W dzisiejszym odcinku nastąpi zmierzch NFT, Musk postraszy użytkowników Twittera, a Rosja zapowie swój narodowy laptop.
#1. Moda na NFT przemija… a przynajmniej wszystko na to
wskazuje
Pamiętacie jeszcze wielkie przepowiednie odnośnie NFT (Non-Fungible
Token – Niewymienny Token)? Miały wejść na rynek z przytupem. Miały być drugim bitcoinem.
Wszyscy mieli w to iść i każdy miał szaleć na ich punkcie. Od tamtego czasu
minęło już kilka miesięcy i to chyba dobry czas, aby zweryfikować te wszystkie
proroctwa.
Okazuje się, że każdy, który uważał, że NFT
to coś wielkiego, co zatrzęsie całym rynkiem, po prostu był w błędzie. Liczby
mówią same za siebie, a mówią one, że liczba transakcji na rynku NFT od
września zeszłego roku spadła o całe 80%. W szczycie popularności wynosiła ona
190 tys. dziennie, szacując średnią z całego tygodnia. Obecnie jest to około 30-40
tys. transakcji dziennie.
Spadła również liczba aktywnych portfeli na rynku NFT. W
szczycie aktywności (listopad – grudzień 2021) ich liczba wynosiła 118 650.
Obecnie jest to 27 640.
Oczywiście nie chodzi tutaj tylko i wyłącznie o spadek
zainteresowania. NFT to przecież aktywa spekulacyjne i podobnie jak w przypadku
kryptowalut, konsument nabywa je z nadzieją na wzrost zainteresowania, co z
kolei przekłada się na wzrost wartości. Jednak na rynkach walut jest jak jest, stopy
rosną i nie jest kolorowo. No i obrywają kryptowaluty i oczywiście NFT. Z tym
że dla tego drugiego może to być gwóźdź do trumny.
#2. Musk nie wyklucza wprowadzenia opłat na Twitterze dla
części użytkowników
Musk w końcu wynegocjował zakup Twittera (przypomnę, że platforma
poszła za 44 mld dolarów) i już zapowiada wielkie zmiany. W jednym ze swoich wpisów
postraszył niektórych użytkowników koniecznością uiszczania opłat za
korzystanie z dobrodziejstw Twittera.
Uspokoił on jednocześnie prywatnych użytkowników,
zapewniając, że dla nich TT był i zawsze będzie darmowy. Inaczej sprawa
przedstawia się jednak w przypadku kont komercyjnych/politycznych. Całkiem
możliwe, że to oni będą musieli płacić, aby publikować na platformie.
W sumie to brzmi rozsądnie. Przecież osoby komercyjne oraz
konta polityczne czerpią realne zyski z możliwości publikowania na platformie o
takich zasięgach. Nikt pewnie się nie obrazi, jeśli będą oni musieli za to
płacić.
Skoro jesteśmy już przy Elonie i Twitterze, to warto
przytoczyć też jeden z tajemniczych wpisów, w którym to miliarder wspominał:
Jeśli zginę w tajemniczych okolicznościach, to fajnie było
was wszystkich znać.
O co chodziło? Do końca nie wiadomo. Być może o groźby ze
strony Rosji wynikające z faktu, że Elon wsparł Ukrainę systemem Starlink. A
może Elon ma jeszcze innych wrogów, o których nic nie wiemy… Wiemy natomiast,
że pod wpisem Muska jeden z youtuberów (MrBeast) żartobliwie zapytał, czy w
obliczu tajemniczego zniknięcia Elona to on może dostać po nim Twittera. Elon
odpowiedział krótko:
Ok.
#3. Elon Musk krytykuje Apple
Musk nigdy nie ukrywał, że nie jest mu po drodze z Apple i
nie obawiał się publicznie krytykować firmy. Nie inaczej było i tym razem.
Teraz miliarder wziął sobie na cel AppStore i wysoką prowizję, jaką sklep
pobiera od deweloperów:
Sklep Apple przypomina 30-procentowy podatek od internetu.
To zdecydowanie nie w porządku.
W kolejnym wpisie miliarder wspomniał, że marża ta jest
dziesięciokrotnie wyższa niż powinna. W tym miejscu warto jednak sprostować
kilka rzeczy i wspomnieć, że nie dla wszystkich obowiązuje tak wysoka prowizja.
30% dotyczy jedynie deweloperów, którzy zarabiają więcej niż 1 mln dolarów
rocznie. Ci mniejsi twórcy mogą liczyć na marżę rzędu 15%. Choć wydaje mi się, że nawet ta niższa wciąż byłaby za wysoka dla Muska.
#4. Apple wprowadził do sprzedaży kabel i wycenił go na 839
złotych
Internauci mają kolejny powód, aby naśmiewać się z Apple.
Jak nie kółka do komputera, to podstawka pod monitor, jak nie podstawka, to…
przewód Thunderbolt 4. Powiecie pewnie, że zaraz, zaraz, jaki przewód
Thunderbolt 4? Przecież jeszcze o tym nie słyszeliśmy! No nic dziwnego. Jest to
świeżynka w sklepie
Apple, więc musicie na niego zerknąć.
Przewód Thunderbolt 4 o długości 3 metrów został wyceniony
na 839 złotych. Skąd tak wysoka cena? Kto ma sprzęt od Apple’a, ten nie będzie
się zapewne śmiał, bo doskonale wie, jak niebotycznie wysokie ceny osiągają
certyfikowane przewody Thunderbolt. Jednak zwykle kosztują one maksymalnie
kilkaset złotych, a nie prawie tysiaka. O co więc chodzi? Przeczytajmy może opis
ze strony producenta:
Czarny, pleciony przewód o długości 3 m, który zwija się bez
plątania i pozwala przesyłać dane z szybkością do 40 Gb/s przez port
Thunderbolt 3, Thunderbolt 4 i USB 4 oraz do 10 Gb/s przez port USB 3.1 drugiej
generacji, korzystać z wyjścia wideo DisplayPort (HBR3) i ładować urządzenia
mocą nawet 100 W. Służy do łączenia Maca wyposażonego w port Thunderbolt 3 lub
4 (USB-C) z wyświetlaczami i urządzeniami Thunderbolt (USB-C) i USB, takimi jak
Studio Display, Pro Display XDR, stacje dokujące i dyski twarde.
Zbyt wiele on nie wyjaśnia… pewnie więc chodzi o to co zwykle
– o logo Apple. Nie martwcie się. Jeśli już napaliliście się na ten przewód,
ale w portfelu pustki, to możecie zdecydować się na krótszą wersję
(1,8 m długości) za jedyne 679 złotych.
#5. Rosja wypuszcza swój narodowy laptop
W związku z nałożonymi na Rosję sankcjami niemal wszystkie
duże marki wycofały się już z kraju. Dotyczy to nawet niektórych producentów z
Chin. Co więc pozostało Putinowi i spółce? Rozpoczęcie produkcji własnego
sprzętu elektronicznego!
Wśród zapowiedzianych nowości wymienić można choćby smartfon
AYYA T1 o mocno nieaktualnych podzespołach. Po prześledzeniu parametrów
internauci doszli do wniosku, że jest to po prostu jeden ze smartfonów z Chin po
małym rebrandingu.
To oczywiście nie wszystko, bo zapowiedziano również narodowego
laptopa TonkTN4004. Ma on posiadać matrycę o przekątnej 14-cali. Jeśli chodzi o
pozostałe podzespoły, to znajdziemy tam chiński układ Zhaoxin KaiXian KX-6640MA
o taktowaniu 2,2 GHz i TDP 70 W, którym całkiem blisko do piątej generacji
procesorów od Intela. Znajdziemy tam również 8 GB pamięci operacyjnej RAM
(DDR3) oraz dysk SSD o pojemności 256 GB. Do tego przestarzały Bluetooth 4.0,
porty USB-C, HDMI oraz moduł Wi-Fi 802.11ac.
Sprzęt został wyceniony na równowartość 3300 zł, co rzekomo ma
pozwolić większości Rosjanom na zakup sprzętu. Na pewno tak będzie… wierzymy w
to równie mocno, jak rosyjski rząd.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą