Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Kiedyś dzieciom podawano morfinę, gdy darły japę podczas ząbkowania... – te narkotyki dostępne były w aptece bez recepty!

43 337  
177   28  
„Suszyć, skruszyć, zmielić, zważyć, podgrzać, zalać i zaparzyć” – radził kiedyś pan Kleks, jak przyrządzić wywar na bazie pełnego opium soku z makówki. Wprawdzie potem, nieco przewrotnie, sugerował, aby powstałą substancję wylać i oddać się rekreacji na świeżym powietrzu, ale kto by go tam słuchał…? Przecież nie od dziś wiadomo, że w dawnych aptekach można było kupić całą gamę „łakoci”, które każdego amatora narkotycznych tripów mogły bez trudu wysłać na orbitę.

1. Dyskotekowe „ciasteczko” do tańczenia w rytmie funk

Zsyntezowany w 1951 roku związek chemiczny o nazwie metakwalon jest substancją o działaniu sedatywnym, która do USA trafiła w formie leku Quaalude-300. Zdecydowanym plusem tego specyfiku było to, że wywoływał stany bardzo zbliżone do barbituratów – powodował delikatną senność, rozluźnienie mięśni, błogość, a w nieco większych dawkach – delikatną euforię. W przeciwieństwie do medykamentów na bazie kwasu barbituranowego, metakwalon nie miał tak dużego potencjału uzależniającego. Tak w każdym razie lek ten reklamowali producenci. Nie wspominali jednak, że stosunkowo łatwo go można było przedawkować. A to często oznaczało uszkodzenie systemu nerwowego, hipertonię, awarię nerek, a w skrajnych przypadkach śpiączkę i zatrzymanie akcji serca.


Mimo tych zagrożeń tabletki Quaalude-300 odegrały dość istotną rolę w rozkręcaniu imprez klubowych końca lat 60. i początku 70. Kojarzycie pamiętną scenę z „Wilka z Wall Street”, kiedy to główny bohater połyka o kilka tabletek za dużo i staje się bezwładny niczym worek ziemniaków? To właśnie efekt działania Quaalude – rekreacyjnego umilacza czasu, który chociaż lata swej świetności miał już wtedy za sobą, ale nadal w pewnych kręgach cieszył się prawdziwym kultem.



W jaki sposób ten sedatywny lek trafił do młodzieżowych klubów? Okazuje się, że dzieciaki chętnie zaglądały do apteczek swych łykających środki nasenne i inne psychoaktywne piguły rodziców. Pewne wartości wynosi się z domu, powiadają.

W pewnym momencie powstawać zaczęły nawet specjalne kluby zwane „barami z sokami”, gdzie ich bywalcy zamiast opijać się alkoholem, ładowali w siebie potężne dawki metakwalonu – substancji często określanej mianem „cytrynek” albo „dyskotekowych ciasteczek”. Obecnie w wielu krajach (w tym także w Polsce) lekarstwa zawierające ten związek nie są dopuszczone do handlu. Co jednak ciekawe – środek ten nadal cieszy się ogromną popularnością w… Afryce. To dlatego, że w latach 80. tabletki z metakwalonem były na ogromną skalę przemycane do krajów Czarnego Lądu i zdołały zdobyć sporą rzeszę miłośników, którzy sięgają po ten lek do dziś.

2. Żeby „bombelek” się nie stresował

Pentobarbital to związek z grupy barbituranów, który w latach 30. ubiegłego wieku zawitał do amerykańskich aptek jako Nembutal. Lek ten reklamowany był jako bardzo dobry środek do podania „małym pacjentom”, gdy ci na przykład boją się badań podczas wizyty u pana doktora. Silnie uzależniający, łatwy do przedawkowania środek uspokajający był jednym z wielu lekarstw tego typu, który miał swoich fanów wśród szukających euforycznych wrażeń hippisów.


Od dobrych dwóch dekad większość silnych leków uspokajających, które niegdyś zawierały barbiturany, obecnie w miejscu tych związków posiadają znacznie bezpieczniejsze substancje z grupy benzodiazepin.
Pentobarbital nadal jednak jest używany. W Holandii na przykład przyjmują go osoby decydujące się na eutanazję, a w niektórych stanach USA podaje się go dożylnie podczas egzekucji osób skazanych na śmierć.

3. Napruty opium niemowlak nie będzie się skarżył na ból wyrzynających się ząbków

Jeśli uważacie, że podawanie dziecięciu środka wykorzystywanego do uśmiercania przestępców jest przegięciem, to wiedzcie też, że niektóre niemowlaki miały też całkiem fajne doświadczenia związane z ząbkowaniem. Lek o nazwie laudanum pojawił się na aptecznych półkach w XIX wieku i miał być remedium na wiele różnych dolegliwości – od bóli menstruacyjnych, przez zapalenie opon mózgowych, aż po żółtą febrę. Mimo że produkt ten był niczym innym jak alkoholową nalewką zawierającą dość imponującą dawkę opium, nikt nie twierdził wówczas, że laudanum jest mocno uzależniającym środkiem narkotycznym. Ba, uważano wręcz, że to doskonały „suplement diety” dla brzdąców, które drą japę podczas ząbkowania.


Podawana dziecięciu na łyżeczce opiumowa gorzała sprawiała, że ból małych dziąsełek znikał w okamgnieniu. Cóż – jak by nie patrzeć, specyfik otrzymywany przez wysuszenie mleka z niedojrzałych makówek od setek lat chwalony był za swoje właściwości przeciwbólowe i uspokajające. Każdy kochający rodzic mógł więc odetchnąć z ulgą, widząc swe spokojne dziecko, które z uśmiechem na ustkach odbywa wojaż po innych wymiarach i nie skarży się na dyskomfort związany z wyrzynaniem się zębów.

4. ...a jakby nie podeszło mu opium, to pani Winslow miała mocniejszą alternatywę

Czytając o całkiem efektownej gamie narkotycznych środków, które niegdyś rodzice podawali swoim maluchom, można odnieść wrażenie, że 100-150 lat temu życie niemowlaka musiało być bardzo wesołe. Opium na swędzące dziąsła, barbiturany na uspokojenie, heroinka na kaszelek… No dobra – a co jeśli maluch uważał, że samo mleko z makówki dobre jest dla cieniasów, a prawdziwi smakosze narkotyków twardych sięgają po mocniejsze łakocie?
Z pomocą takim wybrednym, małym ćpunkom szła niejaka pani Charlotte N. Winslow, która w amerykańskim stanie Maine otworzyła fabrykę syropów dla dzieci. Jednym ze sztandarowych jej produktów był środek dla ząbkujących szkrabów. Wyjątkowo skuteczny – warto dodać. Trudno się dziwić – łagodzący dyskomfort pacholęcich dziąseł lek zawierał 65 mg czystej morfiny (czyli najmocniejszego z alkaloidów obecnych w opium właśnie) w 30 ml płynu. Dziecko po wypiciu małej dawki tego syropku było dosłownie nokautowane tym narkotykiem i zasypiało jak kamień.


Problem w tym, że czasem był to sen wieczny. Syropek pani Winslow można było łatwo przedawkować. Już w 1911 roku Amerykańskie Stowarzyszenie Medyczne zaczęło domagać się usunięcia tego zabójczego produktu z aptek. Nie nastąpiło to jednak zbyt szybko. Morfinowy syrop wycofany został ze sprzedaży dopiero w latach 30.

5. Psychoaktywny grzyb na nieregularne miesiączki

Istnieje całkiem sporo udokumentowanych przypadków, kiedy cała populacja mieszkańców średniowiecznych wsi dostawała masowych halucynacji. Bardzo często towarzyszyły tym stanom silne przykurcze kończyn, które to utrudniały prawidłową cyrkulację krwi, co często kończyło się martwicą tkanek. Takie są właśnie efekty zatrucia sporyszem – cystą pasożytniczego grzyba atakującego niektóre zboża. Głównym alkaloidem odpowiadającym za omamy jest tu ergotamina – związek chemiczny, który wykorzystywany jest jako substrat podczas syntezy LSD.
Sporysz w pewien sposób zdołał jednak zostać „oswojony” jeszcze zanim grzyb ten trafił do laboratoriów i poddano go naukowej analizie. Okazuje się, że niewielkie dawki sporyszu podawane były na przykład kobietom, aby zmniejszyć krwawienie (ergotamina działa obkurczająco na naczynia krwionośne) po porodzie lub w szczególnych przypadkach – aby wywołać aborcję.


Na początku ubiegłego wieku w aptekach można było kupić Ergoapiol – lek będący połączeniem sporyszu oraz... wyciągu z nasion pietruszki. Taki specyfik w odpowiednich dawkach miał leczyć dolegliwości związane z bolesnymi okresami oraz pomagać w uregulowaniu cykli miesiączkowych.

Mało wam? Tutaj poczytacie o innych narkotykach, które niegdyś sprzedawane były w aptekach.

Źródła: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
2

Oglądany: 43337x | Komentarzy: 28 | Okejek: 177 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało