwsze miasta, które można oglądać w internecie z perspektywy ulicy, to San Francisco, Las Vegas, Denver, Miami oraz Nowy Jork.



Wkrótce później dołączają do nich kolejne amerykańskie miasta, a stopniowo Google StreetView rozlewa się niemal na cały świat.

Niemal – bo z różnych względów zdarzają się wyjątki. StreetView nie ma w Chinach czy Korei Północnej, ale nie ma go także w Niemczech. Choć z zupełnie innych powodów.

Niewykluczone, że z tych samych powodów Manuel pożałował, że na miejsce swojej ucieczki wybrał Hiszpanię, a nie znacznie bardziej przywiązane do poszanowania prywatności Niemcy.

Gioacchino Gammino aka Manuel – gangster i szef kuchni



Równolegle z tym, jak Google rozwijało projekt StreetView, Gioacchino Gammino rozwijał swoje przedsięwzięcia w Hiszpanii. Przez dwadzieścia lat na „emigracji” przybrał nowe imię, założył restaurację La Cocina de Manu, w której serwował m.in. „sycylijski obiad”. Został też właścicielem sklepu z warzywami i owocami El Huerto de Manu. W międzyczasie zdążył się też ożenić, skutecznie unikając odpowiedzialności za swoje „poprzednie życie”.

Poprzednie życie – wysoko postawionego członka klanu Agrigento – odciął całkowicie.

Jak mnie znaleźliście? Z własną rodziną nie rozmawiałem od dziesięciu lat!”, brzmiały pierwsze słowa Gammino po aresztowaniu w 2022 roku.

W Google StreetView – powinna brzmieć odpowiedź, choć twierdzenie, że tak brzmiała naprawdę, byłoby nadużyciem.



Włoscy śledczy już od dłuższego czasu podążali tropem zbiegłego przestępcy, trafnie ustaliwszy, że uciekł do Hiszpanii. Wciąż jednak brakowało im najważniejszych informacji – dokładnej lokalizacji, pod którą można było Manuela znaleźć i zakuć w kajdanki, zanim ten zdąży ponownie rozpłynąć się w powietrzu.

Potwierdzenie przyszło właśnie za sprawą zdjęć Google, na których uwieczniono mężczyznę z charakterystyczną blizną przed należącym do niego warzywniakiem. Jeśli tego byłoby mało, na facebookowym profilu restauracji zamieszczono fotografię przedstawiającą dumnego szefa kuchni. Więcej tropów już nie potrzebowano.

*
Gioacchino Gammino zgubiła jego śmiałość? Stracił czujność po latach ukrywania się – uwierzył, że jest już bezpieczny? A może tradycyjna, analogowa mafia nie wytrzymuje konfrontacji z coraz bardziej nowoczesnym, opartym na technologiach światem. Ku temu drugiemu wyjaśnieniu każą skłaniać się inne historie – bo Manuel nie był wcale pierwszym ani ostatnim z mafiosów schwytanych w konsekwencji swojej internetowej działalności.



W 2021 roku uwagę śledczych zwrócił kanał na YouTube, którego założyciel popisywał się swoimi kulinarnymi umiejętnościami. W bajkowym karaibskim otoczeniu – w Boca Chica w Dominikanie – prezentował klasyki włoskiej kuchni. I choć na nagraniach skrzętnie ukrywał swoją twarz, to… zapomniał o zamaskowaniu charakterystycznych tatuaży. Marc Feren Claude Biart, 53-letni wówczas przemytnik kokainy na usługach klanu Cacciola, wpadł po siedmiu latach.

Czujne oko sprawiedliwości… albo zwyczajny przypadek



Google StreetView w mniejszym czy większym stopniu przyczyniło się do schwytania kilku włoskich mafiosów, ale na zdjęciach wykonanych z samochodu uwieczniono także wiele innych przypadków – przestępstw lub ich sprawców.
W 2010 roku na jednym z nowojorskich skrzyżowań kamery Google uchwyciły trzech dilerów, których zresztą wkrótce później aresztowano. Obrotni kryminaliści krzyczą nawet coś do przejeżdżającego samochodu.



W innym przypadku – z 2014 roku w Oklahomie – doszło do włamania z bronią w ręku. Przez ponad godzinę przestępcy trzymali kobietę na muszce, plądrując jej dom. Wezwana po napadzie policja rozłożyła bezradnie ręce. Sprawców nie udało się wykryć. A właściwie nie udałoby się wykryć, gdyby nie samochód StreetView, który zarejestrował podejrzanych idących ulicą przy domu zaatakowanej kobiety.



Po naszej stronie oceanu również zdarzają się podobne sytuacje – jak ta z 2008 roku. W Groningen w Holandii napadnięto czternastolatka. Złodzieje ukradli mu rower, telefon i pieniądze. Policja okazała się bezradna… przynajmniej do czasu, aż pokrzywdzony – jakieś pół roku później – ponownie zgłosił się na posterunek.

Tym razem miał w zanadrzu fotografię z Google StreetView przedstawiającą moment tuż sprzed zdarzenia. Napastnicy byli doskonale widoczni, dzięki czemu pozostało już tylko poprosić Google o zdjęcie źródłowe (bez rozmazanych twarzy) i aresztować sprawców. Skądinąd bardzo dobrze już znanych holenderskiej policji.

*



Na zdjęciach satelitarnych Google ujawniono niezwykle starannie zorganizowaną plantację konopi. Co ciekawe, nie było to jednak bynajmniej w Ameryce Łacińskiej, a… w Szwajcarii, pośrodku pola kukurydzy. Był to jeszcze jeden z wielu – szczęśliwych bądź nie – zbiegów okoliczności.

Czy te były jednak wyłącznie negatywne? Niekoniecznie. Czasem, choć z natury rzeczy nieistotne, bywają po prostu zaskakujące.

Ku rozbawieniu, ku pokrzepieniu

Próba odszukania samego siebie w Google StreetView bywa wciągającym zajęciem, choć często z góry skazanym na porażkę. Firma wykonuje miliardy zdjęć i szansa, że akurat to odpowiednie zostanie wykorzystane w systemie, wcale nie jest duża. Ale – jak zwykle – zdarzają się wyjątki.



Zalicza się do nich Leanne Cartwright z Carlise w Wielkiej Brytanii, która w StreetView odnalazła się nie raz, a dwa – w odstępie dziewięciu lat. W obu przypadkach w tym samym miejscu – czekając przed przejściem dla pieszych, z torbą zakupów w ręku. Zwraca uwagę fakt, że zdjęcia – pomijając inny ubiór kobiety – są w zasadzie identyczne.



Pewien mężczyzna z Singapuru w Google StreetView śledzi swoją babcię, co brzmi… dość podejrzanie. Na ile sytuację poprawia fakt, że babcia nie żyje już od paru ładnych lat, trudno powiedzieć. Tak czy inaczej nagranie z poszukiwania babci zostało zamieszczone na TikToku, więc to absolutnie musi być prawda.

*
Google StreetView ma już ponad piętnaście lat. Z perspektywy ludzkości to niewiele. Z perspektywy technologii – całe wieki. Pozwoliło nam spojrzeć na świat inaczej, a nawet pozwoliło po prostu spojrzeć – na miejsca, które dotychczas były niedostępne lub trudno dostępne. Dzisiaj wystarczy dostęp do internetu i kilka kliknięć, by przespacerować się ulicą Galapagar czy rzucić okiem na panoramę w praktycznie dowolnym innym miejscu Ziemi.

Czy to na pewno dobrze? Niemcy twierdzą, że nie. I skutecznie blokują próby wprowadzenia StreetView do swojego kraju. Odpowiedź jest natomiast wspólna dla większości nowoczesnych technologii: to zależy. Od tego, jak i w jakim celu wykorzystane zostaną pozyskiwane w ten sposób informacje.
2

Oglądany: 29240x | Komentarzy: 11 | Okejek: 137 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

24.04

23.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało