Skoro już powiedzieliśmy sobie o kanciastych kubkach mocnych niczym
radziecki łeb, to czas jeszcze raz wrócić do kuchni. Tym razem do
tej znajdującej się w przytulnym mieszkaniu naszych babć. Jestem
bowiem przekonany, że w jednej z szafek z naczyniami znajdziecie
przepiękny (i dość niepraktyczny) relikt epoki, kiedy mięso
kupowało się na kartki, piłkę kopało się sofiksami, a szczytem
marzeń każdego małolata była figurka He-mana z Pewexu.
To naczynie, w
przeciwieństwie do
wykonanej z fasetowanego szkła ciężkiej szklanki, którą obecnie można nabyć w Ikei, było wiotkie,
cieniutkie i kruche niczym skorupka jajka. Na szczęście
wytrzymywało wysoką temperaturę, więc picie z niego herbaty nie
groziło katastrofą. Aby jednak cieszyć się gorącym naparem,
oprócz szklanki potrzebny był jeszcze jeden rekwizyt. Koszyczek.
Zazwyczaj metalowy, chociaż zdarzały się też np. takie wykonane z
wikliny.
Zacznijmy jednak od
początku, czyli od 27 sierpnia 1689 roku. W dniu tym rosyjski car
Piotr I podpisał z chińskim cesarzem Kangxi tzw. traktat
nerczyński, czyli umowę, która ostatecznie uregulowała sporną
kwestię granicy pomiędzy oboma mocarstwami. Przy okazji też
ustalono wówczas
szereg ułatwień dla transportów handlowych.
Oznaczało to, że karawany z cennymi chińskimi produktami mogły
przekraczać granicę z dużo większą swobodą niż wcześniej. Z
tego faktu szczególnie cieszył się car i zamożni mieszkańcy
Rosji. Oto bowiem mogli mieć oni lepszy dostęp do napoju, który
dotąd uchodził za prawdziwy, egzotyczny rarytas. Mowa o herbacie –
suszu roślin z rodzaju kamelia, którym z wielką lubością od
setek lat raczyli się Chińczycy. Azjatycki napój znany był już na
carskim dworze, bo specyfik ten otrzymał od chińskiego ambasadora
dziadek Piotra I, Aleksy Michajłowicz. Otoczenie władców
rozsmakowało się w tym naparze i płacąc ogromne pieniądze,
zaczęło sprowadzać herbaciany susz do Rosji.
Z czasem, gdy ceny
herbaty spadły, na jej zakup mogli sobie pozwolić przedstawiciele
uboższych warstw społecznych. Szczególnie na początku XX wieku,
kiedy to uruchomiono kolej transsyberyjską i import wszelkich
produktów z Chin można było uskuteczniać na znacznie większą
skalę. Już dużo wcześniej jednak herbata gościła w rosyjskich
domach. Ba, wraz z herbatą sprowadzono też powiązany z nią
wynalazek. Był to metalowy zbiornik na wodę, który w swej
pierwotnej wersji umieszczany był nad paleniskiem. Z czasem jednak
powstawały także urządzenia z wbudowanym kominkiem, a także
wersje naftowe, a nawet elektryczne. Mowa oczywiście o
samowarze
(ros.
sамовар). I chociaż pierwsze tego typu podgrzewacze z
całą pewnością były produktami importowanymi z krajów
azjatyckich, to szybko ich wytwarzaniem zajęli się sami Rosjanie. Z
fabryk samowarów słynęła miejscowość Tuła. Istniało nawet
powiedzenie
„Jechać do Tuły z własnym samowarem”, które to
znaczy tyle co
„Iść z drewnem do lasu” czy „Rozmawiać z konfederatą i nie umrzeć na raka żenady”.
W górnej części samowaru znajdowało się miejsce na czajniczek, w
którym to podgrzewana była esencja herbaciana. Rosjanie woleli bowiem najpierw przygotować skondensowany napar z liści, który to
następnie rozwadniali wrzątkiem. Napój można było pić ze
zdobionej, porcelanowej filiżanki… jeśli się było kobietą.
Mężczyźnie, szczególnie takiemu obytemu w zasadach savoir
vivire’u, nie wolno było zbrukać swej godności tym niewieścim
naczyniem.
Panom herbatę lano więc do szklanek. A że nawet
najbardziej zgrubiałe męskie palce nadal wrażliwe są na wysoką
temperaturę, specjalnie dla rozsmakowanych w chińskim zielu
dżentelmenów stworzono metalowe koszyczki, w których umieszczało
się szklankę. W zależności od stanu finansowego domowego
gospodarstwa,
podstakanniki (bo tak owe koszyczki się zwały) mogły
być np. ręcznie wykonane ze złota i przyozdabiane szlachetnymi
kamieniami albo – w przypadku uboższych domów – zrobione z
mosiądzu lub też odlewane z cyny.
Takie koszyczki
szybko rozpowszechniły się nie tylko na spotkaniach towarzyskich, ale również w… podróżach. Oto bowiem Siergiej Witte,
rosyjski minister transportu, który urząd ten zaczął sprawować w
1892 roku, wprowadził dekret nakazujący serwowanie herbaty w
wagonach restauracyjnych tylko i wyłącznie w szklankach
zaopatrzonych w podstakanniki. Warto tu dodać pewną intrygującą
ciekawostkę – prawdopodobnie również
w tym samym okresie pojawił
się zwyczaj krojenia plastra cytryny wraz ze skórką i wrzucania go
bezpośrednio do naparu. Podobno dodanie do napoju tego kwaśnego
owocu miało zniwelować skutki choroby lokomocyjnej. Najwyraźniej
ten sposób „ubogacania” herbaty spodobał się Rosjanom, bo
wkrótce cytrusowy talarek lądował w każdym naparze serwowanym w
rosyjskich restauracjach.
Rosyjski sposób
delektowania się czajem dotarł do Polski w XVIII wieku, kiedy to
nasz kraj został podzielony. Na terenie zaboru rosyjskiego Polacy mogli skosztować herbaty ze szklanki w metalowym koszyczku. Tym, co mieli
szczęście i odpowiednie pieniądze, być może i dane było nawet spróbować
tego napoju z luksusowym plasterkiem żółtego cytrusa! Jednak
prawdziwy, polski bum na podstakanniki miał miejsce dopiero w XIX
wieku,
kiedy to warszawskie restauracje zaczęły masowo sprowadzać
z Rosji ten gadżet. Radzieckie koszyczki potrafiły być prawdziwymi
działami sztuki, bardzo często umieszczano na nich socjalistyczne
symbole, historyczne sceny oraz wizerunki szczególnie zasłużonych
dla rosyjskiego narodu osobistości. Szybko jednak produkcją
podstakanników zajęli się nasi lokalni złotnicy, którzy
początkowo kopiowali wschodnie produkty, ale z czasem zaczęli
wprowadzać na rynek autorskie wzory.
Zwyczaj picia
herbaty ze szklanki umieszczonej w koszyczku przetrwał do PRL-u i
do niedawna miał się naprawdę dobrze. Kto miał okazję zahaczyć
o tamtą epokę z całą pewnością pamięta, jak cholernie
niepraktycznym wynalazkiem były te metalowe nakładki. Nagrzewały
się one bowiem równie szybko co sama szklanka, więc tak czy
inaczej trzeba było poczekać dłuższą chwilę, aby móc raczyć
się naparem.
Szczęściarzem był ten, który zamiast gorącego jak
piekielny kocioł koszyczka posiadał jego wiklinową, "plebejską" wersję!
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą