Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Patologiczny ojciec, przyjęłam pod swój dach uchodźców i inne anonimowe opowieści

46 997  
308   68  
Dziś przeczytacie m.in. wyznanie ciężarnej mistrzyni ciętej riposty, poznacie zdanie zapamiętane z dzieciństwa, przekonacie się, jak łatwo czyjąś pasję zmienić w koszmar, a na koniec będzie o tym, że warto pomagać.

#1.

To było w czasach szkoły średniej, czyli daaawno temu. Organizowaliśmy sobie w klasie 18. urodziny. Kwota zbiórki na każdego ucznia wynosiła kilka złotych. Miało się zwrócić za torty. Klasa liczyła 30 osób. Każdy przystał na to, bo zawsze w tym dniu były spokojniejsze lekcje, a nauczyciele nie pytali. Prezenty były różne, ale zazwyczaj była to duża maskotka.
Ja mam urodziny na koniec roku. Po sylwestrze przyniosłam dwa torty. Jeden dla uczniów, a drugi do pokoju nauczycielskiego. Przyznam, że miło było dostać życzenia od dyrektora i nauczycieli. Do tej pory to pamiętam, jak po lekcjach nauczycielka od chemii pytała, z jakiej cukierni zamawiałam torty. Potrzebowała zamówić identyczny na prywatną uroczystość. A zawsze miałam jakiś zatarg z tą kobietą. Ludzie, których traktowałam zawsze jako zło, okazali się być w porządku.
Za to kiedy wniosłam tort do mojej klasy, nastała cisza. Tylko kilka osób odśpiewało mi sto lat. Część udawała, że mnie nie widzi. Nauczycielka, która też była moją wychowawczynią, zwróciła się do towarzystwa, że to już ostatnia taka uroczystość w klasie i powinni bardziej się zaangażować. Pokroiłam tort i... rzucili się na niego jak sępy. Nawet mi kawałka nie zostawili, bo niektórzy brali po dwa i wynosili z sali dla osób z innych klas. Usiadłam w ławce i zjadałam wafla. I przyszły do mnie trzy dziewczyny, które trzymały w ręce foliowy woreczek z 16 zł. „Każdy już się znudził tymi urodzinami, tylko tyle zebrałyśmy na ciebie od klasy”... Jakbym dostała w twarz. Zawsze się składałam i nawet chętnie pomagałam w transporcie tortów, bo jako 17-latka zrobiłam prawo jazdy. Wtedy bardzo mnie lubili i nie miałam nigdy z nikim konfliktu.


Nie przyjęłam tych pieniędzy. Wracałam do domu ze łzami w oczach. Jak to wspomnę, to do tej pory zbiera mi się na płacz.

#2.

Pewnego razu, a było to w ósmym miesiącu mojej ciąży, weszłam do marketu, gdzie w sumie pracuję, zaczepiła mnie „koleżanka z pracy”. I rzecze: Co tam? Pewnie będzie dziewucha, co? Odparłam, że i owszem. Na co ona: Tak myślałam, bo wyglądasz paskudnie.
Nawet nie pomyślałam nad tym co odpowiedzieć, bo mój język był szybszy.
I powiedział: No zobacz! Ty też wyglądasz paskudnie, a nie jesteś w ciąży.

Gdy dotarło do mnie co jej odpowiedziałam, szybko się pożegnałam i poszłam w swoją stronę. Możecie mi tylko zazdrościć jej miny. Widok bezcenny ;)

#3.

Dużo rzeczy pamiętam z dzieciństwa. Jednak jedno zdanie było wyjątkowo często powtarzane przez moją mamę, oczywiście w mojej obecności.
Gdy oglądałyśmy telewizję i mama zobaczyła ładną osobę, za każdym razem powtarzała: „Ludzie to mają ładne dzieci”. Czasami też mówiła, że takich dzieci tylko pozazdrościć. Brałam to do siebie. Było mi zwyczajnie przykro.
Jednak raz to swoje ulubione zdanie mama powiedziała w obecności babci, ja również przy tym byłam. Babcia widziała, że jest mi przykro, więc powiedziała, że ja też jestem ładnym dzieckiem.
Mama jednak to przemilczała.

Teraz mam 25 lat, a mama dalej podziwia inne dzieci, tylko nie mnie.

#4.

Oboje moich rodziców w młodości tańczyło, ale im ostatecznie nie wyszło. Nic zatem dziwnego, że oboje się uparli, aby zapisać mnie do szkoły baletowej. Nie było co prawda tak, że musieli jakoś szczególnie naciskać – sama uwielbiałam taniec. Ale dwa lata w tej okropnej szkole wystarczyły, aby pasja stała się moim koszmarem.

Chodziłam do tej szkoły na początku lat 90. Był w niej nauczyciel tańca klasycznego, Pan X. Wśród uczniów mojej szkoły miał bardzo charakterystyczne przezwisko, którego nie zdradzę. Pan X uwielbiał rzucać w nas przedmiotami, kiedy coś mu się nie spodobało. Sama nieraz oberwałam dziennikiem w głowę, ponieważ byłam jedną z jego ulubienic. Musicie wiedzieć coś o nauczycielach klasyki - bardzo charakterystyczne dla nich jest to, że najbardziej znęcają się nad tymi, w których widzą potencjał. Ja miałam świetne warunki fizyczne do baletu, więc moja poprzeczka była wyżej niż poprzeczka większości koleżanek. Mimo że byłam tak samo szczupła, jak każdy w naszej klasie, ciągle słyszałam, że powinnam schudnąć.


Najgorsza sytuacja miała miejsce, gdy miałam około 12 lat. Do dziś to wspomnienie żyje w mojej pamięci. W tym wieku zaczęłam bardzo intensywnie dojrzewać i się zaokrąglać, co nie jest nigdy mile widziane w tym zawodzie. To była pierwsza lekcja klasyki po przerwie świątecznej. Co miesiąc mieliśmy publiczne ważenie na początku klasyki i akurat niefortunnie wypadło na lekcję zaraz po przerwie świątecznej. Pan X spojrzał na mnie z niesmakiem:
- Ania nażarła się w święta. Może nam się pochwali, co dobrego jadła? Wszyscy ciężko pracują i decydują się na wyrzeczenia, to chociaż sobie posłuchają.
Byłam przestraszona i nie wiedziałam, co powiedzieć, więc milczałam.
- Powiesz nam sama, ile przytyłaś od ostatniego ważenia, czy chcesz się przed wszystkimi skompromitować?
- 5 kilo - rzuciłam jakąkolwiek odpowiedź w nadziei, że ważenie mnie ominie.
- Nie wierzę ci. Stawaj - rzucił i stuknął wskaźnikiem w wagę na środku sali.
Stanęłam na wadze, a ta pokazała 40 kilo.
- No i co? Oszukałaś mnie. Zejdź z wagi i stań tyłem do klasy.
Zrobiłam to, co kazał mi Pan X, a wtedy usłyszałam:
- Będzie tyle, ile przytyłaś, a drugie tyle za kłamstwo - i zanim przetworzyłam to, co zostało powiedziane, poczułam uderzenie na pupie. Pan X zaczął mnie bić wskaźnikiem. Ponieważ miałam na sobie tylko leotart i krótką, wiązaną spódniczkę - uderzenia były bardzo bolesne, a niektóre trafiły na moje gołe uda. Ale ze względu na swoją dumę zagryzłam zęby i tylko bezgłośnie płakałam.
Zapytacie, co na to rodzice? Powiedzieli, że nauczyciele tańca zawsze byli surowi i przynajmniej nabiorę dyscypliny. Ślady po uderzeniach skwitowali „nie przesadzaj”.

Ukończyłam tę szkołę z dyplomem zawodowej tancerki, a o tańcu nie chcę słyszeć.

#5.

Od kilku miesięcy zmagam się z depresją, a wraz z tym z myślami samobójczymi. Nikt z rodziny prawdopodobnie się nie domyśla, no bo skąd. Ale nie w tym rzecz. Kiedyś przed całym tym syfem przeczytałam, że osoby z myślami samobójczymi szukają choć jednego małego powodu, żeby tego nie zrobić. Wtedy pomyślałam, że to głupie. Jednak teraz troszkę zmądrzałam i zrozumiałam. Moją blokadą przed zrobieniem tego jest mój pies. Dla wielu może wydawać się to śmieszne albo nielogiczne. Osobiście uważam, że psy tak samo jak my odczuwają wiele emocji, również tęsknotę. Więc kiedy pomyślę, jak by było, gdybym to zrobiła, i widzę mojego psa, który codziennie śpi w moim pokoju i nie potrafi zrozumieć dlaczego nie wracam, dlaczego nie leżę obok niego jak zawsze, mówię sobie „nie”. Ta mała istotka nieświadomie dzień w dzień ratuje moje życie.

#6.

Związałem się z kobietą z dzieckiem. Dzieciak ma 8 lat i po niecałych 2 miesiącach znajomości zrozumiałem, że nic z tego nie będzie. Biologiczny ojciec dzieciaka nastawiał go przeciwko mnie. Miałem z nim trzy światy, a matka nie potrafiła nic z tym zrobić. Nie chciało mi się walczyć z alkoholikiem po wyroku i nabuntowanym przez niego dzieciakiem, który robił mi po złości. Starałem się zbliżyć do chłopca, bo zależało mi na jego matce. Dałem sobie ostatnią szansę i pojechaliśmy na kilka dni w góry. Były sanie, ognisko, kiełbaski, zwiedzanie i inne atrakcje. Chłopak był zachwycony, nigdy czegoś takiego nie przeżył. 4 tys. zł później wróciliśmy do domu, a po jego pierwszym kontakcie z biologicznym ojcem znów stałem się dla niego wrogiem numer 1.
Wyjaśniłem kobiecie co i jak i odszedłem. Wiem, że to nie jej wina, ale mimo tego nie zamierzam tkwić w jakiejś toksycznej modzie na sukces i borykać się z jej problemami z byłym i brać na barki ciężaru tej patologii, która się za nią ciągnie. Szukam szczęścia, a nie problemów. Szkoda było na to wszystko pieniędzy, czasu i nerwów. Znów samotność.

#7.

Dzisiaj odpowiedział mi dział HR jednej z czterech największych na świecie firm audytorskich z zaproszeniem do rekrutacji na pozycję związaną z modelowaniem finansowym. Pierwszym etapem rekrutacji było rozwiązywanie na czas gierek webowych typu dopasuj puzzle, żeby powstał korytarz...

Jednak rodzice nie mieli racji, że granie na komputerze mi się nie przyda :)

#8.

Od kilku dni mieszka ze mną Ukrainka z synem. Uciekli nocą pod ostrzałem z okolic Kijowa. Mam duże mieszkanie, mieszkam sama, więc zdecydowałam oddać jeden pokój uchodźcom.
K. z synem przyjechała z dwiema reklamówkami. Nie mieli nawet plecaka, walizki. W tej reklamówce miała zestaw nożyczek i brzytwę, ponieważ jest fryzjerką. Przyjechali w nocy i od razu mi powiedziała czym się zajmuje i spytała, czy ktoś nie chce skorzystać, bo ona nie chce nic za darmo, chce zarobić na swoje jedzenie. Powiedziała, że będzie mi sprzątać, ale odmówiłam, bo nie oferowałam jej domu, żeby wykorzystywać jej sytuację. Oddałam jej do dyspozycji moją kuchnie, żeby mogła gotować dla siebie i syna po swojemu, bo każdy ma swoje smaki i nasza polska kuchnia nie musi smakować Ukraińcom. Ja nie jem mięsa, oni tak, ale mimo to K. codziennie się zamartwia i zachodzi w głowę, żeby mi coś dobrego bez mięsa przygotować. Jak wracam z pracy, to czeka na mnie albo sałatka, albo zupa (wszystko pyszne, jest świetną kucharką!). Staram się podsyłać znajomych i ludzi z okolicy do podcięcia i wymodelowania włosów (dużo osób przychodzi, chociaż wcale nie potrzebuje, ale chcą tak okazać wsparcie) i ona za każdą osobę mi dziękuje oraz bardzo wypytuje, czy byli zadowoleni i czy nie zrobiła czegoś źle.
Są bardzo oszczędni, szybki prysznic, mimo że namawiałam ich na kąpiele, w każdym pokoju bardzo pilnują, żeby było zgaszone światło, przykręcają grzejniki. Nie marnują jedzenia, dbają o rzeczy, które dostali od Polaków.
Chłopiec ma 9 lat i mimo że ja nie znoszę dzieci i mam alergię na bombelki, tego małego polubiłam. Jest grzeczny, sympatyczny, słucha mamy.
Ja jestem typem samotnika, uwielbiam mieszkać sama, ale nawet przez sekundę nie żałowałam, że zaoferowałam im schronienie i że są tutaj ze mną. Nie są uciążliwi, nie denerwują mnie. A nawet jeśli muszę znieść jakiś mały dyskomfort, to jest to niczym w porównaniu do ostrzałów rosyjskich i bombardowań :(
Po obydwojgu widać, że przeszli ogromną traumę, ale to już zupełnie inna historia.


Dlaczego o tym piszę? Bo chcę przekazać, że warto pomagać, nie bójcie się przyjmować uchodźców. Są oczywiście różne przypadki, słyszy się w internecie o osobach roszczeniowych, cwaniakach. Ale to margines. Dlatego chcę rozpropagować pozytywny obraz uchodźców. Proszę, nie przekazujcie negatywnych opowieści o uchodźcach, słyszanych gdzieś tam od kogoś tam. Często biorą one początek u rosyjskich trolli. Promujcie te pozytywne, budujące historie.
9

Oglądany: 46997x | Komentarzy: 68 | Okejek: 308 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

24.04

23.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało