Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Wybiórczy słuch sąsiadek, leniwy mąż i inne anonimowe opowieści

43 420  
291   85  
Dziś przeczytacie m.in. o uniknięciu mandatu i zabawach na budowie, dowiecie się też, gdzie jest szmata, poznacie sprytną babcię oraz przekonacie się, do czego można wezwać taksówkarza.

#1.


Wracałam kiedyś z synem z galerii handlowej, już prawie pod domem zatrzymała mnie policja. Przekroczyłam dozwoloną prędkość w terenie zabudowanym. No cóż, zdarza się. Zatrzymałam się, pan policjant sprawdził mi dokumenty i powiedział, że za takie wkroczenie grozi mi mandat karny w wysokości od 100 do 200 złotych. Z nadzieją powiedziałam „To może 100?”. Pan policjant „To może wcale?”. Kamień z serca mi spadł, że skończy się na pouczeniu. Pan policjant dokończył myśl, że jeszcze w życiu nie ukarał ciężarnej kobiety i życzy mi dużo zdrowia i powodzenia.

Zatkało mnie. Nie byłam w stanie wytłumaczyć, że wcale nie jestem w ciąży. To tylko efekt przejedzenia fast foodami. Tak czy inaczej nie wiedziałam, czy mam się cieszyć z tego, że mnie nie ukarano, czy płakać, że w oczach młodego policjanta jestem po prostu gruba.

#2.

Gdy mieliśmy z kolegami po 12-13 lat, parę kroków od naszych bloków stały garaże, takie wiecie, stare, opuszczone blaszaki, po których biegaliśmy, skakaliśmy, chowaliśmy się w nich, gdy były pootwierane, no po prostu miejsce zabaw idealne dla dzieciaków. Nagle większość garaży zniknęła, teren został ogrodzony siatką, nasz teren! Pora wdrożyć plan zemsty i odbicia terenu. Kolega wytrzasnął nożyce do drutu, wycięliśmy w siatce dziurę, by dostać się na okupowany teren. Blok rósł w oczach. Początkowo prowadziliśmy tylko rekonesans, aż do momentu, gdy blok urósł do wysokości około trzech pięter, na dolnych poziomach pojawiały się okna. Terenu pilnowało wówczas dwóch ochroniarzy. Członkowie mojej ekipy byli ogromnymi fanami gry Splinter Cell – działanie w ukryciu, tak w skrócie, toteż tak samo w ukryciu przejmowaliśmy bazę. Wspinanie po rusztowaniach, przekradanie się pod gzymsami, chowanie się pod plandekami lub zanurzanie się w hałdach żwiru, gdy strażnik szedł na obchód. Wyobraźcie sobie, że nigdy nie byli świadomi naszej obecności tam, nigdy nas nie gonili.
Co robiliśmy, by przejąć teren? Wynosiliśmy wyposażenie – młotki, piły, dłuta, nożyce, kaski, pistolety do kleju, kombinerki. Po kilku dniach szabru naznosiliśmy do jednego z ostatnich garaży blaszaków dumnie nazwanego „Trzeci Eszelon” całą górę wyposażenia budowlanego. Nie było to w celach sprzedażowych, a tak po prostu, by naznosić – przejąć wyposażenie okupanta. Dodatkowo zrobiliśmy sobie kwaterę polową w jednym z pomieszczeń na samej górze bloku, skąd było widać cały plac budowy łącznie z trasami patrolujących ochroniarzy. Ochroniarzy nazwaliśmy Alpha i Bravo. Wszystko rzecz jasna robiliśmy po godzinach pracy budowlańców, wiadomo, lekcje w 1 gimnazjum, odrobić przyrę, obiad i dopiero był czas na misję.
Kiedy nasz proceder się skończył? Gdy dumnie wędrowaliśmy do kwatery Trzeciego Eszelonu na kolejną odprawę, a tam stały dwa radiowozy, kilku policjantów robiących zdjęcia garażu, wyciętej dziury w płocie. Jako grzeczne dzieci spytaliśmy panów policjantów, co tu robią. Dzieciom nie odmówili, powiedzieli, że chyba jakaś zorganizowana grupa okradała budowę, na innej budowie niedaleko dzieją się podobne rzeczy. Lepiej, żebyśmy się nie kręcili tutaj, to miejsce przestępstwa.

Zbrodnia doskonała, sprawcy na miejscu zrzucają podejrzenia na innych. Misja częściowo udana, agenci Trzeciego Eszelonu nie zostali wykryci. Niestety siatka szybko została zastąpiona blachą, a gdy się kręciliśmy w okolicy głównego wejścia, to widzieliśmy, że ochroniarze dostali jakiegoś dużego Burka do pomocy. Teren ostatecznie trafił w ręce okupanta. Ale cegiełka jakaś jest „nasza” – jeden z członków ekipy kupił w tym bloku mieszkanie ;)

#3.


Parę ładnych lat temu, w szkole, nauczycielka musiała wyjść na chwilę z sali, żeby pożyczyć z innej coś do wycierania tablicy. Poszła. Gąbki akurat w tej sali nie mieli, zamiast tego był jakiś kawałek tkaniny. Pożyczyła go, a wychodząc stamtąd powiedziała słowa, które chwilę potem poznało pół szkoły. „Jak będziecie potrzebowali szmatę, to jestem w sali obok”.
Pozdrawiam jedną z moich ulubionych nauczycielek xD

#4.

Zapewne każdy z Was słyszał o metodzie na wnuczka i okradzionych staruszkach lub o biednych starszych osobach ponaciąganych na zakup pościeli lub garnków albo po prostu na podpisanie beznadziejnej umowy. Takie numery nie z moją babcią.
Moja babcia to osiemdziesięcioletnia poczciwa kobieta, która nie dość, że nieufna, to jeszcze podejrzliwa, a przy tym bardzo mądrze podchodzi do tego typu spraw. Od wielu, wielu lat ma jednego operatora telefonu stacjonarnego oraz dostawcę prądu i gazu. I gdy ktoś dzwoni z ofertą, odkłada słuchawkę. Ma najniższy abonament na czas nieokreślony, więc po co jej nowe umowy. Gdy jej proponują kredyty, mówi, że jeśli potrzebują, to ona im pożyczy „miłego dnia”. Gdy ktoś obcy puka do drzwi z firankami i patelniami, mówi, że posag już ma. Ostatnio gdy przyszedł domokrążca i nieustępliwie chciał pokazać dywany, babcia powiedziała, że zaraz mu sprzeda, ale swoje noże. Sąsiadka to słyszała i zrobił się hit bloku.
Mimo tej hardości babcia postanowiła ostatnio, że potrzebuje mieć telefon komórkowy, bo gdy pójdzie na cmentarz czy na ploteczki lub targ, a coś się stanie, musi mieć z nami kontakt. Udałam się więc z nią do salonu sieci komórkowej. Babcia twardo, że ma być najtaniej. Po 30 minutach usiłowania namówienia babci na SmartDom, facet słysząc jej stwierdzenie, że na WiFi to ona może co najmniej skarpety powiesić... poddał się.

Żyj, babciu, 100 lat!

#5.


Będąc na studiach, ledwie wiązałem koniec z końcem. I to niestety nie przez imprezy, alkohol itp., a przez zwykłą biedę. Po opłaceniu mieszkania i abonamentu na telefon na cały miesiąc zostawało mi 100-150 zł. Oczywiście nie da się za tyle przeżyć w mieście, więc od poniedziałku do piątku uczelnia, a w weekend praca.
Moje znoszone do granic przyzwoitości buty były już dziurawe. W pewien weekend nie miałem żadnej fuchy, więc stwierdziłem, że pójdę na basen uczelni, który miałem za darmo, a gdzie chodziłem tylko brać prysznic, żeby zaoszczędzić na rachunku za wodę. Będąc w szatni, zobaczyłem na podłodze praktycznie nowe buty Nike, praktycznie takie same jak moje. Ukradłem je. Po prostu założyłem i zostawiłem swoje w ich miejsce. Chodziłem w nich do końca studiów, często myśląc o tym, czy tamten chłopak miał choć trochę lepiej i utrata używanych butów nie była dla niego wielkim ciosem. Czy żałuję? Trochę tak, to jednak kradzież, a z drugiej strony wiem, że kupno butów w tamtym życiu było abstrakcją.

#6.

Sytuacja sprzed miesiąca.

Przyszły do mnie sąsiadki z bloku z pretensjami, że słucham w mieszkaniu muzyki (nie że jakoś głośno, tylko że w ogóle), bo one są w ciąży i wymagają ciszy nocnej zarówno w nocy, jak i w dzień.
He, he, he... Zabawne, że jak kilka razy w czasie ciszy nocnej zdarzyło się, że mój były mnie maltretował, a ja krzyczałam „Ratunku! Pomocy!”, to nikt nie słyszał.

#7.


Nie wyrabiam.

Zajmuję się dzieckiem całodobowo.
Prowadzę dom całodobowo.
Pracuję w międzyczasie, najczęściej kiedy dziecko i mąż śpią.
Zarabiam już więcej niż mąż, który normalnie wychodzi na minimum 8 godzin do firmy, przy czym moją pracę on traktuje jak jakąś nieważną dodatkową rozrywkę, ja mogę sobie popracować, kiedy wszystko w domu jest ogarnięte, oni nakarmieni, wyprane i wyprasowane itd. Chodzę przemęczona, nie myślę, zaczynam zawalać jakieś drobne rzeczy, z którymi nie potrafię sobie poradzić sama, potrzebuję pomocy męża, który nigdy nie ma czasu.

Mąż przychodzi z pracy zmęczony na gotowy obiad, po obiedzie drzemka, po drzemce kawa i telewizor, oczywiście małym zajmuję się ja, żeby mógł odpocząć. Idzie spać wcześniej niż synek. Ja na siebie każdego grosza żałuję, chodzę w porwanych butach, ale dla nich jest wszystko.

Ja wiem, że teraz to „madkom” się w du*** poprzewracało, ale nie wszystkim. Mam wiecznie mnóstwo pracy i powoli już przestaję dawać radę. Fizyczne przemęczenie bierze górę nad moimi chęciami.
Nie żalę się, że mąż zły, chyba musiałam z siebie to wyrzucić i przeczytać, zobaczyć jak to wygląda z punktu widzenia odbiorcy. Trzymajcie za mnie kciuki.

#8.

Sytuacja z ostatnich wakacji.
Wracam do domu z weekendu w Chałupach, ok. godziny 12 w nocy w niedzielę. W tamtym czasie mieszkałam u babci przyjaciółki, która do wejścia do domu miała schodki w górę, z dwóch stron otoczone krzakami. Zawsze przed wejściem na te schody w nocy zapalałam sobie latarkę w telefonie, żeby upewnić się, że nie ma tam żadnej pajęczyny, bo pająków boję się najbardziej na świecie. No i zapalam latarkę i widzę ogromnego 5-centymetrowego pająka z wielką pajęczyną... Wpadłam w panikę. Starałam się nawet go stamtąd zrzucić, ale strach we mnie wygrał i nawet dwumetrowym patykiem bałam się go dotknąć. Nie chciałam za bardzo dzwonić po znajomych o takie „głupstwo”, więc weszłam do auta cała we łzach i czuję, że jedynym wyjściem będzie nocka w aucie na siedzeniu (całe szczęście miałam ze sobą śpiwór). Na drugi dzień rano wstałam i po pająku i jego pajęczynie nie było śladu... Ufff, co za ulga!
Tego samego dnia pracowałam do późna, wracam z pracy, a pająk znów tam jest! Stwierdziłam, że nie dam się i nie będę znowu spała w aucie. Zadzwoniłam po taksówkę i gdy facet przyjechał powiedziałam mu, że nie chcę, żeby mnie zawoził w żadne miejsce, tylko żeby zabił mi pająka. Zrobił swoje, dałam mu dwie dychy i odjechał. Powiedział, że 20 lat pracuje jako taksówkarz, ale takiej sytuacji jeszcze nigdy nie miał.... No cóż :)
7

Oglądany: 43420x | Komentarzy: 85 | Okejek: 291 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

19.04

18.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało