W dzisiejszym odcinku Netflix będzie chciał zrobić sobie hotel w dość nieodpowiednim miejscu, Dakota Johnson zdradzi, co takiego działo się na planie filmu „50 twarzy Greya”, a chłopak w bajce Disneya dostanie okresu.
Po niemal 30 latach od premiery oryginału, Disney postanowił
zafundować nam drugą część filmu „Hokus Pokus”. Akcja filmu rozgrywa się 29 lat
po wydarzeniach z poprzedniej części. Główne bohaterki to licealistki, z czego
jedna z nich obchodzi właśnie 16. urodziny. Okazuje się, że jest to wiek, w
którym młode wiedźmy otrzymują swoje moce i tak właśnie jest w przypadku bohaterki.
Całe to zamieszanie wskrzesza nieżyjące od dawna siostry Sanderson, a nowe
bohaterki muszą je zniszczyć.
W sieci pojawił się nawet zwiastun wraz z datą premiery.
Film zadebiutuje już 30 września tego roku na platformie Disney+.
https://youtu.be/ecJRvz9nk-U
Sporo zamieszania wywołała przytoczona przed tygodniem
wiadomość, jakoby Kit Harington (odtwórca postaci Jona Snowa) miał dostać swój
własny serial na HBO, będący spin-offem „Gry o tron”. W udzielonym ostatnio dla
BBC
wywiadzie jego koleżanka z planu Emilia Clarke (odtwórczyni roli Daenerys)
zdradziła, że w zasadzie to był pomysł samego Kita i jest bardzo zaangażowany w
cały ten projekt. Kobieta jednocześnie ma nadzieję, że wszystko przebiegnie po
jego myśli, a serial ostatecznie trafi do produkcji.
Dziennikarz nie mógł przepuścić okazji i zapytał aktorkę, jak
ona zapatrywałaby się na ewentualny powrót do „Gry o tron”. Oczywiście byłoby
to trudne do zrealizowania, bo jej wątek po prostu się wyczerpał. Jak wszyscy
dobrze wiemy, Daenerys (uwaga! spoiler!) pod koniec serialu umiera z ręki Jona
Snowa.
Jeśli jednak twórcy znaleźliby sposób na wrócenie jej do świata
żywych lub rozwinąłby się gdzieś z nią jakiś wątek poboczny, to Emilia Clarke
jasno zaznaczyła, że skończyła z tym!
Nie, myślę, że już z tym skończyłam.
Treściwie i na temat. Taka odpowiedź nie pozostawia więc żadnych
wątpliwości.
Pamiętacie jeszcze „50 twarzy Greya”? Wprawdzie od premiery
filmu minęło już sporo czasu, to jednak dopiero teraz odtwórczyni jednej z
głównych ról, Dakota Johnson, zdecydowała się
podzielić
ze światem tym, jaka atmosfera panowała na planie filmu.
Kobieta bez owijania
w bawełnę stwierdziła, że atmosfera na planie była wręcz „psychotyczna”, a
odpowiedzialna za nią była jedynie sama autorka książek, na podstawie których
powstał film, E.L. James. Dakota zarzuca jej również, że to przez nią film
poniósł fiasko w kwestii artystycznej.
Aktorka twierdzi, że James miała swoją własną wizję filmu,
która często (uwaga!) nie pokrywała się z tym, co widniało w książkach. Jako
przykład można podać choćby wewnętrzny monolog głównej bohaterki, który wielu
widzów doprowadzał do szału.
Dakota źle wspomina czas spędzony na planie filmu, choć sama
pochodzi z aktorskiej rodziny z mocnymi tradycjami i ciężkiej pracy, jak sama
twierdzi, wcale się nie obawia.
Kto oglądał nowy sezon „Stranger Things” ten wie, że
akcja dzieje się niemal jednocześnie w kilku różnych lokacjach. Mamy filmowe
Hawkins, mamy słoneczną Florydę, mamy nawet daleką Rosję i więzienie, w którym
przetrzymywany jest Hopper. No i właśnie o tę ostatnią lokację poszło.
Okazało się bowiem, że całe to więzienie to miejsce kaźni
Polaków, Romów oraz Żydów w trakcie II wojny światowej. Jest to bowiem litewski
zakład karny na Łukiszkach. I choć sam fakt, że zdecydowano się tam kręcić
sceny do serialu już wzbudził spore kontrowersje, to gwoździem do trumny okazał
się fakt, iż Netflix postanowił otworzyć tam… tymczasowy hotel dla fanów „Stranger
Things”. Widzowie mogą spędzić w nim noc za jedyne 100 euro za dobę.
Przedstawiciele społeczności romskich oraz żydowskich
stworzyli specjalną
petycję,
aby zdusić ten chory pomysł jeszcze w zarodku. Założono zebranie 35 tys. głosów,
co uda się osiągnąć już niebawem. Przytoczono również sprawę numerków na
nadgarstkach, które podobno tatuują sobie fani serialu „Stranger Things”. Niektórym
tego typu numeracja kojarzy się jednak tylko i wyłącznie z obozami
koncentracyjnymi, a nie z serialem o grupie dzieciaków walczących z potworami z
innego wymiaru.
Pierwsi goście mieli zawitać do hotelu już 4 lipca, jednak
prawdopodobnie do tego nie dojdzie. Głosy protestujących są tak silne, że
pomysłodawcy już powoli zaczęli się wycofywać.
Na Disney+ zadebiutował ostatnio serial zatytułowany „Baymax”.
To o tym robocie z filmu zatytułowanego „Wielka Szóstka”. Wokół serialu krąży
jednak dość sporo kontrowersji, a spowodowane są one głównie postacią
transseksualnego chłopaka, który doświadcza menstruacji.
Mało tego! W serialu pokazywane są również produkty związane
z menstruacją! I choć nie jest to już żadna nowość u Disneya, to jednak w tym
przypadku wyraz swemu oburzeniu postanowił dać na Twitterze dziennikarz i
filmowiec Christopher F. Rufo.
Post cieszy się ogromną popularnością i rozpoczął zakrojoną
na szeroką skalę dyskusję. Oczywiście część osób zgadza się z oburzonym
dziennikarzem, jednak zdecydowanie przeważająca część broni produkcji, twierdząc, że to chyba dobrze, iż ktoś bierze na siebie rolę edukatora i oswaja
młodych ludzi z rzeczami tak oczywistymi i powszechnymi jak kobiecy okres czy
też nieco mniej oczywistymi i powszechnymi jak transseksualizm.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą