Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Odwieczna wojna pomiędzy nowym i starym na przykładzie samochodów

59 579  
349   341  
Od kiedy istnieje motoryzacja (lub przynajmniej odkąd ja pamiętam), Polacy ZAWSZE narzekali na nowe samochody. Nigdy im nie było po drodze z nowościami. Poniżej podzielę się przykładowymi argumentami za tym, że nowe samochody są złe oraz zastanowię się nad tym, dlaczego tak się dzieje.

Ten nowoczesny, dodany tylko po to, by nie waliła po oczach od razu ściana tekstu

Od razu na wstępie uwaga – z tego tematu wyłączam samochody wyłącznie elektryczne i skupiam się na czymś, co ma silnik spalinowy lub jest hybrydą. Elektryki opiszę niebawem. Druga uwaga – ja lubię i auta nowe, i klasyczne. Nie trzymam strony ani jednych, ani drugich. Postaram się temat przedstawić w miarę obiektywnie. I zaznaczam - to są tylko moje odczucia i wcale nie musisz się z nimi zgadzać. Każdy może mieć swoje zdanie, za to ludzi szanuję. A jeszcze bardziej szanuję, jak wyrażają swoje zdanie nie obrażając rozmówcy. Za auta nowoczesne uważam modele obecnie produkowane, lub samochody od rocznika 2015, bo ten rok pada obecnie najczęściej na wszelkiego rodzaju grupach jako granica tego nowoczesnego. No to jedziemy…

#1. Po XXXX roku prawdziwa motoryzacja się skończyła


Czemu XXXX – bo tu nie ma ustalonego roku. Mam podejrzenie graniczące z pewnością, że podany rok to rok produkcji auta, który posiada piszący te słowa. Więc rok w tym argumencie zmienia się dość płynnie. Ba, nawet piszący takie słowa potrafi zmienić rok po zmianie samochodu na nowszy. Więc data jest taka, jaka piszącemu jest w danej chwili wygodna. Czasami jest tak, że dopytuję, jakim autem piszący te słowa jeździ i okazuje się, że model, którego używa, produkowany był jeszcze przez kilka lat, zatem naprawdę nie wiem, czemu akurat piszący ten argument kończy motoryzację na jego egzemplarzu. A także zawsze pytam, co takiego stało się w XXXX roku, że prawdziwa motoryzacja się skończyła. Jeszcze nigdy na to pytanie nie uzyskałem żadnej odpowiedzi. Ale nie zrażam się i będę dalej wypytywał. O wynikach postaram się poinformować czytających te słowa.

#2. Nigdy nie kupię nowego auta, bo to tablety na kołach

Zakląłeś mnie w dotyk... (za artystką nie przepadam, po prostu ten tekst mi tu pasował)

Tak, obecnie modny jest argument tabletów na kołach. W pod koniec 90. (bo w latach 80. nie mieliśmy zbyt wielkiego wyboru) były to jeżdżące plastiki, w pierwszej dekadzie XXI wieku to był argument komputerów na kołach, by 10 lat później zamienić się w jednorazówki. Obecnie są to tablety na kołach. Co śmieszne – obecnie właśnie te jeżdżące komputery są wspaniałe, bo jeżdżące plastiki już są za stare. Ci, co nigdy nie kupiliby takiego jeżdżącego komputera na kołach dziś go kupują i sobie chwalą, że posiadają nowoczesne auto. Z czego to wynika? Ano z tego, że jesteśmy społeczeństwem ubogim. I nie stać nas na nowe samochody i właśnie w ten sposób uzasadniamy swoje wybory, jednocześnie marudząc na pojazdy nowsze. Za 20 lat tablety na kołach staną się w porządku, za to najnowsze pojazdy będą na cenzurowanym. Powyższe przemyślenie pasuje mi także do argumentu o końcu prawdziwej motoryzacji. A całe to marudzenie zaczęło się od otwarcia granic na początki lat 90., kiedy to ludzie zaczęli sprowadzać auta zachodnie. Wtedy zaczęły się narzekania, że nie ma to jak Polonez czy Polski Fiat, że są lepsze od tych zachodnich śmietników. I tak się to ciągnie przez lata.

#3. Dawniej samochody miały duszę

Ten, który powoli zyskuje miano auta uduchowionego

Tu podobnie jak na końcu prawdziwej motoryzacji dopytuję, czym ta dusza jest i jakim autem piszący te słowa jeździ. Nikt nie wiedział niestety, czym owa magiczna dusza jest, ale ponownie coraz to młodsze roczniki aut zyskują duszę. Przedstawię to na przykładzie Golfa. Jeszcze w roku 2005 Golf V to był bezduszny komputer na kołach, a duszę posiadał Golf II. W roku 2015, w czasach Golfa VII, duszę zaczęła posiadać IV (niestety III zaszczyt posiadania duszy czemuś ominął). Obecnie mamy Golfa VIII, a duszę posiada… Golf V, czyli wspomniany bezduszny komputer na kołach. Tak zacząłem sobie dociekać i wyszło mi z moich przemyśleń, że ową magiczną duszę zyskują samochody, które stanieją poniżej 20 000 zł (no max 25 000). Wtedy są godne nosić miano auta z duszą. Więc posiadacze Golfów VIII niech się nie łamią, tylko trzymają swoje auta, będą one miały swoją duszę. Póki co są tabletami na kołach. Czy byłem jakoś wyróżniony, gdy posiadałem auto z duszą? Nie. Czy czuję się źle, że nie posiadam auta z duszą? Nie. Kupuję auta, które mi się podobają. To ja się mam w nich dobrze czuć i tyle. Czy kupię sobie jeszcze auto używane (klasyka?). Owszem. Czemu? Bo chcę, bo lubię, bo takie auto mi się podoba. Żadnej ideologii do zakupu o duszach nie będę sobie dorabiał. I nie hejtuję aut starszych, szanuję je. Bez nich nie było by tego, co teraz mamy. Wniosły swoją cegiełkę w rozwoju motoryzacji i chwała im za to. Bo czasami właściciele nowych aut zapominają, jak śmigali samochodami starszymi i wyśmiewają je. Czemu? Nie wiem. Ja szanuję i tego, co ma samochód używany i tego, który ma auto nowe. Za to nie cierpię jak ktoś popada w skrajność i na siłę próbuje udowadniać swoje racje.

#4. Nowe auta to jednorazówki i co wymianę oleju wymiana silnika, a dawniej silnik to robił po milion kilometrów. Dlaczego teraz takich nie robią?

Duże przebiegi, powiadasz? Potrzymaj mi piwo...

I tak, i nie. Były trudne czasy początków downsizingu (odkąd zapowiedziano wejście normy Euro5, czyli jakoś od 2008 roku), kiedy producenci musieli się przestawić na nowe technologie i nowe rozwiązania. Nie były one zawsze do końca przemyślane i prawdą jest, że mnóstwo producentów wypuszczało zwyczajne gnioty. I fakt, te silniki psuły się czasem i po 40 000 km. Prym w tym wiedli producenci z Niemiec, ale i Francuzi im nie odpuszczali. Jednak po kilku latach procesy technologiczne zostały opanowane, silniki dopracowano i znów w większości robione są naprawdę dobre silniki. Można powiedzieć, że wypuszczane po roku 2015 silniki już są w większości dość trwałe. Choć i obecnie zdarzają się buble, ale to zdarzało się, odkąd istniała motoryzacja. Czy teraz nie robią trwałych silników? Owszem, robią. Przykładem mogą być choćby hybrydowe Toyoty. Robi toto setki tysięcy kilometrów i jeździ niezawodnie. Podobnie rzecz się ma z silnikami Mazdy. Taki silnik potrafi i trzy budy przeżyć. Albo fiatowskie słynne 1.4. Robi toto kilometry i działa. Czy dawniej robili silniki złe? Owszem, robili. Choćby oplowski 90-konny 1.6 z Kadetta SR (niech mu ziemia lekką będzie), czy 2.5 TDI V6 150 KM i naprawdę wieeele innych. W zafałszowaniu obrazu motoryzacji pomagają często nieuczciwi handlarze, robiący korektę liczników, przez co kupujący nowoczesny samochód ma wrażenie, że po 200 000 kilometrów wszystko się sypie, podczas gdy jego samochód często ma po 300 i więcej tysięcy nalatane (i takie przebiegi w pięcioletnim aucie się zdarzają, serio).

#5. Teraz to samochody psują się po gwarancji, a dawniej robiono je na lata


I to jest naprawdę jeden z nielicznych sensownych argumentów, pod którym się rękami i nogami podpisuję. Bo faktycznie obecnie producent robi wszystko, by jak najszybciej zmienić samochód na nowy. Czemu tak się dzieje? O tym można się szybko przekonać, wpisując na YT „Spisek żarówkowy nieznana historia zaplanowanej nieprzydatności”. Tak wszystko ślicznie zostało wyjaśnione. Więc producent stosuje różne triki, które mają uczynić samochód nieprzydatnym do dalszej eksploatacji. Wśród nich najgorszym co wymyślono jest serwis olejowy co 30 000 km. To dla silnika jest dramat. Olanie zaleceń producenta i wymiana oleju co 10 000 km skutkuje naprawdę znacznym wydłużeniem żywotności silnika. Jak znacznym? Niektórzy szacują, że nawet trzykrotnym. Dawniej ludzie naprawdę dbali o samochody. Dziś jest to narzędzie takie samo jak suszarka do włosów. A obecnie nowe auta kupują firmy, którym zależy na jak najniższych kosztach serwisu. Klient indywidualny, który kupił taki samochód dla siebie, wymienia olej często. I teraz samochody zadbane od początku przejeżdżają bezawaryjnie mnóstwo kilometrów. Te, które są serwisowane zgodnie z zaleceniem producenta… są dość problematyczne w dalszym użytkowaniu. Ale nie wszystkim producentom odwaliło. I tu powrócę do Toyoty. Czemu? Bo zaleca ona wymianę oleju w hybrydach co 15 000 km. Gdy wymieniałem olej po 12 000 km powiedziano mi jako ciekawostkę, że ten samochód na silniku spalinowym zrobił niecałe 8000 km, resztę dystansu przejechał na silniku elektrycznym. Więc tak naprawdę wymieniłem olej po 8000 km. A rzadko który samochód hybrydowy przyjeżdża na wymianę oleju z przebiegiem na spalinówce większym niż 10 000 km. Ponadto są to odciążone silniki pracujące w trybie Atkinsona i mamy przepis na długowieczność. Toyota zrobiła ostatnio specjalną stronę dla osób z dużymi przebiegami. Prym tam wiodą właśnie hybrydy i cała masa z nich ma powyżej 600 000 km. Czy dawniej robiono tylko dobre samochody? Otóż nie. Do dziś pozostały tylko te ponadprzeciętnie trwałe, o które ktoś dbał. Śmiem twierdzić, że 90% aut z lat 80. i 70% aut z lat 90. już służy jako żyletki lub okucia drzwiowe tudzież ościeżnice. Gdyby było inaczej na naszych ulicach śmigały by Ople Katetty, Ascony, Peugeoty 205, Talboty, Renault 9, 11, 21 i inne z lat 80. i 90. A nie śmigają... To samo stanie się z obecnie produkowanymi autami – za 20 lat pozostanie 10% z nich - tych najtrwalszych. Problem jest tylko jeden. Samochody z lat 80. i 90. zanim poznikały służyły w większości jeszcze przez kilkanaście lat. Te nowoczesne poznikają z ulic znacznie szybciej i zostaną zastąpione kolejnymi generacjami. I jeżeli mam być szczery, to dziś niemiecka wielka trójka produkująca auta z segmentu premium do dziś zalicza znaczny spadek jakości, niestety. I piszę to na podstawie własnych doświadczeń. Dlatego w przypadku zakupu nowych aut warto rozważyć alternatywy z Francji, Japonii, Korei, a w niedalekiej przyszłości także i... Chin.

#6. Kupuję starsze auto, naprawię je i wiem, co mam



Oj, nie – nie wiesz, co masz. Wiedział, co miał tylko i wyłącznie pierwszy właściciel pojazdu. Dla każdego następnego ten samochód to mniejsza lub większa zagadka. Właściwie sformułowane zdanie powinno brzmieć: kupuję używane auto, naprawię je i wiem, co i jak w nim naprawiłem. Zawsze to powtarzałem i powtarzał będę jako posiadacz ponad 30 samochodów używanych. Zresztą po zakupie każdego używanego auta na początku to najczęściej jest usuwanie druciarstwa, zaniedbań i patentów poprzednich właścicieli.

#7. Kupię stary samochód, będę go naprawiał i będę się nim cieszył do końca życia

Fura koleżanki, mam nadzieję, że się nie obrazi

Nikt tylko nie mówił, do końca czyjego życia. Swojego czy samochodu. W zasadzie na prawie każdego piszącego taki argument przyjdzie taki czas, że siądzie i zacznie liczyć. I z tych obliczeń wyjdzie mu, że dokładając tyle kasy, ile by pochłonął prawidłowy remont samochodu, może sobie kupić za te pieniądze o wiele młodsze auto. I w tym momencie kończy się miłość do samochodu. Bo pamiętajmy – części potrzebne do remontu auta (mówię o częściach dobrej jakości) nie tanieją. Tyle samo kosztowały, jak auto było nowe lub prawie nowe i tyle samo kosztują dziś, bowiem te części w przeciwieństwie do samochodu zawsze są nowe, produkowane na bieżąco. Zatem kapitalny remont takiego samego silnika i w aucie nowym, i tym 20-letnim, przy użyciu dobrych jakościowo podzespołów, będzie kosztował podobnie. I po tym brutalnym zderzeniu z rzeczywistością najczęściej samochody są sprzedawane dalej albo złomowane. A czasami nawet najbardziej wymarzony samochód zaczyna właściciela po prostu męczyć swoją upierdliwością w psuciu się dupereli. Ponadto sama blacharka – nieraz jak właściciel wiekowego pojazdu usłyszy kwotę za jej remont, sentymenty się kończą, a zaczyna się matematyka. I właśnie dlatego argument o dożywotniej miłości uważam za błędny. Weźmy jako przykład samochód z nagłówka tego rozdziału. Audi 80 B4. Przypomnijcie sobie, ile ich latało jeszcze 20 lat temu. A dziś spotkać taki na ulicach to święto. A były to samochody ponadprzeciętnie trwałe. Co więc z nimi się stało? Zwyczajnie zepsuły się tak, że nie opłacało się ich remontować, bo wartość remontu przewyższała wartość samochodu i poszły na złom. I taki sam los czeka większość samochodów kupowanych jako dożywotnie...

#9. Nie kupuję nowych samochodów, bo koszty ich utrzymania są okropnie duże, nie to co w starszych samochodach


Koszty utrzymania? Wybieram tego z lewej... Oba na zimowych felgach, czyli nie ma być pięknie, a tanio w razie jakiejś niezaplanowanej przygody.

Miałem i używane auta, i mam i samochody nowe. Jeden z tych nowych samochodów był w serwisie trzy razy (po 1500 km po roku i po dwóch). Koszty serwisu wyniosły mnie około 800 zł (wymiana oleju za pierwsze dwie nadprogramowe wizyty, trzeci raz za darmo w pakiecie serwisowym, który uzyskałem wraz z zakupem auta). Drugi nowy samochód był na dwóch wizytach (po 2000 km i po 12 000 km). Wymiana oleju za pierwszym razem to koszt 380 zł, za drugim pierwszy oficjalny przegląd kosztował mnie 620 zł. Badań technicznych jeszcze w żadnym samochodzie robić nie musiałem. Łącznie przez 2 lata wydałem na serwis obu samochodów niecałe 1800 zł, przy czym jakbym się trzymał zaleceń producentów, to wydałbym na przeglądy 620 zł przez 2 lata. To chyba niewiele, prawda? Mniej niż wymiana prostego rozrządu w aucie używanym. A te potrafią się kosztownie zepsuć, coś na ten temat wiem. Nawet płacąc za przeglądy nowych aut te 1000 czy 1500 zł rocznie (a takie kwoty przeglądów nowych samochodów opisują posiadacze starszych aut), to przez 3 lata wydajesz na przeglądy 3-4,5 tysiąca złotych. Przy czym wszelkie usterki są usuwane na gwarancji. A teraz siądź i policz uczciwie, ile kosztował serwis samochodu używanego przez te 3 lata. Ile kosztowały części i naprawy. Okazuje się szybko, że 60% z piszących takie argumenty wydało więcej niż te 3000 zł, a wielu się do tej granicy zbliżyło. Zresztą o kosztach utrzymania auta będącego na drugim planie powyższego zdjęcia tak, by było ono w stanie idealnym, już napisałem kiedyś artykuł. Kwoty powodują wytrzeszcz oczu.

#10. Tylko głupcy kupują nowe samochody, spadek wartości przeraża, nigdy bym nie kupił auta nowego. Kupując nowe auta utrzymujesz też producenta, transport, salony sprzedażowe, pośredników, banki, ogólnie armię ekstremalnie dobrze płatnych ludzi

Samochód Schrödingera: i stary, i nowy zarazem. Nieważne, jest śliczny

A ja jakbym był złośliwy napisał bym: A Ty kupując auta używane utrzymujesz mechaników, elektryków i blacharzy i na tym bym dyskusję zakończył. Ale nie jestem złośliwy, więc odpiszę inaczej:
Tak, nowe samochody (poza pewnymi wyjątkami) tracą na wartości (choć w ostatnich latach jakby mniej). Ale używane (poza pewnymi wyjątkami) także na wartości nie zyskują. Gdy tylko się uczciwie przeliczy wydatki na remonty używanego samochodu i utratę jego wartości przy sprzedaży, może się okazać, że zakup nowego wcale nie jest taki bolesny. Niektórzy chcą po prostu spać spokojnie wiedząc, że w razie jakiejś awarii mają coś, co nazywa się gwarancją, a inni zwyczajnie na starcie nie chcą poprawiać wypaczeń poprzednich właścicieli i chcą od początku decydować o swoim samochodzie. A nazywanie kupujących nowe auta głupcami i odradzanie im zakupu nowego samochodu to… strzelanie sobie w stopę. Bo jakby każdy wziął sobie do serca te słowa i nie kupował nowych aut (utrzymując armię dobrze płatnych ludzi przy okazji), to skąd taki mądrzejszy człowieczek wziąłby sobie te samochody używane? Dlatego zamiast obrażać takich ludzi, warto im kibicować, by kupowali nowe, które potem zrobią się autami używanymi i będzie je można sobie jako używkę kupić. Bo obrażając takie osoby, tak jakby sami pod sobą gałąź podcinamy. Zresztą w ostatnich latach mamy demo wersję co by się mogło stać, gdyby spełnił się piękny sen tych, co odradzają zakup samochodów nowych. Mianowicie nowych samochodów było sporo mniej niż zazwyczaj. I jak tam używane auta? Było ich tyle samo i w takich samych cenach jak do tej pory? Chyba nie, bo ktoś nie mógł dostać auta nowego, więc wstrzymał się ze sprzedażą 3-letniego. Ten, który chciał kupić 3-letnie, wstrzymał się ze sprzedażą swojego 6-letniego. I tak poleciało w całym zakresie roczników. A te, które były na rynku dostępne, to zwyczajnie takie, którymi już się nie dało jeździć, w cenach takich, jakie jeszcze niedawno temu kosztowały kilka lat młodsze sprawne samochody. Do takiej sytuacji doprowadziło drobne zaburzenie w ilości sprzedawanych samochodów nowych. Więc nie odradzaj ludziom kupowania nowych aut, tylko życz im, by ich kupowali jak najwięcej. Z pożytkiem dla Ciebie. Serio. I pamiętaj - używany samochód, który posiadasz też kiedyś był nowy i ktoś go musiał jako nowy kupić. A jakby nikt go nie kupił?

#11. A na koniec jeszcze kilka słów narzekania na światła samochodu, bym mógł coś ważnego pokazać

To te spawarki

W tym rozdziale mówimy o fabrycznie wyprodukowanych reflektorach. Tematem retrofitów z pewnością się zajmę (poszukuję chętnego z lampami H7 różnych typów do testów z Radomia i okolic. Jak ktoś się znajdzie poproszę o cześka). Odkąd pamiętam, kierowcom zawsze było źle. Oślepiały ich żarówki halogenowe, bo wsadza taki reflektor przeciwlotniczy w światła i debil jedzie. Jednak żarówki halogenowe się dość szybko upowszechniły i przestały przeszkadzać. Kolejna fala narzekań zaczęła się wraz z wynalezieniem xenonów. Panie – załadował koleś takie słońca w światła i razi wszystkich dookoła. Obecnie ludzie narzekają na oślepianie przez LED-y. Bo ma takie spawarki w lampach. Ale stała się rzecz niezwykła. Nagle xenony ze słońc stały się bardzo dobrym źródłem oświetlenia, bo tak cudownie oświetlają drogę. Więc już nie są na cenzurowanym. Za to dostaje się LED-om. Ale i one za 10 lat, jak tylko samochody z nimi stanieją, zaczną stawać się świetnym źródłem światła. Za to będzie się obrywało laserom, czy co tam wymyślą po drodze. Czemu o tym piszę? A bo chcę pokazać pewną prawidłowość. Że Polak niestety narzeka na wszystko, co nowe. Z narzekania uczyniliśmy sport narodowy. Polaka nie cieszy postęp. Musi wszystko hejtować i jest mu z tym dobrze. Ale jak to co hejtuje stanie się na tyle tanie, że może to kupić, to nagle ta hejtowana rzecz staje się najlepszą rzeczą na świecie. Skąd w nas tyle jadu? Niemniej pamiętajmy. Niezależnie od źródła światła podstawą są dobrze ustawione reflektory. Dlatego po każdorazowej wymianie żarówek czy palników warto je obligatoryjnie sprawdzić na SKP. To nie kosztuje dużo, a sprawia, że inni na drodze nam podziękują. No i dbajmy o stan kloszy i ogólnie samych reflektorów. Gdy nie chcemy kupować zamienników, możemy swoje światła oddać do regeneracji. Lub poddać regeneracji ich jakieś części. Warto.


Ja osobiście cieszę się z postępu, jaki się w motoryzacji dokonuje. Cieszę się z tego, że samochody są coraz bezpieczniejsze, że chronią życie ludzi. Że silniki coraz mniej palą i coraz mniej trują, a także lubię korzystać na trasie z aktywnego tempomatu, który dostosowuje odległość do poprzedzającego pojazdu i dostosowuje prędkość do prędkości obowiązującej na danym odcinku. Korzystam z wszelakich asystentów utrzymania pasa ruchu, martwego pola czy parkowania, a także ze świateł matrycowych. Jak samochód to sobie sam robi i robi to dobrze, to czemu z tego nie korzystać? Jednak nie zdaję się tylko na te systemy. One nie zwalniają mnie z myślenia, tylko mi pomagają. Dzięki temu nawet długa podróż mija miło i relaksująco. Tak więc ja nie hejtuję, ja jestem tylko ciekaw, co jeszcze wymyślą producenci aut, by kierowcom pomagać. I bardzo im w tym kibicuję, podziwiając szczerze każdy następny nowy model i z ciekawością czytając, co tam inżynierowie do niego włożyli. I takiego myślenia wszystkim życzę. Nie hejtujmy motoryzacji, podziwiajmy kunszt inżynierów i dzisiejszych, i tych sprzed 30 i więcej lat. Bo każdy z nich chciał stworzyć samochód jak najnowocześniejszy w czasach, w których dane auto powstawało. Ja wiem, jesteśmy społeczeństwem biednym. W większości nie stać nas na nowe samochody, ale to nie jest powód do obrażania się na nowoczesną motoryzację.

#12. Znajomy mówił, że w jego nowym samochodzie stało się…



I tu wyliczana jest litania co się stało. Jednak gdy ktoś zechce nawiązać kontakt z owym znajomym okazuje się, że jest on jak mityczny Yeti, czyli wszyscy o nim słyszeli, nikt go nie widział. Ja mam podczas pisania w sieci prostą zasadę. Opisuję to, czego doświadczyłem osobiście podczas użytkowania danego auta. A jak powołuję się na znajomego, to proszę go, by problem opisał, po czym go cytuję. Niemniej ta osoba śledzi dany temat i może swoje słowa potwierdzić. I z takim podejściem żyje mi się dobrze.

#13. Obecne silniki to tylko 4 cylindrowe uturbione dwulitrowe pierdziawki, które nie brzmią, wolę swoje (i tu w zależności od posiadanego silnika mamy R5, R6, V6, V8)…


Argument to taki, jakby dwulitrowe R4 powstało wczoraj. A czterocylindrowe silniki w Europie są najpowszechniejsze i są stosowane nie od dziś. I jakoś nikomu one nie wadzą. Wręcz były czasy, kiedy silnik o pojemności 2 litrów był uważany za dużą pojemność. Potem przyszły szalone lata 80 i moce silników i ich pojemności rosły (choć po kryzysie pod koniec lat 80. Jakby się wszystko uspokoiło. Następnie znów pojemności i ilości cylindrów wzrastały, bo w końcu znów powrócić do R4. Najlepiej pokaże to na przykładzie kultowego auta z Europy, czyli… Golfa. Bo on odzwierciedla wszystkie trendy w motoryzacji. Golf 1 miał czterocylindrowe silniki o pojemności 1.1 – 1.8 R4. Moce od 50 do 112 KM. Nikomu to nie przeszkadzało, auto po prostu sobie śmigało. W Golfie 2 mamy już silniki 1.3 -2.0 R4, a moce od 55 do 210 KM. W dalszym ciągu R4. Golf III to pojemności 1.4-2.9 moce od 55 do 190 KM. W tym modelu w Golfie po raz pierwszy zawitało 6 cylindrów (VR6). Golf IV to silniki o pojemnościach 1.4 -3.2 i mocach 68-241 KM. A z tego, co kojarzę, to były też przymiarki, by do Golfa wpakować 4 litrowe W8… Golf V pojemności się nie zmieniły, za to moce wzrosły od 75 do 250 KM, aż nadszedł Golf VI. Pojemności 1.2-2.5 (ale VR5 2.5 tylko na USA, bo w Europie zabawa kończyła się na R4 2.0. Moce 85-271KM. I wtedy to silnik 2.0 stał się znienawidzony, bo odebrał V-ki… Golf VII to silniki 1.0 – 2.0 R4 i mocach od 85 do 310 KM. Golf 8 to silniki 1.0 do 2.0 R4 i mocach 90 – 320 KM. Więc silnik R4 były z nami długo, ale teraz dopiero zaczęły uwierać. Co najśmieszniejsze – topowy 250 konny Golf V R32 z sześciocylindrowym silnikiem o pojemności 3.2 do setki przyspieszał gorzej niż obecny GTI, który wcale topowy nie jest, bo nad nim jest jeszcze wersja R. Przy czym, jeżeli chodzi o spalanie, to obecny Golf R (przyspieszający do setki w 4,7 sekundy pali sporo mniej niż jego pradziadek. Co do brzmienia – tu racja. Coś, co ma ponad 4 cylindry brzmi. I to naprawdę brzmi. Ale tak naprawdę większość populacji ceni sobie w aucie ciszę. Więc auta z dużymi silnikami (a dziś także robią i R6 i V6 i V8) są dobrze wytłumione. Po to, by nie drażnić niepotrzebnie użytkowników warczeniem. A ponieważ jak napisałem do dziś produkowane są V8, to argument, że obecnie to tylko uturbione dwulitrowe pierdziawki uważam za chybiony. No i 2 litry w Europie od zawsze to była taka pojemność ze średniego zakresu. Ani nie za duża, ani nie za mała. Taka w sam raz. I nie, nie hejtuję tu broń boże silników o liczbie cylindrów większych niż 4. Sam miałem V8 i uważam, że brzmiał genialnie. Ale jak napisałem - brzmienie to kwestia gustu. Jednym się podoba jak gra F8 Crossplane, inni wolą brzmienie Flat plane, a jeszcze inni mają na to zupełnie wywalone. Ja się z V8 nacieszyłem, a teraz do zakupu auta na codzień podszedłem pragmatycznie. Ma być ciche, ma mało palić i być niezawodne. I takie jest...

PS Pominąłem punkt #8. Czemu? Celowo. By można było na coś dodatkowo ponarzekać...
PPS Zdjęcia wykonane przeze mnie, więc ich autora nie podaję
PPPS (dużo tych PS) Źródeł także nie podaję, pisałem z głowy, a potrzebne linki są w tekście
29

Oglądany: 59579x | Komentarzy: 341 | Okejek: 349 osób


Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

19.04

18.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało